„Wiem, co to jest spalony”, zaczyna swój tekst w Magazynie Świątecznym „Gazety Wyborczej” Chutnik, a następnie przechodzi do „sylwetki człowieka, który ukoił serca milionów w naszym kraju”.
Kolejne zdania pokazują jednak boleśnie, że nie wystarczy wiedzieć, na czym polega spalony, żeby napisać coś sensownego o piłce nożnej. Prócz potwierdzonego licznymi nagrodami talentu literackiego, warto również zdobyć choćby skromną wiedzę o futbolu. A jeśli i tego brak, przynajmniej ów sport lubić. Komentarz Chutnik dowodzi, że w jej przypadku żaden z tych warunków spełniony nie jest. Skutek jest taki, że cały tekst można podzielić na trzy części, z których każda przyprawi czytelnika o ból głowy, zębów, oczu lub wszystkich tych części ciała jednocześnie.
Być jak Jacek Gmoch
Każdy kibic wie, że najlepszym polskim ekspertem w dziedzinie piłki nożnej jest Jacek Gmoch, zgrabnymi rysunkami od lat wyjaśniający widzom nawet najbardziej zagmatwane boiskowe sytuacje. Okazuje się, że trenerowi rośnie poważna konkurencja. Sylwia Chutnik piórem czyni bowiem z piłką to samo, co Jacek Gmoch uczynił flamastrem – rozkłada na czynniki pierwsze.
Dowiadujemy się więc, że „napastnik jest jak łowca”, „myśliwy skupiony na prostokącie z siatką”. I jak łowca nie może sobie pozwolić na chwilę dekoncentracji, tak i Robert Lewandowski musi być nieustannie skupiony. Kiedy pojawia się na boisku, choćby „człowiek zawziął się i wgapiał w mimikę twarzy, to nie odgadnie, jak dziś pójdzie na murawie”.
Pokerowa mimika to ważna cecha wyróżniająca naszego zawodnika na tle innych gwiazd futbolu. Kiedy patrzymy na twarze Messiego, Ronaldo, Terry’ego, Neuera, Ibrahimovicia czy Rooneya wychodzących z szatni, od razu możemy obstawiać wyniki rozpoczynającego się meczu. Co lepsi analitycy jednym rzutem oka podają również ocenę, jaką za występ wystawi im następnego dnia branżowa prasa. W przypadku napastników bez problemu można też ocenić liczbę goli, jakie uda im się zdobyć.
Właśnie – goli. Robert Lewandowski „jest golem”, mówi nam Sylwia Chutnik. Nie mamy jednak czasu pochylić się nad tą myślą, bo już dowiadujemy się, jaka tajemnica stoi za sukcesami polskiego piłkarza. Otóż Lewandowski – podobno – ma tę zasadę, że „lepiej mądrze stać niż głupio biegać”. Nie wiemy niestety, kiedy Robert przestał głupio biegać, a zaczął mądrze stać. Czy tę mądrość wpoił mu Jürgen Klopp, Pep Guardiola, czy któryś z roztytych, wąsatych trenerów lig okręgowych, powtarzających ją codziennie jak Polska długa i szeroka (obok innych złotych myśli typu: „Leż, nie wstawaj!”, „Wykop!”, „Nie przez środek!”, „Z pierwszej!” i „Graj na obieg!”).
Oświecenie spotyka Romantyzm
Sylwia Chutnik – w odróżnieniu od większości ekspertów – nie zadowala się anatomiczną analizą futbolu i wybebeszeniem zawiłości gry na oczach zafascynowanego czytelnika. Jej tekst to kompozycyjny majstersztyk, w którym „szkiełko i oko” raz po raz musi ustąpić miejsca silniej czującemu sercu.
Dzięki temu kibic, który do tej pory oglądał mecze, ciesząc się po prostu pięknem sportu i sukcesami „swoich”, odkrywa, że uczestniczy w „niepojętym spektaklu rządzącym się takimi samymi prawami jak teatr”, gdzie panują „emocje i nagłe zwroty akcji”. Kim jednak w owym teatrze jest Robert Lewandowski?
Ha, to oczywiste, a kto jeszcze nie wie, temu autorka wszystko wytłumaczy. Jest „jak romantyczny bohater […] indywidualny, a zarazem niezdecydowany, jak Gustaw-Konrad przechodzący w Jacka Soplicę”, jak Tommy Lee Jones w „Ściganym” – chciałoby się dodać. To jednak byłby krok za daleko, z tego prostego powodu, że Tommy Lee Jones w „Ściganym” nie miał w sobie nic z Polaka, a Robert… Robert to jest Polska właśnie.
Polo subito
„Robert Lewandowski jest jak Polska: nieprzewidywalny, z potencjałem, zadaniowy i zdeterminowany. Trochę zbyt pewny siebie”. Pomijając już to, czy Polska faktycznie jest „zadaniowa” i „zdeterminowana”, po lekturze słów Chutnik rodzi się pytanie, czy pod nazwę naszego kraju nie można by podstawić jakiejkolwiek innego – dajmy na to Irlandii, Holandii czy Hiszpanii. Otóż nie. Piłkarz Bayernu zaszedł bowiem tak daleko, ponieważ jest Polską i nie jest Polską jednocześnie, co objawia się tym, że „sam sobie nie zazdrości”, a z owej zawiści o własny sukces nie „wije się codziennie przed lustrem”.
Odkładając na później pytanie o ów ontologiczny fenomen bycia Polską i nie bycia Polską jednocześnie, przyjmijmy, że Robert Polską jest. Jeśli tak, kim są inne gwiazdy rodzimej piłki przez lata kojarzone z białym orzełkiem na czerwonym tle? Kim jest Tomasz Hajto, swego czasu popalający papierosy szmuglowane do RFN-u? Kim jest Sławek Peszko, który potrafi całe serce zostawić na boisku, choć techniki nie ma za grosz, by następnie osunąć się w ramiona „choroby filipińskiej”? Kim jest Dawid Janczyk, swego czasu okrzyknięty największym polskim talentem, który po przejściu do ligi rosyjskiej tę samą co Peszko chorobą złożony został? Kim jest wreszcie Grzegorz Lato czy Zdzisław Kręcina, którzy sportowym trybem życia i futbolowym know-how przyćmiewają każdego z wymienionych wyżej? Jeśli Robert „jest Polską”, kim są oni?
A może – o zgrozo! – Robert w pełni Polakiem nie jest? Wystarczy przeczytać fragment biografii Lewandowskiego zamieszczony na sąsiedniej stronie „GW”, by dowiedzieć się, że gwiazdor Bayernu został tym, kim został, właśnie dlatego, że sprzeniewierzył się wartościom reprezentowanym przez Hajtę, Peszkę, Latę i Kręcinę! Czytamy w nim, że Lewandowski to człowiek zdyscyplinowany, skłonny do wyrzeczeń, całe życie podporządkowuje piłce nożnej, a diety i planów treningowych pilnuje wręcz obsesyjnie. Podobno Pep Guardiola powiedział, że to najbardziej profesjonalny zawodnik, z jakim pracował. Nie słychać, by słynny trener podobną opinię wygłosił o Polsce…
Może więc Lewandowski nie jest jak Polska, nie przypomina Gustawa-Konrada i Jacka Soplicy (gdzie w tym wszystkim ksiądz Robak?), nie jest też „mitem”, a nawet „golem”? Jest za to jednym z pierwszych polskich piłkarzy, którzy zrozumieli, na czym polega planowanie kariery i profesjonalne podejście do zawodu? Nie, to z pewnością zbyt prosta odpowiedź na trudne pytanie. Odpowiedź, której nie godzi się udzielać nikomu – zwłaszcza jeśli się wie, czym jest spalony.
* Fot. wykorzystana jako ikona wpisu: Football.ua [CC BY-SA 3.0] Źródło: Wikimedia Commons