okladka

Nie mogło być inaczej – druga z serii książka dla dzieci autorstwa doktora biologii, polarnika i zagorzałego ekologa, a prywatnie mojego drogiego przyjaciela, Mikołaja Golachowskiego, okazała się (znów) strzałem w dziesiątkę. Po uwielbianych w naszej rodzinie i wśród znajomych „Pupach, kuperkach i ogonkach” (o których pisałam w „KL Dzieciom” i do których lektury gorąco zachęcam wszystkich, którym „Pupy…” jak dotąd jeszcze nie wpadły w ręce – zwłaszcza, że właśnie ukazał się audiobook i historie pup zwierzęcych znakomicie czyta Wiktor Zborowski!) nareszcie doczekaliśmy się książki o początkach zwierząt. Tak dosłownie – o częściach ciała, od których zwierzę się zaczyna. Po niesamowicie chwytnym, zabawnym, ale jakże naładowanym wiedzą temacie zwierzęcych zadków (Mikołaj zaczął serię, można powiedzieć, „od pupy strony”), teraz przyglądamy się ich frontom: gębom, dziobom, ryjom, paszczom, mordkom, szczękom, trąbom, zębom, nosom, tudzież innym dziwnym formom otworów gębowych najróżniejszych stworzeń.

Dzieląc się swą obszerną wiedzą – podszytą nieukrywaną sympatią do zwierząt, czule nazywanych przez Mikołaja „zwierzołkami” – autor uświadamia czytelnika, że istnieją na świecie istoty, o których się filozofom nie śniło, a dla których wręcz brakuje nazwy w rodzimym języku. Do takich należy „ryba-kleks” (nie jest to jej oficjalna nazwa, gdyż takiej w języku polskim brak!), czyli bezkształtna masa okrzyknięta najbrzydszym stworzeniem na świecie. Książka zdradza jednocześnie, jak krzywdzący to tytuł: uroda galaretowatego blobfisha oceniana była zapewne poza wodą; w wodzie ów brzydal przechodzi zaskakującą metamorfozę. Ale marne to pocieszenie, gdy jest się maskotką Towarzystwa Ochrony Brzydkich Zwierząt (tak, tak! takie towarzystwo istnieje – tego też dowiedziałam się dopiero od autora).

ilustracj_1

Kolejnym dziwnym stworzeniem przedstawionym w „Gębach, dziobach i nochalach” jest niesporczak. Niepozorne maleństwo o długości milimetra. Kto by się spodziewał, że to właśnie niesporczak jest największym twardzielem we wszechświecie – jako jedyna żywa istota byłaby w stanie przetrwać nawet w kosmosie! Bez skafandrów i pojazdów kosmicznych – ten liliput ma bowiem niezwykłą zdolność radzenia sobie w niesprzyjającymi warunkami. W ich obliczu po prostu… umiera. Ale tymczasowo. Gdy otoczenie staje się dla niesporczaka łaskawsze, ożywa – nawet po kilku latach tzw. stanu przetrwalnikowego.

ilustracja_2

Poznajemy więc w „Gębach…” nowe, ciekawe zwierzęta, ale i o całkiem dobrze znanych, tych bardziej, wydawałoby się, swojskich, dowiadujemy się nagle czegoś sensacyjnego. Czy każdy wie, po co słoniowi trąba? I dlaczego właściwie słoń morski nazywany jest słoniem? Poza tym okazuje się, że dzik nie tylko jest „dziki i zły”, ale także czuły! A warany mają nieświeży oddech.

Mnie osobiście absolutnie zaszokował fakt, że najtwardsze zęby na świecie ma… No właśnie, kto? Rzecz jasna, nie zdradzę (jak mawia moja 9-letnia córka: nie będę „spojlerować”). Po tę książkę, a także po jej pierwszą część poświęconą przeciwległym organom, warto bowiem nie tylko sięgnąć, ale także nabyć ją na własność. My zaglądamy do obu bardzo często, znakomicie spisują się bowiem jako pomoc szkolna – dodatkowe źródło informacji i to bardzo nieoczywistych.

ilustracja_3

Warto mieć je również dlatego, że „Gęby…” i „Pupy…” (według mnie jeszcze lepiej napisane) są przezabawne. Rozśmieszają zresztą zarówno dzieci, jak i czytelników dorosłych. Mikołaj Golachowski, pisząc o stworzeniach pierwoustych oraz wtóroustych (jeśli nie wiecie, co to ostatnie oznacza, to po przeczytaniu książki możecie odczuć pewne zażenowanie relatywizmem natury), sam okazuje się złotousty. Tytuły rozdziałów, anegdoty o zwierzętach, gry słów i zakamuflowane żarty sprawiają, że książkę czyta się lekko i przyjemnie – jednocześnie ucząc się! Okrasą tego, jak i poprzedniego wydania, są ujmujące ilustracje Marii „Mroux” Bulikowskiej. Ilustratorka solidnie podeszła do swojego zadania, najwyraźniej studiując dostępne zdjęcia opisywanych zwierząt. Jednocześnie niejednokrotnie nadała im ludzkie atrybuty, przez co stają się jeszcze śmieszniejsze.

ilustracja_4

Na spotkaniach autorskich z Mikołajem, podczas których w tle wyświetlane są ilustracje z książki, dzieci raz po raz wybuchają na ich widok gromkim śmiechem, lepiej zapamiętując niż podczas szkolnej lekcji (gwarantuję, że nikt po lekturze nie zapomni „nadąsanej żaby” – czyli podeszczownika, czy kreta gwiazdonosa), a zaintrygowane zadają wyrafinowane pytania („czy zwierzęta się całują?”; „ile zębów ma minóg?” itp.).

Ciekawość dziecięca nie zna granic, a książki Mikołaja Golachowskiego znakomicie pobudzają fantazję. Wydaje się przy tym, że temat zwierzęcych zadków i paszcz nie wyczerpywał tematu. Drogi autorze, czekamy na kolejne nietypowe lekcje biologii w Twoim wykonaniu! Bez względu na to, czy będą to opowieści o życiu wewnętrznym, pokryciu skóry, kończynach czy nawet odchodach zwierząt.

 

Książka:

Mikołaj Golachowski, Maria „Mroux” Bulikowska, „Gęby, dzioby i nochale”, wyd. Babaryba, Warszawa 2016.

 

Rubrykę redaguje Katarzyna Sarek.