Szanowni Państwo,
brytyjski minister obrony publicznie oskarża Rosję o wykorzystywanie dezinformacji jako broni, próbę destabilizacji państw zachodnich oraz podważanie zasad porządku międzynarodowego. Szef brytyjskiego Narodowego Centrum Cyberbezpieczeństwa (National Cyber Security Centre) ujawnia, że Wielka Brytania miesięcznie odpiera dziesiątki cyberataków ze strony hakerów sponsorowanych przez rząd rosyjski, a liczba ta rośnie w szybkim tempie. Włoskie władze twierdzą, że to Rosja stała za atakiem hakerskim na ministerstwo spraw zagranicznych, którego wykrycie zajęło służbom kilka miesięcy. Rzecznik sztabu kampanii Emmanuela Macrona oświadcza, że rosyjskie służby aktywnie ingerują w przebieg kampanii prezydenckiej we Francji, działając na niekorzyść proeuropejskiego i opowiadającego się za utrzymaniem sankcji przeciwko Rosji niezależnego kandydata.
To informacje z kilkunastu ostatnich dni. A przecież zaledwie przed kilkoma tygodniami amerykańską polityką wstrząsnęły ustalenia służb wywiadowczych mówiące, że decyzja o sabotowaniu kampanii prezydenckiej Hillary Clinton przy pomocy wykradzionych z Partii Demokratycznej maili była podjęta przez najwyższe rosyjskie władze.
W kluczowym dla przyszłości Europy roku 2017 – kiedy do urn idą m.in. Holendrzy, Francuzi i Niemcy, a ugrupowania radykalne rosną w siłę – tego rodzaju wydarzenia powinny być wyjątkowo alarmujące dla obecnych europejskich elit.
Nie jest tajemnicą, że rosyjskim władzom zależy na drastycznym osłabieniu Unii Europejskiej. Wygrane Marine Le Pen we Francji oraz Partii Wolności Geerta Wildersa w Holandii w połączeniu z dobrym wynikiem eurosceptycznej Alternatywy dla Niemiec potężnie zachwieją Wspólnotą i mogą doprowadzić do jej upadku. A to nie koniec ważnych wyborczych sprawdzianów. Niewykluczone, że wkrótce przedterminowe wybory odbędą się też we wspomnianych na początku Włoszech, gdzie duże szanse na zwycięstwo ma Ruch Pięciu Gwiazd, który chce wyjścia Włoch ze strefy euro.
Trudno się dziwić, że wobec takich wyzwań rośnie aktywność rosyjskiej machiny propagandowej. Pole jej aktywności nie ogranicza się jednak tylko do cyberprzestrzeni. „Na działania Kremla trzeba patrzeć całościowo: to mieszanka dezinformacji, wpływu pieniędzy, ataków hakerskich i koneksji politycznych”, mówi brytyjski dziennikarz pochodzenia rosyjskiego Peter Pomerancew w rozmowie z Łukaszem Pawłowskim. Rozpuszczanie fałszywych informacji lub wypaczanie informacji prawdziwych, na co narzeka m.in. wspomniany Macron, nie zawsze odgrywają najważniejszą rolę. Czasem znacznie istotniejszy jest polityczny sponsoring, z którego we Francji korzysta partia Marine Le Pen.
Nie ma więc jednego modelu rosyjskiego oddziaływania, a instrumenty zawsze dostosowane są do lokalnego kontekstu, mówi analizujący rosyjskie praktyki dezinformacyjne były amerykański dyplomata Donald N. Jensen w rozmowie z Adamem Puchejdą. I tak, w krajach z silną mniejszością rosyjską – np. w Estonii – władze na Kremlu będą polegać przede wszystkim na rosyjskojęzycznych mediach, w innych – np. w Polsce – skorzystają z usług licznie zatrudnianych przez państwo internetowych trolli, w jeszcze innych – np. we Włoszech – wykorzystają istniejące relacje biznesowe.
Wszystkim tym działaniom trudno się przeciwstawić. „Problem polega na tym, że obie strony działają według różnych reguł”, uważa były szef estońskiego wywiadu Eerik-Niiles Kross. „Jak na przykład poradzić sobie z tzw. rosyjskimi mediami? W społeczeństwie demokratycznym wolność mediów i wolność słowa to wartości, które muszą być chronione. Ale co zrobić, gdy przeciwnik bierze te wartości i wywraca je do góry nogami?”. Świadomość zagrożeń to jedno, ale za nią muszą iść – przynajmniej gdy chodzi o cyberbezpieczeństwo – także rozwiązania instytucjonalne wsparte odpowiednim budżetem.
W Polsce pod każdym z tych względów robimy zbyt mało. Ostatni rosyjski atak na polski MSZ miał miejsce w grudniu. Tym razem – jak zapewnia ministerstwo – został odparty, ale z raportu NIK-u z 2015 r. wynika, że polskie władze nie są przygotowane na takie incydenty, głównie ze względu na „brak jednego ośrodka decyzyjnego, koordynującego działania innych instytucji publicznych, oraz bierne oczekiwanie na rozwiązania, które ma zaproponować Unia Europejska”.
Poważnymi problemami pozostają niski poziom świadomości społecznej zjawiska oraz brak znajomości elementarnych zasad cyberhigieny, takich jak tworzenie odpowiednio skomplikowanych haseł, odpowiednie reagowanie na podejrzane linki oraz wiadomości otrzymywane pocztą elektroniczną.
„Większość urzędników państwowych to osoby w wieku ok. 50–60 lat, które nie czują się swobodnie, używając technologii informacyjnych, i dlatego to oni są najłatwiejszym celem. Ich jest łatwiej zmanipulować, nakłonić do podjęcia danej decyzji w cyberprzestrzeni”, mówi Andrzej Kozłowski, redaktor naczelny portalu Cyberdefence24.pl, w rozmowie z Jakubem Bodzionym.
Zarówno obecne, jak i poprzednie rządy zdają się bagatelizować zagrożenie, a podejście do tematu dobrze obrazuje nie tak znów dawne zdjęcie Donalda Tuska, który login i hasło do swojego laptopa miał… przyklejone na obudowie.
Gdy o komentarz do tego numeru poprosiliśmy z kolei wysokiego przedstawiciela obecnego rządu do spraw cyfryzacji, otrzymaliśmy następującą odpowiedź: „Nie jestem politykiem i nie wdaje się w tego typu dywagacje na temat poważnych problemów z zakresu bezpieczeństwa”.
Mamy nadzieję, iż nie był to unik spowodowany słabością e-bezpieczeństwa polskiego państwa.
Zapraszamy do lektury!
Redakcja „Kultury Liberalnej”
Stopka redakcyjna
Koncepcja Tematu Tygodnia: Redakcja.
Opracowanie: Łukasz Pawłowski, Adam Puchejda, Jakub Bodziony, Joanna Derlikiewicz.
Ilustracje: Katarzyna Urbaniak [http://katarzynaurbaniak.blogspot.com/].