W miniony weekend rozpoczęła się 11. edycja Festiwalu „Chopin i jego Europa”, obecnie chyba najważniejszego – głównie pod względem klasy zapraszanych wykonawców i różnorodności oferowanego programu – festiwalu muzycznego w Polsce, zwłaszcza jeśli chodzi o mniej znaną twórczość przed- i wczesnoromantyczną polskich kompozytorów. W odróżnieniu od wielu innych wydarzeń tego rodzaju festiwal zauważa także muzykę kameralną, stanowiącą oczywisty kontrapunkt dla wielkiej twórczości symfonicznej i koncertowej. Z naturalnych względów impreza skupia się w dużej mierze na muzyce fortepianowej, organizatorzy jednak robią miejsce również dla innych składów wykonawczych, dzięki czemu udaje się w jakiejś mierze uniknąć monotonii. Chociaż liczba wykonań obu koncertów fortepianowych Chopina (a w ubiegłych latach także „Sonaty b-moll”) może wystawić na próbę cierpliwość słuchaczy śledzących kolejne wydarzenia na festiwalu. A przecież ani koncerty, ani sonaty Chopina nie należą do utworów rzadko u nas wykonywanych.

W tym roku festiwal nosi nazwę „Od Chopina do Skriabina”. Rym optyczny zawarty w tytule podpowiada swojego rodzaju żart czy zagwozdkę. Rym, który nie jest do końca rymem, pasuje do faktu, że wcale nie zaczynamy od Chopina (tylko wcześniej) i nie docieramy do Skriabina (tylko dalej). Trudno stwierdzić, czy to zabieg celowy, w każdym razie organizatorzy wymyślili tytuł całkiem zgrabny i nie powtórzyli pomysłów  niezręcznych – by nie rzec absurdalnych – z lat ubiegłych, kiedy to mieszali chronologię i wrzucali do jednego gara wykonawców i kompozytorów  („Od Pogorelicia do Czajkowskiego”, „Od Mahlera do Liszta i Noskowskiego” czy „Od Chopina i Griega do Panufnika”).

Festiwal, jak na imprezę muzyczną z prawdziwego zdarzenia przystało, oprócz tytułu ma także podtytuł, dewizę tudzież zawołanie herbowe: „Przed wielkim Konkursem”. Chodzi, rzecz jasna, o 17. Konkurs Chopinowski, który odbędzie się w październiku. Podczas tegorocznej edycji festiwalu w recitalach i półrecitalach solo zaprezentuje się „polska reprezentacja” biorąca udział w pianistycznych igrzyskach. Lokalizacja tych koncertów – w kościele Świętego Krzyża, niejako pod sercem Chopina – sugeruje, że chodzić może o modlitwę wstawienniczą w intencji wejścia polskich pianistów do finału konkursu. Młodzi muzycy zagrają na fortepianie historycznym, co pewnie nie ułatwi sprawy ani im, ani publiczności, ale może przyczyni się do lepszego zrozumienia pianistyki Chopina przez startujących w konkursie.

Lokalizacja tych koncertów – w kościele Świętego Krzyża, niejako pod sercem Chopina – sugeruje, że chodzić może o modlitwę wstawienniczą w intencji wejścia polskich pianistów do finału Konkursu Chopinowskiego. | Gniewomir Zajączkowski, Szymon Żuchowski

Oprócz nich na festiwalu pojawią się pianiści od lat związani z Konkursem. Wprawdzie zabraknie w tym roku Marthy Argerich, ale będą Alexandre Tharaud, Philippe Giusiano, Jewgienij Bożanow [1], Akiko Ebi, Julianna Awdiejewa, Ingolf Wunder, Krzysztof Jabłoński, Dang Thai Son, Nelson Freire oraz Ivo Pogorelić, a ponadto Tobias Koch, Andreas Staier, Plamena Mangowa i inni.

Przed wielkim Konkursem publiczność wielokrotnie odświeży sobie oba koncerty fortepianowe Chopina, lecz można będzie usłyszeć nie tylko je. Jednocześnie trochę szkoda, że zaprasza się pianistów klasy Dang Thai Sona po to, żeby grali utwory typu „Koncert fortepianowy” Ignacego Jana Paderewskiego, choć niewątpliwie miło, że muzyk znalazł w sobie siłę, by przyjrzeć się tej kompozycji. Podobnie Tobias Koch niezmordowanie przybliża słuchaczom twórczość mniej znanych polskich kompozytorów przełomu XVIII i XIX w. oraz późniejszych – robi to nie tyle z wdziękiem, co wręcz widowiskowo, szczególnie kiedy kilkukrotnie podczas występu zmienia fortepiany historyczne, by precyzyjnie dopasować brzmienie do okresu powstania dzieła.

Żeby tytuł nie wypadł gołosłownie, twórczość Skriabina faktycznie będzie reprezentowana – wprawdzie dość skąpo, za to potencjalnie w efektowny sposób: na jednym koncercie Philippe Giusiano zagra „12 etiud” (op. 8), a na drugim Louis Lortie wykona „24 preludia” Skriabina wraz z cyklem preludiów Chopina. Jeśli chodzi o nowsze kompozycje, to utwory kameralne Andrzeja Czajkowskiego wykonywać będzie między innymi Maciej Grzybowski, wytrwały propagator jego godnej zainteresowania twórczości, choć nie najwybitniejszy jej interpretator. Na tegorocznym festiwalu nie będzie niestety zbyt obszernie prezentowana kameralistyka, jednak z pewnością na uwagę zasługuje koncert świetnej Plameny Mangowej z Apollon Musagète Quartett oraz Sol Gabetty z Bertrandem Chamayou. Muzyka wokalna przedstawia się na festiwalu ilościowo jeszcze skromniej, lecz niewątpliwie kusząco zapowiada się recital słusznie renomowanego barytona Matthiasa Goernego z pieśniami Schumanna.

Stałym gościem festiwalu jest Andreas Staier, specjalizujący się w wykonawstwie historycznym. W tym roku zagra kilka koncertów klawesynowych Bacha, a towarzyszyć mu będzie ciesząca się zasłużoną sławą Freiburger Barockorchester. Z zagranicznych zespołów orkiestrowych pojawi się także Philharmonia Orchestra z Władimirem Aszkenazym, tym razem w charakterze nie solisty, lecz dyrygenta. Zaprezentują między innymi wielką symfonikę Piotr Czajkowski, Sergiej Rachmaninow, Edward Elgar, Jean Sibelius). Trzecia ważna orkiestra, która zagości na festiwalu, to Rosyjska Orkiestra Narodowa pod batutą Pletniowa.

XI edycję festiwalu – tak jak jego pierwszą odsłonę – inaugurował Nikołaj Ługanskij. Podobnie jak w 2005 r. grał on Chopina, tym razem oba koncerty. Towarzyszyła mu Sinfonia Varsovia pod dyrekcją Aleksandra Wiedernikowa. W tym składzie wykonawczym program  koncertu został zarejestrowany na płycie (wyd. Naïve, 2014).

Zarówno solista, jak i orkiestra sprawiali wrażenie jakby bardzo dawno nie grali tych koncertów, albo też nigdy ich tak naprawdę nie opanowali, a przynajmniej nie przemyśleli. Trudno było wyłowić jakąkolwiek dominantę wykonawczą – stwierdzenie, że interpretacja była niekonsekwentna zakładałoby, że w ogóle jakaś była. Na pewno gra Ługanskiego nie miała wiele wspólnego ze stylem brillant, w którym bez wątpienia oba koncerty są utrzymane. Nie było to również romantyczne podejście do takiej literatury kultywowane przez znakomite szkoły pianistyczne sprzed pół wieku.

Zarówno Ługanskij, jak i orkiestra sprawiali wrażenie jakby bardzo dawno nie grali tych koncertów, albo też nigdy ich tak naprawdę nie opanowali, a przynajmniej nie przemyśleli. | Gniewomir Zajączkowski, Szymon Żuchowski

Ługanskij z niejakim obrzydzeniem zdawał się traktować fioritury, które stanowią nie pusty ozdobnik, lecz integralny element obu koncertów – byle szybciej mieć je za sobą, nie bacząc na to, że stają się nieczytelne i nie zbiegają się z basem, a artysta czeka z ręką w powietrzu na kolejną dłuższą wartość rytmiczną. Kiedy indziej solista popadał zaś w afektację tak wielką, jakby grał Liszta albo Respighiego, tyle że zamiast czegoś w stylu „Marzenia miłosnego” wyszło mazanie nieznośne. Przebiegi bardziej wirtuozowskie traktował z nonszalancją, tak jakby uważał, że „ten łatwy Chopin to nie Rachmaninow, nie trzeba się przejmować detalami, jakoś się zagra” – a to tak nie działa, bo faktura jest u Chopina rzadsza, a gamy i pasaże dają się selektywnie wysłyszeć. Nie było w tym ani XIX-wiecznego europejskiego salonu, ani nawet słowiańskiej duszy, tylko bezduszeszczypatielnost’, jakby Głazunow dosiadał Chopina. Charyzmatyczna Tatiana Nikołajewa, mistrzyni i profesorka Ługanskiego, której zawdzięcza on chyba dużą część swojej renomy i kariery, musiała przekręcać się w grobie, słysząc to wykonanie; być możne nawet wpadła w ruch wirowy i przewierciła się na Antypody.

Sytuacji nie ratowała orkiestra. Kierowany przez Wiedernikowa zespół nie ustrzegł się najbardziej oczywistych i przewidywalnych błędów. Po raz kolejny publiczność nie miała szans na usłyszenie czysto (a co dopiero ładnie!) zagranego solo rogu w finale „Koncertu f-moll”. Może należy porzucić nadzieję, że narodzi się w Polsce – i z niej nie wyjedzie – waltornista zdolny do wykonania tego ustępu. Pół biedy, że w obu koncertach fagot grał dość nieładnie, ale czemu bez przerwy tak głośno? Nie wiadomo, czy to decyzja pierwszego fagocisty, czy dyrygenta. Cała sekcja instrumentów dętych starała się realizować styl brillant poprzez wchodzenie na raz arpeggiami, a tremola skrzypiec wyznaczyły nowe standardy tego, co można nazwać w sztuce wolnością, nieomal złotą i szlachecką, bo przynoszącą niezbyt szlachetne rezultaty.

Przypis:

[1] Przy podawaniu nazwisk wykonawców autorzy stosują polską transkrypcję alfabetu rosyjskiego (i pokrewnych) według Słownika Języka Polskiego PWN, a nie, jak to się rozpowszechniło, transkrypcję angielską. Stosowanie tej ostatniej nie tylko jest obce polszczyźnie i niepotrzebnie komplikuje zapis, lecz także może prowadzić do nieporozumień wynikłych z niedoskonałości systemu angielskiego, np. Pletnev błędnie można odczytać jako „Pletniew”, podczas gdy chodzi o Pletniowa, Lugansky to w rzeczywistości Ługanskij, a nie „Luganskij”. Niektóre nazwiska, jak Sokhiev (Sochijew) czy Avdeeva (Awdiejewa), w ogóle trudno polskiemu odbiorcy zrozumieć w wersji zanglicyzowanej.

 

Festiwal „Chopin i jego Europa”, 15–29 sierpnia 2015 r.
Koncert inauguracyjny.

Filharmonia Narodowa w Warszawie, 15 sierpnia 2015 r.:
fortepian: Nikołaj Ługanskij, dyrygent: Aleksandr Wiedernikow, orkiestra: Sinfonia Varsovia.

Program: F. Chopin „Koncert fortepianowy f-moll”, „Koncert fortepianowy e-moll”.