Od początku roku już ponad 57 tys. emigrantów z północnej Afryki oraz Bliskiego Wschodu przeprawiło się przez Morze Śródziemne ku Europie. Blisko 2 tys. z nich utonęło. Uciekają od nędzy i politycznej niestabilności (nie z gatunku tych, które sprowadzają się do rozpadu koalicji rządzącej). Ratunku szukają w Europie – dla nich wymarzonej, a dla zamieszkujących ją ludzi w gruncie rzeczy nudnej – wyspy bezpieczeństwa i dobrobytu. W – że przywołam obraz naszej cywilizacji, którym Dostojewski posłużył się w „Notatkach z podziemia” – Kryształowym Pałacu.

Ta ogromna ludzka chmara, która zmierza ku Europie, wywołuje wśród jej mieszkańców popłoch. Jego przejawy mogliśmy oglądać w ostatnich dniach w relacji z włoskiego miasta Ventimiglia, gdzie policja siłą usuwała koczujących imigrantów (przybyłych głównie z Sudanu i Erytrei). Angelino Alfano, włoski minister spraw wewnętrznych, nazwał owe wydarzenia „policzkiem wymierzonym w twarz tych wszystkich europejskich państw, które próbują odwrócić wzrok od tego, co się dzieje”.

Bo Europa odwraca wzrok. Nie tylko ze strachu czy poczucia bezradności, ale również z obrzydzenia. Koczujący u bram Kryształowego Pałacu Afrykańczycy samym swoim wyglądem pokazują, że nie przynależą do świata, do którego wnętrza tak desperacko próbują się przedostać. Obdarci, brudni, wydzielający nieprzyjemną woń, zjadający wszystko ze zwierzęcą zachłannością – nie pasują do sterylnego świata galerii handlowych, autostrad i szybkiego internetu, w którym poruszają się eleganccy i zadbani Europejczycy. Europa – to nowoczesne, ekskluzywne osiedle, odgrodzone od reszty świata wysokim płotem i strzeżone bacznie przez firmę ochroniarską – boi się i brzydzi odpadów, do których powstania (czy jej się to podoba, czy nie) sama walnie się przyczyniła. Jej mieszkańcom nie podoba się, że oto miasteczko Wilanów jest zagrożone przez wysypisko ludzkich śmieci.

Mocne słowa? Niewątpliwie. Ale nie miejmy złudzeń. W skali całego świata globalizacja rozszerzyła zakres tego, co było specyficzne dla modernizującego się społeczeństwa przemysłowego. Jak zauważył kiedyś Zygmunt Bauman, „produkcja «niepotrzebnych ludzi» na skalę przemysłową jest zjawiskiem absolutnie nowoczesnym, podobnie jak idea «odpadów» i jej odwrotność, koncepcja «efektywności». W gospodarce chłopskiej dominującej w erze przednowoczesnej nie było miejsca na pojęcie «odpadów» i związane z nimi praktyki produkcji, usuwania i destrukcji: nie istniały «śmieci», «odpady», «resztki do wyrzucenia». Wszystko miało swoje zastosowanie, nadawało się do ponownego wykorzystania. Wszelkie resztki organiczne, które produkowano w gospodarstwie wiejskim, natychmiast powracały do łańcucha pokarmowego w postaci paszy dla zwierząt czy nawozu. Zakrojony na szeroką skalę proces «recyklingu» avant la lettre stanowił nieodłączny element wspomnianej gospodarki chłopskiej i nie były z niego zwolnione ani przedmioty nieożywione, ani żywe istoty, w tym także ludzie”.

Europa odwraca wzrok. Nie tylko ze strachu czy poczucia bezradności, ale również z obrzydzenia. | Jan Tokarski

W warunkach zglobalizowanego świata jest już jednak dokładnie na odwrót. Wszystko (dosłownie wszystko) idzie na przemiał; zostaje włączone w tryby ogromnego mechanizmu ogólnoświatowej konsumpcji, której nieuchronnie (jak to konsumpcji) towarzyszą przeżuwanie, trawienie i wydalanie. Uciekinierzy z Afryki i Bliskiego Wschodu – obdarci, wynędzniali, wymęczeni – to takie właśnie „ludzkie odpady” (by nie powiedzieć: ekskrementy) globalizacji. Na ich widok Europa wykrzywia więc twarz w grymasie głębokiego dyzgustu, odwraca wzrok, a jednocześnie nerwowo rozważa, jak uporać się z tym obrzydliwym, upiornym problemem.

Najgorsze w tym wszystkim jest zaś to, że nie widać dobrych – to jest moralnie akceptowalnych i politycznie odpowiedzialnych – rozwiązań. Jaką liczbę imigrantów jest Europa w stanie wchłonąć? Jak miałaby zintegrować ich ze swoim społeczeństwem, aby nie tworzyć nowych, wewnętrznych „wysypisk śmieci”, których już dziś przecież nie brakuje? Przyjmowana jeszcze niedawno z takim entuzjazmem globalizacja raz jeszcze odsłania przed nami swą mroczną stronę: na problemy wywołane przez globalne przyczyny nie ma dobrych lokalnych rozwiązań.

Póki co, obrona przed byciem dotkniętym przez tą brudną, obcą, nieprzyjemną substancję, która obsiadła Kryształowy Pałac niczym ćmy lampę, przybiera coraz bardziej desperackie formy. Nie tylko jest wodą na młyn nacjonalistycznych populistów, ale tworzy również nowe linie podziału: Francja odgradza się od Włoch; północne Włochy odgradzają się od południowych. Jednocześnie włoskie władze grożą (właśnie: „grożą”), że jeśli nie zostanie wypracowany szerszy kompromis oparty na europejskiej solidarności, jednostronnie wydadzą imigrantom wizy pozwalające im poruszać się swobodnie po strefie Schengen. Jakie byłyby dalekosiężne konsekwencje takiego – zgodnego przecież z globalizacyjnym kanonem – „swobodnego przepływu ludzi”, możemy się jedynie domyślać…