W czerwcu świat obiegła wiadomość, że żaden rosyjski lekkoatleta nie pojedzie do Rio de Janeiro. Zakaz udziału w igrzyskach jest konsekwencją raportu Światowej Agencji Antydopingowej (WADA), w którym wykazano, że rosyjski doping nie jest problemem samych sportowców, lecz procederem organizowanym przez państwo. Julia Stiepanowa, biegaczka, która zeznawała w śledztwie WADA, miała w nagrodę wystąpić na igrzyskach pod flagą olimpijską. Lekkoatletka jest uważana w Rosji za zdrajczynię i żyje w ukryciu w Stanach Zjednoczonych. Jednak w niedzielę 24 lipca Międzynarodowy Komitet Olimpijski (MKOl) odmienił los Stiepanowej oraz innych rosyjskich sportowców. Zdecydowano, że na igrzyska nie będzie mógł pojechać żaden sportowiec w przeszłości karany za doping (w tym Stiepanowa), natomiast reszta rosyjskich lekkoatletów ma indywidualnie przejść „rygorystyczne testy antydopingowe”.
Zostawmy na boku pytania o to, czy decyzja MKOl jest sprawiedliwa i czy zachęci kolejnych sportowców do ujawniania przypadków dopingu w ich krajach. Być może, zamiast wydawać kolejne środki na śledztwa i testy antydopingowe, łatwiej byłoby go po prostu zalegalizować?
Zalegalizujmy doping?
Światowa Agencja Antydopingowa publikuje listy niedozwolonych substancji, z których nie wolno korzystać sportowcom w celu zwiększania swoich fizycznych możliwości. Przykładem niedozwolonej w sporcie substancji jest erytropoetyna (EPO) – hormon, którego działanie zwiększa liczbę czerwonych krwinek we krwi. Ponieważ erytrocyty odpowiadają za natlenienie krwi, ich wysokie stężenie zwiększa wydolność mięśni. Erytropoetyna naturalnie występuje w ludzkim ciele. Za doping uznaje się wstrzykiwanie EPO w celu zwiększenia produkcji czerwonych krwinek lub zażywanie leków, które powodują wzrost produkcji tego hormonu przez organizm. Tymczasem trening wysokogórski, który także prowadzi do zwiększenia natlenienia krwi, nie jest zakazany.
Julian Savulescu, australijski bioetyk, jest jednym ze zwolenników legalizacji dopingu. Jego zdaniem nie ma etycznych przeciwwskazań do farmakologicznego, technologicznego czy nawet genetycznego wspomagania sportowców. Przekonanie, że trening wysokogórski jest bardziej naturalny czy uczciwszy niż bezpośrednie przyjmowanie hormonów – ponieważ nie wymaga dodatkowych pieniędzy ani angażowania osób trzecich w osiągnięcia danego sportowca – jest mylące. Wyjazd w góry może być nawet droższy od przyjęcia zastrzyku. Tęsknota za tym, aby rezultaty zawodowych sportowców zależały wyłącznie od ich talentów oraz zasług, a nie od zainwestowanych pieniędzy, jest utopijna. Zdaniem Savulescu, zamiast dążyć do zachowania naturalności w sporcie powinniśmy przestać się oszukiwać i ustanowić nowe zasady współdziałania sportu i biotechnologii [1].
Paradoksalnie, zwolennicy legalizacji dopingu uważają także, że mógłby on stać się gwarancją równości i sprawiedliwości w czasie zawodów. Przykładowo, doprowadzając liczbę czerwonych krwinek u wszystkich sportowców do najwyższego niegroźnego dla zdrowia poziomu, oderwalibyśmy zwycięstwo w zawodach od wpływu loterii genetycznej. Loterii, która powoduje, że niektóre osoby od urodzenia mają wyższy poziom erytrocytów niż inne – co na starcie zwiększa ich szanse na zwycięstwo.
Inne argumenty za legalizacją dopingu w sporcie podają libertarianie. Jeśli sportowcy są dorosłymi ludźmi, którzy z własnej woli przyjmują nawet bardzo szkodliwe substancje, to nie ma powodu, by im tego zabraniać. Przecież sam sport uprawiany na poziomie olimpijskim już jest niezdrowy i ryzykowny. Zgodnie z duchem libertarianizmu, jeżeli świadomie narażam się na kalectwo w przyszłości, po to, by w najbliższych igrzyskach zdobyć złoty medal, szkodzę wyłącznie sobie i mam do tego pełne prawo.
Legalizacja dopingu nie rozwiąże problemu
Choć obecny system walki z dopingiem faktycznie przypomina walkę z wiatrakami, żaden z argumentów zwolenników jego legalizacji nie jest pozbawiony wad. Po pierwsze, ogłoszenie listy legalnych „wzmacniaczy” dla sportowców (np. takich, które nie są nadmiernie szkodliwe dla zdrowia) nie wyeliminowałoby zapewne przypadków stosowania środków jeszcze silniejszych i nadal niedozwolonych. Zastosowanie dopingu w celu wyrównania fizycznych możliwości sportowców w imię walki z niesprawiedliwą loterią genetyczną tym bardziej nie rozwiązuje tego problemu. W obu przypadkach nie pozbywamy się kłopotliwych testów medycznych sprawdzających, czy sportowcy nie stosują dopingu w nieuprawniony sposób. Co więcej, substancje, które już dziś figurują na liście WADA, często znajdują się tam także dlatego, że są szkodliwe dla zdrowia.
Dlaczego jednak nie pozwolić sportowcom szkodzić samym sobie do woli? Podstawowy problem z argumentacją libertariańską wynika z faktu, że zawodowi sportowcy zaczynają trenować we wczesnym dzieciństwie, a na pierwsze igrzyska jadą nierzadko w wieku 16 lat. Z kolei dorośli sportowcy, zwłaszcza ci z krajów niedemokratycznych, mogą być poddawani najróżniejszym naciskom lub wręcz zmuszani do zażywania szkodliwych substancji. W praktyce trudno byłoby więc orzec, który sportowiec w pełni świadomie i dobrowolnie stosuje niezdrowe środki dla osiągnięcia lepszych wyników. Zakaz dopingu ma chronić sportowców przed nadużyciami tego typu.
Co więcej, trudno wyobrazić sobie sprawiedliwą rywalizację między farmakologicznie wspomaganymi sportowcami, a tymi, którzy z własnej woli nie skorzystali z pomocy laboratorium. Przyjęcie libertariańskiej wizji sportu mogłoby więc doprowadzić do dopingowego wyścigu zbrojeń. Innym możliwym rozwiązaniem byłoby zorganizowanie osobnych olimpiad dla „naturalnych” i „wspomaganych” sportowców. Jednak już dziś badania wskazują, że doping zmniejsza zainteresowanie sportem.
Na problem legalizacji dopingu można spojrzeć także z innej strony. Amerykański bioetyk, Thomas Murray, zamiast koncentrować się na konsekwencjach ewentualnej zmiany prawa, pyta o sens uczciwości w sporcie [2]. W przeciwieństwie do Savulescu, Murray nie uważa, aby naturalne różnice w talentach między sportowcami były niesprawiedliwe. Choć ustalając zasady gry, staramy się, aby zawodnicy mieli zbliżone szanse na zwycięstwo – stąd osobne zawody dla mężczyzn i kobiet czy kategorie wagowe w wielu sportach – drobne różnice w budowie ciała nie muszą przesądzać o wyniku zawodów. Koniecznym elementem zasad fair play jest to, aby wynik rywalizacji w jak największym stopniu zależał nie tylko od talentu danego sportowca i zainwestowanych w niego pieniędzy, lecz także od jego determinacji, wysiłku i siły charakteru. W świecie dzisiejszego sportu taki stan rzeczy może wydawać się niedoścignionym ideałem, jednak legalizacja dopingu mogłaby nas od niego jeszcze bardziej oddalić.
Przypisy:
[1] Julian Savulescu, Bennett Foddy & M. Clayton, „Why we Should Allow Performance Enhancing Drugs in Sport”, „British Journal of Sports Medicine”, No. 38, 2004.
[2] Thomas H. Murray, „Making Sense of Fairness in Sports”, „Hastings Center Report”, 40, No. 2, 2010.
* Ikona wpisu: fot. Henryart. Źródło: Wikimedia Commons