Szanowni Państwo,
osiem razy dziennie wiaduktem na wysokości pierwszego piętra przez śródmieście Berlina przejeżdża charakterystyczny pociąg ze srebrno-niebieskimi wagonami. To Berlin-Warszawa-Express, albo – jak mówią miejscowi – der Warschau-zug. Cztery razy z zachodu na wschód, cztery razy w drugą stronę – najbardziej widoczny znak odbudowującej się bliskości obydwu miast. W stolicy Niemiec mieszka ponad 100 tys. Polaków, a wiele więcej przyjeżdża co roku na krótsze i dłuższe wizyty. Z perspektywy Berlina relacje niemiecko-polskie sprowadzają się do poziomu międzyludzkiego, są w skali mikro. W Berlinie Polskę czuje się zresztą na co dzień i niemal na każdym kroku.
Ale z Warszawy wszystko wygląda zupełnie inaczej. Tu niemieckość jest odległa, bezosobowa, a jeśli już ma twarz, to często stereotypową – w najlepszym wypadku to twarz Steffena Moellera, częściej jednak to czarno-białe zdjęcie z powstania. Ten sam ekspres przecina warszawskie śródmieście, także osiem razy dziennie – ale jedzie w tunelu, nie jest żadnym widocznym znakiem bliskiego partnerstwa. Żeby Niemcy zobaczyć, poznać i zrozumieć, trzeba się tam wybrać. Trudno oprzeć się wrażeniu, że aktualne kierownictwo polskiej dyplomacji jest takim wycieczkom bardzo niechętne. Skutkiem tego nasze relacje z RFN-em wpadają znów w koleiny stereotypów i „politycznej neurozy”, o których pisał Juliusz Mieroszewski.
Wizyta Angeli Merkel w Warszawie odbywa się też w cieniu postępujących zmian w niepewnej sytuacji geopolitycznej. Nowa administracja amerykańska wysyła niejasne sygnały co do przyszłości NATO, a prezydent Trump z radością wyczekuje kolejnych secesji z Unii Europejskiej. Wielowymiarowy kryzys Unii, coraz bardziej agresywna polityka Rosji, potencjalny powrót kryzysu migracyjnego, a także erozja wiary w obowiązujący model globalizacji uzupełniają tło, na którym będą kształtować się stosunki polsko-niemieckie.
Wydaje się, że na polskiej prawicy wciąż istnieje silne przekonanie, że Donald Trump będzie dalej wspierał europejską architekturę bezpieczeństwa, która po zakończeniu zimnej wojny zapewniła niepodległość państwom naszego regionu. Wiele jego wypowiedzi – ciepłych (o Putinie) czy ambiwalentnych (o obronie państw bałtyckich) – powinno jednak skłaniać do dużo większej ostrożności. Dodatkowo aż dwoje pretendentów do objęcia urzędu prezydenta Francji – François Fillon i Marine Le Pen – prezentuje otwarcie prorosyjski kurs. Le Pen w niedawnym wywiadzie dla CNN powiedziała wyraźnie, że Krym zawsze był rosyjski…
W takim klimacie Jarosław Kaczyński musi zdawać sobie sprawę, że Polska potrzebuje wsparcia Niemiec, które dziś najsilniej spośród dużych państw zachodnich wspierają politykę sankcji i mediują w sprawie wypełnienia porozumień mińskich. Już w lipcu w wywiadzie udzielonym niemieckiemu „Bildowi” Kaczyński mówił: „Mogę jedynie przytoczyć słowa mojego brata Lecha, które stale powtarzał: «Angela Merkel jest dla nas Polaków najlepszym wyjściem»”.
To zaskakujące słowa, bo ten sam prezes PiS-u jeszcze w 2011 r. w książce „Polska naszych marzeń” przekonywał, że „kanclerz Merkel należy do tego pokolenia niemieckich polityków, którzy chcą przekształcić Niemcy w światową super potęgę, co oznacza, że Polska musi być jakoś podporządkowana”. Sugerował również, że Merkel sterowana jest przez tajemnicze siły, które wywindowały ją na fotel kanclerza, a jej sukces jest „nie tylko wynikiem zbiegu okoliczności”.
Czy to możliwe, by kilka lat później zmienił zdanie? Warto przypomnieć, że zaledwie dzień po zamachach w Berlinie Kaczyński na wspólnej konferencji z Beatą Szydło oraz marszałkami Sejmu i Senatu swoją wypowiedź zaczął od krytyki polityki migracyjnej Niemiec i obiecywał, że nadal będzie „bronił” Polski.
Prawica, która bierze obecnie pełną odpowiedzialność za państwo, ma okazję udowodnić, że w stosunkach międzynarodowych jest w stanie kierować się realizmem. Aby to osiągnąć, należy jasno rozumieć polskie i niemieckie interesy, a także szukać miejsc, w których są zbieżne. Gospodarki obu krajów są współzależne (dość powiedzieć, że Niemcy są dla nas głównym partnerem nie tylko eksportowym, ale też importowym, odpowiadającym za ponad 25 proc. tej wymiany w obu przypadkach), a nasza suwerenność – tak fetyszyzowana przez PiS – zależy w dużym stopniu od przetrwania Unii Europejskiej.
W realizacji tychże interesów należy wyjść poza stereotypy, życzeniowość czy myślenie w kategoriach gry o sumie zerowej. Rzeczowy dialog i zacieśnianie stosunków powinny być dla Polski priorytetem. Deklaracja braci Kaczyńskich, zgodnie z którą Merkel to dla Polski najlepszy wybór, może dawać nadzieję, że jest na to szansa.
W rzeczywistą przemianę Jarosława Kaczyńskiego nie wierzy jednak historyk idei i politolog prof. Anna Wolff-Powęska. „Pogorszenie klimatu jest wyraźne i jest po temu kilka powodów. Ale widzę je przede wszystkim po stronie polskiej. Po zmianie rządu w październiku zeszłego roku zmienił się także język polskiej dyplomacji. Stosunek do Niemców i do całej zachodniej Europy wynika z ogólnej filozofii politycznej PiS-u, z ich nie tyle strategii, bo takiej chyba nie ma, ile pewnej ideologii, którą się kierują i która jest jakąś przedziwną mieszaniną kompleksów i megalomanii”, mówi w rozmowie z Adamem Puchejdą.
Z drugiej jednak strony prezes PiS-u musi sobie zdawać sprawę, że jeśli po wrześniowych wyborach miejsce Merkel zajmie Martin Schulz, możliwości porozumienia bardzo się skurczą. Były przewodniczący Parlamentu Europejskiego jest bowiem nie tylko skrajnie krytyczny wobec działań polskiego rządu, ale także opowiada się za ściślejszą integracją europejską, na którą partia Kaczyńskiego nie chce się zgodzić.
Z takim postawieniem sprawy nie zgadza się Gesine Schwan, polityk SPD i była koordynatorka rządu RFN-u ds. współpracy polsko-niemieckiej, która w rozmowie z Lukasem Bechtem przekonuje, że „jeśli rząd Schulza będzie działać w duchu proeuropejskim, to nie będzie tutaj żadnego konfliktu”. Chwilę potem dodaje jednak, że tego rodzaju ostrzeżenia to działania „ideologicznie nastawionego rządu, który chce całą Polskę przejąć dla siebie i wszelką krytykę przedstawiać w kategoriach narodowych”.
„Oczekuję, że za zamkniętymi drzwiami kanclerz Merkel otwarcie powie, co myśli o działaniach rządu. Byłem na wielu takich spotkaniach z Angelą Merkel i wiem, że w takich sytuacjach potrafi być bardzo szczera”, mówi z kolei poseł PO i były wiceminister spraw zagranicznych, Rafał Trzaskowski, który polskiemu rządowi zarzuca destruktywne podejście do polityki zagranicznej i brak pomysłu nie tylko na poprawę relacji z Niemcami, ale i na zmierzenie się z dręczącymi Europę kryzysami. Skutek może być taki, że Polska znów znajdzie się na europejskich peryferiach.
O tym, że polski rząd, mimo niekiedy agresywnej retoryki, rozumie wagę dobrych relacji polsko-niemieckich, przekonuje jednak Szymon Szynkowski vel Sęk, poseł PiS-u i przewodniczący Grupy Polsko-Niemieckiej Sejmu RP. „Naszym zadaniem jest sprzyjanie opcji, która zakłada ściślejszą kooperację Polski i Niemiec. Nie możemy dopuścić do tego, żeby w Unii Europejskiej zawiązało się nowe centrum, z którego będziemy wyłączeni. Nasza polityka zagraniczna będzie dążyć do tego, żeby Polska była wschodnim skrzydłem europejskiej osi decyzyjnej”.
Ciekawe, czy podczas wizyty kanclerz Merkel padną słowa potwierdzające te dążenia. Dzisiejsza sytuacja może być jednym z ostatnich budzików dla naszej klasy politycznej. Przyszłość Polski zależy od stosunków polsko-niemieckich. Oby nie ograniczały się do kursującego osiem razy dziennie pociągu Berlin-Warszawa-Express.
Zapraszamy do lektury!
Redakcja „Kultury Liberalnej”
Stopka numeru
Koncepcja Tematu Tygodnia: Redakcja.
Opracowanie: Łukasz Pawłowski, Adam Puchejda, Jakub Bodziony, Iza Mrzygłód, Lukas Becht, Jan Chodorowski, Kacper Szulecki.