Prawdopodobnie nie byłoby „King Konga”, dzieła życia Meriana C. Coopera z 1933 r., gdyby nie pewien inny, zaginiony dziś film. „Ingagi” był produkcją podszywającą się pod dokument etnograficzny o życiu w centralnej Afryce, powstałą przed Kodeksem Haysa, który wprowadził do Hollywood surową cenzurę moralną. Bezwzględnie cyniczny exploitation movie rzekomo obrazował tamtejszy zwyczaj sprzedawania gorylom kobiet jako seksualnych niewolnic. Kręcony pod Los Angeles z białym aktorkami o twarzach pomalowanych na czarno, „Ingagi” pokazywał sugerowany stosunek seksualny między bohaterkami i małpami. Wokół filmu, eksploatującego sfabrykowaną afrykańską egzotykę, nagość, seksualną przemoc i międzygatunkowe tabu, wybuchł skandal. Wprawdzie zatwierdzony niedługo po premierze kodeks uniemożliwiał powtórzenie tej formuły, niemniej możemy dziś uznać, że jego sukces podpowiedział Cooperowi, że połączenie w hollywoodzkim filmie wielkiej małpy i białej kobiety może przynieść producentowi wielkie pieniądze.

Motyw miłości Konga do Amerykanki, po raz pierwszy przedstawiony w filmie Coopera, wciąż przynosił zyski w kolejnych realizacjach tej historii: z 1976 r. (reż. John Guillermin z Jessicą Lange) i 2005 r. (reż. Peter Jackson z Naomi Watts). Grająca w filmie z 1933 r. Fay Wray do końca swojej kariery pozostała znana jako ta, w której zakochał się Wielki Kong. Znaczące jest jednak, że twórcy „Konga: Wyspy Czaszki” poszli w inną stronę. Tu atrakcją ma być nie międzygatunkowe napięcie seksualne, a czysta akcja: pojedynki potworów, potyczki z helikopterami i dużo eksplozji. Nawet naukowcy przeprowadzają tu badania geologiczne przy pomocy eksplozji. Odkrywanie ostatniej niezbadanej wyspy na Pacyfiku odbywa się zatem w rytmie kolejnych rozbłysków ognia trawiącego dżunglę. To idealne tło dla opowieści toczącej się kilkanaście dni po zakończeniu wojny w Wietnamie.

KONG in Warner Bros. Pictures', Legendary Pictures' and Tencent Pictures' action adventure „KONG: SKULL ISLAND”, a Warner Bros. Pictures release. Prawa autorskie: © 2017 WARNER BROS. ENTERTAINMENT INC., LEGENDARY PICTURES PRODUCTIONS, LLC AND RATPAC-DUNE ENTERTAINMENT LLC. ALL RIGHTS RESERVED
KONG in Warner Bros. Pictures’, Legendary Pictures’ and Tencent Pictures’ action adventure „KONG: SKULL ISLAND”, a Warner Bros. Pictures release. Prawa autorskie: © 2017 WARNER BROS. ENTERTAINMENT INC., LEGENDARY PICTURES PRODUCTIONS, LLC AND RATPAC-DUNE ENTERTAINMENT LLC. ALL RIGHTS RESERVED

Potworna księga potworów

Twórcy filmu stworzyli prostą historię z pretekstową szczątkową fabułą, ale za to cieszącą oko. Legendary Pictures, wytwórnia, która pozazdrościła zysków Marvelowi, sięgnęła do bestiarium japońskiego Tōhō i wypuściła „Godzillę” w reżyserii Garetha Edwardsa (2014). Wykupiła ponadto prawa do postaci Mothry, Rodana i Ghidory, wreszcie postanowiła filmem przedstawiającym King Konga w jego naturalnym środowisku (tropikalnej Wyspie Czaszki) przygotować grunt pod remake „King Konga kontra Godzilli” z 1962 r. Wszystko to jest zapowiedzią kolejnego po Marvelu i DC kinowego uniwersum. Fabuła w tych okolicznościach nie jest nikomu potrzebna. Dlatego twórcy większość swoich wysiłków skupiają na wizerunku gigantycznej małpy, która walczy z grupą podziemnych jaszczurek. W trakcie seansu widzowie mogą rozkoszować się udanymi zdjęciami i snuciem wyobrażeń o tym, jak Kong będzie wyglądał w kolejnym filmie, kiedy będzie pojedynkował się z japońskim Królem Potworów.

Producenci, stosując wypróbowaną przy okazji „Godzilli” metodę, powierzyli reżyserię tej wysokobudżetowej produkcji młodemu twórcy z nikłym doświadczeniem. | Tomasz Rachwald

Producenci, stosując wypróbowaną przy okazji „Godzilli” metodę, powierzyli reżyserię tej wysokobudżetowej produkcji młodemu twórcy z nikłym doświadczeniem. Jordan Vogt-Roberts znany był do tej pory głównie jako reżyser skromnej komedii o nastolatkach dojrzewających w prowincjonalnej Ameryce, nie istniało więc zagrożenie, że dysponując megabudżetem (185 mln dolarów) zerwie się z łańcucha i zechce robić coś wbrew narzuconemu planowi. Jego zadanie, chociaż wymagające sprawnego zarządzania pokaźną ekipą filmową, było relatywnie proste: miał pokazać piękno i grozę King Konga tak, żeby zachęcić widzów do pójścia za trzy lata na kolejny film.

KONG in Warner Bros. Pictures' and Legendary Pictures' action adventure „KONG: SKULL ISLAND”, a Warner Bros. Pictures release. Prawa autorskie: © 2017 WARNER BROS. ENTERTAINMENT INC., LEGENDARY PICTURES PRODUCTIONS, LLC AND RATPAC-DUNE ENTERTAINMENT LLC. ALL RIGHTS RESERVED
KONG in Warner Bros. Pictures’ and Legendary Pictures’ action adventure „KONG: SKULL ISLAND”, a Warner Bros. Pictures release. Prawa autorskie: © 2017 WARNER BROS. ENTERTAINMENT INC., LEGENDARY PICTURES PRODUCTIONS, LLC AND RATPAC-DUNE ENTERTAINMENT LLC. ALL RIGHTS RESERVED

Run Through the Jungle

Fabuła jest zbudowanym z cytatów pretekstem, żeby zebrać w dżungli dużą liczbę gwiazd. Bohater grany przez Johna Goodmana w dzień ogłoszenia przez Richarda Nixona ewakuacji wojsk amerykańskich z Wietnamu, namawia pewnego senatora na sfinansowanie ekspedycji naukowej na ostatnią niezbadaną wyspę na Pacyfiku. Doprasza się też o asystę wojskową kawalerii powietrznej pod dowództwem kalki pułkownika Kilgore’a z „Czasu Apokalipsy” (na wpół szalony miłośnik wojny, w tej roli Samuel L. Jackson). Przewodnikiem po dżungli zostaje naczelny filmowy, trochę smutniejszy i bardziej umięśniony Nick z „Łowcy Jeleni”: zgubiony w jednym z sajgońskich barów brytyjski skaut (Tom Hiddleston). Dołącza do nich Brie Larsson, zeszłoroczna zdobywczyni Oscara, w roli fotoreporterki, antywojennej aktywistki i hipiski, z którą Samuel L. Jackson kłóci się o pozycję człowieka w świecie zwierząt.

Naukowcy Goodmana przybywają na wyspę helikopterami zaopatrzonymi w magnetofon szpulowy i potężne megafony. Tę inwazję w rytm Creedence Clearwater Revival i Black Sabbath przerywa spektakularne przybycie Konga. Niedobitki ekspedycji, które przeżyły atak wielkiego goryla, docierają do serca wyspy, gdzie czeka na nich stary żołnierz nazwiskiem Marlow (John C. Reily). Wtedy widzowie mogą sobie przypomnieć, że bohater grany przez Hiddlestona nazywa się Conrad i przestają wierzyć w istnienie choćby jednej oryginalnej myśli w tym filmie.

(L-R) TOM HIDDLESTON as James Conrad, BRIE LARSON as Mason Weaver and JOHN C. REILLY as Hank Marlow in Warner Bros. Pictures, Legendary Pictures and Tencent Pictures' action adventure „KONG: SKULL ISLAND”, a Warner Bros. Pictures release. Prawa autorskie: © 2017 WARNER BROS. ENTERTAINMENT INC., LEGENDARY PICTURES PRODUCTIONS, LLC AND RATPAC-DUNE ENTERTAINMENT LLC. ALL RIGHTS RESERVED
TOM HIDDLESTON as James Conrad, BRIE LARSON as Mason Weaver and JOHN C. REILLY as Hank Marlow in Warner Bros. Pictures, Legendary Pictures and Tencent Pictures’ action adventure „KONG: SKULL ISLAND”, a Warner Bros. Pictures release. Prawa autorskie: © 2017 WARNER BROS. ENTERTAINMENT INC., LEGENDARY PICTURES PRODUCTIONS, LLC AND RATPAC-DUNE ENTERTAINMENT LLC. ALL RIGHTS RESERVED

Piękno goryla

Bieg przez dżunglę w „Kongu…” może być więc pozbawiony głębszego sensu, jest za to zabawny i ładny. Wielkie wrażenie może robić praca osób odpowiedzialnych za wygląd i zachowanie Konga. Reżyser wspominał w wywiadach, że zależało mu na wyrażeniu poczucia nabożnej czci wobec gigantycznej, wyprostowanej małpy, będącej samotnym bóstwem strzegącym mieszkańców wyspy. Efekt ten udało się osiągnąć. Kong jest nie tylko nieludzko groźny, kiedy w serii imponująco nakręconych scen wykańcza uzbrojone amerykańskie helikoptery. Wydaje się ponadto równocześnie opiekuńczy i zdystansowany. Twórcy zastosowali tu inną strategię niż w „Godzilli” – tam nadzwyczajne rozmiary stwora ogrywano, pokazując go kawałek po kawałku. W przypadku „Konga” posłużono się efektem skali. Goryl, zazwyczaj widoczny w całości, nigdy nie jest odizolowanym elementem w kadrze. Wielkie wrażenie robi przez porównanie z malutkim aktorem bądź fragmentem scenografii.

Kong jest nie tylko nieludzko groźny, kiedy w serii imponująco nakręconych scen wykańcza uzbrojone amerykańskie helikoptery. Wydaje się ponadto równocześnie opiekuńczy i zdystansowany. | Tomasz Rachwald

Sceny przemocy są z kolei bardzo estetyczne. Chwilami można poczuć odrobinę nostalgii i zatęsknić za talentem dawnego Zacka Snydera; nie autora koszmarnego „Batman v Superman”, ale twórcy, który nakręcił „300”. Kong pożerający człowieka, widziany z perspektywy wnętrza helikoptera, albo czerwone płomienie odbijające się w źrenicy małpy? Czemu nie. Gniazdo karabinu maszynowego ustawione na czaszce triceratopsa? Tom Hiddleston w masce gazowej rozcinający latające jaszczurki kataną w chmurze zielonego pyłu? Proszę bardzo. Takie pojedyncze, beztreściowe, małe dzieła cieszą oko i są dla tego filmu kluczowe. Nie o ich sens chodzi – tylko o to, jak wspaniale brytyjski aktor wygląda z kataną w ręku, w masce-pegazce, rozpruwając pterodaktyle. To estetyka przeniesiona żywcem ze Snyderowskiej adaptacji komiksu o 300 Spartanach – tylko mniej poważna, zapewniająca czystą radość. Dla takich efektów „Konga” ogląda się z przyjemnością. Po zakończeniu seansu w pamięci zapisują się nie tylko kampowe zagrywki, ale też sam tytułowy goryl. Niepodobny do King Konga w wersji Petera Jacksona sprzed kilku lat: wyprostowany, niezwykle ludzki. Zarazem na swój sposób boski: silny i strzegący porządku na swojej wyspie; pomagający Amerykance nie z miłości, jak w dawnych wersjach tej historii, ale z poczucia obowiązku. Wielki goryl wykonujący swoją pracę bez oglądania się na otaczające go eksplozje, piękny przez wysiłek odbijający się na jego twarzy. To tak, jakby filmowcy, po zebraniu na ekranie paru sławnych mężczyzn (Goodman, Hiddleston, Jackson, Reily), postanowili na przekór stereotypom ideałem męskości uczynić Konga.

 

Film:

„Kong: Wyspa Czaszki”, reż. Jordan Vogt-Roberts, USA 2017.