Iwaszkiewicz_intymnie_okladka

Zapisane przez niego strony trudno zliczyć, gdyż był jednym z najbardziej płodnych pisarzy w historii polskiej literatury. 1226 – tyle zaś pozostało po nim przedmiotów według katalogów znajdujących się w Stawisku, dworku Iwaszkiewicza zamienionym po jego śmierci w muzeum. Przepastna twórczość literacka autora „Panien z Wilka” została już gruntownie przebadana, podobnie jak jego bogata i fascynująca biografia, którą mógłby obdzielić kilku innych literatów. Ostatnie lata to istny wysyp poświęconych mu opracowań i analiz: „Iwaszkiewicz. Pisarz po katastrofie” Marka Radziwona, „Inne życie. Biografia Jarosława Iwaszkiewicza” Radosława Romaniuka i „Pra. O rodzinie Iwaszkiewiczów” Ludwiki Włodek – by wymienić tylko te najobszerniejsze i nieakademickie pozycje. Nie tak dawno opublikowano również trzy tomy „Dzienników” bez skrótów i cenzurowania, opatrzonych dodatkowo obszernymi i szczegółowymi przypisami. Choć można było przypuszczać, że trudno o coś nowego w dziedzinie „iwaszkiewiczologii”, to dzięki nowej książce Anny Król okazuje się, że ze skarbca biografii i twórczości pisarza można jeszcze wiele wyciągnąć.

Autorka zwróciła bowiem uwagę przede wszystkim na przedmioty należące kiedyś do Iwaszkiewicza, których jako zdeklarowany esteta i namiętny zbieracz pozostawił bez liku. Interesowało ją nie tylko 1226 pozycji skatalogowanych w Stawisku, ale również to, co w katalogu nie zostało ujęte, a co skrywało się w szufladach i szafach i mało kogo do tej pory zaciekawiło. Z tych niepozornych szpargałów, jak guziki, krawaty, bilety kolejowe, niedokończone kremy i perfumy, portfel, ciupaga czy pocztówka z „Chrystusem o krzywych nogach”, uczyniła klucz do nowatorskiego i osobistego odczytania biografii pisarza. Buduje z nich quasi-biograficzną opowieść wzbogaconą własnymi, fikcjonalnymi impresjami – jak to nazwałby Hłasko – „prawdziwymi zmyśleniami”, w których rekonstruuje wybrane momenty z życia Iwaszkiewicza. Otrzymujemy książkę będącą połączeniem reportażu i powieści, elementy faktograficzne są tu przefiltrowane przez wrażliwość i wyobraźnię autorki.

Fedrowanie wyroków

„Rzeczy. Iwaszkiewicz intymnie” zaczynają się od końca – od śmierci pisarza i jego pogrzebu. W zbiorowej świadomości to wydarzenie kojarzy się z jedną konkretną rzeczą – z mundurem górnika, w którym Iwaszkiewicz został pochowany. Do dziś niektórzy uznają to za symboliczny i, nomen omen, ostateczny dowód na konformizm artysty, który w ten sposób chciał pośmiertnie przypodobać się Gierkowi. Inni na przestrzeni lat próbowali bronić twórcy. Zdaniem Juliana Stryjkowskiego Iwaszkiewicz, z którym byli przyjaciółmi, sądził, że w tym mundurze po prostu ładnie wygląda. Janusz Głowacki pisał w „Przyszłem”: „chciał [on] pokazać, że trud pisarza, drążącego w głąb słowa, duszy, myśli, jest tak straszliwy jak praca górnika”. Autor „Sławy i chwały” otrzymał tytuł honorowego górnika podczas XX Zjazdu Związku Literatów Polskich w 1978 r., na dwa lata przed śmiercią. Przy tej okazji dostał także górniczy strój, w którym lubił później dla żartu spacerować po podwórku, mówiąc, że „będzie w sam raz do trumny”. Anna Król pisze, że Iwaszkiewicz tuż przed śmiercią prosił o koszulę i buty, a Maria, jego córka, wydała dyspozycję, by przywieźć do szpitala czarny strój. Autorka przytacza jej słowa: „Wszyscy byliśmy wtedy zdenerwowani i działaliśmy w pośpiechu. Ponoć Szymon [sekretarz, kierowca i przyjaciel pisarza] nie znalazł w szafie żadnego ciemnego ubrania albo takiego, które wydawało mu się wystarczająco godne do trumny, i wziął ten mundur” (s. 22). Nie sposób dowieść, na ile o pochówku w budzącym kontrowersje stroju zadecydował splot przypadków, a na ile była to świadoma decyzja. Sprawa munduru, niezależnie od jej genezy i oceny, skupia jak w soczewce fenomen Iwaszkiewicza, rozdartego między władzą, rodziną, przyjaciółmi a własnymi upodobaniami, człowieka uwikłanego w PRL-owski aparat, a zarazem niezależnego w swoich wyborach artystycznych i osobistych, czym budził niechęć wielu i przez co do dziś trudno o jednoznaczne oceny jego decyzji.

Widmowa biografia

Romans Iwaszkiewicza z polityką jest jednak pobocznym wątkiem tej książki, a słowo „intymnie” w podtytule nie oznacza, że autorka szpera w rzeczach pisarza, by szukać kontrowersji. To przede wszystkim czułe i wyrozumiałe, a zarazem pozbawione patosu i sentymentalizmu spojrzenie na tę postać pełną sprzeczności. Iwaszkiewicz w opowieści Król to aktywny, pełen powagi działacz na szczytach władzy, a zarazem wrażliwy artysta; homoseksualista, sypiający z wieloma partnerami, a przy tym oddany przez dziesiątki lat mąż, zakochany w gorliwie wierzącej i tolerującej jego niewierność Annie, żywym wcieleniu anioła; otoczony liczną rodziną oraz rzeszą artystów i polityków, a mimo to boleśnie samotny, na starość widzący oparcie jedynie w swoim psie Tropku. Autorka ukazuje te różne, zdawałoby wykluczające się odsłony życia Iwaszkiewicza, wielokrotnie już opisywane, ale poprzez próby wczucia się w dane sytuacje, stara się wniknąć w nie głębiej niż dotychczasowi badacze.

Iwaszkiewicz_intymnie_il_2

Anna Król miała rok, gdy umierał jej bohater. Polega zatem na drobiazgowej pracy badawczej, rozmowach z bliskimi Iwaszkiewicza, ale przede wszystkim na odnalezionych rzeczach i własnej wyobraźni. Zestawia kolejne miejsca, w których przebywał i tworzył pisarz z ich dzisiejszym obliczem, nie tylko Stawisko, lecz także Sandomierz, który zatracił pamięć o swoim słynnym stałym bywalcu, i Zakopane, kiedyś azyl dla artystów, dziś miejscowość turystyczna kojarząca się głównie z przesiąkniętą komercją cepeliadą. Bo tytułowe „rzeczy” autorka zdaje się traktować szerzej – jako namacalne obiekty, w tym miejsca bliskie Iwaszkiewiczowi, z ich architekturą, aurą i historią. A są to również przestrzenie naznaczone piętnem tragizmu i śmierci, jak „umieralnia” – jeden z pokoi w Stawisku, w którym odeszły obie siostry pisarza i gdzie on sam spędził swoje ostatnie lata. Podobnie Tworki i tamtejszy szpital psychiatryczny, gdzie trafiła Anna Iwaszkiewicz z objawami schizofrenii i psychozy. Król towarzyszy pisarzowi odwiedzającemu żonę. Musiał on dla niej zrezygnować z intratnej posady sekretarza poselstwa RP w Brukseli: „Z pociągu wysiadam tuż za nim. […] Przez chwilę oboje się nie ruszamy. Najgorsze za mną, myśli. Najgorsze przed nim, przychodzi mi do głowy, kiedy patrzę przed siebie przez jego ramię w stronę szpitalnych zabudowań. […] Dzień jest słoneczny, choć przecież zimowy. Jest sobota, 21 grudnia 2013 roku. Kilka metrów dalej – niedziela, 11 sierpnia 1935 roku” (s. 73).

Wizyta w Tworkach to dla autorki okazja do szerszego omówienia i oddania sprawiedliwości postaci Anny Iwaszkiewicz, za życia, jak i po śmierci będącej w cieniu męża. Jako znakomicie wykształcona córka bogatego przemysłowca uchodziła za „najlepszą partię w mieście”, gdy brała ślub z aspirującym pisarzem, ubogim przybyszem ze Wschodu, przebojem pobijającym warszawskie salony. To pisarka, tłumaczka i krytyk literacki, którą delikatność, eteryczność, słaba kondycja psychiczna oraz wzrastające z wiekiem gorliwa wiara i skłonność do ascezy predestynowały do pozostawania w tle. Po latach córka wspomina: „była jak dziecko; potrzebowała uwagi, opieki i spokoju” (s. 79). O relacji Iwaszkiewiczów najwymowniej świadczą ich nagrobki znajdujące się obok siebie na cmentarzu w Brwinowie: „Anny – prosty, skromny i nierzucający się w oczy. Jarosława – zwalisty, ciężki, trudno go nie zauważyć” (s. 31).

Bogaty duchem

Każdy z trzynastu rozdziałów książki zaczyna się od krótkiego opisu jednego z przedmiotów znalezionych w miejscach, w których przebywał Iwaszkiewicz. Obok nich – fotografie mające być mniej lub bardziej dosłownym ich zilustrowaniem. Skórzana portmonetka w kształcie podkówki jest okazją do rozprawienia się z mitem majętnego i rozrzutnego pisarza reżimowego. Mimo że przez wiele lat był prezesem Związku Literatów Polskich, naczelnym „Twórczości” i posłem, finansowo często żył z dnia na dzień, a każdy wydatek skrupulatnie notował. Wynikało to głównie z tego, że utrzymywał nie tylko najbliższą rodzinę, lecz także licznych dalszych krewnych, przyjaciół i zupełnie obcych ludzi, a co miesiąc, od początku małżeństwa, stałą sumę przeznaczał na pomoc ubogim. Wspierał również osoby mu nieprzychylne i zdarzało się, że musiał pożyczać pieniądze od własnego kierowcy. Gdy jechał za granicę, czuł się jak ubogi krewny. Podczas tygodniowego pobytu w Taorminie w 1964 r. „jedyną ekstrawagancją, na jaką sobie pozwolił […], było zamówienie prania z prasowaniem jako usługi dodatkowo płatnej. Poza tym stać go było na opłacenie noclegu, zamówienie śniadania w hotelowej restauracji oraz kawę i wodę. Obiady jadał na oficjalnych spotkaniach. Wino kupił raz. Zaoszczędzone liry wydawał na międzynarodowe rozmowy telefoniczne” (s. 173).

Iwaszkiewicz_intymnie_il_1

Iwaszkiewicz zapisywał nie tylko wydatki. Miał wręcz obsesję notowania, tak jakby chciał ocalić każdą chwilę swojego życia. Oprócz wydanego ponad trzydzieści lat po jego śmierci w trzech tomach dziennika, będącego w dużej mierze dziełem literackim, prowadził równolegle kilka kalendarzy. Oficjalne, w których zapisywał terminy spotkań i sprawy służbowe, a także kieszonkowe kalendarze intymne, związane z życiem uczuciowym, przypominające bardziej lapidarną i enigmatyczną wersję „Kronosa” Gombrowicza. Te ostatnie zapisywał krótkimi zdaniami, czasem samym imieniem, inicjałem lub jednym wyrazem, a część treści zaszyfrował niemożliwym do odczytania systemem znaków i symboli.

Najczęściej pisał ręcznie, szybko, bez wielu skreśleń. Nie narzekał na brak natchnienia. Mawiał, że „pisze z głowy, czyli z niczego”. Bardzo szanował papier i nie zostawiał na nim wolnego miejsca. Maszyny prawie nie używał, gdyż twierdził, że zabija natchnienie, ale przy tym nie uważał pisarstwa za powołanie i nie otaczał go sakralną czcią. Dowodem tego niech będzie to, że wiersze do tomu „Muzyka wieczorem” zapisał w brulionie z logo IV Zjazdu PZPR, wykorzystując również tekturowe okładki i koperty.

Razem, a jednak osobno

Książka Anny Król to jednak nie tylko „rzeczy” wokół Iwaszkiewicza i bliskie mu miejsca, lecz także ludzie. Oprócz wspomnianej Anny, przede wszystkim trzej młodsi, prości i przystojni mężczyźni. Jerzy Błeszyński, prawdopodobnie największa miłość autora „Brzeziny”, Szymon Piotrowski, który jako sekretarz i kierowca pisarza wiedział o nim wszystko, a także Wiesław Kępiński, ciężko doświadczony w czasie wojny i pozbawiony domu, przygarnięty do Stawiska i traktowany jak syn. Wiele razy przytaczane są także wypowiedzi Zofii Dzięcioł, pełniącej już ponad pół wieku funkcję gospodyni Stawiska.

Iwaszkiewicz nieustannie narzekał na samotność, czuł się nierozumiany i lekceważony. Mimo że jego twórczość przepełniona jest emocjami i uczuciami, miał ogromny kłopot z ich przekazaniem w kontakcie z żywym człowiekiem, nawet sobie najbliższym. Pod koniec życia oznajmił, że kocha już tylko swoje psy. Dla wymienionych osób był jednak kimś najważniejszym na świecie. A liczba opracowań, które powstają na jego temat w ostatnich latach, pokazuje, że towarzyszyć mu duchowo chce jeszcze wielu innych ludzi. „Rzeczy. Iwaszkiewicz intymnie” są tego szczególnym i znakomitym dowodem.

 

Książka:

Anna Król, „Rzeczy. Iwaszkiewicz intymnie”, Oficyna Wydawnicza Wilk&Król, Warszawa 2015.

 


 

Czytaj także recenzję listów Iwaszkiewicza i Miłosza:

Milosz-Iwaszkiewicz-388x600

Jarosław Kuisz „Ognista relacja”

Jaką aurę musiał roztaczać Iwaszkiewicz, że młodzi nonkonformiści nie tylko do niego lgnęli, ale dosłownie zawierali znajomość na kolanach? W nienaturalnej postawie uniżoności poznaje go nie tylko Czesław Miłosz. Całe lata później uczyni tak inny, równie mało pokorny autor, Andrzej Bobkowski. Ogromna siła przyciągania autora „Czerwonych tarcz” niosła w sobie coś nie tylko namiętnego, ale i głęboko nieszczerego. Gorące przyjaźnie kończyły się gwałtownym zerwaniem, które tylko za cenę uproszczeń można zrzucić na Historię.