Szanowni Państwo,
trwająca od kilku tygodni debata na temat tego, czy Polska powinna przyjąć uchodźców, toczyła się dotychczas na wielu poziomach: moralnym, ekonomicznym i politycznym. Wydaje się, że przynajmniej od czasu sejmowej dyskusji z 17 września należy do nich dodać jeszcze jedną płaszczyznę – public relations. Wzbudzające niechęć jednej i pochwały drugiej strony politycznej wojny wystąpienie Jarosława Kaczyńskiego, w którym znalazły się słowa o „strefach szariatu” w krajach skandynawskich, w kontekście krajowym zostało odczytane jako umiejętne zarządzenie strachem własnych wyborców. Zaś w kontekście międzynarodowym – jako zagrożenie dla budowanego przez lata wizerunku Polski w Unii Europejskiej.
W strachu przed owego wizerunku zepsuciem jest oczywiście coś zabawnego. Przestraszeni staraniami szwedzkiej gazety „Dagens Nyheter” o wywiad z prezesem PiS polscy dziennikarze przypominają ubogie kuzynostwo z prowincji, które zdąża na wesele do bogatych krewnych, szczękając zębami przed ich reakcją na lubiącą rzucić przy stole niesmacznym żartem ciotkę. Można by zbyć milczeniem ów strach przed tym, „co powie o nas Europa”, jako przykład kompleksów, gdyby nie fakt, że w sprawie przyjęcia na kontynent uchodźców z Syrii odbywa się PR-owa wojna, w której Polska obrywa niejako rykoszetem. Dzieje się tak w ramach odpowiedzialności zbiorowej Europy Wschodniej, głównie za to, co w sprawie uchodźców robią Węgry.
„Europa Wschodnia” – to termin kluczowy. Jeszcze kilka lat temu brytyjski „The Economist” postulował, by przestać go używać, bo po pierwsze jest dla Polaków, Litwinów, Czechów czy Słowaków krzywdzący, a po drugie – nijak ma się do rzeczywistości: obywatele państw dawnego bloku wschodniego mieli się już niczym nie różnić od swoich pobratymców z dawnego „Zachodu”. Dziś w toczącej się na łamach europejskiej prasy dyskusji określenie „Europa Wschodnia” powróciło – i ma wydźwięk zdecydowanie pejoratywny. „Na Zachodzie” – stwierdził Leszek Balcerowicz w rozmowie z radiem TOK FM – „wyłania się odrażający obraz Polski” jako kraju, który lubi inkasować miliardy „na skok cywilizacyjny”, ale na tym jego solidarność się kończy.
Kto ponosi za to odpowiedzialność? Z pewnością nie tylko Jarosław Kaczyński. Także Ewa Kopacz, która w sprawie uchodźców co rusz zmieniała zdanie, zaczynając od mocnego, wspólnego frontu państw Grupy Wyszehradzkiej, by potem tonować stanowisko. Polska, która wyłania się z komunikacyjnego chaosu, nie wydaje się już tym krajem Unii Europejskiej, który mógł być przykładem udanych zmian ustrojowych.
„Nagle nowoczesna, pluralistyczna, otwarta Polska – lider transformacji – w odbiorze społecznym zachodniej Europy wraca do wizerunku peryferyjnego, zakompleksionego, ksenofobicznego nowicjusza, którego system wartości odstaje od Zachodu” – pisze w swoim tekście Klaus Bachmann, profesor politologii Uniwersytetu SWPS i dawny korespondent niemieckich gazet w Polsce. Bachmann zwraca uwagę na skutki ekonomiczne i polityczne, jakie może mieć takie zachowanie Polski, np. brak poparcia Niemiec dla zwiększenia obecności NATO w krajach wschodniej granicy Sojuszu i pozostawienie Polski samej w sprawie konfliktu ukraińskiego.
Podobnym tropem idzie w swoim tekście Ola Hnatiuk, ukrainistka ze Studium Europy Wschodniej Wydziału Orientalistyki Uniwersytetu Warszawskiego, która widzi w zamęcie związanym ze sprawą uchodźców rosyjską rękę. „Podsycanie konfliktu w Syrii, w szczególności wsparcie militarne, o czym wprost mówił Sergiej Ławrow, jest tylko jednym z elementów stymulowania sytuacji na Bliskim Wschodzie. Fala uchodźców zachwiała porządkiem europejskim. Latami wypracowywana umowa w Schengen w ciągu kilku tygodni może lec w gruzach. Podobnie jak wspólnota europejska – może nie w sensie formalnym, ale w sensie wspólnoty wartości. Interesujące, czy nadal będzie się to nazywać wojną hybrydową?”, pyta autorka.
Wspólnota europejska – zwłaszcza wschodnioeuropejska – z pewnością nie potrafi mówić w sprawie uchodźców jednym głosem. A Polska? „Dla PO i PiS temat uchodźców to prawdziwy dar z niebios. Nareszcie Ewa Kopacz i Jarosław Kaczyński mają pretekst, by odnowić «wojnę polsko-polską» między swoimi ugrupowaniami. Ale paradoksalnie obie partie reprezentują w tej sprawie podobne stanowisko: prawdziwi uchodźcy obchodzą ich równie mało” – pisze Jarosław Kuisz.
Na strategii polskiego rządu nie pozostawia suchej nitki także Łukasz Pawłowski. „Skutek tej «polityki» już jest fatalny dla wizerunku kraju, ale będzie niekorzystny także dla samej Ewy Kopacz. Bo ostatecznie Polska te kilka tysięcy uchodźców przyjmie, a wówczas opozycja podniesie larum, że zrobiono to tylko i wyłącznie na rozkaz Brukseli. Niestety, w Europie decyzja polskich władz zostanie odebrana dokładnie tak samo”.
A może, zamiast doszukiwać się prowokacji ze strony nieprzyjaznych nam państw, powinniśmy skupić się na tym, co ów kryzys mówi o nas samych? – jak twierdzi czeski dziennikarz Jakub Patočka, którego tekst opublikujemy już w najbliższą środę. Postawa wobec tego kryzysu to zdaniem Patočki dowód, że „kulturowa i polityczna mentalność mieszkańców krajów postkomunistycznych pod pewnymi fundamentalnymi względami jest wciąż głęboko osadzona w nawykach wykształconych w czasach komunistycznych”. W tym tygodniu na naszych łamach pojawi się także tekst prof. Sławomira Magali z Uniwersytetu Erazma w Rotterdamie.
Zapraszamy do lektury!
Wojciech Engelking
Stopka numeru:
Koncepcja Tematu Tygodnia: Redakcja.
Opracowanie: Łukasz Pawłowski, Wojciech Engelking, Karolina Wigura, Julian Kania.
Ilustracje: Judyta Mierczak