Zanim „Cabin Porn: Podróż przez marzenia – lasy i chaty na krańcach świata” ukazało się jako pięknie wydany album, był to blog (nadal zresztą aktywny), publikujący zdjęcia chat, chatynek, leśniczówek i domów z bali, rozsianych po całym świecie. Prowadzony przez grupę pasjonatów, którzy dzielili się swoimi odkryciami ze szlaku, pozostawał otwarty na zgłoszenia od czytelników. Każdy mógł przesłać zdjęcie górskiej chaty gdzieś w Tatrach, w której baca spędza noce podczas wypasu owiec, czy romantycznego chalet gdzieś w Alpach.
„Kilku moich znajomych – pisze we wstępie Zach Klein, współautor albumu – podobnie jak ja, kolekcjonowało zdjęcia miejsc, które kształtowały naszą wizję tego, czym może być dom. Fotografie przedstawiają̨ budynki projektowane z wyobraźnią̨, wznoszone ludzką ręką̨ z łatwo dostępnych materiałów, interesujące ze względu na pomysłowość i kunszt wykonania. Budynki stawiane przez śmiałych i nieustępliwych ludzi, którzy uczyli się̨ podczas budowania. Od 2010 r. naszą stronę̨ odwiedziło niemal 10 mln osób, a 12 tys. podzieliło się z nami zdjęciami własnych chatek”.
Prosta koncepcja cieszyła się rosnącym zainteresowaniem. Zdjęcia napływały z całego świata, a spragnione oko mogło nacieszyć się idyllicznymi, rustykalnymi widokami, które niosły za sobą obietnicę prostszego życia – bez telefonu czy komputera, który non stop domaga się uwagi, bez dramatycznych wyborów między jedną lub drugą korporacją, i wreszcie – bez miejskiego tłoku i gwaru.
„Nie dziwi mnie – kontynuuje Klein – że Cabin Porn zdobyła tak wielką popularność. Im głębiej bowiem wciąga nas świat technologii, tym bardziej uskrzydla nas natura. Zdjęcia chatek sprawiają̨, że świat dzikiej przyrody zaczyna nam się̨ jawić́ jako gotowy do zamieszkania. I chociaż̇ akurat to rzadko okazuje się̨ prawdą, to przecież̇ – i ta część́ interesuje mnie najbardziej – owe fotografie konsekwentnie przypominają̨ nam, że każdy z nas nosi w sobie dom, gotowy do zbudowania, jeśli tylko zechcemy spróbować”.
Słowa Kleina odbijają się echem w przedmowie do polskiego wydania napisanej przez prof. Mariusza Czepczyńskiego: „Cabin to styl życia oparty na powrocie do jego podstawowych, naturalnych aspektów. Ta prostota pociąga ludzi na całym świecie zwłaszcza w okresach niepewności, zmian kulturowych, społecznych i technologicznych. Nie jest to ucieczka, raczej wycofanie”.
Zbuduj to sam… za własne pieniądze
Zaproponowany opis tego fenomenu wydaje mi się nie do końca trafny. Elementem bezwzględnie aktualnym – terminem-kluczem – pozostaje w nim „styl życia”. Poczucie niepewności i znużenie przemianami współczesnego świata nie wydają się już jednak warunkami niezbędnymi do tego, aby zapragnąć życia na ustroniu, a jeśli już, to na pewno nie odgrywają one jedynie negatywnej roli. Są nie tylko katalizatorami, ale także ekonomicznym źródłem, które pozwala na wspomniane wycofanie. Nie da się uciec od faktu, że to właśnie te demoniczne technologiczne i kulturowe przemiany umożliwiły większości opisywanych w „Cabin Porn” pasjonatów doczekać się i dorobić „chat na krańcach świata”.
Najbardziej dobitnym przykładem są sami autorzy i członkowie „Beaver Brook”, kolektywu, który zbudował małą komunę chatek w Pensylwanii. Na zakup ziemi, materiałów i sprzętu (nie wspominając o czasie) zapracowali w „dużym mieście” (Nowy Jork). Zach Klein, oprócz miłości do odludnych chat, jest także współtwórcą internetowego serwisu wideo – Vimeo. Nie chodzi tu o krytykę ludzi sukcesu, ale o przypomnienie, że ilekroć słyszymy natchnione peany na temat „prostszego życia”, warto spytać, kto fetyszyzuje uciechy życia w chacie na odludziu.
Ziemianka jako wyraz życiowej filozofii
Bez wątpienia blog trafił w gusta czytelników. Jego sukces sprawił, iż w krótkim czasie każdy, kto zapisał się na „kabinowy” newsletter, mógł znaleźć w swojej skrzynce pocztowej ofertę zakupu papierowego wydania „Cabin Porn”. Do samego końca nie było wiadomo, co się w albumie ukaże. Czy będzie to zbiór najlepszych zdjęć wraz z lakonicznymi opisami (lokalizacja, czasem funkcja takiej czy innej chaty), czy może tzw. coffee-table book, która ładnie prezentuje się w salonie, a może opasły tom, w którym każdy, kto wysłał kiedyś zdjęcie do autorów bloga i zobaczył je później na stronie, będzie miał szansę obejrzeć je wydrukowane na papierze najwyższej jakości? Na odpowiedzi trzeba było chwilę poczekać, ale kiedy album w końcu się ukazał, dla wielu mógł być zaskoczeniem.
Książka dzieli się na dwie przeplatające się części. Wybór co ciekawszych i piękniejszych zdjęć z bloga przetykany jest rozdziałami opowiadającymi historie ludzi, którzy zdecydowali się na własny projekt pt. „chata na odludziu”. To dobrze napisane i ciekawe teksty, stanowiące mieszankę reportażu i praktycznych porad. To, w jaki sposób autorzy dobrali opowiadane historie, zdecydowało również o doborze zdjęć z fotograficznego archiwum. W albumie mamy więc przedstawione np. chaty ziemne i nadziemne albo remontowane i budowane od zera. Każdy zbiór fotografii poprzedza reportaż, skupiony wokół danego typu czy stylu architektonicznego.
To właśnie ta reportażowa część książki jest dla mnie tym, co wynosi ją ponad poziom ładnie wydanego albumu. Niektóre z opowiedzianych historii daleko wykraczają poza szczegóły techniczne budowania chat. Rozdział 6. („Jak zbudować proste schronienie”) to raczej refleksja nad filozofią architektury, podczas gdy rozdział 7. („Jak zamieszkać pod ziemią”) opowiada o filozofii życiowej pewnego budowniczego, której manifestacją są jego ziemianki. Reportaże wnoszą pewien powiew świeżości. Przypominają o tym – czasem z nutą uroczej naiwności – że przy solidnej dozie zdrowej determinacji, da się naprawdę dużo zrobić (a jeszcze więcej: przy odpowiednim stanie konta). Jednocześnie nie ma w nich nic z kazania o tym, jak należy żyć.
Marzenie o własnym domku
Nie są to historie skrojone według polskiej miary. Prawie każda z nich prowokuje do stawiania frustrujących pytań i wywołuje intensywne napady zazdrości. To nie są nasze realia. To nie są nawet realia przeciętnego Amerykanina. Nie powinno to jednak nikogo zniechęcać, ani tym bardziej powstrzymywać od lektury. Może nie mamy pustyń wielkości małego europejskiego kraju ani ciągnących się przez setki kilometrów bezludnych lasów, możemy natomiast utożsamić się z duchem tak zwanego „zrób to sam” (ang. DIY – Do it yourself).
Lektura albumu często przywodziła mi na myśl ogródki działkowe, te zielone oazy w środku miast, pełne warzyw i owoców zarezerwowanych na co dzień dla wsi. To tam przecież realizował się (i nadal realizuje) sen o własnym, samowystarczalnym ustroniu. To tam dziadkowie uprawiali borówki amerykańskie, truskawki czy inne letnie owoce. To tam wreszcie realizowane były wszystkie amatorskie projekty inżynierskie, takie jak własnoręcznie kładziona kanalizacja, instalacja elektryczna czy własna altana, budowana z materiałów zdobytych poza oficjalnym obiegiem.
Klein wyznaje na początku książki: „Zamarzyła mi się̨ działka na odludziu, miejsce, gdzie wszystko byłoby możliwe. Po sześciu latach spędzonych w dużym mieście na kreowaniu wirtualnych społeczności zapragnąłem wreszcie stworzyć́ prawdziwą społeczność́ poza siecią̨”.
To zapewne marzenie dość uniwersalne, takie, z którym wielu z nas utożsamia się przynajmniej od czasu do czasu. Warto więc pamiętać, że budowa chaty na odludziu to tylko jeden ze sposobów na jego spełnienie.
Książka:
Zach Klein (opracowanie), Steven Leckart (reportaże), „Cabin Porn. Podróże przez marzenia – lasy i chaty na krańcach świata”, przeł. Ewa Wojtych, wyd. Smak Słowa, Sopot 2017.