„Będzie to zapewne superbiba” – prognozowała przed imprezą Iwona Korzybska z Groove Control. Wiedziała, o czym mówi. Jej agencja odpowiedzialna jest zarówno za legendarny już cykl imprez muzyki klubowej w Hali Wysokich Napięć w latach 2000–2005, jak i jego reaktywację. Odbyła się ona 9 października i – pomimo kilku niedociągnięć – stanęła na wysokości zadania.

Instytut… czego?

Na obrzeżach Warszawy, pomiędzy polem i parkingiem Tesco, stoi bryła o wymiarach 50 × 50 × 30 m. Należy ona do warszawskiego Instytutu Energetyki, którego zespół wykonuje tam „badania urządzeń poddanych działaniu wysokich napięć”. Wystarczy rzut oka na zdjęcia, by przyznać rację organizatorom imprezy. To idealne miejsce dla techno. Prawie pusta, szara, przytłaczająca swoim rozmiarem hala, w której na co dzień uderzają pioruny. Nic dziwnego, że Groove Control zagospodarowała ją w celach rozrywkowych i przez 5 lat działalności zapraszała tam gwiazdy muzyki elektronicznej: Jamesa Ruskina, Luke’a Slatera, Jeffa Millsa, Claude’a Younga czy Josha Winka. Był to przemyślany dobór, nieuwzględniający gwiazdek sezonu. Widać to zwłaszcza po upływie dekady, gdyż wszyscy ci artyści wciąż należą do światowej czołówki. Organizatorzy stawiali więc nie tylko na popularność DJ-ów, lecz także na jakość ich występów. Nie dziwi więc, że fani na tamtych imprezach stawiali się tłumnie, a po zakończeniu zaczęły one obrastać w legendę.

Inni organizatorzy próbowali już ją w tym roku wskrzesić. Mimo szumnych zapowiedzi impreza jednak się nie odbyła. Reakcja fanów pokazała wtedy wyraźnie, że wielu bywalców sprzed lat wciąż chce się bawić jak dawniej. Ponadto dołączyli do nich nowi, za młodzi, by pamiętać imprezy sprzed dekady, lecz przyciągnięci legendą i muzyką. Ludzie z Groove Control wiedzieli więc, że będą musieli jednocześnie zaspokoić nostalgię starszych i ciekawość młodszych fanów.

Podążaj za dudnieniem

Instytut Energetyki ma chyba tylko jedną wadę: położenie. Dojazd zajmuje dużo czasu, a bez mapki przygotowanej przez organizatorów trafienie tam w nocy byłoby prawie niemożliwe. Wszystkie niedogodności bledną jednak, gdy dotrze się na miejsce. Na żywo Hala Wysokich Napięć w otoczce dobiegającej z jej wnętrza muzyki wywiera niezatarte wrażenie. Swoją monumentalnością i bezdusznością daje przedsmak dystopijnej przyszłości, którą zwiastuje tak wielu twórców techno.

Instytut 1
Fot. materiały organizatora

Ponieważ jestem za młody, by pamiętać dawne imprezy w Instytucie Energetyki, nie miałem świadomości, ile czasu zajmie mi dojazd, i przybyłem spóźniony. Z tego powodu zdążyłem tylko na końcówkę Tumult Hands (projektu Jacka Sienkiewicza i Jurka Przeździeckiego). Po krótkiej przerwie zaczął się pierwszy w Polsce występ Kaiserdisco. Dwugodzinny set tego niemieckiego duetu zabrzmiał poniżej moich oczekiwań, nudniej niż utwory z wydawnictw studyjnych. Zdołał jednak rozgrzać publikę przed występem gwiazd wieczoru. Byli nimi szwedzcy weterani: Joel Mull i Cari Lekebusch. Mull tworzy techno już 20 lat, Lekebusch jeszcze dłużej i to doświadczenie słychać było w ich wspólnym występie.

Działający na scenie „tylko” od 8 lat Kaiserdisco nie ustrzegli się największego zagrożenia czyhającego na grających na żywo DJ-ów techno: znudzenia słuchaczy. Na ich tle wyraźnie widać profesjonalizm Mulla i Lekebuscha, którzy grając trzygodzinny set tego samego gatunku i w podobnej stylistyce, potrafili zatrzymać w Instytucie sporą część publiki aż do końca imprezy. Podobnie jak Kaiserdisco zaprezentowali muzykę opartą na powtórzeniach, schematyczną i przewidywalną. Pokazali jednak klubowe schematy od lepszej strony, nie męcząc słuchaczy.

Nie bez przyczyny wszystkie trzy zagraniczne gwiazdy tego wieczoru mogą pochwalić się wydawnictwami w Drumcode, wytwórni wyspecjalizowanej w techno użytkowym, stworzonym z myślą o graniu na żywo. I choć trudno na dłuższą metę słuchać ich muzyki w domu, na imprezę w Instytucie Energetyki był to idealny wybór. Mull i Lekebusch zakończyli przejmującym samplem mowy z ostatniego albumu Efdemina i niemal idealnie zgodnie z planem, chwilę po 5 nad ranem, wyczekiwane wydarzenie w Hali Wysokich Napięć dobiegło końca.

Muzykę dostaliśmy więc taką, jakiej chcieliśmy i jaka brzmieć powinna w nieludzkich wnętrzach Instytutu. Także nagłośnienie utrzymane było na profesjonalnym poziomie: pierwsze uderzenie basu Kaiserdisco dla moich nieprzyzwyczajonych jeszcze do tego poziomu głośności uszu było piorunujące. Z kolei scenografię tej imprezy niektórzy nazywają skromną, lepiej jednak określić ją mianem stonowanej. Wnętrze tej hali to samograj, nie potrzebuje dodatków do zbudowania odpowiedniego klimatu. Nie doskwierał więc brak wizualizacji, a minimalistyczna gra świateł dopełniała surowość budowli.

Niestety nie wszystko było zorganizowane perfekcyjnie. W roku 2015 zakaz wyjścia z imprezy już tylko śmieszy, a płacenie kuponami sprawdza się może na wielkich festiwalach, lecz nie jednonocnej imprezie.

Nie dopisała również frekwencja. Na filmach z wcześniejszych edycji widać, że tłum wypełniał szczelnie cały budynek, tym razem – w najlepszym razie połowę. Mogło się na to złożyć kilka przyczyn. Część nieobecnych zniechęciła zapewne odległość, a część cena. Jednak głównym winowajcą jest zapewne dobór artystów. Na papierze wszystko się zgadza: z jednej strony wystąpili artyści stosunkowo młodzi, na fali wznoszącej (Kaiserdisco), z drugiej starzy wyjadacze (Sienkiewicz, Mull, Lekebusch). Na żywo ten plan zadziałał, wszystkie występy trzymały poziom. Zabrakło jednak nazwiska, które przyciągnęłoby te kilkaset osób więcej. Występ Mulla i Lekebuscha był świetny, nie mają oni jednak wyrobionej takiej marki jak Jeff Mills. Widocznie imprezie masowej nie wystarcza już wyjątkowa lokalizacja, potrzeba też prawdziwej gwiazdy.

Fot. Karol Aurewicz
Fot. Karol Aurewicz

Niech łupie nam

Nieobecni mają jednak czego żałować. Reaktywacja legendarnego cyklu imprez w Hali Wysokich Napięć była więcej niż udana. Niedociągnięcia organizatorzy są w stanie naprawić przed następną odsłoną, którą zapowiedzieli już na kwiecień przyszłego roku. Miejmy nadzieję, że impreza wróci na stałe do Hali Wysokich Napięć, bo potencjału tej lokalizacji nie można nie wykorzystać. Marnował się w ciszy 10 lat, nie traćmy więcej.

 

Koncert:

Instytut, Hala Wysokich Napięć, Instytu Energetyki, 9 października 2015, Warszawa.

Wystąpili: Łukasz Napora, Gerhard Derksen, Tumult Hands (Jacek Sienkiewicz i Jurek Przeździecki), Kaiserdisco, Joel Mull & Cari Lekebusch.