Jan Chodorowski: W ostatnich tygodniach byliśmy świadkami masowych protestów we wszystkich większych miastach Rumunii. Co wywołało to społeczne oburzenie?

Caius Dobrescu: Po pierwsze, była to odpowiedź na proponowane przez rząd zmiany w kodeksie karnym, które zakładały ogólną amnestię korupcyjną i miały doprowadzić do wyjścia z więzień ludzi związanych z obecną partią rządzącą.

Po drugie, wszystko to przypominało wielkie oszustwo – głosowanie nad zmianami odbyło się w późnych godzinach wieczornych w niedzielę, a debata publiczna została zorganizowana w bardzo wąskim środowisku. Tej samej nocy ludzie wyszli na ulice Bukaresztu, a następnego dnia protesty wybuchły we wszystkich większych miastach Rumunii.

Światowe media patrzą na te protesty – bezprecedensowe po 1989 r. – jako na przebudzenie ruchu obywatelskiego w Rumunii. Niektórzy obserwatorzy byli wręcz zaskoczeni poziomem politycznej świadomości Rumunów.

To prawda, mówi się o przebudzeniu. Uważa się nas za politycznie i kulturowo zacofanych i tak też czasem wygląda percepcja Rumunów w Polsce. Natomiast społeczeństwo Rumunii jest o wiele bardziej złożone. Nowe pokolenia mają zupełnie nowe spojrzenie na świat i są częścią globalnej sieci. Dla kogoś z wewnątrz zaskakująca mogła być prędkość i siła protestów, ale nie to, że one się pojawiły. Ruch społeczny nabrał rozpędu już od czasu protestów przeciwko planom budowy kopalni w okolicach Rosia Montana czy po tragicznym pożarze w jednym z klubów, który stał się symbolem nieodpowiedzialności partii u władzy. Te demonstracje doprowadziły do upadku rządu w listopadzie 2015 r.

Ostatecznie w wyniku protestów rząd wycofał się jednak z proponowanych reform, a premier Dragnea chwalił nawet na konferencji prasowej krytyczną postawę obywateli! Czy w ten sposób energia ruchu społecznego została zneutralizowana? A jeśli tak, to jak uniknąć tego w przyszłości?

To bardzo dobre pytanie. Z jednej strony brak trwałej struktury zagraża trwałości ruchu obywatelskiego. Jednakże zarówno w Rumunii, jak i w Polsce istnieje duże ożywienie między sieciami i grupami aktywistów. W obu krajach obecna jest nadzieja na wprowadzenie strukturalnej zmiany. Moim zdaniem pozytywnym efektem protestów byłoby pobudzenie refleksji nad konkretnymi politykami publicznymi. Dobrym przykładem jest Polska w latach 80., kiedy „Solidarność” wychodziła z pomysłami zmian w prawodawstwie i ustawodawstwie. Powinniśmy przekształcić siłę symbolicznego protestu w postawę, która doprowadzi do pobudzenia kreatywności i tworzenia konkretnych propozycji zmian.

W protestach wzięło udział wielu młodych ludzi. Co pańskim zdaniem sprawiło, że pokolenie, które tak bardzo stawia na indywidualizm, wyszło na ulice?

Słowo „indywidualizm” ma inne znaczenie dla każdego pokolenia. Uważam, że osoby urodzone w latach 60. i 70. są o wiele bardziej indywidualistyczne w niektórych aspektach. Wielu z nas rozczarowało się kontrkulturą lat 80. i odrzuciło utopijne ideały młodości. Z tego powodu nasze rozumienie liberalizmu oznaczało głównie antykomunitarianizm. Wydaje mi się, że indywidualizm młodszego pokolenia nie wyklucza współpracy, tworzenia sieci i pojawienia się pewnego poczucia wspólnoty. To ważna zmiana społecznej wrażliwości, która może tłumaczyć ich rozległą i efektywną reakcję obywatelską. Oczywiście technologia również odgrywa tutaj ważną rolę – ułatwia komunikację i wyostrza świadomość społeczność.

W Europie z roku na rok coraz silniej wybrzmiewa retoryka antyeuropejska. Mówi się nawet o końcu mitu Zachodu. Rumuńskie protesty odbywały się jednak pod hasłami proeuropejskimi. Czy Rumuni są odporni na antyeuropejski populizm?

Wydaje mi się, że Rumunia jest odporna na poziomie generalnej retoryki, a protesty sprawnie połączyły symbolizm narodowy i europejski. Jednak rządzący obecnie socjaldemokraci grają w bardzo niejednoznaczną grę. Oficjalnie popierają politykę prounijną, ale chętnie karmią też pewną część swojego elektoratu antyzachodnimi, antykorporacyjnymi i antyeuropejskimi hasłami. Równolegle do protestów antykorupcyjnych miały miejsce rządowe marsze poparcia pod hasłami izolacjonizmu.

Z drugiej strony, fala populizmu w Europie Zachodniej czy sceptycyzmu w Europie Środkowej nie oznacza, że postawy proeuropejskie zniknęły. Wierzę, że my na Wschodzie jesteśmy bardziej odpowiedzialni za projekt europejski niż kraje zachodnie i nie powinniśmy widzieć Unii Europejskiej jako projektu zachodnich elit. Uważam, że społeczeństwa obywatelskie w Europie Środkowej i Wschodniej są o wiele bardziej aktywne i połączone niż były przedtem. Jesteśmy częścią jednej wspólnoty kulturowej i musimy wziąć odpowiedzialność za jej podwaliny. Wydaje mi się, że ojcowie założyciele Unii nie chcieli, żebyśmy opierali się na zachodnim centrum władzy, lecz raczej wypracowali własne powiązania i pracowali ku wspólnemu celowi.

Bułgarzy również wyszli na ulicę, by pokazać swoje poparcie dla rumuńskich protestów. Czy pańskim zdaniem Rumunia może stać się wzorem dla krajów południowo-wschodniej Europy i promować wartości europejskie w regionie?

Bułgarzy dali nam wspaniały przykład solidarności obywatelskiej. Oczywiście z chęcią widziałbym Rumunię jako przykład dla krajów takich jak Bułgaria czy Mołdawia, jednak każdy z nich znajduje się w innym położeniu międzynarodowym. Mołdawia czy Ukraina nie są członkami UE ani NATO i z tego powodu są narażone na działania putinowskiej Rosji. Nie wiem, czy takie protesty mogłyby mieć tam miejsce.

Wpływ Rosji na te kraje jest zbyt duży?

Jest to dosyć oczywiste, że każdy konflikt w tym regionie to prezent dla Putina. W mediach dużo dyskutuje się na temat rosyjskich wpływów, rzuca się też wiele różnych oskarżeń. Jednakże, jak zazwyczaj w przypadku Rosji, nie mamy żadnych dowodów. Rosja ostatnio bardzo krytycznie odnosi się do Rumunii. Wymieniła też ambasadora w Bukareszcie, którego ton wypowiedzi stał się bardzo agresywny. Najwidoczniej znaleźliśmy się na liście wrogów.

 

* Ikona wpisu: Protest przeciw korupcji, Bukareszt, Piata Universitatii, fot. Mihai Petre, Wikimedia Commons.