Szanowni Państwo,
„Przez półtora roku rząd PiS-u dokonał wielkiego skoku gospodarczego, zrealizował obietnice, zmniejszył nierówności i może prowadzić własną, suwerenną politykę gospodarczą”, mówił Mateusz Morawiecki podczas kongresu Prawa i Sprawiedliwości w Przysusze na początku lipca. Pomińmy w tym miejscu tezy o wielkiej zmianie w polskiej gospodarce, która rzekomo dokonała się w ciągu ostatnich kilkunastu miesięcy. Warto bowiem zwrócić uwagę na ostatni element tej wypowiedzi.
„Suwerenność” to jedno z ulubionych pojęć, jakimi posługuje się obecna partia rządząca. Jarosław Kaczyński odwoływał się do niego wielokrotnie. „Po rządach PO, które tę podmiotowość zniszczyły, staje się znowu państwem naprawdę suwerennym, broniącym swoich interesów”, mówił prezes PiS-u w marcu bieżącego roku, po nieudanej próbie zablokowania reelekcji Donalda Tuska na przewodniczącego Rady Europejskiej.
Wówczas prezes PiS-u mówił o suwerenności w kontekście sprzeciwu Warszawy wobec przyjmowania uchodźców. Przedstawiał ją również jako warunek polityki rozwojowej. Zagrożeniem dla owej suwerenności jest, zdaniem Kaczyńskiego, przede wszystkim Unia Europejska. „Dzisiaj toczy się walka o nasza suwerenność. Ośrodki europejskie tej suwerenności nie szanują, to znaczy nie szanują też Polski i nie szanują Polaków”, stwierdził w maju 2016 r. w wywiadzie dla tygodnika „Do Rzeczy”.
Tego rodzaju wypowiedzi kierownictwa Prawa i Sprawiedliwości można znaleźć niemało. Jednak znaczenie pojęcia suwerenności owiane jest gęstą mgłą tajemnicy. Gdyby bowiem „suwerenność” uznać za „zdolność do samodzielnego, niezależnego od innych podmiotów, sprawowania władzy politycznej nad określonym terytorium”, to bodaj żadne ze współczesnych państw nie byłoby w pełni suwerenne. Ograniczają je przyjęte wcześniej zobowiązania, umowy międzynarodowe oraz mniej lub bardziej formalne powiązania z innymi krajami.
Co to dla nas oznacza? Na przykład polskie władze nie mogą podpisywać traktatów handlowych z innymi podmiotami, bo te prerogatywy zgodziliśmy się w pełni przekazać Unii Europejskiej. Polskie produkty muszą spełniać europejskie standardy, a polskie prawo lub decyzje sądów mogą zostać zakwestionowane przez Trybunał Sprawiedliwości Unii Europejskiej. Czyli to ograniczenia naszej suwerenności… W pewnym sensie tak, lecz s decyzję o przystąpieniu do UE podjęli suwerennie Polacy w referendum i w każdej chwili mogą – podobnie jak Brytyjczycy – podjąć decyzję o jej opuszczeniu. Cały dyskurs „suwerennościowy” w pewnym sensie wprowadza obywateli w błąd. „Brexit” zaś pokazał, że w UE każde z państw, wbrew retoryce populistów, może zrobić to, na co ma ochotę.
„Kiedy ktoś twierdzi, że dzisiejsza polityka gospodarcza jest suwerenna, to należałoby wyciągnąć wniosek, że poprzednia była niesuwerenna” – zauważa ekonomista, prof. Jerzy Osiatyński w rozmowie z Łukaszem Pawłowskim. A to, zdaniem Osiatyńskiego, oczywista nieprawda. „Nie widziałem żadnych takich przejawów braku suwerenności w polskiej polityce gospodarczej po 1989 r.”, wyjaśnia i nawołuje do realizmu: „Można powiedzieć, że nie mieliśmy pełnej swobody w podejmowaniu decyzji gospodarczych. Ale tak być musi, kiedy ma się do czynienia z krajem, który nie ma środków na zapłacenie za import leków czy podstawowych produktów niezbędnych do funkcjonowania gospodarki, nie obsługuje długu i jest de facto niewypłacalny”. Ograniczenia wynikające ze stanu gospodarki to jednak co innego niż dyktat tajemniczych „obcych mocarstw”, co sugerują wypowiedzi członków PiS-u, w tym Mateusza Morawieckiego.
Na czym więc jeszcze może polegać „odzyskiwanie suwerenności”? Może chodzi o przejęcie przez państwo dużej części sektora bankowego po odkupieniu banku Pekao S.A.? Tę decyzję chwali ekonomistka, prof. Elżbieta Mączyńska. „Sektor bankowy generuje spore zyski i to mimo obciążenia ostatnio tego sektora podatkiem bankowym i podwyższonymi wpłatami na Bankowy Fundusz Gwarancyjny. W 2016 r. banki wypracowały w Polsce prawie 14 mld złotych zysku netto”, mówi w rozmowie z Adamem Puchejdą prof. Mączyńska. „To kura znosząca złote jaja”.
Pytanie jednak, czy przejęcie sektora bankowego przez polityków nie stanowi dla owej „kury” zagrożenia. Jeśli decyzje kredytowe i inwestycyjne będą podejmowane wyłącznie w oparciu o kalkulacje polityczne, a nie ekonomiczne, polskiej gospodarce grozi poważny kryzys. Ostrzegał przed tym przed kilkoma miesiącami Ignacy Morawski, a jego obawy podziela Jerzy Osiatyński. A w przypadku kryzysu przestrzeń do podejmowania swobodnych decyzji – a więc zakres suwerenności polskich władz – skurczy się jeszcze bardziej.
„PiS po raz drugi będąc u władzy, ma to szczęście, że trafia w główną fazę cyklu koniunkturalnego”, mówi ekonomista Janusz Jankowiak w rozmowie z Łukaszem Pawłowskim. Dzięki temu odnosi sukcesy w polityce gospodarczej, ale na pogorszenie koniunktury nie jest przygotowany. W takiej sytuacji „pojawi się problem zetknięcia z ograniczeniami długu publicznego i deficytu wynikającymi z naszego członkostwa w Unii. Wówczas nadejdzie kolejna faza problemów z Brukselą, którą już przerabialiśmy kilka razy. To nie jest ścieżka, która prowadzi nas do czegokolwiek dobrego”. Tym bardziej, że relacje polskich władz z UE już teraz nie wyglądają dobrze i nie widać perspektyw na ich poprawę, także gdy chodzi o politykę gospodarczą.
Nacisk, jaki PiS kładzie na rzekomą obronę suwerenności, jednoznacznie przekreśla też plany przystąpienia Polski do strefy euro. I choć Mateusz Morawiecki twierdzi, że do tej rozmowy można wrócić za 10–20 lat, trudno wyjaśnić, jak – nawet w przyszłości – wicepremier chciałby pogodzić prowadzenie „suwerennej polityki gospodarczej” z rezygnacją z własnej waluty.
A tymczasem sytuacja w Europie zmienia się. Coraz głośniej mówi się o zacieśnianiu integracji w ramach strefy euro – m.in. poprzez powołanie oddzielnego budżetu, ministra finansów czy nawet parlamentu. „Euro stanie się nową Unią”, miał powiedzieć francuski minister spraw zagranicznych, Jean-Yves Le Drian. I trudno się z tymi słowami nie zgodzić. Jak zwraca uwagę Łukasz Wójcik z tygodnika „Polityka”, po wyjściu Wielkiej Brytanii z UE kraje spoza strefy euro będą wytwarzały jedynie 14 proc. całego unijnego PKB.
Polska pod rządami PiS-u chce pozostać poza strefą euro w imię utrzymania suwerenności. Pytanie, ile warta będzie owa suwerenność dla polskich obywateli. Jedno jest pewne – jeśli nasz rząd doprowadzi do marginalizacji znaczenia kraju w Unii Europejskiej, będzie to jego suwerenna decyzja.
Zapraszamy do lektury!
Redakcja „Kultury Liberalnej”
Stopka numeru:
Koncepcja Tematu Tygodnia: Redakcja.
Opracowanie: Łukasz Pawłowski, Adam Puchejda, Jakub Bodziony, Filip Rudnik.
Korekta: Marta Bogucka, Dominika Kostecka, Kira Leśków, Ewa Nosarzewska, Anna Olmińska.