Benjamin Grosvenor, „Homages” (Decca)
Grosvenor wydał kolejną płytę w wytwórni Decca, z którą kilka lat temu podpisał prestiżowy kontrakt i dzięki czemu stał się chyba najmłodszym muzykiem (rocznik 1992), jakiego połączyła umowa z tym wydawnictwem. Można by podejrzewać, że jego kariera okaże się podobna do wielu innych charakterystycznych dla młodych gwiazd, gwiazdek i gwiazdeczek pianistyki, to znaczy sztucznie napompowana przez przemysł muzyczny i napędzana przez media. W tym jednak wypadku tak nie będzie.
Temu 24-letniemu pianiście towarzyszy już od wielu lat spory rozgłos, na który zapracował przede wszystkim dobrą techniką wykonawczą. Grosvenor wciąż się rozwija i ma coraz więcej do powiedzenia. Śledzimy jego kolejne nagrania, mieliśmy okazję usłyszeć go również kilka razy na estradzie (koncertował dwa razy w Warszawie). Wygląda na to, że Brytyjczyk solidnie pracuje na wzrost popularności.
Nowa płyta Grosvenora nosi chwytliwy i często goszczący na okładkach CD tytuł „Homages” (Hołdy). W tym przypadku nazwa albumu jest szczególnie uzasadniona – znajduje bowiem odzwierciedlenie w spójnej koncepcji płyty. Na program „Homages” złożyły się bowiem utwory Jana Sebastiana Bacha w transkrypcji Ferruccia Busoniego, a także kontrapunktyczne transformacje Feliksa Mendelssohna i Cézara Francka, tworzące jeden cykl, będący hołdem dla Bacha, oraz utwory Fryderyka Chopina i Ferenca Liszta, które poświęcone są tradycjom muzyki włoskiej.
Płytę otwiera „Chaconne” Bacha z „II partity skrzypcowej d-moll” BWV 1004 w monumentalnej XIX-wiecznej transkrypcji Busoniego, która pod palcami Grosvenora uzyskała mięsiste, dobrze zbudowane brzmienie, jednak bez przesady i forsowania, które jest plagą w przypadku wykonań tego utworu. Chociaż przy pierwszym słuchaniu trochę umyka jej struktura, przy kolejnych staje się klarowna, a intencje Grosvenora czytelne. Po „Chaconne” następuje prawdziwy rarytas: numery 1 i 5 z op. 35 Feliksa Mendelssohna. Aż szkoda, że na płycie nie znalazło się miejsce dla wszystkich „Sześciu preludiów i fug”. To opus, zawieszone gdzieś między w pełni romantycznym potencjałem Mendelssohna a barokowymi formami, jest czytelnym ukłonem w stronę Bacha. Niewątpliwie to jednak utwór skończenie romantyczny, co słychać zwłaszcza w obu zagranych przez Grosvenora preludiach. Duże wrażenie robi to, jak pianista podchodzi do gęstej faktury, zwłaszcza w potrójnej potężnej „Fudze e-moll”, i jak nasyca ją romantycznym brzmieniem (pedalizacja i dynamika). Dopełnieniem hołdu złożonego Bachowi jest dużo popularniejsze od Mendelssohnowskich kontrapunktów „Preludium, chorał i fuga” Francka (FWV 21). Utwory te pod palcami Grosvenora są po romantycznemu kapryśne, a z uwagi na mniejszy poziom ścisłości formalnej zdają się zaledwie dalszym echem muzyki Bacha.
Drugą część płyty rozpoczyna „Barkarola Fis-dur” op. 60 Chopina. Grosvenor nadał jej kształt nieco odmienny od tego, do którego przywykliśmy, co ujawnia się w nieco innych pogrupowaniach nut, nie stojących przy tym w sprzeczności z zapisem kompozytora. Pianista operuje krótszym oddechem, legato czasem obejmuje mniejsze odcinki, a mimo to liryczny temat nie traci ciągłości. Utwór wydaje się bogatszy w różne subtelne refleksy i może bardziej przez to wenecki? „Barkarola” i trzy kompozycje Liszta składające się na „Venezia e Napoli” S. 162 (suplement do „Lat pielgrzymowania”) umieszczone tuż po niej wskazują na hołd złożony muzyce włoskiej. Liszt, realizując swoje założenia programowe, wykorzystał w tych utworach temat piosenki ludowej („Gondoliera”), zaczerpnął od Gioacchina Rossiniego temat „Canzone”, a w „Tarantelli” sięgnął po melodię neapolitańskiego kompozytora Teodora Cottrau. Dzięki temu kolejne utwory tym bardziej zakotwiczają się w Italii. Słychać, że Grosvenor dobrze czuje się w tym repertuarze, choć czasem ponoszą go emocje i gdzieniegdzie wkrada się trochę niedbałości artykulacyjnej, lecz jego narracja na tej płycie w obu „cyklach” – zarówno polifonicznym, jak i włoskim – jest wciągająca.
Daniił Trifonow, „Transcendental” (Deutsche Grammophon)
Daniił Trifonow (ur. w 1991 r.), zdobywca wielu laurów na prestiżowych konkursach pianistycznych, jest jednym z najwybitniejszych pianistów młodego pokolenia. Nagrywa płyty, koncertuje we wszystkich najważniejszych salach i sprawia przy tym wrażenie, jakby naprawdę to kochał. Stał się obecnie jednym z najpopularniejszych pianistów głównego nurtu. Nie zaskakuje dojrzałością interpretacji i znakomitym opanowaniem techniki pianistycznej jedynie dlatego, że dysponuje nimi już od jakiegoś czasu, a jego kolejne nagrania pojawiające się na rynku zyskują za każdym razem niemałą popularność. Także dla nas godnym odnotowania wydarzeniem fonograficznym było wydane w zeszłym roku CD z utworami Rachmaninowa (Deutsche Grammophon). Najnowszy dwupłytowy album Trifonowa w całości poświęcony jest etiudom Ferenca Liszta i także zapowiada się na spory sukces.
Trifonow nagrał następujące cykle: „Etiudy transcendentalne” (S. 139), „Dwie etiudy koncertowe” (S. 145), „Trzy etiudy koncertowe” (S. 144) i „Wielkie etiudy na tematy Paganiniego” (S. 141). Te legendarne utwory stanowią wyzwanie techniczne na absolutnie najwyższym poziomie. Dodatkowo stawiają specyficzne wymagania interpretacyjne, dlatego że – jak to często bywa z Lisztem i jego inwencją melodyczną – składają się na swojego rodzaju assiette, szereg dań przygotowanych z tego samego produktu, które łatwo mogą wypaść mdło i nudno, jeśli nie wpadnie się na to, jak podtrzymać zainteresowanie odbiorcy.
Najpierw więc rzuca się w uszy godna podziwu biegłość techniczna, przywodząca na myśl sławny pojedynek między Lisztem a Sigismundem Thalbergiem w paryskim salonie księżnej Belgiojoso (choć miał miejsce przed napisaniem opusów, o których mowa) i inne ówczesne rozrywki muzyczne, nazbyt często ograniczające się do epatowania wirtuozerią. Liszt, który uchodził w paryskim środowisku towarzyskim za uduchowionego kompozytora-erudytę, taśmowo wytwarzał takie kaskaderskie popisy z bardzo prostego powodu: potrafił je zagrać. Dziś Trifonow wykonuje je zapewne z podobnych powodów. Liszt ewidentnie poskąpił swoim etiudom własnej rzekomej erudycji i uzyskał muzyczną konstrukcję o bardzo fasadowym charakterze, przez co trzeba się sporo napracować, by uczynić te utwory czymś więcej niż tylko pustymi akrobacjami na trapezie.
W utworach Liszta nie brakuje ciekawych harmonii, czasem całkiem wizjonerskich, i niebanalnych zabiegów fakturalnych, które istotnie oddziałały na rozwój pianistyki. Wszystko jednak zatopione jest w efektach i fajerwerkach w stylu nieustannych pasaży, monstrualnych akordów, przebiegów oktawowych i fioritur, które w takiej masie nudziłyby jeszcze szybciej, gdyby nie usilne starania Trifonowa, aby je twórczo wykorzystać. Budzą uznanie gromy akordów (np. w „Wilde Jagd” albo „Mazepie”), koronkowe pasaże (w „Feux follets”) czy elektryzująca wręcz wirtuozeria (np. w „Gnomenreigen”), szwungiem zachwycają „La chasse” i popularna „La campanella”, przy czym tej ostatniej nie brakuje waloru lirycznego, który niewielu pianistów potrafi w nią tchnąć. Wyjątkowo w wykonaniu Trifonowa brzmi też „Il lamento” utrzymany bardziej w tonie lirycznej melancholii niż lamentu jako takiego.
Każda z etiud jest dopracowana w szczegółach. Ale to wyobraźnia i ponadprzeciętna umiejętność różnicowania planów brzmieniowych i kształtowania barwy (np. w „Harmonies du soir” albo „Paysage”) pozwoliły pianiście w wielu miejscach zaprezentować coś więcej niż tylko mechaniczną pamięć mięśniową. Trifonow świadomie buduje kulminację w każdym z utworów, używając finezyjnej gradacji dynamicznej, eksponuje wyszukane odcienie tonalne („Chasse-neige”, „Harmonies du soir”, „Ricordanza”), a nade wszystko znakomicie posługuje się fakturą. Abstrahując od wymiaru duchowego twórczości Liszta, który u jednych budzi zachwyt, a u innych powątpiewanie, Trifonowowi udało się uzyskać transcendencję o tyle, że zdołał odmalować na klawiaturze efekty „orkiestracyjne” i otrzymał kolorystykę na bodaj najwyższym poziomie zaawansowania możliwym do osiągnięcia na tym instrumencie.
Albumy:
Benjamin Grosvenor, „Homages”, Bach-Busoni, Mendelssohn, Franck, Chopin, Liszt (Decca, 2016).
Daniil Trifonov, „Transcendental”, Liszt (Deutsche Grammophon, 2016).