„Komunia”, dokument Anny Zameckiej, została zauważona na kilku ważnych festiwalach filmowych (także na Warszawskim Festiwalu Filmowym). W recenzjach doceniono to, że reżyserka ze stosowną wrażliwością zgłębiła temat; podkreślano wyraźną empatię wobec bohaterów i unikanie osądu moralnego ich słabości (przygotowania do zdjęć trwały rok, co pozwoliło na zbudowanie autentycznych relacji bohaterów z reżyserką i ekipą). Pojawiły się, między innymi, opinie i głosy psychoterapeutów, komentujących ukazane w filmie problemy, takie jak przyśpieszone dojrzewanie dzieci z rodzin dysfunkcyjnych, zaburzenia więzi, zjawisko parentyfikacji (czyli przejmowania ról dorosłych rodziców przez dzieci, poruszone także w innym ważnym dokumencie – „Hercules” [w reż. Lidii Dudy, 2004 r.]).
Wśród tych głosów brakuje jednak analizy uwzględniającej sposób prezentacji religijności w filmie. Na jej istotność jako tematu wskazywałby sam tytuł. Jednak w wielu recenzjach rozumienie komunii w tytule zostało mimowolnie zeświecczone, sprowadzone do relacji rodzinnych, choć konotacja religijna pozostaje w filmie wyraźna. Tymczasem mamy do czynienia z doświadczeniem społecznym dotyczącym większości polskich dzieci, ich rodzin i otoczenia. Dla antropologa i socjologa religii dokument Zameckiej jest zatem bardzo ciekawym źródłem refleksji.
Komunia jako sprawa urzędowa
14-letnia Ola, której mama odeszła do nowego partnera, zaś ojciec nie jest w stanie stawić czoła wyzwaniom życiowym, jest głową rodziny. Dziewczynka zajmuje się wychowaniem brata (który cierpi na zaburzenia ze spektrum autystycznego), kontrolowaniem nałogów ojca, kontaktami z instytucjami pomocowymi, pismami urzędowymi oraz gotowaniem i sprzątaniem skromnego pokoju z kuchnią, który jest domem całej rodziny. Ola nie poddaje się, jak jej ojciec, ale podejmuje codzienną wojnę z życiowymi przeciwnościami. Z bliska śledzimy jej osobistą pełną determinacji walkę o to, aby brat mógł zostać dopuszczony do pierwszej komunii. To wydarzenie ma być krokiem milowym, który – w wyobrażeniu Oli – ma doprowadzić do powrotu mamy i ponownego zjednoczenia rodziny.
Przy okazji przygotowań Nikodema do komunii niektórzy z widzów mają szansę przywołania własnych wyblakłych wspomnień z tej uroczystości, zaś inni – zapoznania się z jej specyfiką i kolorytem. Nauka piosenek, kostyczny proboszcz, kolejka do konfesjonału i gorączkowa gonitwa dziecięcych myśli: co jest, a co nie jest grzechem… na końcu zaś, już po obiedzie z rodziną i deserze, po uwolnieniu się z uroczystej szaty, przeżycie swego rodzaju dumy, że dało się radę – a zarazem i ulgi, że ma się to już za sobą.
Zmieniają się wzory strojów, dekoracje w kościołach, melodie piosenek, nadzieje co do coraz bardziej technologicznie wyrafinowanych prezentów, ale nie zmienia się rdzeń tego rytuału, czyli uroczyste „pasowanie” dzieci na wystarczająco godne i dojrzałe, by mogły uczestniczyć w pełni w Eucharystii. | Maria Rogaczewska
W filmie widzimy nagranie na amatorskiej kasecie VHS z roku 1988 pokazujące przygotowania do komunii małej Magdy (mamy Oli), tak samo niepewnej i zagubionej, jak jej dzieci dwie dekady później. Gdyby przejrzeć nagrania z rodzinnych archiwów, okazałoby się, że scenariusz przygotowań, nauki katechizmu, egzaminowania dzieci, przebiegu samego rytuału nie zmienia się z biegiem lat. Czy zatem każde polskie dziecko z katolickiej rodziny, uczęszczające na lekcje religii, przeżywa ten sam rytuał inicjacyjny, zadziwiająco odporny na przemiany społeczne zachodzące dokoła? Zmieniają się wzory strojów, dekoracje w kościołach, melodie piosenek, nadzieje co do coraz bardziej technologicznie wyrafinowanych prezentów, ale nie zmienia się rdzeń tego rytuału, czyli uroczyste „pasowanie” dzieci na wystarczająco godne i dojrzałe, by mogły uczestniczyć w pełni w Eucharystii.
Rozeznawanie dojrzałości dzieci polega wciąż, w wielu parafiach, na procedurze niemal urzędowej. Obowiązuje lista kryteriów i egzamin. Dopuszczenie do komunii wymaga zdania tego egzaminu, który nadal opiera się na XIX-wiecznym systemie pytanie–odpowiedź, w oparciu o dogmatykę, a więc o terminologię wymyśloną przez teologów, rozpropagowaną przede wszystkim przez powojenne katechizmy (m.in. ks. Filochowskiego). Wbrew temu, co postuluje „biskup dzieci”, czyli bp Antoni Długosz [1], w przygotowaniach do pierwszej komunii w wielu polskich parafiach wciąż nie ma ciepła i czułości przekazu opartego na opowieściach biblijnych, dopasowanych do umysłu dzieci. Jest za to surowość typowo polskich „sześciu prawd wiary” [2], skupiających się na Bogu jako „sprawiedliwym sędzi, który za dobre wynagradza, a za złe karze”. Nikodem, który kocha zwierzęta i przyrodę, z precyzją i dokładnością, charakterystyczną dla umysłu autystycznego dziecka, wykuwa właśnie te litanie „na blachę”, podobnie jak litanię gatunków ulubionych zwierząt.
Dyscyplina i dzieciństwo
Formalna doskonałość prawd wiary pozostaje w abstrakcyjnym dystansie do chaotycznego, codziennego życia dzieci: Oli i Nikodema, którzy dramatycznie potrzebują miłości, niewinności, odpoczynku, ładu, powrotu do roli dziecka (tego wszystkiego, czego nie mogą im dać rodzice). Wiele krótkich, urwanych scen ilustruje tę tęsknotę – walka Oli o uwagę ojca czy ogromny smutek Nikodema, który patrzy, jak długo oczekiwana, chwilowo goszcząca u nich matka montuje łóżeczko dla swego nowego dziecka, nie zwracając na syna żadnej uwagi.
Dystans między uporządkowanym światem katechizmu a codziennością dzieci może prowadzić do dwóch rodzajów interpretacji typu religijności przedstawionego w filmie. Pierwsza i powierzchowna interpretacja sprowadza się do pełnego ubolewania stwierdzenia, że „Komunia” pokazuje, z wiernością dokumentu, „prawdziwą twarz” religijności Polaków, która jest powierzchowna, rytualistyczna, banalna, nieodporna na kicz i wpływy kultury masowej (katecheta z entuzjazmem dowodzi dzieciom, że łaska Boża jest gratis i w promocji, czerpiąc inspirację z krzykliwych banerów z centrów handlowych). Wielu badaczy religii, m.in. Gordon Lynch, zauważa zresztą, jak bardzo język komunikacji religijnej zbliżył się do języka marketingu, i coraz częściej używa jego narzędzi: przesady, kuszenia nagrodami, pokazywania „unikalnej propozycji” (unique selling proposition).
Druga, głębsza interpretacja jest taka, że religia wciąż potrafi dostarczać bardzo ciekawego materiału dla dziecięcej wyobraźni (symboli, tradycji, znaków, idei). Zaś dzieci – nawet będące w życiowo trudnej sytuacji – są w stanie ten materiał swobodnie i kreatywnie wykorzystać. Ola z pomocą rytuału religijnego tworzy w swojej wyobraźni pomysłowy scenariusz rodzinnego pojednania. Nikodem twórczo rozwija naukę o cnotach, stwierdzając, że „obżarstwo dla mnie nie jest grzechem. Jest cnotą”, i przekonując, że trzy chrześcijańskie cnoty to wiara, nadzieja i obżarstwo.
Próba generalna komunii – czyli zjadanie cienko pokrojonych plasterków banana – to niemal jedyna spokojna, czuła i ciepła scena między bratem i siostrą, którzy na co dzień pozostają w pełnych napięcia relacjach, wynikających z niemożności porozumienia. Siostra jest zmęczona matkowaniem bratu, a brat nie potrafi sprawić, aby weszła z nim w dialog, była uważna, nie tylko kontrolująca i karząca.
Dziecięcy bohaterowie – zwłaszcza starsza Ola – musieli dojrzeć zbyt szybko, doznawszy gorzkich rozczarowań i rezygnacji z najgłębszych marzeń (o pełnej rodzinie, o powrocie mamy). Nie są w stanie przekonać się do naiwnych nauk katechety, są też obojętne wobec abstrakcyjnego języka prawd religijnych. | Maria Rogaczewska
W ten sposób film zaprasza badaczy do fascynującej refleksji na temat polskiej religijności jako „skrzynki narzędziowej”, która może służyć wiernym nie tyle do przestrzegania prawa i moralnego kierowania swoim życiem, ile do doraźnego radzenia sobie z problemami, które przerastają możliwości rozumu, instytucji państwowych, pomocy społecznej oraz systemów rodzinnych.
Dziecięcy bohaterowie – zwłaszcza starsza Ola – musieli dojrzeć zbyt szybko, doznawszy gorzkich rozczarowań i rezygnacji z najgłębszych marzeń (o pełnej rodzinie, o powrocie mamy). Nie są w stanie przekonać się do naiwnych nauk katechety, są też obojętne wobec abstrakcyjnego języka prawd religijnych. A jednak imaginarium religijne staje się dla nich narzędziem, które można twórczo wykorzystać, aby do trudnego życia wprowadzić elementy dystansu, humoru lub celebracji i wzniosłości. Podobnie jak bohater serialu „Młody papież”, który najbardziej intensywnie modli się, paląc, dzieci pierwszokomunijne w filmie Anny Zameckiej, choć zabrania im się zabawy podczas modlitwy, odkrywają, że jedyną dostępną im formą modlitwy jest właśnie zabawa. W przypadku Oli – jest to zabawa szkolna i taniec, który dziewczynka kocha; w przypadku Nikodema – przeistaczanie się w ulubione zwierzę. Są to jedyne chwile, kiedy dzieci w filmie uśmiechają się z ulgą. Jedyne sytuacje, gdy dotyka je łaska radości, gdy nie czują „grawitacji”, czyli zarówno ciężaru codziennego funkcjonowania rodziny, jak i ciężaru narzuconych im sztywnych form religijnych.
Żonglowanie symbolami religijnymi, spontaniczna zabawa i dowcip w kontekście uroczystości wydają się gestami niestandardowymi w obliczu normalnego sposobu przygotowania do tego sakramentu. A jednak te dziecięce gesty kreatywnych przeróbek katechizmu, humoru i dezynwoltury wskazują, być może, na istotny aspekt dziecięcego doświadczenia religii, który umyka wielu kościelnym pedagogom (jest bardzo słabo obecny w literaturze z zakresu pedagogiki religii): kiedy życie staje się ciężarem ponad siły, jedynym ratunkiem jest dostrzeżenie, że łaska nie tkwi w zaświatach czy paragrafach, ale czai się w szczelinach codzienności, w chwilach ulgi i śmiechu.
Przypisy:
[1] „Zrezygnujmy w katechezie z sześciu prawd wiary”, wywiad z bp. Antonim Długoszem, „Tygodnik Powszechny” nr 27/2016.
[2] Por. Jarema Piekutowski, „Prawdy znikąd”, „Tygodnik Powszechny” nr 27/2016.
Film:
„Komunia”, reż. Anna Zamecka, Polska 2016.
*Ikona wpisu: materiały prasowe Aurora Films