O sprawie Olega Sencowa pisał na naszych łamach Grzegorz Brzozowski.


 

Grzegorz Brzozowski: Co znaczy dla pani podpis pod apelem Europejskiej Akademii Filmowej w sprawie Olega Sencowa?

Agnieszka Holland: Nie znam Olega osobiście, rozmawiałam jedynie z Ukraińcami, którzy się z nim przyjaźnią. Niezależnie od sympatii i podziwu dla jego odważnej postawy, za każdym razem, kiedy filmowca spotyka tak rażąca represja i niesprawiedliwość – było tak też w przypadku Irańczyków – staramy się jako Europejska Akademia Filmowa zabrać głos. Liczymy na to, że można w ten sposób stopniowo wpłynąć – poprzez opinię publiczną i media – na zachowania władz w kraju, który stosuje tego typu metody. Oczywiście skutek nie jest natychmiastowy, ale nic więcej zrobić nie możemy, a dla ludzi, którzy są represjonowani i którym grożą długie lata w obozie karnym – jak Olegowi – jest to jakiś rodzaj wsparcia, również moralnego.

W przypadku Sencowa niepokojące jest nie tylko jego aresztowanie, lecz także arbitralne i ciężkie oskarżenie, sposób, w jaki był traktowany podczas przesłuchań, oraz fakt, jak długo odkładano ten proces. Kluczowy świadek Giennadyj Afanasjew – jedyny tak naprawdę, na podstawie którego wypowiedzi sformułowano oskarżenia – wycofał swoje zeznania. Niebywałą odwagą z jego strony było przyznanie, że złożył je na torturach. Wszystko to pokazuje, że sprawa Sencowa jest tak grubymi nićmi szyta, że nawet ludzie, którzy wierzą bardziej niż my w propagandę Putina, muszą zobaczyć, że chodzi tutaj po prostu o polityczną prowokację wobec niewinnego człowieka.

[ikona wpisu] DSC00791
Oleg Selcow. Fot. Anton Naumlyuk / Radio Swoboda (Антон Наумлюк. „Радио Свобода”)
Poprzednią odezwę Europejska Akademia Filmowa wydała przed ponad rokiem, po aresztowaniu Sencowa, trudno jednak dopatrzyć się jej wpływu na zmianę w położeniu filmowca.

Wówczas mieliśmy tylko przeczucie, że Oleg jest niewinny. Dlatego ten list był umiarkowany. Po ponad roku, kiedy wyszły na jaw metody, jakimi wymuszano zeznania od świadków przeciw niemu i próbowano wymusić od niego, kiedy widać całkowity brak wiarygodnych podstaw zarzucanych mu czynów – niewinność oskarżonych jest dla nas wszystkich ewidentna. Poprzednia odezwa – poza tym, że była ważna dla Sencowa, i dodała mu siły i otuchy – była istotna dla nas samych. Wszechogarniająca obojętność i egoizm nie służą temu, żeby takie środowiska jak nasze mogły przeglądać się w lustrze z poczuciem wewnętrznej słuszności. Nie wystarczy kręcenie moralnie słusznych, politycznie poprawnych filmów; nie na wiele się to zda, jeśli nie jesteśmy w stanie zabrać głosu nawet wówczas, kiedy represje dotykają kogoś z naszego własnego środowiska. Oczywiście, oburzają również te, które dotykają innych. Naszym bezpośrednim zadaniem jest jednak obrona tych, wobec których nasza solidarność wydaje się obowiązkiem. Solidarność budowana w obronie naszego ukraińskiego kolegi może się okazać przydatna, by bronić swobód twórczych filmowców w całej Europie. Dla nas samych dobrze jest wyjść ze świata festiwali i box office, by uświadomić sobie realne zagrożenia dla naszej wolności.

Niezależnie od tego, czy to się okaże skuteczne, czy nie, trzeba robić to, co do nas należy, mając nadzieję, że „nagłośniony” więzień stanie się w pewnym momencie kartą przetargową.| Agnieszka Holland

Przywołała pani słynne protesty filmowców wobec uwięzienia m.in. irańskiego reżysera Jofara Panahiego, uwięzionego w 2010 roku. Rozłożono je na lata – zaproszono go na przykład do jury festiwalu w Cannes, symbolicznie pozostawiając dla niego wolne krzesło. W przypadku irańskiego reżysera zdołano do tej pory jedynie zamienić więzienie na areszt domowy i przemycić kolejne filmy na międzynarodowe festiwale. Jak więc ocenia pani rzeczywistą skuteczność takich działań?

W wypadku Sencowa próbowaliśmy podobnych metod. Wiele festiwali przygotowało dla niego puste krzesło. W jednej z sekcji festiwalu w Cannes apel o jego uwolnienie był wyświetlany przed każdym seansem. Na gali Nagród Europejskich w Rydze w grudniu ja i Wim Wenders mówiliśmy o jego sprawie ze sceny. Zaprosiliśmy tam jego siostrę i producentkę jego filmów. Zbieraliśmy pieniądze dla jego rodziny (Oleg samotnie wychowywał dwoje dzieci, jedno chore) i na obronę. Podczas gali Orłów, nagród filmowych polskiej Akademii, transmitowanej przez telewizję cała sala podniosła kartki z napisem „Jestem Oleg Sencow”. Ten obraz był cytowany przez media w wielu krajach. Staramy się w końcu dotrzeć z apelem o wolność dla Olega do mediów i polityków. Krok po kroku. Oleg dopiero szykował swój drugi film, nie był taką sławą jak Jofar – więc trudniej też ruszyć opinię światową. Nie mówiąc o tym, że wiele środowisk na Zachodzie jakoś wspiera Putina, więc nie zawsze ma otwarte serca i uszy na głos w obronie jego ofiar.

Wiemy, co spotkało niefilmowca, Chodorkowskiego. Ciągła presja ze strony różnych czynników w określonym momencie wywarła skutek. Podobnie było z Pussy Riot. Niezależnie od tego, czy to się okaże skuteczne, czy nie, trzeba robić to, co do nas należy, mając nadzieję, że „nagłośniony” więzień stanie się w pewnym momencie kartą przetargową.

Dlaczego Europejska Akademia Filmowa zdecydowała się na kolejną odezwę właśnie teraz?

Przez rok trzymano Sencowa w więzieniu, odkładając proces. Zaczął się on w lipcu tego roku, był jednak przerwany po tym, jak główny świadek oskarżenia wycofał swoje zeznania. W środę 19 sierpnia rozpoczęła się jego ostatnia faza: prokurator zażądał 23 lat więzienia dla Sencowa, nie biorąc pod uwagę, że nie dysponuje żadnymi dowodami oskarżenia. Sencow wygłosił niejako „ostatnie słowo”. Wyrok ma zapaść 25 sierpnia. Namawiamy korespondentów i dyplomatów, aby się tam udali. Chcielibyśmy, aby ich obecność była tam pewnym świadectwem, a oskarżeni – jest tam oprócz Olega Aleksander Kołczenko, ukraiński antyfaszysta – zobaczyli, że świat o nich nie zapomniał.

Akurat moje pokolenie pamięta tego typu procesy ze Związku Radzieckiego i z Polski, Czechosłowacji lat 70. i 80., więc wiemy, jak żmudna jest praca opinii publicznej. Opłaca się ona jednak pod każdym względem – jest niezbędnym korektorem tych sytuacji. Sama – podczas studiów w Pradze, po zdławieniu praskiej wiosny – znalazłam się w więzieniu i miałam proces polityczny. Po latach spotkałam w Paryżu (kiedy organizowaliśmy akcje w obronie polskich opozycjonistów więzionych po stanie wojennym) Natalię Gorbaniewską, która z kilkoma przyjaciółmi miała odwagę wyjść na plac Czerwony w proteście przeciw interwencji wojsk sowieckich w Czechosłowacji w 1968 roku. Taki protest był prawdziwym ryzykiem, my nie ryzykujemy niczego. Tym bardziej nie możemy zapominać o naszym koledze, któremu grożą 23 lata łagru! Przypominam sobie, jak Krzysztof Kieślowski postanowił kręcić dokument o procesach stanu wojennego. O dziwo uzyskał zgodę na wejście na sale sądowe. Szybko zrozumiał, że nie wie, jak nakręcić ten film, ale chodził dalej na kolejne procesy. Zobaczył bowiem, że kiedy ekipa jest na sali, sędziowie wydają o wiele łagodniejsze wyroki, często uniewinniają oskarżonych.

Cele Rosji są obecnie inne niż ZSRR – opierają się na innej ideologii: silnym nacjonalizmie raczej niż ideologii quasi-komunistycznej – ale metody są bardzo podobne.| Agnieszka Holland

Czy można dostrzec pewną analogię między mechanizmami polityki kulturalnej dzisiejszej Rosji oraz poprzedniego reżimu? Mike Downey, wiceprzewodniczący EAF, zestawił metody rosyjskiego sądu z czasami stalinowskimi.

Proces Sencowa jest dlatego tak istotny, że pokazuje nowe tendencje: ogarnianie represyjnymi metodami kolejnych grup społecznych, narodowych i zawodowych. Dotychczas poza Pussy Riot ludzie kultury nie byli w bezpośredni sposób wybierani na ofiary tego reżimu. Cele Rosji są obecnie inne niż Związku Radzieckiego – opierają się na innej ideologii: silnym nacjonalizmie raczej niż ideologii quasi-komunistycznej – ale metody są bardzo podobne. To zresztą zadziwiające, jak łatwo odżywają one nawet w samym języku. Gdy przeanalizuje się wystąpienie prokuratorów, chociażby sposób formułowania rzekomych dowodów i użytek z propagandy, są one uderzająco podobne.

Czy przez wytoczenie procesu przedstawicielowi świata filmu reżim nie obnaża szczególnego lęku przed rolą filmu jako narzędzia potencjalnego politycznego protestu?

Nie jestem pewna, czy kiedy zdecydowano się uderzyć w Sencowa, wiedziano tak naprawdę, że jest on filmowcem. Był aktywny w Kijowie w czasie Majdanu, a po powrocie na Krym i jego aneksji zorganizował przeciw niej ruch sprzeciwu. Wybrano go jako charyzmatycznego działacza, przypisując mu – co rosyjska propaganda robi coraz namiętniej – że jest faszystą, nacjonalistą, członkiem Prawego Sektora. Jego afiliacja jest zdecydowanie inna, to typowy idealistyczny demokrata. Myślę, że to, że jest filmowcem, było drugorzędne.

Samego Sencowa w jego twórczości filmowej nie interesuje zresztą jego polityczno-propagandowa funkcja, nawet jeśli jego „Gamer” miał w sobie taką alegoryczność To zresztą chyba typowe dla młodego pokolenia najciekawszych ukraińskich filmowców: interesuje ich rzeczywistość, w gruncie rzeczy uniwersalna – bohater „Gamera” mógłby mieszkać w wielu innych państwach – ale w sposobie opowiadania jest coś, co mocno wyraża lęki tamtego kraju: niepewność, brutalność, ucieczkę. Świetnym przykładem jest „Plemię”, debiutancki film Myroslawa Slaboszpyckiego. Ale ciekawe, że filmowcy na ogół rozgraniczają swoją działalność publiczną czy polityczną od swej twórczości. Unikają agitki, filmów z tezą. To świadczy o dużej dojrzałości twórczej.

Jak ocenia pani reakcję rosyjskich filmowców na sprawę Sencowa? Pod listem Europejskiej Akademii Filmowej nie figuruje wiele nazwisk. Dopiero niedawno zabrał w tej sprawie niezależny głos m.in. Andriej Zwiagincew. Stanowisko rosyjskiego związku filmowców Kinosojuz ocenia się jako wyważone – zamiast stawiać pod znakiem zapytania samo zainicjowanie procesu, dopomina się jedynie o jego prawidłowy przebieg.

Nikita Michałkow poparł nasz [Europejskiej Akademii Filmowej] pierwszy list, opublikowany po aresztowaniu Sencowa. Michałkow jest zapewne między młotem a kowadłem, zależy mu na tym, żeby nie mieć zupełnie jednoznacznie negatywnej opinii wśród filmowców europejskich, z drugiej jednak strony jego polityczne afiliacje są powszechnie znane. Wielu filmowców rosyjskich zabrało głos w tej sprawie; parę dni temu ukazał się list Kinosojuzu, podpisany przez kilkanaście osób, do których dołączyło już bardzo wielu – jak na rosyjskie standardy – sygnatariuszy. Przedrukowali również nasz apel w rosyjskim tłumaczeniu. Zabrali głos Sokurow, Aleksiej German jr., wielu innych znanych filmowców, wreszcie Andriej Zwiagincew, który zadał sobie trud, by przestudiować cały materiał oskarżenia; najwidoczniej argumenty tam zawarte nie wydały mu się wiarygodne. Nie jest zatem tak, że wszyscy się boją albo zgadzają z oficjalną propagandą.

Nie jest to jednak prosta sprawa. W ostatniej odezwie Sencow mówi – cytując Bułhakowa – o tchórzostwie jako największym grzechu, choć oczywiście jest to stanowisko z jego – bardzo określonego – punktu widzenia i siedzenia. Jednak wiemy, że bywają sytuacje w historii ludzkości, kiedy niezabieranie głosu jest tożsame ze zgodą na zbrodnie. Z pewnością jest to bardzo trudne dla naszych rosyjskich kolegów – atmosfera w ich kraju jest taka, że angażując się, można stracić możliwość pracy, dostęp do środków na film. Ja sama, funkcjonując w tej chwili poza zagrożeniami tego rodzaju, nie mam żadnego prawa, by pouczać ich, osądzać lub coś im radzić. Każdy musi to wyważyć w swoim sumieniu. Ale zgadzam się z Sencowem – to, co Rosji obecnie grozi w największym stopniu, to wszechogarniający konformizm i niewiara, że przez opór można cokolwiek zmienić.

Sprawa Sencowa zdaje się wskazywać, że broniący swojej autonomii twórcy filmowi w Rosji mogą mieć przed sobą mroczną perspektywę.

Jeśli sytuacja w Rosji będzie się rozwijać dalej w tę stronę, niewątpliwie dojdzie tam do silnych ograniczeń cenzuralnych i personalnych. Zresztą we wszystkich krajach postkomunistycznych jest silna pokusa, by zmiana kolejnych ekip politycznych u władzy pociągała za sobą zmiany personalne w wielu dziedzinach; również takich, które w demokratycznym kraju powinny być całkowicie niezależne od władzy. Dzieje się to już na Węgrzech, może się zdarzyć w Polsce, jeśli dojdzie do władzy partia tak zideologizowana i autorytarna jak PiS. Zależność sztuki od władzy jest czymś, co nadal nam zagraża, nie minęło z poprzednią epoką. Trzeba być czujnym i dostrzegać takie zjawiska, zanim nabiorą cech instytucjonalnych. Jest to jednak obecnie drugorzędne wobec sprawy Sencowa, któremu grożą 23 lata więzienia za niewinność. Tutaj możemy wspierać jednego człowieka, trudno jest natomiast zajmować się całym środowiskiem filmowców rosyjskich – ważne jest, by nie tracić kontaktu, by rozmawiać. Pokazujemy ich filmy na festiwalach, w kinach, są nominowani i nagradzani, jeśli filmy niosą przekaz artystyczny, który jest silny i prawdziwy, ale nie możemy im mówić, co mają robić i jak bronić swojej wolności.