Od 2000 r. w Konzerthausie, jednej z najbardziej rozpoznawalnych instytucji muzycznych Berlina, położonej w samym centrum miasta, odbywa się Young Euro Classic, festiwal młodych orkiestr symfonicznych, wbrew nazwie nie tylko europejskich. W kilkunastoletniej historii tego wydarzenia wystąpiły zespoły z 56 krajów, a swoje prawykonania miało na nim 206 utworów. Young Euro Classic pełni też funkcję mecenasa artystycznego, aż 72 ze wspomnianych dzieł powstało na zamówienie festiwalu, na którym przyznawana jest też nagroda dla kompozytorów, którą funduje burmistrz miasta. W tegorocznym, 17-dniowym festiwalu wzięło udział ok. 1500 muzyków między innymi z takich orkiestr, jak Ungdomssymfonikerne z Norwegii, Bundesjugendorchester z Niemiec, Arab Youth Philharmonic Orchestra, a także zespoły z Kazachstanu, Rumunii, Litwy, Rosji, Estonii, Meksyku i Francji. Wśród nich znalazły się takie renomowane orkiestry, jak European Union Youth Orchestra (z prawie tym samym programem, co niedawno w Warszawie na Festiwalu Chopin i jego Europa), Nationaal Jeugd Orkest z Holandii czy Gustav Mahler Jugendorchester z Austrii.
Festiwal organizowany jest z dużą dbałością o detale. Przejawia się to między innymi tym, że każdy koncert zaczyna fanfara skomponowana przez Ivána Fischera, który wypowiedział się o niej tak: „Proszę nie brać mojej krótkiej fanfary zbyt poważnie! Przede wszystkim nie oczekujmy, że młodzi muzycy będą ją grać idealnie! Ma to być zabawa, trzeba się nią cieszyć. […] Kiksy są w to wliczone”. Fanfara wykonywana jest przez pięć instrumentów, dętych lub innych, i dopuszcza elementy improwizacji.
Na czas festiwalu sala Konzerthausu staje się jeszcze bardziej dostępna i otwarta niż zwykle, ponieważ ceny biletów są niewygórowane i wahają się pomiędzy 16 a 25 euro. Pewnie również z tej przyczyny, jak informują organizatorzy, przeciętny słuchacz YECl jest młodszy niż na innych wydarzeniach klasycznomuzycznych. A zatem Young Euro Classic to festiwal młodych muzyków i młodej publiczności, a odbywa się on pod hasłem „Hier spielt die Zukunft!” – „Tutaj gra przyszłość!”.
Wzorzec z Sèvres, czyli Gustav Mahler Jugendorchester (28 sierpnia 2016 r.)
Hasło to w pełni można zastosować do Gustav Mahler Jugendorchester z Wiednia, która jest nie tylko jedną z najlepszych orkiestr młodzieżowych, ale jedną z lepszych orkiestr w ogóle. Aż szkoda, że w jej skład wchodzi tylko około setki muzyków, bo właśnie z tego zespołu, założonego w 1986 r. przez Claudia Abbada, rekrutują się późniejsi członkowie najznakomitszych orkiestr na świecie.
Z GMJO występują najlepsi dyrygenci i soliści. Tego wieczora Philippe Jordan poprowadził „IX symfonię” Gustava Mahlera oraz 82. kantatę „Ich habe genug” Jana Sebastiana Bacha, której partię wokalną zrealizował Christian Gerhaher. Niemiecki baryton należy obecnie do najwybitniejszych wykonawców repertuaru pieśniarskiego i w jego interpretacji Bacha ujawniła się właśnie osobowość pieśniarza, tak w ariach, jak i w recytatywach. Solista ani trochę nie próbował robić opery z tej kantaty, unikał przedramatyzowania i nadmiaru efektu. Gerhaher popisał się tym, że nie próbował się popisywać – śpiewał w sposób skupiony i introwertyczny, a jednocześnie komunikatywny, z krystalicznie czystym i zrozumiałym tekstem. Zarówno solista, jak i dyrygent bardzo dbali o dynamikę – instrumenty były słyszalne selektywnie, a całościowy wolumen na tyle kameralny, wręcz osobisty, że wyraźnie słychać było nawet akompaniujący pozytyw. Doświadczony śpiewak w arii „Schlummert ein, ihr matten Augen” mimo dość żywego tempa nie dał się ponieść i budował napięcie pianami, poświęcając należytą uwagę ozdobnikom. Śpiewał wraz z orkiestrą, nie traktował jej jak tła. Na oboju sprawnie partnerował mu Bernhard Heinrichs, zachowujący proporcje brzmieniowe między swoją partią a partią wokalną. Jakkolwiek wybór tej przebojowej kantaty może wydawać się nieco banalny, to osiągnięty efekt był naprawdę wyjątkowy.
Nie mniej wyjątkowe – a ze względu na rozmiary i obsadę utworu wręcz jeszcze bardziej imponujące – było wykonanie „IX symfonii” Mahlera. Z 82. kantatą Bacha łączy ją poniekąd założenie programowe – oba utwory odnoszą się do pewnego rodzaju podsumowań i panuje w nich klimat pożegnania. Ostatnia ukończona symfonia Mahlera, trwająca prawie półtorej godziny, zaczyna się od rytmicznej ilustracji zaburzonego bicia serca (kompozytor zmarł na zapalenie wsierdzia). Aspekt sonorystyczny tego otwarcia został przez muzyków pięknie wyzyskany, już po samym tym fragmencie można zrozumieć fascynację dziełem ze strony Albana Berga i Arnolda Schönberga. Błyskawicznie ujawniło się nie tylko głębokie zrozumienie utworu przez dyrygenta, lecz także wirtuozeria muzyków grających na „newralgicznych” instrumentach dętych, perfekcyjnie realizujących dłuższe fragmenty solowe (genialna flecistka!) i krótsze dopowiedzenia, od których roi się w symfonii.
Niezwykle plastycznie wypadła imitacja odgłosów natury (Naturlaute) w repryzie allegra. Ländlerowo-walcowa druga część cechowała się bogactwem planów dźwiękowych i kontrastowała rubasznością z poprzednim ogniwem, beztroska ludowego tańca była jednak podbita groteską i wyzierał z niej nastrój Totentanz. W ultratrudnym fugowanym rondzie orkiestrze zdarzyły się momenty desynchronizacji, ale aż miło było obserwować, jak sprawnie muzykom udawało się z niej wybrnąć, bez straty na dopracowanej artykulacji i mądrym frazowaniu. W ostatniej części uwagę przykuwały fenomenalne sola fagotu (który – wbrew temu, co zazwyczaj słyszymy w Warszawie – potrafi grać również ekstremalnie cicho), altówki oraz rogu (który nie dość, że grał bezbłędnie, to jeszcze z wysublimowaną artykulacją i dynamiką). W finale motyw „Oft denk’ ich” z „Kindertotenlieder” pozostawił po sobie wstrząsające wrażenie. A gdyby w Sèvres zechciano przechowywać model orkiestrowego pianissima, to można by go stworzyć z tego, co udało się osiągnąć kwintetowi smyczkowemu w zamierającym pianissimo pod sam koniec symfonii.
Cyrk na kacu, czyli Orkiestra Symfoniczna Konserwatorium Uralskiego (29 sierpnia 2016r.)
Na festiwalu Young Euro Classic zdarzają się też mniej przyjemne wydarzenia koncertowe. „VI symfonia” Piotra Czajkowskiego – która również wykorzystuje fugato kołowe i nietypowo kończy się częścią wolną – znakomicie pasowała nam do klimatu „Dziewiątej” Mahlera. Niestety koncert Orkiestry Symfonicznej Konserwatorium Uralskiego pod batutą Antona Szaburowa był niezwykle rozczarowujący.
Pierwszym niepokojącym objawem było wykonanie fanfary festiwalowej w aranżacji na kwintet smyczkowy zamiast dętego blaszanego. Bo też faktycznie „blacha” tej orkiestry nie ma się czym pochwalić, co udowodniła już w pierwszym wejściu w fantazji koncertowej „Noc na Łysej Górze” Modesta Musorgskiego, która w jej wykonaniu zabrzmiała nie jak fantazja, tylko dysfazja. Utwór był niekomunikatywny, nieczytelny formalnie, pozbawiony kulminacji. Nawet liczne fałsze schodziły na dalszy plan przy tej interpretacyjnej katastrofie.
Dobór programu w pierwszej części koncertu sprawiał wrażenie, jakby kluczem w obsadzie poszczególnych utworów była obecność gongu, dzwonów, kotłów i trójkąta, co – przy tak niskim poziomie wykonawczym – sprawiało wrażenie cyrku na kacu. Kolejnym powodem do niepokoju było prawykonanie „Postludium chorałowego” na altówkę i orkiestrę Jurija Abdokowa, kompozycji niebywale miałkiej, patetycznej i próbującej chyba nieudolnie naśladować Szostakowicza. Partia solowa (skądinąd ładnie wykonana przez Aleksandra Mitinskiego) to zbiór chwytliwych, tanich melodyjek, które świetnie nadawałyby się do przydługich napisów końcowych w ekranizacji jakiejś rosyjskiej XIX-wiecznej powieści. W wykonaniu „Postludium” rzucała się w uszy jakość altówek, które grały jak z najbardziej złośliwych dowcipów o altowiolistach. Na dobicie była jeszcze „Rosyjska Wielkanoc” Nikołaja Rimskiego-Korsakowa, nawiązująca do śpiewów cerkiewnych pobrzmiewających również w „Szóstej” Czajkowskiego, której potencjał ekspresyjny i instrumentacyjny został całkowicie zmarnowany.
Marnotrawstwo sięgnęło szczytu w symfonii Czajkowskiego. Już przy pierwszej okazji do głośniejszego grania dyrygent zaserwował nam fortissimo. Wyglądało na to, że dba on głównie o elegancję swoich gestów, a nie o ich skuteczność. Ale nawet brak zrozumienia kontinuum dramaturgicznego przez dyrygenta schodził na dalszy plan przy tym, jak roztańczony perkusista niemiłosiernie walił w kotły, na co dyrygent zupełnie nie reagował. Najwyraźniej jego koncepcja sprowadzała się do tego, żeby zatłuc Czajkowskiego.
Poza tym gdybyśmy mieli do czynienia nie z festiwalem, a z konkursem, uralskiej orkiestrze należałaby się dyskwalifikacja. Wiek artystów biorących udział w YECl to, jak podają organizatorzy, 18–28 lat. Mimo to Rosjanie obsadzili kilka trudnych i eksponowanych instrumentów grających partie solowe muzykami w wieku wskazującym raczej na profesorów konserwatorium niż na jego studentów. Od wymierzenia kary za niesportowe zagrania można by jednak miłosiernie odstąpić, ponieważ – nawet z takim wspomaganiem – efekt okazał się marny.
Pokaż rogi, czyli Nationaal Jeugd Orkest (25 sierpnia 2016 r.)
Spore nadzieje budził też koncert orkiestry młodzieżowej z Amsterdamu pod dyrekcją Antony’ego Hermusa. Po zagranym na rozgrzewkę krótkim utworze „Chase” Joeya Roukensa zabrzmiał „II koncert fortepianowy B-dur” Johannesa Brahmsa w wykonaniu Hannesa Minaara. Pianista ujawniał swoją muzykalność (np. w wykończeniach fraz) tam, gdzie nie było żadnej poważniejszej trudności technicznej. Niestety we fragmentach bardziej skomplikowanych sprawiał wrażenie, jakby starał się utrzymać na powierzchni i nie starczało mu tchu. Jego interpretacja była miejscami za bardzo transparentna, trochę nijaka i dobrze przystawała głównie do tych fragmentów, w których ujawnia się idea tzw. koncertu symfonicznego.
Koncepcja dyrygencka w I części była niejasna, w II już bardziej uchwytna i wciągająca, w III udało się uzyskać adekwatne do treści muzycznej kameralne brzmienie, a w IV zabrakło wyczucia „cygańskiego” idiomu, ale całość trzymała się w ryzach. Dobrze słuchało się rozbudowanego solo wiolonczeli w Andante, dopowiedzeń fagotu, a wszędzie również instrumentów dętych blaszanych. Te ostatnie radziły sobie bardzo ładnie, aczkolwiek czasem były za bardzo eksponowane w stylu: „a teraz pokażemy, jakie mamy ładne rogi”. Faktycznie, pierwsza waltornistka, której solo otwiera utwór, ukradła pianiście sporą część show.
Druga część koncertu została zdominowana przez walca. Najpierw usłyszeliśmy suitę z „Rosenkavaliera” Richarda Straussa, a następnie poemat choreograficzny „La Valse” Maurice’a Ravela. Widać dyrygentowi bardzo się śpieszyło, ponieważ zaczął dyrygować Straussem z marszu, jeszcze w trakcie braw. I miało to swoje konsekwencje: orkiestra – świetnie skądinąd reagująca na rękę dyrygenta – zaczęła niepewnie, chwiejnie, a nastrój lekko neurotyczny długo się utrzymywał. Niemniej było to wykonanie brawurowe, pełne nasyconego brzmienia i znakomicie wpisujące się w poetykę opery Straussa.
Najwyraźniej idea była taka, żeby skończyć koncert w atmosferze onirycznej, wyciszonej, ale zagranie mglistego „La Valse” po błyskotliwym „Rosenkavalierze” wypadło trochę niefortunnie. Jakkolwiek bowiem dobra i skuteczna holenderska orkiestra nie dysponuje taką perfekcją brzmieniową, jak Gustav Mahler Jugendorchester, więc nie udało się utrzymać napięcia i koniec koncertu wypadł odrobinę bezbarwnie. Nie przyćmiło to jednak wrażenia ze wspaniale zagranego Straussa, a dwa „Tańce węgierskie” (nr 1 i 5) Brahmsa na bis harmonijnie dopełniły całości.
Festiwal:
Young Euro Classic, 17 sierpnia–3 września 2016, Konzerthaus, Berlin.
*Zdjęcia i ikona wpisu: © MUTESOUVENIR / KB