Marie Noelle nie po raz pierwszy sięgnęła w swojej twórczości po biografię wybitnej jednostki. W 2012 r. zrealizowała „Ludwika Szalonego” – historię króla bawarskiego Ludwika II, nazwanego tak ze względu na niekonwencjonalny, ekscentryczny wręcz sposób bycia. Znany ze swoich dziwactw Ludwik zapisał się jednak w historii jako władca szczególny z racji ogromnego wkładu w rozwój sztuki, zwłaszcza opery. To, co łączy tamtą postać z Marią Skłodowską-Curie, to bez wątpienia nonkonformizm. Ludwik nie potrafi spełnić społecznych oczekiwań i się ożenić – z uwagi na homoseksualną orientację. Maria także nie umie dostosować się do genderowych ról nakazujących usłużność kobiet względem mężczyzn. Oboje bohaterów cechuje pewien rodzaj „szaleństwa”, które każe iść do przodu bez oglądania się na innych.

To „szaleństwo” w przypadku protagonistki najnowszego filmu Noelle nie objawia się tylko w sferze czysto naukowej. Mimo, że Skłodowska nie była bezpośrednio zaangażowana w ruch sufrażystek, to jednak w tej interpretacji poprzez swoją postawę i styl życia bez wątpienia dopominała się o równość praw dla obu płci. Francuska reżyserka rozpoczyna filmową biografię najsłynniejszej chemiczki świata od ujęcia przedstawiającego Marię w laboratorium. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że nie dość, że jest ona w zaawansowanej ciąży, to właśnie zaczyna rodzić. Ostatkami sił, podtrzymując rękami wydatny brzuch, próbuje dokończyć pracę, bo ambicja i żelazna dyscyplina nie pozwalają jej ani na chwilę przerwać badań. Scenę tę, nakręconą w nerwowym rytmie kamerą „z ręki”, można uznać za symboliczną dla całego filmu. Jego tematem będzie nieustanne napięcie między sferą publiczną, w której bohaterka chce się realizować, a rolami i oczekiwaniami stawianymi kobiecie na początku XX w.

Fot. Christian Hartmann
Fot. Christian Hartmann

Kobieta w męskim świecie

Filmowe życie Skłodowskiej-Curie zostało podzielone na dwa etapy. Pierwsza część, znacznie krótsza, to czas sielankowy, w którym Maria wraz z mężem, Pierre’em Curie (Charles Berling), pracuje i wychowuje córki. Od razu rzuca się w oczy nietypowy, jak na owe czasy, partnerski charakter małżeństwa przyszłej noblistki. Pierre jako profesor Sorbony jest zaangażowanym w rodzicielskie obowiązki ojcem, mającym świetne relacje z obiema córkami – Ireną i Ewą. Żonę traktuje jak równą sobie, za nic mając ówczesne konwencje obyczajowe. Wizja ta może wydawać się wygładzona, gdyż biografowie Skłodowskiej wyraźnie sugerują, że choć Pierre był przez nią traktowany jak partner, to jednak ona sama była osobą „trudną” w relacjach, apodyktyczną i rządziła w ich małżeństwie. W perspektywie Noelle małżonkowie wiodą życie bezkonfliktowe, w którym idealnie rozumieją się zarówno w kwestii prowadzonych badań, jak i w sposobie wychowania dzieci.

Choć wkład obu stron w rozwój badań jest jednakowy, w sferze publicznej to Pierre wiedzie prym. To on wygłosi wykład o odkryciach swoich i partnerki dla profesorskiego audytorium, a Marii przypadnie rola biernej słuchaczki. Wszystko zmienia się wraz z nieszczęśliwym wypadkiem mężczyzny, w wyniku którego ponosi on śmierć. Wydarzenie to, choć traumatyczne dla Marii, pozwoli jej wreszcie wyjść z cienia męża. Druga część filmu ukazuje stopniowy proces upodmiotowienia głównej bohaterki, która z czasem decyduje się na samodzielne dokończenie badań nad radem, a nawet postanawia zawalczyć o objęcie katedry na paryskiej Sorbonie.

Reżyserce udało się przy tym sugestywnie pokazać nie tylko brutalność ówczesnych nierówności między kobietami a mężczyznami. Wskazuje także na hierarchię istniejącą wśród samych kobiet. | Grzegorz Wójcik

I właśnie wtedy film Noelle staje się najciekawszy. Skłodowska musi skonfrontować się z duszną obyczajowością mieszczańskiego Paryża początku XX stulecia, ujawniając przy tym, że poza wybitnym umysłem ma także swoje słabości, pragnienia i temperament. Po śmierci Pierre’a wdaje się w romans z żonatym fizykiem – Paulem Langevinem (Arieh Worthalter). Relacja ta uczyni ją na powrót szczęśliwą, ale jednocześnie wywoła szereg przykrych konsekwencji. Szczególnie dramatyczna wydaje się scena spotkania Marii z żoną Langevina. Zrozpaczona Jeanne (Marie Denarnaud), niebędąca członkinią intelektualnej elity, wyczekuje na Skłodowską na ulicy, a gdy tamta nadchodzi, wyjmuje nóż i grozi, że nie pozwoli sobie odebrać męża. Badaczka niewiele sobie jednak z tego robi, przy okazji ujawniając swoisty egoizm. Według niej mężczyzna i kobieta to istoty równe sobie i niezależne, a jako takie obowiązują ich te same prawa. Maria uznaje bowiem, że skoro Paul nie kocha żony, może ją porzucić, nie zważając na ciążące na nim obowiązki domowe.

Reżyserce udało się przy tym sugestywnie pokazać nie tylko brutalność ówczesnego świata, w którym kobiety, zdane wyłącznie na mężczyzn, musiały znosić szereg upokorzeń, by zachować swój społeczny status. Wskazuje także na hierarchię istniejącą wśród samych kobiet. Filmowa Skłodowska bez wątpienia należy do tych uprzywilejowanych, ponieważ jest wykształcona, a na dodatek posiada majątek odziedziczony po zmarłym mężu. Tego samego nie można powiedzieć o jej siostrze, a już na pewno nie o Jeanne, która zdaje sobie sprawę, że wraz z odejściem Paula jej świat legnie w gruzach.

Fot. Christian Hartmann
Fot. Christian Hartmann

Czy umysł musi być piękny?

Jak pokazuje reżyserka, kobieca niezależność i odrzucenie konwenansów na początku XX stulecia miały swoją cenę i nawet w przypadku jednostek wybitnych mogły skutkować ostracyzmem społecznym – co zresztą spotkało także Marię. W tym momencie Noelle ujawnia kolejne zjawisko świadczące o głęboko nierównym traktowaniu obu płci w początkach ubiegłego wieku. Nawet w „światłej” Francji osiągniecia zawodowe kobiety mogły zostać zdegradowane w przypadku, gdy okazywało się, że przekracza ona normy obyczajowe. Rzecz jasna, gdy mężczyzna znalazł się w analogicznej sytuacji, nie wiązało się to z żadnymi sankcjami. Widać to wyraźnie w sekwencjach, gdy Maria dowiaduje się, że nie powinna publicznie odebrać nagrody w Sztokholmie z uwagi na prasowe doniesienia o jej niemoralnym prowadzeniu się. W tym momencie badaczka znów ujawni swoją butę i oznajmi, że gdyby w taki sposób jak ją potraktowano mężczyzn, większość z nich, z racji na swoje życie erotyczne, także nie mogłoby pojawić się w stolicy Szwecji.

Noelle nie problematyzuje jednak tych kwestii głębiej, sprowadzając feministyczną wymowę filmu do credo protagonistki: „żyć według własnych zasad”. W tej interpretacji emancypacja zostaje sprowadzona do silnej woli i motywacji, które trzeba w sobie znaleźć, by osiągnąć sukces. Że wystarczy „wziąć się w garść”, tak jak uczyniła to Maria po śmierci ukochanego, i wszystko się uda. W tej uproszczonej, skrajnie indywidualistycznej wizji gubi się gdzieś złożony kontekst społeczny, wskazujący na nierówne szanse życiowe, jakie istniały w tym okresie zarówno między kobietami i mężczyznami, jak i między samymi kobietami.

Dodatkowo, dzięki zaangażowaniu do głównej roli Karoliny Gruszki, aktorki znanej z ról uwodzicielek (jak choćby w najnowszym filmie Michała Rosy „Szczęście świata”, czy we „Francuskim numerze” Roberta Wichrowskiego), postać Skłodowskiej usiłuje nas przekonać, że można posiadać wybitny umysł, wykraczać poza ograniczenia epoki, a jednocześnie nie tracić nic ze swojej kobiecości. Z drugiej strony można dostrzec w tym zabiegu chwyt marketingowy i pogoń za biletami do multipleksów. Czy gdyby wybitna chemiczka nie wyglądała młodo, nie była urodziwa i obdarzona seksapilem, mogłaby stać się ikoną kobiecego geniuszu? Zapewne nie. W tym ujęciu film znów zdaje się krzewić konserwatywną ideologię głoszącą, że kobieta, aby osiągnąć sukces, powinna być nie tylko mądra, ale i piękna. W przeciwnym razie trudno o poklask i uwielbienie, zwłaszcza ze strony mężczyzn.

Fot. Witold Baczyk
Fot. Witold Baczyk

***

Marie Noelle postanowiła sportretować w swoim najnowszym filmie kobietę, która miała nieprzeciętny intelekt i dopominała się o prawa przynależne mężczyznom. By móc osiągnąć sukces, bohaterka musiała wykazać się nie lada determinacją w pokonywaniu kolejnych przeszkód, a swoim stylem życia postanowiła w jakimś stopniu upodobnić się do płci przeciwnej. Być może było to konieczne w czasach, gdy kobiety nie posiadały podstawowych praw. Wizję francuskiej reżyserki trudno jednak uznać za prawdziwie feministyczną, biorąc pod uwagę, że zbyt mało poświęca ona miejsca relacji Marii z innymi kobietami, kładąc nacisk przede wszystkim na jej pragnienie wdarcia się do świata mężczyzn.

 

Film:

„Maria Skłodowska-Curie”, reż. Marie Noelle, Belgia, Francja, Niemcy, Polska 2016.

 

*Ikona wpisu: fot. Grzegorz Hartfiel