Jarosław Kaczyński nie jest jedynym liderem partyjnym, który o polityce myśli przede wszystkim w kategoriach kolektywnych: wspólnoty, społeczeństwa, ludu, narodu. Podobne spojrzenie – zgodnie z którym jednostka ma znaczenie marginalne w porównaniu ze zbiorowością – charakteryzuje w mniejszym lub większym stopniu wszystkie polskie partie polityczne, w tym nową lewicę z partii Razem.

PiS jest jednak pod tym względem ugrupowaniem szczególnym. Nie tylko z tego powodu, że od niemal roku samodzielnie sprawuje rządy. Także dlatego, że granice wspólnoty politycznej dowolnie przesuwa, zależnie od bieżących interesów politycznych. Obie te cechy ugrupowania rządzącego powinny budzić zdecydowany sprzeciw każdej partii odwołującej się do tradycji liberalnych.

I faktycznie – działania PiS-u wywołują reakcję i Nowoczesnej, i Platformy, ale powody tych reakcji nie są do końca jasne. Kiedy partie opozycyjne występują na przykład w obronie Trybunału Konstytucyjnego, robią to pod sztandarami ochrony „porządku konstytucyjnego”, argumentując, że PiS nie uzyskał w wyborach takiej większości, by mieć prawo do zmiany Konstytucji, zaś podważanie pozycji Trybunału jest de facto taką zmianą. Zgoda. Załóżmy jednak, iż w kolejnych wyborach PiS uzyska konstytucyjną większość. Czy wtedy będzie miał prawo całkowicie przemodelować państwo? Nie, ponieważ jeśli Polska ma pozostać liberalną demokracją, jej Konstytucja wśród najważniejszych wartości musi stawiać poszanowanie indywidualnej wolności obywateli. A zatem zarówno bezprawnym działaniom PiS-u, jak i kolektywistycznej retoryce tej partii należy przeciwstawiać nie ogólne hasła obrony „dawnego ładu” – który wśród wielu Polaków nie budził entuzjazmu – ale postulat obrony podstawowych swobód każdego obywatela. Takiej retoryki nie usłyszymy jednak ze strony żadnej z partii opozycyjnych.

Skrajności się dotykają

Całkowita racja jest po naszej stronie”, mówił Jarosław Kaczyński o pomysłach PiS-u na upamiętnienie katastrofy smoleńskiej. Chwilę później przeszedł do krytyki ludzi, którzy na tę sprawę prezentują odmienny pogląd: „Ci, którzy obrażali, ciągle chcą obrażać – powiedział. – Ci ludzie są poza Polską, poza polską kulturą”.

Cytat ten i wiele innych, na czele choćby z opinią o „gorszym sorcie Polaków”, którzy dziś sprzeciwiają się rządom PiS-u, obrazuje jeden z kluczowych elementów strategii politycznej szefa tej partii – arbitralnego wyznaczania ram wspólnoty politycznej, której przysługuje prawo do miana „prawdziwych Polaków” i która tym samym ma monopol na decydowanie o losach kraju.

Komuniści „nie mają interesów odrębnych od interesów całego proletariatu”, pisali w „Manifeście komunistycznym” Karol Marks i Fryderyk Engels, zręcznie dając tym samym do zrozumienia, że walka na rzecz poprawy losu robotników może odbywać się tylko za pośrednictwem Partii Komunistycznej. Politycy PiS-u z powodzeniem posługują się parafrazą tego zdania, na różne sposoby powtarzając, że ugrupowanie Jarosława Kaczyńskiego „nie ma interesów odrębnych od wszystkich Polaków”, a zatem głos przeciw PiS-owi jest siłą rzeczy głosem przeciwko Polsce. Tak jak w optyce Marksa i Engelsa nie mogło być dwóch (lub większej liczby) partii robotniczych, tak w optyce PiS-u nie może być dwóch partii prawdziwie polskich.

Fot. Lukas Plewnia. Źródło: Flickr.
Fot. Lukas Plewnia. Źródło: Flickr.

Ten sposób widzenia rzeczywistości politycznej jest znacznie wyraźniej dostrzegalny w deklaracjach ugrupowań posługujących się narracjami bardziej od PiS-u radykalnymi. W wywiadzie udzielonym „Tygodnikowi Powszechnemu” pewien członek Młodzieży Wszechpolskiej roztacza swoją wizję idealnej Polski. Byłaby to Polska „wielka i katolicka”, oparta m.in. na „dobrze zorganizowanym narodzie, gotowym do wspólnego wysiłku na rzecz budowy swojej ojczyzny” oraz „do ofiarowania życia za ojczyznę i na zdolności do poświęceń, jeżeli tego akurat będzie wymagała sytuacja”. A na pytanie dziennikarki, czy dla niej jako osoby o odmiennych poglądach znajdzie się w tej Polsce miejsce, odpowiada: „Wystarczy się dostosować i będzie”.

Ta prosta wizja w swych podstawach nie różni się niczym od wizji Kaczyńskiego, kiedy ten ogłasza, że każdy, kto pamięci ofiar wypadku pod Smoleńskiem nie czci tak, jak sobie tego prezes PiS-u życzy, sam siebie stawia poza wspólnotą Polaków.

Prawa tylko dla niektórych?

Postrzeganie wspólnoty politycznej w ten sposób jest jednak na dłuższą metę zabójcze dla liberalnej demokracji, bo prowadzi nieuchronnie do pytania, dlaczego „nie-Polacy” mają mieć takie same prawa polityczne jak Polacy „prawdziwi”? Z praktycznymi konsekwencjami tego sposobu myślenia mieliśmy do czynienia niedawno w Gdańsku, podczas uroczystości pogrzebowych dwójki żołnierzy wyklętych. Kilkunastoosobowa grupa przeciwników rządu z Komitetu Obrony Demokracji obecna na uroczystościach została przez członków środowisk narodowych wypchnięta z marszu i musiała opuścić zgromadzenie w asyście policji.

Natychmiast po zdarzeniu ze strony zwolenników i członków PiS-u posypały się komentarze mówiące, że sama obecność członków KOD-u w marszu była prowokacją polityczną, a w związku z tym reakcja uczestników jest w pewnym sensie usprawiedliwiona.

Rzecz w tym, że to, czy obecność na pogrzebie miała cel polityczny, czy też nie, nie ma żadnego znaczenia. Zwolennicy KOD-u mieli prawo być na uroczystości, jak każdy człowiek przebywający wówczas w Gdańsku. A jakiekolwiek usprawiedliwienia dla agresji to równia pochyła. Już wkrótce możemy usłyszeć, że obecność opozycji w kościołach, w pobliżu pomników Lecha Kaczyńskiego czy na placach Jana Pawła II to prowokacja wymagająca siłowej interwencji.

Warto przy tym wspomnieć, iż prawa wszystkich do uczestnictwa w uroczystościach (i to za pomocą liberalnych argumentów) bronił publicysta tygodnika „wSieci” Piotr Skwieciński. Choć, jak sam zaznacza, KOD-u nie lubi, jego zdaniem „nie wolno wykluczać z narodu nikogo, kto sam się z niego nie wykluczył. A nie widzę żadnego powodu, by uznać, iż z narodu wykluczyła się ta jego, mniejszościowa, ale przecież niemała, część, w której KOD wzbudza inne emocje, niż we mnie”.

Ale tu jest właśnie pies pogrzebany – otóż w optyce przyjętej przez Jarosława Kaczyńskiego i jego politycznych akolitów już przez sam sprzeciw wobec partii rządzącej Mateusz Kijowski i jego stronnicy wykluczyli się ze wspólnoty Polaków. W tej sytuacji z gruntu liberalny argument Skwiecińskiego – mówiący, że nikt nie ma prawa ograniczać praw drugiej osoby bez powodu – nie przystaje do poglądów głoszonych przez partię, która liberalne zasady współżycia odrzuca na wstępie. Innymi słowy Skwieciński nie może być „prawdziwym” zwolennikiem PiS-u i jednocześnie bronić ludzi o odmiennych poglądach. A już na pewno nie za pomocą liberalnych argumentów.

Nie człowiek, coś więcej

Ale problem liberała z retoryką PiS-u nie polega jedynie na tym, że kierownictwo partii dowolnie kształtuje granice wspólnoty politycznej, lecz również na tym, że wymaga też od jednostki podporządkowania się tejże wspólnocie. W konsekwencji prawa pojedynczego człowieka schodzą na drugi plan, bo dużo ważniejszy staje się „interes” grupowy – rodziny, społeczeństwa, ludu, narodu. Jednostka jest postrzegana przede wszystkim przez pryzmat szerszej grupy, do której należy, i to jej ma służyć.

Wyobrażona Polska jest w oczach kierownictwa PiS-u zawsze ważniejsza niż składający się na nią realni Polacy. | Łukasz Pawłowski

Mówiąc obrazowo, wyobrażona Polska jest w oczach kierownictwa PiS-u zawsze ważniejsza niż składający się na nią realni Polacy. Cała wizja opiera się też na przekonaniu, że istnieje jakaś jedna Polska, której cechy są jasne i z góry określone, dokładnie tak samo jak w cytowanej wypowiedzi „młodego wszechpolaka”, który chce Polski wielkiej, katolickiej, z silną gospodarką.

A kto dziś decyduje o tym, co znaczą takie pojęcia jak „silna gospodarka”? Oczywiście władza polityczna działająca w imieniu mitycznego, bo rzekomo zjednoczonego „ludu”, nie zaś składających się nań, w rzeczywistości zróżnicowanych, jednostek. Trudno o sposób myślenia bardziej oddalony od ideałów klasycznego liberalizmu, najlepiej chyba wyrażonych w słynnych słowach Johna Stuarta Milla:

„Gdyby cała ludzkość z wyjątkiem jednego człowieka sądziła to samo i tylko ten jeden człowiek był odmiennego zdania, ludzkość byłaby równie mało uprawniona do nakazania mu milczenia, co on, gdyby miał po temu władzę, do zamknięcia ust ludzkości”.

Dla liberała wolność jednostki zawsze musi stać na pierwszym miejscu. Oczywistą pochodną tej wartości jest dla liberała nie tylko poszanowanie, ale i pochwała indywidualnej różnorodności, swobody wyboru drogi życiowej i zachęta do – jak to ujmował Mill – „życiowych eksperymentów”.

Znowu jednak ze strony partii rzekomo liberalnych, takich jak Nowoczesna i „wracająca do korzeni” Platforma Obywatelska, nie usłyszymy odpowiedzi na narrację PiS-u, która byłaby ugruntowana w tradycji liberalnej. Zamiast obrony praw jednostkowych, reakcja obu partii sprowadza się do kopiowania strategii PiS-u. I tak oto Nowoczesna wraz z KOD-em tworzą martyrologiczny film o obronie „ładu konstytucyjnego” i nawołują do budowy nowego „państwa podziemnego”, zaś Platforma zapowiada, że skoro PiS zagospodarowuje kult „żołnierzy wyklętych”, to PO większy nacisk położy na… Armię Krajową.

Okazuje się więc, że w kraju rzekomo od lat rządzonym przez liberalne elity, liberałów w polityce, gotowych bronić jednostki przed kolektywistycznymi zapędami władzy, jak nie było, tak nie ma.

————————————————————————————————————————-

W Temacie Tygodnia czytaj także:

Jarosław Kuisz  2016. Bronię liberalizmu

Karolina Wigura Dlaczego w Polsce po 25 października 2015 r. nic się nie zmieniło

Tomasz Sawczuk Liberalizm powinien stać się radykalny

————————————————————————————————————————-