W zamyśle pomysłodawców Euroazjatyckiej Wspólnoty Gospodarczej ma ona przypominać Unię Europejską i sprzyjać daleko idącej integracji gospodarczej państw członkowskich. O integracji politycznej nikt głośno nie mówi, ale nie ulega wątpliwości, iż dominująca rola Moskwy w budowaniu zrębów Wspólnoty będzie prowadziła do stopniowego przejmowania przywództwa politycznego Rosji w gronie państw członkowskich. Zdawał sobie z tego z pewnością sprawę Nursułtan Nazarbajew, prezydent Kazachstanu, gdy w ubiegłym roku podczas ceremonii podpisywania umowy o powołaniu Wspólnoty deklarował, iż nie będzie ona nigdy tworem o charakterze państwowym, a suwerenność i niezależność państwowa krajów członkowskich nie może być kwestionowana. W tych deklaracjach można było wyczuć nutę niepokoju spowodowanego polityką Moskwy wobec państw powstałych po rozpadzie Związku Sowieckiego.

Dlaczego zatem kraje takie, jak Kazachstan, a teraz Kirgistan, kraje położone w Azji Centralnej i dysponujące niemałymi zasobami surowców – zarówno energetycznych, jak i cennymi kopalinami – decydują się na ponowne zbliżenie do Rosji, a w konsekwencji także na postępujące uzależnienie od przywództwa politycznego na Kremlu? Nie ma jednej odpowiedzi na tak postawione pytanie.

Wpływy rosyjskie w państwach powstałych w Azji Centralnej po rozpadzie Związku Sowieckiego były od chwili ich powstania ogromnie silne. Działo się to zarówno za sprawą licznej diaspory rosyjskojęzycznej, którą państwa azjatyckie odziedziczyły po okresie sowieckim, jak i takiej sieci powiązań gospodarczych, które uzależniały młode państwowości od dawnego centrum. Przykładem mogłaby być choćby sieć gazo- i ropociągów. Wszystkie prowadziły z azjatyckich złóż w kierunku Rosji i dopiero poprzez rosyjskie rury gaz oraz ropa z Azji Centralnej mogły trafiać na światowe rynki. Jak kraje Azji Centralnej mogły wyrwać się z tej zależności, skoro ich elity polityczne wywodziły się z dawnych komitetów centralnych komunistycznych partii a to Kazachstanu, a to Kirgistanu, Turkmenistanu, Uzbekistanu czy Tadżykistanu? Dla tych elit – wychowanych w kulcie Związku Sowieckiego – Moskwa była zawsze punktem odniesienia.

Oczywiście przywódcy państw środkowoazjatyckich podejmowali próby wyrwania się na niezależność. Przykładem były okresy współpracy Uzbekistanu, czy Kirgistanu ze Stanami Zjednoczonymi, a także próby nawiązania bliższych relacji z krajami Unii Europejskiej. Próby te jednak kończyły się z chwilą podejmowania przez partnerów zachodnich debaty na temat przestrzegania praw człowieka i wolności obywatelskich w młodych państwowościach azjatyckich. Gdy kilkanaście lat temu prezydent Uzbekistanu Islom Karimow rozprawił się brutalnie z demonstrantami w Dolinie Fergany został natychmiast upomniany przez Waszyngton. W odpowiedzi wymówił Amerykanom jedną z baz lotniczych, którą US AirForce dzierżawiły od Taszkientu. Amerykanie przenieśli się wówczas do Kirgistanu. Ale i władze w Biszkeku po kilku latach poprosiły Amerykanów o opuszczenie bazy Manas. Powody były podobne – amerykańskie zastrzeżenia wobec przestrzegania praw człowieka w Kirgistanie rozeźliły kirgiskich przywódców, którzy uznali je za wtrącanie się w wewnętrzne sprawy ich kraju.

Prędzej czy później dojdzie zatem do otwartej rywalizacji pomiędzy Rosją i Chinami o wpływy w Azji Centralnej. Biorąc pod uwagę obecny rozwój gospodarczy obu krajów, zwycięzcę tego współzawodnictwa wskazać nietrudno. | Krzysztof Renik

Dla Moskwy kwestia przestrzegania wolności obywatelskich w krajach Azji Centralnej nie jest istotna. Rosji chodzi o to, by znów się pojawić w tamtym regionie, o możliwości wykorzystywania zaplecza surowcowego tych krajów, a także o obecność militarną. I Rosja w dążeniu do uzyskania tych celów odnosi sukcesy. Rosjanie mają swoje bazy wojskowe w Tadżykistanie i Kirgistanie. Ciągle dyktują Turkmenistanowi ceny na eksportowany z tego kraju gaz, bo nitki gazociągów wychodzących z tego państwa i omijających terytorium Federacji Rosyjskiej nadal są nieukończone. Moskwa skutecznie reguluje także dostęp do rynku pracy dla obywateli z krajów Azji Centralnej. Obywatele krajów należących do Euroazjatyckiej Wspólnoty Gospodarczej mogą legalnie pracować na terytorium Federacji Rosyjskiej, obywatele państw spoza Wspólnoty pracują najczęściej nielegalnie i w każdej chwili mogą być z Rosji wyrzuceni. A warto pamiętać, że dla krajów takich jak Tadżykistan przekazy pieniężne z innych państw, przesyłane przez Tadżyków pracujących za granicą, stanowią istotną część PKB. W ostatnim czasie w wyniku restrykcyjnej polityki rosyjskiej wpływy te bardzo zmalały. To wyraźny sygnał dla przywódców państw, które ciągle się wahają, czy wstąpić do Euroazjatyckiej Wspólnoty Gospodarczej – dzięki członkostwu wasi obywatele zyskają możliwość pracy w Rosji. Dla krajów borykających się z bezrobociem taka oferta Moskwy może być atrakcyjna.

Rosja pod przywództwem Putina będzie nadal dążyła do pozostania mentorem i starszym bratem młodych państwowości Azji Centralnej. W perspektywie krótkoterminowej może liczyć na pewne sukcesy, choćby takie jak skłonienie Kirgistanu do przyjęcia członkostwa w Euroazjatyckiej Wspólnocie Gospodarczej. Być może Moskwie uda się skłonić do tego także Tadżykistan, natomiast z Uzbekistanem czy Turkmenistanem może być już trudniej. Jednak w perspektywie długoterminowej Rosja w grze o wpływy w Azji Centralnej będzie musiała się zmierzyć z Chinami. Są one w tym regionie aktywne, choć jednocześnie mniej hałaśliwe, aniżeli Rosja. Nie oznacza to jednak, że dla Chin, szukających zaplecza surowcowego i energetycznego poza własnym terytorium, Azja Centralna jest mało ważna. Wydaje się, że jest wręcz przeciwnie. Prędzej czy później dojdzie zatem do otwartej rywalizacji pomiędzy Rosją i Chinami o wpływy w Azji Centralnej. Biorąc pod uwagę obecny rozwój gospodarczy obu krajów, zwycięzcę tego współzawodnictwa wskazać nietrudno – będą to Chiny.