Na ulicach Cuzco czy Arequipy, a także przy peruwiańskich górskich drogach kampania wyborcza przed wyborami prezydenckimi trwa w najlepsze już od kilku miesięcy. Reklamy kandydatów niekoniecznie przypominają nasze wypieszczone postery przygotowywane przez agencje reklamowe za ciężkie pieniądze. Uważny obserwator dostrzeże i naścienne murale, i zwykłe afisze przypominające raczej plakaty z czasów rewolucji francuskiej, a nawet historyjki obrazkowe. Bohaterem chyba najbardziej oryginalnej z nich, zawieszonej na ścianie kamienicy tuż przy cuzcańskim Plaza de Armas, był najstarszy z kandydatów, weteran polityki – Pedro Pablo Kuczynski pokazany jako… Superman. Obok tego naśladownictwa postaci Marvela znaleźć można było i inną historyjkę obrazkową – przedstawiającą odbiorcy na wiarę podstawowe fakty z życia kandydata na prezydenta.
10 kwietnia 2015 r. PPK (jak nazywa się go tam skrótowo z uwagi na niemożność wymówienia słowiańsko brzmiącego nazwiska) w I turze wyborów prezydenckich uplasował się na drugim miejscu. Przegrał z Keiko Fujimori, córką Alberto, byłego prezydenta, skazanego na dożywocie. Z uwagi na to, że źle się ona kojarzy wielu Peruwiańczykom, PKK może wygrać druga turę, która zostanie przeprowadzona 5 czerwca. Polskie media bez wątpienia oszaleją wtedy na punkcie pierwszego „Polaka” na prezydenckiej posadzie w Ameryce Łacińskiej. Może warto poznać PPK nieco wcześniej, zwłaszcza że jego biografia jest dość skomplikowana.
Najpierw zajmijmy się mitem „polskości” kandydata. Sam Kuczyński wypowiadał się na ten temat i do polskich korzeni się przyznaje. Warto tu przypomnieć, że przeciętny obywatel Peru, jeśli już cokolwiek o Polsce wie, to zazwyczaj kojarzy ją pozytywnie. Są wciąż na świecie miejsca, gdzie nasz kraj jest uznawany wręcz za idealny model europejskiego rozwoju. W Peru nie podlega stygmatyzacji również kwestia żydowskiego pochodzenia kandydata – więc i do tych korzeni Kuczyński przyznaje się bez problemu. PPK nie jest potomkiem polskiej emigracji zarobkowej. Jego ojciec, Max Kuczyński, urodził się w Poznaniu i należał do zgermanizowanych Żydów z Wielkopolski.
Sam Max Kuczyński o Polsce zawsze wypowiadał się pozytywnie, zwłaszcza gdy jego niemiecka ojczyzna okazała się miejscem dla żydowskich mieszkańców bardzo groźnym. Po dwudziestu latach kariery naukowej – studiował medycynę i antropologię w Rostoku i Berlinie, walczył w niemieckiej armii w czasie Wielkiej Wojny, a później wykładał również w stolicy Niemiec – Kuczyński ucieka z hitlerowskiej Rzeszy. Po kilku latach osiada w Peru i to w dodatku nie byle gdzie – w jedynym mieście peruwiańskiej części Amazonii, Iquitos, gdzie prowadzi badania nad tropikalnymi chorobami, praktycznie tworząc system publicznej ochrony zdrowia – najpierw tam, a potem w całym Peru. Już w Limie na świat przychodzi Pedro Pablo. Jest rok 1938.
Młody Kuczyński jest członkiem lokalnej elity. Kończy najlepsze szkoły w kraju, jako nastolatek wyjeżdża do Wielkiej Brytanii, gdzie uczy się w elitarnym liceum, a potem studiuje w Cambridge. Do tego dokłada tytuł naukowy z Princeton. Jako dwudziestopięciolatek jest już pracownikiem Banku Światowego, porządnym ekonomicznym liberałem nieco oddalonym od ideałów ojca, który doradzał rządom Haiti i Dominikany w kwestiach ekonomicznych. Idee gospodarczego liberalizmu PPK próbuje wcielić od 1967 r. w swoim własnym kraju, gdzie przez kilka lat pełni funkcję zastępcy prezesa Narodowego Banku Peru.
Zamach stanu zmusza go wprawdzie do emigracji, ale do Peru będzie kilkakrotnie wracał – przede wszystkim jako minister fachowiec w różnych rządach. Głównym ośrodkiem działalności Kuczyńskiego będą jednak Stany Zjednoczone (ma również amerykański paszport). Zajmował wysokie stanowiska w Banku Światowym i Międzynarodowym Funduszu Walutowym. Do dziś na Florydzie działa jego firma zajmująca się inwestycjami. Życiorys Kuczyńskiego to raczej amerykańska wersja pomieszanych biografii Jana Kulczyka i Leszka Balcerowicza niż historia „obrońcy uciśnionych”, który pojawia się na naściennych komiksach w dawnej stolicy Inków.
Co skłoniło bogatego biznesmena o niepodważalnej pozycji, hojnego sponsora Partii Republikańskiej do kolejnego powrotu do ojczyzny? Bez rodziny zresztą, bo jego córka Alex Kuczynski – felietonistka „New York Times Magazine” – pozostała w Stanach. Towarzyszy mu jedynie żona Nancy – kuzynka Jean-Luca Godarda. Bezpośrednim powodem powrotu był kryzys w państwie pod koniec prezydentury Albero Fujimoriego. Jeszcze przed jego ucieczką Alejandro Toledo – ówczesny kandydat na prezydenta – poprosił Kuczyńskiego o pokierowanie jego kampanią. Toledo już jako prezydent powierzał Kuczyńskiemu poważne misje, od kierowania ministerstwem energetyki aż do sprawowania funkcji premiera. Po zmianie na prezydenckim urzędzie PKK odszedł z rządu i zajął się budowaniem systemów zaopatrzenia w wodę w całym Peru. Był coraz sławniejszy i wyraźnie piął się w górę.
Kandydaci, którzy po raz drugi startują w wyborach prezydenckich, zazwyczaj zajmują wyższe miejsce niż pięć lat wcześniej. W 2011 wybory wygrał wizjonerski Ollanta Humala – były wojskowy zwany peruwiańskim Obamą. Zgodnie z lokalną tradycją rychło się jednak skompromitował. Druga była Keiko Fujimori – dziś pierwsza w wyścigu.
Kuczyński zaszedł wtedy daleko (był trzeci), ale przepowiadano mu, że dalej zajść nie może. Z punktu widzenie elektoratu miał być za stary, zbyt bogaty i zbyt elitarny. Tak przynajmniej sądzono, dopóki budzące wątpliwości zmiany prawa wyborczego nie uniemożliwiły kandydowania Julio Guzmanowi, o którym pisaliśmy w lutym. Kuczyński stał się nagle kandydatem najpoważniejszym, którego poprzeć chce cała klasa średnia i ci wszyscy, którzy boją się powrotu politycznych i cokolwiek brutalnych rządów rodziny Fujimorich.
Ale czy PPK wykrzesze z siebie charyzmę, która może przekonać niezdecydowanych? Czy w Peru pojawi się prorepublikański i proamerykański prezydent? O tym zdecyduje już demokracja.