Szanowni Państwo!
Świat zachodni staje w tym roku przed ważnymi wyborami, które będą miały decydujący wpływ na jego przyszłość i dalszy kształt. Decyzja Brytyjczyków o wyjściu z Unii Europejskiej, powtórka z wyborów prezydenckich w Austrii, rozpoczynający się 8 lipca szczyt NATO w Warszawie czy wreszcie wybory prezydenckie w Stanach Zjednoczonych – wszystkie te wydarzenia są uważnie obserwowane przez jednego z najważniejszych partnerów Zachodu: Federację Rosyjską. Po referendalnej decyzji Brytyjczyków niemal wszystkie media uznały, że to wspaniały prezent dla Władimira Putina, a liczbę artykułów w polskiej prasie, w których napisano o otwieranym na Kremlu szampanie, można liczyć w dziesiątkach, jeśli nie setkach.
Władza Władimira Putina opiera się w bardzo dużym stopniu na jego wizerunku energicznego, (wciąż) młodego przywódcy, który gotów jest nie tylko zapewnić Rosji rozwój, lecz również odbudować jej imperialną pozycję, nie obawiając się przy tym konfrontacji z Zachodem. Trudno się więc dziwić popularności opinii, zgodnie z którą każda porażka Europy czy USA działa na korzyść Rosji. Nawet premier David Cameron twierdził, że głos za wyjściem z UE z pewnością ucieszy Władimira Putina. Warto jednak dokładnie zastanowić się, jak się mają rzeczy po Brexicie, a przed szczytem NATO w Warszawie.
Oficjalne rosyjskie reakcje na wyniki brytyjskiego referendum nie były specjalnie entuzjastyczne – Władimir Putin na spotkaniu Szanghajskiej Organizacji Współpracy w Taszkiencie powiedział jedynie, że Brexit jest wewnętrzną sprawą Wielkiej Brytanii. Rzecznika rosyjskiego MSZ, Maria Zacharowa, poszła jeszcze dalej, zapewniając, że Rosjanie nie tylko nie angażowali się w żaden sposób w tę kwestię, lecz także „nie są nią zainteresowani”.
Inaczej wyglądają jednak nagłówki rosyjskich gazet, które wydają się odzwierciedlać nastroje rosyjskiego establishmentu. Zwycięstwo obozu opowiadającego się za wyjściem z UE zostało przyjęte w Rosji entuzjastycznie jako przejaw strukturalnego kryzysu zarówno Unii Europejskiej, jak i całej zachodniej wspólnoty. Dmitrij Kisielow, uznawany za jednego z najważniejszych dziś prokremlowskich dziennikarzy, w swoim programie telewizyjnym nazwał Brytyjczyków „dzielnym narodem” i zapowiedział, że Brexit może być punktem zwrotnym w historii Europy.
Wyniki referendum z pewnością legitymizują narrację Kremla na temat Europy i Zachodu w ogóle jako tworu słabego, podzielonego i niezdolnego do szybkiej reakcji na wyzwania współczesnego świata. Problem polega na tym, że od owego „słabego i podzielonego” Zachodu Rosja jest niezwykle uzależniona gospodarczo. Kryzys może oznaczać dalsze pogorszenie relacji handlowych, co w połączeniu z sankcjami i niskimi cenami ropy będzie dla rosyjskiej gospodarki trudne do udźwignięcia.
Rosyjska klasa polityczna liczy jednak na to, że Brexit osłabi solidarność pozostałych państw członkowskich, zmniejszy wpływy Stanów Zjednoczonych na kontynencie i w konsekwencji doprowadzi do zniesienia sankcji za zajęcie Krymu. „Bez Wielkiej Brytanii nikt już w UE nie będzie tak zdecydowanie bronił wymierzonych w nas sankcji”, napisał na Twitterze Sergiej Sobjanin, burmistrz Moskwy.
Tę tezę potwierdza Siergiej Markow, rosyjski politolog i doradca Władimira Putina, który w rozmowie z Viktoriią Zhuhan twierdzi, że im większe problemy ma Unia Europejska, tym szybciej odstąpi od „hybrydowej wojny”, którą wypowiedziała Rosji. „Rosja ma interes w Europie i polega on na tym, by Europa miała jak najwięcej problemów”, mówi bez ogródek Markow. I przed szczytem NATO w Warszawie dodaje, że Brexit raczej zwiększy chęć Sojuszu Północnoatlantyckiego do konsolidacji, by kompensować kryzys UE.
Z Markowem polemizuje Władysław Inoziemcew. Profesor w Wyższej Szkole Ekonomii w Moskwie w rozmowie z Julianem Kanią i Jakubem Bodzionym przekonuje, że uszczuplona Unia Europejska może wyjść z tego kryzysu silniejsza, „bo nikt nie będzie chciał powtórzyć błędu Wielkiej Brytanii”. A „jeśli Unia się skonsoliduje, to zapewne uzna Rosję za swojego naturalnego wroga”, uważa Inoziemcew. Dlatego Rosjanie nie powinni cieszyć się z Brexitu. Na pytanie, czy wzmacnianie wschodniej flanki NATO jest rozsądną strategią względem Rosji, Inoziemcew odpowiada, że choć Putin wykorzystuje ją do antagonizowania rosyjskiej opinii publicznej przeciwko NATO, lepszej strategii nie ma.
Kłopot polega na tym, że w polityce nie zawsze myślimy w kategoriach racjonalnych zysków i strat – niekiedy znacznie ważniejsze są zwycięstwa symboliczne, twierdzi Nina Chruszczowa w rozmowie z Łukaszem Pawłowskim. Tak było na przykład z zajęciem Krymu. Choć pod względem ekonomicznym bardzo kosztowny, „pod względem politycznym to był świetny ruch i podobnie jest w relacjach z Unią Europejską”, uważa Chruszczowa. Czy to oznacza, że wobec kłopotów Zachodu możemy spodziewać się zaostrzenia polityki Rosji i na przykład wzmocnienia sprzeciwu wobec rozmieszczenia żołnierzy we wschodnich krajach NATO? Takich nadziei nie ma nawet prokremlowski Markow. „Niedawno pojawiły się pogłoski o możliwości wznowienia współpracy w ramach rady NATO–Rosja, ale Putin wysłał wyraźny sygnał, że z dalszymi decyzjami poczeka do zakończenia szczytu w Warszawie. To bardzo zręczne zagranie”, dodaje jednak Chruszczowa.
Zapraszam do lektury!
Łukasz Pawłowski
Stopka numeru:
Koncepcja Tematu Tygodnia: Redakcja.
Opracowanie: Łukasz Pawłowski, Viktoriia Zhuhan, Jakub Bodziony, Julian Kania.