Szanowni Państwo!
Większość ludzi nie ufa mediom głównego nurtu – informują autorzy badania na temat stanu mediów na świecie opublikowanego właśnie przez Reuters Institute for the Study of Journalism. Spośród 70 tys. osób przepytanych w 36 krajach, tylko 40 proc. powiedziało, że „tradycyjne” media skutecznie oddzielają prawdę od fałszu. Fakt, że w odniesieniu do tzw. mediów społecznościowych z powyższym twierdzeniem zgodziło się jedynie 25 proc. badanych, nie jest żadnym pocieszeniem. Facebook czy Twitter, w odróżnieniu od mediów tradycyjnych, nie aspirują do rzetelnego informowania o świecie. To jedynie platformy komunikacji, które ludzie wykorzystują do wyrażania swoich opinii. Nie pracują w nich też zawodowi dziennikarze.
Raport Reutersa pokazuje również, że istnieje silna korelacja pomiędzy brakiem zaufania do mediów a ich – postępującą w oczach odbiorców – stronniczością. Podobne tendencje widzimy także w Polsce. Badanie Millward Brown, opublikowane w czerwcu 2016 r., pokazuje spadek zaufania do niemal wszystkich wymienionych w ankiecie mediów, m.in. radia, telewizji, serwisów internetowych i prasy codziennej. Wyjątkiem były tygodniki opinii – w tym wypadku poziom zaufania nie zmienił się, lecz pozostaje na bardzo niskim poziomie. Na skali od -5 (całkowity brak zaufania) do +5 (pełne zaufanie), tygodnikom przypisano… 1,21 punktu. Żadne medium – łącznie z zajmującym pierwsze miejsce radiem – nie przekroczyło progu 2,5 punktu.
W tym samym sondażu aż 41 proc. respondentów powiedziało, że głównym celem mediów jest „kształtowanie opinii i wpływanie na społeczeństwo”. Tylko 25 proc. uznało, że ich rola polega przede wszystkim na „przekazywaniu informacji”. Stosunek do mediów w Polsce nie odbiega więc specjalnie od zjawisk widocznych w wielu innych krajach – postrzegamy media jako coraz bardziej stronnicze, a w związku z tym coraz mniej im ufamy.
Paradoks polega na tym, że wiele mediów – co w Polsce widać przede wszystkim na rynku prasowym – przekształca się w tzw. media tożsamościowe, które zamiast rzetelnych informacji oraz zróżnicowanych opinii oferują czytelnikowi zestaw jednoznacznych poglądów. Co gorsza, owa tożsamość jest często wyznaczana sympatiami partyjnymi. W rezultacie coraz częściej nie musimy nawet otwierać gazety, by wiedzieć, jaką linię prezentuje w dowolnej kwestii – niezależnie od tego, czy mowa o uchodźcach, przerywaniu ciąży, stosunku do Unii Europejskiej czy dorobku III RP.
Dlaczego tak wiele mediów w tak wielu krajach ewoluuje w ten sam sposób? Ważną przyczyną jest bez wątpienia rozdrobnienie rynku. Wraz z rosnącą liczbą źródeł informacji konkurowanie o klienta staje się coraz trudniejsze, a ujednolicenie i wyostrzenie przekazu przyciąga odbiorcę. „Dobra, wyrazista okładka to jakieś 20–30 tys. sprzedanych egzemplarzy więcej”, mówił w rozmowie z „Kulturą Liberalną” Rafał Kalukin, wówczas pracujący w „Newsweeku”, dziś w tygodniku „Polityka”.
Skutkiem jest jednak postępująca radykalizacja i polaryzacja – bo coś, co dziś szokuje odbiorcę, za tydzień już nie wywoła takiego efektu. Potrzebny jest mocniejszy bodziec i tak spirala się nakręca, a prasa w imię krótkoterminowych skoków sprzedaży na dłuższą metę zniechęca czytelników, zwłaszcza tych, którzy w mediach szukają informacji, a nie gotowej tożsamości. Najchętniej kupowane polskie tygodniki polityczne wciąż sprzedają nieco ponad 100 tys. egzemplarzy, ale to wyjątki, a i w ich przypadku wyraźnie widać tendencję spadkową.
W związku z malejącymi przychodami ze sprzedaży, prasa – ale dotyczy to także innych mediów – jest w coraz większym stopniu uzależniona od reklamodawców. W Polsce jednym z największych reklamodawców są zaś państwowe urzędy i spółki skarbu państwa. Tajemnicą poliszynela jest to, że takie reklamy – podobnie zresztą jak prenumerata prasy przez instytucje państwowe – są narzędziem wspierania mediów przyjaznych władzom i to niezależnie od tego, kto ową władzę sprawuje.
Czy wyjściem z tego pata jest stworzenie dobrze dofinansowanych i niezależnych mediów publicznych, które nie musiałyby brać udziału w brutalnej rynkowej grze? Marzenia o „polskiej BBC” powracają regularnie od końca PRL-u, ale dziś – w świetle przemeblowania, jakiego w Telewizji Polskiej dokonuje Jacek Kurski – budzą raczej gorzki śmiech niż nadzieję. Poza tym powołanie niezależnych, publicznych mediów wymagałoby ponadpartyjnej zgody, a na tę nie ma w najbliższym czasie szans. Nikomu się to bowiem nie opłaca – dosłownie i w przenośni.
Jedno jest jednak pewne – droga do naprawy polskich mediów nie wiedzie przez ich postępującą radykalizację i polaryzację. Dzielenie dziennikarzy na dwa obozy, pro-PiS i anty-PiS, oraz wezwania do zwierania szeregów nie tylko nie uratują polskich mediów politycznych, ale jeszcze przyspieszą ich agonię, w dodatku grzebiąc ostatecznie zaufanie do „czwartej władzy” jako siły kontrolującej polityków.
„Sytuacja jest faktycznie dosyć niezwykła w trzydziestoletniej historii polskiej demokracji. Ale nie jest tak, że dziennikarz nie ma wyboru i musi dołączyć do jednej ze stron sporu. Odrzucam takie myślenie”, mówi Konrad Piasecki, który w roku 2015 został „Dziennikarzem Roku” magazynu „Press”. „Ja będę stał tam, gdzie stoję, i nie mam zamiaru zapisywać się do żadnego obozu politycznego”, mówi Piasecki w rozmowie z Jarosławem Kuiszem i Łukaszem Pawłowskim.
„Sytuacja w Polsce wykroczyła poza normy zwykłego sporu politycznego”, uważa z kolei Ewa Siedlecka. „Trzy tygodnie temu usiadłam na Krakowskim Przedmieściu na trasie pochodu smoleńskiego w akcie obywatelskiego nieposłuszeństwa, ponieważ czuję się doprowadzona do ostateczności. Nie jako dziennikarka, ale jako obywatelka, mieszkanka tego kraju, patriotka”. Czy dziennikarz może w takim stopniu angażować się politycznie? Tak, o ile w imię walki politycznej nie posuwa się do manipulacji. „Cel nie może uświęcać środków”, mówi dziennikarka w rozmowie z Adamem Puchejdą i Karoliną Wigurą.
Kłopot w tym, że granica, jaką stawia Siedlecka, jest trudna do uchwycenia. Co gorsza, nawet jeśli dziennikarz zdaje sobie sprawę z manipulacji, może być przekonany, że jedynie odpowiada na manipulacje z drugiej strony. Piotr Skwieciński z tygodnika „wSieci” w rozmowie z Łukaszem Pawłowskim wyjaśnia, w jaki sposób politycy PiS-u uzasadniają bezpardonowe przejęcie mediów publicznych: „[Mówią] To prawda, opanowaliśmy media publiczne w sposób zdecydowany, a nawet brutalny. To prawda, nie są one obiektywne. Ale gdybyśmy tego nie zrobili, mielibyśmy do czynienia ze zjednoczonym frontem mediów prywatnych walących w PiS jak w bęben i mediami publicznymi krytykującymi PiS nieco mniej”. „Nie jestem w stanie zanegować takiej interpretacji rzeczywistości” – stwierdza Skwieciński choć jednocześnie przyznaje, że „plemienny podział”, który wytworzył się w Polsce, może mieć wyłącznie negatywne konsekwencje.
Dziennikarze na całym świecie muszą radzić sobie z rozmaitymi wyzwaniami – postępującym szumem informacyjnym, rosnącą konkurencją, spadkiem czytelnictwa, a co za tym idzie: wpływów z reklam. Z tego punktu widzenia strategia polegająca na radykalizacji przekazu jest zrozumiała. „Kłopot w tym, że ta sama strategia coraz bardziej uzależnia dziennikarzy… od polityków”, pisze Adam Puchejda z „Kultury Liberalnej”. I to nie tylko gdy chodzi o finanse, lecz także o kreowanie narracji.
Jedno nie ulega wątpliwości – bieżący stan rzeczy jest na dłuższą metę nie do utrzymania. Polaryzacja i radykalizacja mediów nie może postępować w nieskończoność. Albo znajdziemy sposób, by tę tendencje przełamać, albo debata publiczna, a wraz z nią liberalna demokracja, w końcu się zawali. Wspomniany na początku raport na temat stanu mediów przygotowany przez Instytut Reutersa niesienie przynajmniej jedną dobrą wiadomość – liczba Amerykanów gotowych zapłacić za informacje publikowane w sieci w ciągu roku wzrosła niemal dwukrotnie – z 9 do 16 proc. To wciąż niewiele, a skok widoczny jest tylko w Stanach Zjednoczonych.
Jeśli ta liczba ma wzrosnąć, media muszą zaoferować odbiorcom to, czego ci nie znajdą w innych miejscach sieci – rzetelne informacje wzbogacone o wyjaśniające je komentarze. Jednym z najważniejszych zadań mediów w demokracji jest kontrola polityków. „Media tożsamościowe” – jeśli swoją „tożsamość” budują na sympatiach partyjnych – nie są i nie będą w tej roli wiarygodne.
Zapraszamy do lektury,
Redakcja „Kultury Liberalnej”
Stopka numeru:
Koncepcja Tematu Tygodnia: Redakcja.
Opracowanie: Łukasz Pawłowski, Adam Puchejda, Filip Rudnik, Jagoda Grondecka, Jakub Bodziony.
Korekta: Marta Bogucka, Dominika Kostecka, Kira Leśków, Ewa Nosarzewska, Anna Olmińska.
Ilustracje: Łukasz Drzycimski.