Pierwsze ujęcie „Carol” Todda Haynesa przedstawia żeliwne kraty, które okazują się częścią wentylacji nowojorskiego metra. Następnie kamera zaczyna śledzić mężczyznę udającego się dokądś po zmroku. Widoczne są jedynie plecy i profil postaci, która wchodzi do restauracji i tam dostrzega inne, znajome plecy. Przywołuje imię kobiety, która siedzi z drugą kobietą przy stoliku. Dopiero pod koniec filmu widz dowiaduje się, w jak intymny moment właśnie wtargnął.
Tych kilkadziesiąt pierwszych sekund zarysowuje dwie płaszczyzny, na których Haynes osadził strukturę filmu. Z jednej strony, w spotkaniu Therese (granej przez Rooney Marę) z Carol (Cate Blanchett), w procesie ich poznawania się, wreszcie – w ich wspólnej podróży oraz w napotykaniu przez nie przeszkód, nie sposób nie dostrzec formuły klasycznego melodramatu, który można określić jako podążanie za miłosnym pragnieniem bez względu na koszty.
Z drugiej strony metoda, jaką reżyser buduje dystans pomiędzy widzem a bohaterkami, ma wiele wspólnego z kryminałem, gatunkiem, na którym Patricia Highsmith (autorka ekranizowanego przez Haynesa „The Price of Salt” oraz serii o Tomie Ripleyu) zbudowała swoją pisarską renomę. Liczne ujęcia zza pleców, w których dwie kobiety przebywają razem, czy oglądanie Carol z perspektywy aparatu fotograficznego Therese to zabiegi formalne sprawiające, że odbiorca staje się trochę podglądaczem, świadkiem, a nawet detektywem podobnym temu, który poszukuje dowodów na niemoralne prowadzenie się postaci Blanchett. W „Carol” przeplatają się zatem dwa niezwykle zazwyczaj ustrukturyzowane schematy: melodramatu i kryminału. Gdy dodamy do nich scenografię i kostiumy inspirowane m.in. fotografiami Vivian Mayer [1], otrzymujemy konserwatywną ramę filmową. Ramę, która może wytrzymać milczące konflikty wewnętrzne rozgrywające się w bohaterkach. Bo specyficzne „ciche” napięcie, które wytwarza Todd Haynes w „Carol”, ściśle wynika ze sposobu, w jaki każda z nich przepracowuje rodzące się w niej uczucie.
Specyficzne „ciche” napięcie, które wytwarza Todd Haynes w „Carol”, ściśle wynika ze sposobu, w jaki bohaterki przepracowują rodzące się w nich uczucie. | Olga Byrska
Esej o pragnieniu i świadomości
„[…] Właściwością pragnienia jest to, że może ono wytworzyć jedynie wypowiedź niewłaściwą” [2], stwierdza Roland Barthes we „Fragmentach dyskursu miłosnego”, a Georges Bataille wzmacnia tę tezę słowami: „Poszukiwanie celu […] wynika z pragnienia, które często przeczy rozumowi. Zaspokajając pragnienie, często działam wbrew korzyści. Mimo to mu ulegam, gdyż nagle stało się mym celem ostatecznym” [3]. Therese i Carol widzą się po raz pierwszy w miejscu nieprzeznaczonym tak naprawdę dla żadnej z nich, w rolach nieimplikujących kierunku, w jakim rozwinie się ich relacja. Młodsza jest pracownicą, starsza – jej klientką. Dom handlowy nie stanowi szczytu aspiracji dziewczyny, nawet tak niedoświadczonej jak postać, w którą wciela się Rooney Mara. Przedświąteczny zgiełk działa na nerwy też jej przyszłej ukochanej. Wydaje się jednak – bo czyż nie również tak tworzymy narrację swoich związków? – że obie kobiety znalazły się tam tylko po to, żeby się spotkać. Długie spojrzenie, wymienione jeszcze przed krótką, kurtuazyjną rozmową sprzedawczyni i jej klientki, zamieniło się w moment, w którym bohaterki zaczęły czegoś pragnąć. Bez tego spojrzenia nie istnieje pożądanie, spotkanie i przeszkoda – słowem, nie istnieje melodramat. Przypadkowe (lub nie) pozostawienie przez Carol rękawiczek jest pretekstem do nawiązania kolejnego kontaktu, a następnie – spotkania już na neutralnym gruncie. Obie kobiety łakną kolejnych spotkań, wiedzione nieokreśloną potrzebą, pragnieniem. U Therese rzeczywiste pragnienie – pragnienie okazujące się miłosnym, trudne do odparcia – pojawiło się po raz pierwszy, u Carol po raz kolejny. Jest jednak rok 1952, a miłość dwóch kobiet może skutkować w najszczęśliwszym wypadku ostracyzmem, w najmniej fortunnym – elektrowstrząsami i terapią farmakologiczną. Mimo ryzyka, ale również różnicy wieku, doświadczeń czy pozycji społecznej, bohaterki rozpoczynają pogoń za ożywiającym je obie, choć każdą w inny sposób, uczuciem.
Uczucie to łączy się nierozerwalnie z lękiem – w przypadku Carol związanym nie tylko z odebraniem jej możliwości widywania się z córką, ale również z niepewnością uczuć drugiej strony. Jak tłumaczył sam Haynes, „umysł jest w tym stanie ekstremalnie produktywny, bardzo przypomina umysł przestępcy, wyobrażający sobie każdy rezultat i każdy możliwy scenariusz, w którym mogą cię przyłapać” [4]. Gesty nigdy nie doprowadzone do końca, prawie-pocałunki, słowa wiszące w powietrzu czy przerywane przez osobę trzecią spotkania przynależą przecież nie tylko do kryminalnego z punktu widzenia prawa odcienia homoseksualnych relacji w dobie maccartyzmu (w całych Stanach Zjednoczonych penalizacja tych relacji została wszak zniesiona dopiero w roku 2003) [5], ale również do uniwersalnego doświadczenia zakochiwania się. Co jest jednak lepsze dla zakochanego – niepewność uczuć jego obiektu czy świadomość tego, co sam czuje? Zmierzenie się z konsekwencjami uczucia czy ucieczka w niewypowiedziane?
Co jest jednak lepsze dla zakochanego – niepewność uczuć jego obiektu czy świadomość tego, co sam czuje? Zmierzenie się z konsekwencjami uczucia czy ucieczka w niewypowiedziane? | Olga Byrska
Podążać za orszakiem Afrodyty
Właśnie napięcie między pragnieniem, świadomością natury tego pragnienia i nieuchronnymi konsekwencjami, jakie się z nim wiążą, staje się w „Carol” najważniejsze. Zakochanie można postrzegać w życiu jako piękną katastrofę – być może najpiękniejszą, jakiej doświadczamy, ale też nieodwracalną i przez to nieco przerażającą. Musimy zmierzyć się z uczuciem, które wzbudza w nas ktoś konkretny: ktoś, z kim związek nie zawsze będzie możliwy. „To nie jest ta sama tęsknota: istnieją dwa słowa: Pothos na określenie pragnienia osoby nieobecnej, i Himéros, bardziej palące, na określenie pragnienia osoby obecnej” [6], pisze Barthes. Pothos jest bogiem łaskawszym, ponieważ nie wymaga wychodzenia poza utkaną przez nas strefę komfortu. Życie Therese przed spotkaniem Carol składało się z nieśmiałych fotograficznych prób i letniego związku z Richardem; Carol próbowała znaleźć kruchą równowagę między swoją tożsamością a oczekiwaniami społeczeństwa i klasy, w której dotąd funkcjonowała. Bohaterki próbują wymknąć się poprzez wspólną podróż nie tylko byłemu mężowi tytułowej postaci, lecz także całemu społeczeństwu usilnie uprzedmiotawiającemu kobiety, sprowadzającemu je wyłącznie do roli żon i matek. I choć ucieczka ta nie kończy się dobrze, to gdy Pothosa zastąpił Himéros, nic nie mogło już pozostać takie samo.
O miłości nie da się powiedzieć nic nowego, o pragnieniu – nic, czego nie powiedziała już psychoanaliza. Doznajemy zachwytu nad kimś i pozostaje już tylko zwiesić głowę w rezygnacji i podążyć za cieniami orszaku Afrodyty, raz za razem, mimo przeszłych porażek i przyszłych problemów, licząc na to, że:
„[…] mogę «się przełamać», niczego nie przekreślając; mogę znowu afirmować to, co afirmowałem po raz pierwszy, afirmować, nie powtarzając, gdyż teraz tym, co afirmuję, jest afirmacja, a nie jej przypadkowość: afirmuję pierwsze spotkanie w jego różnicy, chcę jego powrotu, nie jego powtórzenia. Mówię innemu (dawnemu czy nowemu): Zacznijmy raz jeszcze” [7].
Chyba właśnie w tym kryje się największa siła filmu Haynesa: jego zakończenie nie stanowi klasycznego happy endu. Zawiera się w nim coś więcej – daje ono nadzieję na nowe rozdanie w relacji Therese i Carol. Obie nie mają już złudzeń, są sobie równe i jednakowo zdeterminowane w tym, by ze sobą być. „Zacznijmy raz jeszcze”, może więc posiadać mocniejszy wydźwięk niż: „i żyły długo i szczęśliwie”.
Przypisy:
[1] „The Telegraph”, „Costume Designer Sandy Powell on Dressing Carol”, http://www.telegraph.co.uk/film/carol/sandy_powell_interview/.
[2] Roland Barthes, „Fragmenty dyskursu miłosnego”, tłum. M. Bieńczyk, Warszawa 2011, s. 35.
[3] Georges Bataille, „Łzy Erosa”, tłum. T. Swoboda, Gdańsk 2009, s. 24.
[4] „The Atlantic”, „Why Todd Haynes «Carol» Is Misunderstood?”, tłum. własne.
[5] „New York Times”, „Supreme Court Strikes Down Texas Law Banning Sodomy”.
[6] Roland Barthes, dz. cyt., s. 26.
[7] Roland Barthes, dz. cyt., s. 41.
Film:
„Carol”, reż. Todd Haynes, USA, Wielka Brytania, 2015.