Chociaż budynek Universalu znajdował się w samym centrum stolicy, rzadko można było go oglądać. Od wielu lat funkcjonował – z perspektywy przechodnia – przede wszystkim jako wielkoformatowy nośnik reklamowy, a nie budynek, przez co stał się niejako symbolem reklamowego chaosu w Warszawie. Niektórzy utożsamiali to z przejawem wielkomiejskości, zaś dla innych było przykładem degradacji polskiej przestrzeni publicznej. Niezależnie od tego, co o nim myślimy, obecnie możemy się już z nim tylko pożegnać, ponieważ jego miejsce zajmie nowy, szklany i wyższy budynek.
Mało kto pamiętał, co znajdowało się pod wielkoformatową płachtą, która powiewała na elewacji Universalu. Dopiero moment wyburzenia pozwolił mieszkańcom przez chwilę się tej elewacji przyjrzeć. Dał też okazję do zastanowienia nad tym, czy ten budynek naprawdę był na tyle brzydki, że nadawał się jedynie do rozbiórki. Fakt, że przy okolicznościowych wymianach reklam na jego elewacji – uwiecznianych przez przechodniów i publikowanych na portalach społecznościowych – pojawiały się głosy, że jest tak brzydki, że lepiej było już go zasłonić. Ale czy poprawianie architektury dokonuje się zawsze jedynie poprzez wyburzenie?
Ktoś chyba jednak zapomniał, że Universal to fragment jednego z najważniejszych założeń urbanistycznych powojennej Polski, tzw. Ściany Wschodniej. Do realizacji przyjęto koncepcję Zbigniewa Karpińskiego, zgodnie z którą w narożniku Alei Jerozolimskich i ul. Marszałkowskiej pojawiła się przeszklona Rotunda z ząbkowanym, przechylonym dachem oraz biurowiec, który stanowił dla niej tło. Obecnie widoczna elewacja nie jest jednak tamtym tłem, które schowane zostało pod wielkimi bilbordami, bowiem w 1965 r. biurowiec miał elewację w szarym, metalicznym kolorze, co sprawdzało się w owej kompozycji z Rotundą. Niestety, w latach 90. Universal przeszedł gruntowny remont, zmieniający elewację na brązową z ciemnymi szybami. Mimo że nie jest to najmocniejszy architektonicznie punkt Ściany Wschodniej, wyburzenie Universalu wzmacnia strach przed kolejnymi wyburzeniami i gwałtownymi zmianami. Szczególnie gdy ma się w pamięci niedawną rozbiórkę Sezamu, stojący nieopodal smutny szkielet dawnego Smyka czy zakusy na gmach Syreniego Śpiewu.
Debata o dziedzictwie modernizmu zdążyła się przetoczyć na dobre i prawie wszystko zostało już w niej powiedziane, skrytykowane lub zaproponowane. Do dziś zdążyliśmy się pozbyć jednych z najwybitniejszych dzieł powojennego modernizmu w Warszawie. Pytanie, czy te, które nie są już tak wielkie i wybitne, również mają trafić pod młot? Wydaje się, że przykład Universalu to bardzo dobry przypadek. To budynek wyjściowo stanowiący raczej tło dla innej architektury, niezbyt udanie przebudowany, ale jednak posiadający w sobie pewną autentyczność, a przede wszystkim: oryginalnie wpisany w założenie, które współtworzył. Zmiana jednak nie dosięgnie tylko Universalu – w centrum Warszawy miejsce będą miały niedługo następne zmiany. Nowy wieżowiec na miejscu Universalu powstanie do 2019 r., obok remontowana będzie Rotunda PKO, zwężona ma być ul. Marszałkowska. W najbliższej okolicy na pl. Defilad powstanie teatr oraz Muzeum Sztuki Nowoczesnej.
Nowy wieżowiec będzie najbardziej eksponowanym wysokościowcem w Warszawie od czasu ukończenia biurowca Rondo 1 przy rondzie ONZ. Powstanie przy najważniejszym skrzyżowaniu w mieście, będzie widoczny z odległości setek metrów wzdłuż Marszałkowskiej i Alei Jerozolimskich. Oglądany od strony mostu Poniatowskiego utworzy wraz z sąsiednim hotelem Novotel Centrum (dawne Forum) bramę do ścisłego Śródmieścia. Tych kilka pięter więcej, które będzie miał w stosunku do Universalu, nie znaczy wiele. Urbanistycznie również jest całkiem uzasadniony. Swoją nową fasadą być może wejdzie w dialog z nową Rotundą.
Wątpliwość wzbudza jedynie pytanie, czy nowe jest lepsze od tego, co już jest? Miejmy nadzieję, że z tymi wielkimi zmianami nie będzie podobnie jak niegdyś z pasażem „Wiecha”. Szumnie wówczas zapowiadano, że z zapyziałego deptaka przeistoczy się on w nowoczesne miejsce spacerowe. W efekcie przebudowa przeistoczyła go w wygon do przechodzenia, czyniąc jedną z pierwszych wyrw w projekcie Karpińskiego, który po latach wciąż broni się sam, ale bronić się już może tylko na kolorowych fotografiach z czasów świetności. Już raz poprawianie modernizmu się nie udało. Miejmy jednak nadzieję, że z tej lekcji zostaną wyciągnięte wnioski.
* Fot. wykorzystana jako ikona wpisu: Adrian Grycuk [CC BY-SA 3.0]; Źródło: Wikimedia Commons
Patronem artykułu jest NETIA, wspierająca inicjatywy społeczne w dziedzinie miejskiego aktywizmu.