Jakub Bodziony: Jak pan ocenia strategię komunikacyjną budującą wizerunek partii rządzącej od momentu przejęcia władzy?
Wiesław Gałązka: Jako bardzo skuteczną. Nie jest to jednak polityczny PR, a typowa propaganda. Jak widać, przynosi efekty wśród tych, do których jest kierowana.
Jaka jest tajemnica tej skuteczności?
Najskuteczniejsze jest samo założenie, na jakim się opiera. PiS dostrzegł to, czego wcześniej nie dostrzegli inni rządzący – że jest pewna grupa ludzi wykluczonych, o których władza zapomniała. To ludzie nieposiadający świadomości obywatelskiej, którzy – generalnie rzecz biorąc – byli pomijani, a dodatkowo znajdowali się w gorszej sytuacji materialnej.
Filip Rudnik: Pana zdaniem to ludzie wykluczeni popierają PiS, bo czują, że ta partia ich reprezentuje?
Na pewno czują się przez nią bardziej szanowani. Tym bardziej, że jest to podkreślane propagandowo. Może się to wydawać śmieszne, ale po kolejnej dekadzie „niepatrzenia w smutne oczy” obywateli mamy takie, a nie inne efekty. Proszę zwrócić uwagę na heroiczną postawę Polaków podczas transformacji ustrojowej. Nie słyszałem, żeby którykolwiek z polityków ówczesnych i następnych ekip podziękował Polakom za to, jacy byli w tym okresie.
JB: Nie robią tego także członkowie PiS-u, bo dla nich III RP jest tworem skompromitowanym. Przez to właśnie, że wykluczyła część społeczeństwa.
Nie da się mówić o ofiarach, nie mówiąc o przyczynach. Stąd pomysł IV RP, który funkcjonuje od dłuższego czasu w retoryce partii rządzącej. Miała być już wprowadzana w 2005 r., ale się nie udało. I teraz się nie uda, ale pomysł się podoba, bo bazuje na niskiej świadomości obywatelskiej.
Sam PiS zresztą jest zrodzony z nieświadomości obywatelskiej i błędów – także samych założycieli tej partii. Czołowi politycy PiS-u są jednym wielkim błędem Jarosława Kaczyńskiego. On rządzi na zasadzie divide et impera i podług powiedzenia: „wśród ślepców jednooki królem jest”. Ten błąd w końcu się zemści.
FR: Ale na razie w rankingach zaufania niektórzy politycy wypromowani przez obóz rządzący biją na głowę polityków opozycji. Na najwyższych miejscach mamy Andrzeja Dudę i Beatę Szydło, czyli ludzi, których wypromował Jarosław Kaczyński i których wpływy – zwłaszcza w przypadku Beaty Szydło – są bardzo ograniczone.
Ale Szydło mówi pięknie, na okrągło i w sposób zrozumiały dla swojego elektoratu. Na dodatek wykorzystuje lęki i nienawiść tych, którym się nie udało, w stosunku do tych, którym w ich odczuciu powodzi się lepiej. Bazuje na prostych emocjach.
Druga rzecz – jak władza ma nie być silna, skoro opozycja jest tak słaba? Opozycja została zaskoczona wynikiem wyborów, bo wydawało się, że po 2007 r. PiS nie ma szans na powrót do władzy. Nie wiem, co za idiota wymyślił hasło „opozycji totalnej”, ale jeśli partie opozycyjne określają się tym mianem, to znaczy, że nie ma żadnego pola do porozumienia, do dogadania się. Albo my, albo wy – nic nie jest wspólne.
JB: Od wyborów minęły jednak dwa lata. Wypadałoby się już otrząsnąć po porażce wyborczej. Skąd wynika ta niemoc?
Z bardzo złej komunikacji ze społeczeństwem. Opozycja nie potrafi trafić do ludzi. Nic dziwnego, że nachalna propaganda PiS-u odnosi większy skutek.
Ale ten rząd zalicza całą masę wpadek – od Misiewicza, przez samochodowe kraksy z udziałem ministrów, po okrzyki Jarosława Kaczyńskiego o „zdradzieckich mordach” z mównicy sejmowej. Później jednak PiS tłumaczy się, że „nie do końca o to chodziło” i wszystko wraca do normy. Dlaczego taka strategia komunikacyjna działa?
Powtórzę, że to po prostu prymitywna i nachalna propaganda. Choćby przyszło stu Misiewiczów, to i tak usłyszymy, że to świetni fachowcy. Wszystko, co robią pan Macierewicz czy pan Szyszko, to działania osób, które w ogóle nie przejmują się krytyką. Dochodzę do wniosku, że nastał czas bezinteresownej podłości, głupoty i bezwstydu w ukazywaniu tej podłości.
Może się to wydawać śmieszne, ale po kolejnej dekadzie „niepatrzenia w smutne oczy” obywateli mamy takie, a nie inne efekty. Proszę zwrócić uwagę na heroiczną postawę Polaków podczas transformacji ustrojowej. Nie słyszałem, żeby którykolwiek z polityków ówczesnych i następnych ekip podziękował Polakom za to, jacy byli w tym okresie. | Wiesław Gałązka
FR: Kampanią „Sprawiedliwe sądy” rząd chce jednak przekonać ludzi do swoich reform. Początkowo wydawało się, że będzie to gigantyczna wpadka, bo okazało się, że kampanię finansują spółki Skarbu Państwa, a zarabiają na niej najbliżsi współpracownicy Beaty Szydło. Nic z tego do rządu się jednak nie „przylepiło”, a PiS nadal ma w sondażach blisko 40 proc. poparcia.
Twardego elektoratu PiS-u może być niewiele ponad 20 proc. Do tego dochodzą sympatycy, a także obrażeni wyborcy Platformy i pozostałych ugrupowań. Kukiz’15 skupia frustratów. Z kolei do niezdecydowanych, których jest wielu, można się odwołać poprzez ukazywanie niezadowalających efektów pracy sędziów. Trudno chwalić sądy, tak jak i trudno chwalić lekarzy czy dziennikarzy – sami zapracowali sobie na swoje społeczne postrzeganie. Dlatego tak łatwo rozliczać ich po bolszewicku.
Pana zdaniem prezydenckie weta były zatem czystym PR-em?
Pewnie doradcy prezydenta uznali, iż dobrym posunięciem wizerunkowym będzie to, że na chwilę przestanie być kojarzony z „Adrianem z poczekalni”. Głównie jednak widać tutaj osobiste rozgrywki, próbę utemperowania temperamentu pana Ziobry – co pasuje zarówno prezesowi Kaczyńskiemu, jak i prezydentowi.
Niemniej pojawiły się pierwsze rysy na obozie Zjednoczonej Prawicy.
I to jest właśnie fajne! W ten sposób ludzie zaczną się skupiać na prezydencie, którego notowania poszły w górę. Kaczyńskiego znaczna część społeczeństwa i tak nie lubi, więc może dłużej pełnić rolę Lorda Vadera, kogoś z tyłu, kto ustawia całą ekipę rządzącą.
Jeśli dojdzie do jakichkolwiek zmian, to nie dlatego, że ludzie będą pragnęli demokracji czy wolności słowa. To może smutne, ale zmiany nadejdą wtedy, kiedy Polacy przytrą tyłkiem po betonie i okaże się, że nie ma pieniędzy na świadczenia. | Wiesław Gałązka
Czy radykalna narracja PiS-u nie odbije się prędzej czy później czkawką?
To utwierdzanie Polaków w przekonaniu, że jesteśmy narodem znękanym, przedmurzem chrześcijaństwa, będzie działało dopóty, dopóki nie będzie świadomości obywatelskiej. Proszę wyjść na ulicę i spytać ludzi o ich prawa zapisane w Konstytucji. Ta świadomość jest prawie zerowa.
Opozycja ma iść do wyborów z hasłami budowania świadomości obywatelskiej? Nie wydaje mi się, żeby to przysporzyło jej zwolenników.
Niestety, co widać, opozycja chce jak najszybciej wrócić do władzy, a strategia długiego marszu ich nie interesuje. Jeśli dojdzie do jakichkolwiek zmian, to nie dlatego, że ludzie będą pragnęli demokracji czy wolności słowa. To może smutne, ale zmiany nadejdą, kiedy Polacy przytrą tyłkiem po betonie i okaże się, że nie ma pieniędzy na świadczenia.
JB: Jaka powinna być zatem strategia opozycji?
Najlepszym rozwiązaniem dla opozycji w obecnej sytuacji jest ciągłe wnioskowanie o postawienie premier i poszczególnych ministrów oraz prezydenta przed Trybunałem Stanu. Do tego wystarczy 115 głosów, a tylko PO ma ich znacznie więcej.
Przecież każdy z tych wniosków by upadł, a PO mogłaby być pokazywana jako awanturnicza partia, która nie ma innych pomysłów, a jedynie uderza w PiS.
Tak personalnie odczytywane są chociażby próby odwoływania ministrów. I wiadomo, że tak czy siak by nie postawiono ich przed Trybunałem. Jest to jednak narzędzie o wiele groźniejsze, a dla ekipy rządzącej stanowiące sygnał, że cały czas jest obserwowana i będzie prędzej czy później rozliczona. Takie: mane, tekel, fares. To byłby „strzał ostrzegawczy”, który wyjaśniałby społeczeństwu, gdzie jest łamana Konstytucja i zwiększałby świadomość obywatelską.
FR: Już od 2015 r. opozycja wznosi larum, że Konstytucja jest łamana. Doszliśmy do momentu, w którym społeczeństwo jest na te hasła znieczulone.
To prawda, ale mamy do czynienia z mówieniem o łamaniu Konstytucji bez wyjaśniania szczegółów. Przede wszystkim nie pokazuje się winnych. Tymczasem w takich komunikatach potrzebne są emocje, bo inaczej ludzie nie będą ciekawi – musi być ten trójkąt szekspirowski: dobry – zły – ofiara. W tym wypadku należy pokazać, że to społeczeństwo staje się ofiarą, a winni są jasno określeni.
Ale czy to nie jest właśnie strategia dla „opozycji totalnej”, którą wcześniej pan skrytykował?
Właśnie o to mi chodzi. Musi stać się konstruktywna, pamiętając słowa Jacka Kuronia: „zamiast palić komitety – zakładajcie własne”. Poprzez swoje struktury – zwłaszcza w terenie – powinna docierać do wyborców mniej świadomych. Co więcej, te ugrupowania są skazane na przewietrzenie swoich szeregów, a PO po prostu musi przeprosić swój elektorat. Bez stworzenia własnej i spójnej strategii komunikacyjnej opozycja nie może liczyć na sukces.
JB: Czyli konkretne zarzuty wobec władzy muszą mieć swoją twarz?
Oczywiście. Nawet wobec prezydenta. Nikt na przykład nie wspomina o tym, że propozycja wysyłania na emeryturę sędziów zredukuje Trybunał Stanu o prawie jedną trzecią i stworzy możliwość uzupełnienia składu Trybunału Stanu „swoimi”.
Opozycja tego nie robi – nie buduje świadomości obywatelskiej, chce bardzo szybko rozładować swoją frustrację i chce, żeby ludzie za nią stanęli. Ale większość ludzi nie rozumie, dlaczego ma za nią stanąć. Zwłaszcza za taką, jaką teraz jest.