„Zgubiona dusza” nie mogła znaleźć sobie lepszego czasu na premierę. Pojawia się późną jesienią, w czasie wzmożonej duchowej refleksji, skutecznie uniemożliwianej przez reklamy świąteczne, którymi na każdym kroku jesteśmy atakowani. To one niemal podprogowo odciągają nas od tego, co w przygotowaniach do świąt naprawdę ważne. Chociaż akcja książki nie rozgrywa się wprost w świątecznej scenerii, jest raczej parabolą niż konkretną historią, porusza problem, jaki trapi wielu z nas w tym właśnie okresie. Problem zagubienia się w pędzącym jak karuzela świecie. „Gdyby ktoś umiał spojrzeć na nas z góry, zobaczyłby, że świat jest pełen ludzi biegających w pośpiechu, spoconych i bardzo zmęczonych, oraz ich spóźnionych, pogubionych dusz”.
Wraz z każdym nadchodzącym Bożym Narodzeniem dokonujemy podsumowań minionego roku, wyciągamy średnią arytmetyczną z tego, co udało nam się osiągnąć, odhaczamy kolejne pozycje listy rzeczy do zrobienia, aż w końcu dochodzimy do miejsca, w którym kolejny raz wszystko poszło nie tak. Czas świątecznych przygotowań to czas wyjątkowy – nieustannie przekonują nas o tym przekazy medialne – jednak my zbyt często tracimy gdzieś tę wyjątkowość, zapominając o jej istocie. Choć mamy niepowtarzalną okazję zatrzymać się i oddać refleksji, przystajemy zaledwie na moment. Trwa on nie dłużej niż zwiastun najnowszej komedii romantycznej ze św. Mikołajem w tle, krócej nawet niż promocja na designerskie ozdoby rodem z Pinteresta. I jak co roku, obiecujemy sobie, że to Boże Narodzenie i nadchodzący rok będą inne, że tym razem odkryjemy magię świąt na nowo, poczujemy się znów jak dzieci z niecierpliwością wyczekujące pierwszej gwiazdki. Ale niestety wielu z nas przestało już słyszeć dźwięk świątecznych dzwonków, bo zapomniało, że święta to czas, w którym będąc dla innych, mamy szansę być też dla samych siebie.
Olga Tokarczuk i Joanna Concejo, dwie charyzmatyczne autorki, spotkały się w jednej, przepięknie wydanej przez wydawnictwo Format książce, a efektem tego spotkania stała się słownoobrazowa, nostalgiczna opowieść przynosząca spokój, dająca nadzieję i poczucie, że nie wszystko jeszcze stracone. Tym, co wyróżnia książkę, jest jej niezwykle szlachetna i ulotna forma. Kunszt edytorski, zastosowanie tłoczeń i delikatnej materii kalki niemal fizycznie oddaje zawartą w niej historię i przesłanie. Wrażenie delikatności i wspomnieniowości podkreślone zostało także poprzez fotografię, sztukę chwytania tego, co ulotne i niepowtarzalne. „Zgubiona dusza” ze swoimi pożółkłymi kartkami przypomina trochę pamiętnik, a trochę stare, schowane na strychu pudełko pełne wspomnień, które ktoś chciał zachować od zapomnienia.
Temat duszy, szukania drogi do samego siebie, dążenia do samopoznania, to niezwykle trudny motyw. Zwłaszcza w książce kierowanej nie tylko do dorosłych, lecz także do dzieci. Zawarta w niej historia mogłaby się przydarzyć każdemu z nas bez wyjątku. Wszędzie i w każdym czasie. Tym razem jednak przydarzyła się Janowi, everymanowi, który pewnego dnia, spoglądając w lustro i słysząc odgłos wskazówek zegara pędzących w zawrotnym tempie, dostrzegł, że zgubił coś bardzo ważnego. Samego siebie, własną duszę. „Zgubiona dusza” to zatem książka o czasie, który ucieka. Czasie, który zabiera nam, dorosłym, zbyt ciężka praca, zbyt często traktowana przez nas jak doskonała wymówka do niespędzania czasu z innymi, zwłaszcza z dziećmi. Nie starcza nam wolnych chwil na obcowanie z własną duszą, bo wszelkiego rodzaju zagłuszacze skutecznie nas od tego odciągają. Wymyślamy sobie kolejne hobby, angażujemy się w znajomości trwające mniej niż ułamek sekundy, wchodzimy w posiadanie coraz większej liczby przedmiotów, licząc, że szczęście i spełnienie można kupić. A przecież przed własną duszą nie ma ucieczki. Prędzej czy później i tak nas dogoni. Zamiast poświęcać tak cenny dzisiaj czas na życie w zgodzie z własną duszą, ciągle robimy wszystko, by zostawić ją za sobą. Kręcimy się w kółko, wydeptujemy wciąż te same ścieżki, popełniamy te same błędy. Refleksja rodzi się dopiero wtedy, gdy pogubiliśmy się tak bardzo, że nie poznajemy człowieka, którego odbicie widzimy w lustrze. Możemy się zastanawiać, dlaczego tak się dzieje. Dlaczego, żyjąc na autopilocie, jak zaprogramowani, nie dostrzegamy lub nie chcemy dostrzec tego, co dzieje się w naszym wnętrzu? Z tego marazmu często wyrywają nas najlepsi, patrzący na nas z boku obserwatorzy, czyli dzieci ze swoimi wielokrotnie trafnymi uwagami dotyczącymi nas samych. Do snucia takich rozmyślań zachęca właśnie „Zgubiona dusza”. Głównie za sprawą oddechu, pustej przestrzeni, luk, jakie powstały między tekstem a obrazem.
Duet twórczy Tokarczuk i Concejo porusza też istotny problem, jakim jest cisza, a raczej jej zupełny zanik. Otaczający nas każdego dnia szum informacyjny, hałas i zgiełk sprawiają, że zapominamy o tym, jak piękna potrafi być cisza. Nie zawsze musi być niewygodna, choć przyzwyczailiśmy się, że powinniśmy ją przełamywać, zapełniając nie tyle słowami, co strumieniami słów. Ten swego rodzaju zalew słowem, a także krzykliwym obrazem, który zniewala nas każdego dnia i odciąga uwagę od rzeczy ważnych, powoduje, że nie potrafimy celebrować ciszy. Idąc ulicą, jadąc tramwajem czy siedząc w kawiarni, nietrudno zauważyć, że utraciliśmy zdolność do rozumienia, że mowa jest srebrem, a milczenie złotem. Zagłuszamy więc ciszę, wynajdując kolejne sposoby na to, by nieustannie mówić, kupujemy kolejne gadżety, by łączyć się ze światem i sprawiać wrażenie zajętych. By nie słyszeć własnych myśli.
Działamy na autopilocie, zwalniamy tylko wtedy, gdy przydarzają się nam sytuacje graniczne, które niejako zmuszają nas do refleksji i pobycia ze sobą sam na sam. Do życia w zgodzie z samym sobą i innymi zachęcają nas różne ruchy, takie jak slow life i hygge. W swojej popkulturowej wersji tracą jednak na wartości, stają się modą, pustą stylizacją pozbawioną formy. Bo duszy nie da się odnaleźć tak łatwo. Do tego potrzeba czasu i cierpliwości. I przede wszystkim odnalezienia swojego miejsca, w którym będziemy mogli czekać na jej powrót. Do odnalezienia samych siebie, nas z przeszłości, tej cząstki, za którą tęsknimy i której nam brakuje, nie potrzebujemy magicznego eliksiru. Taki przecież nie istnieje. Otwierając książkę i obcując z opisaną i odmalowaną nam historią, niejednokrotnie odniesiemy wrażenie, jakbyśmy poruszali się po strzępkach pamięci i pogubionych wspomnień pewnego człowieka. Obrazy stworzone przez Concejo sprawiają, że czujemy się towarzyszami duchowej wędrówki Jana. Wraz z nim czekamy na nadejście jego duszy, popijając herbatę, którą parzy każdego dnia i spoglądając przez okno w nadziei ujrzenia powracającej duszy. Obecne w książce monochromatyczne fotografie, przypominające stylem „Zabawy zimowe” Pietera Bruegla, stopniowo przeradzają się w wielobarwne obrazy przyrody w pełnym rozkwicie. To wizualne przedstawienie drogi, którą Jan decyduje się kroczyć, aby odnaleźć swoją duszę.
Metafory i symbole są istotą „Zgubionej duszy”. Autorki rozwijają je przez cały czas trwania opowieści, każda na swój sposób. Lejtmotyw rozkwitających roślin przywodzi na myśl dążenie do samopoznania, ale także ponowne narodziny, budzenie się do życia. Ta myśl przyświecała obu autorkom. Concejo, tworząc autorską ilustrację, a raczej zniewalająco subtelną interpretację tekstu Tokarczuk, skonstruowała przestrzeń, której zagospodarowanie pozostawia czytelnikom. Autorkom używającym odmiennych narzędzi – słowa i obrazu – udało się uchwycić to, co w dużej mierze nieuchwytne – tajemnicę ludzkiej duszy. Niby prosta historia, w której zapewne niejeden z nas się odnajdzie, w połączeniu z raz zbliżającym się, a raz oddalającym, opowiadającym własną historię obrazem, staje się opowieścią, której nie można zapomnieć i do której ciągle się wraca.
Przesłanie płynące z książki jest aż nadto aktualne. Przywodzi na myśl tekst „Dezyderaty” i kieruje uwagę w stronę wartości moralnych, które w świecie zdominowanym przez myślenie korporacyjne, kult hiperindywidualizmu i sukcesu jednostki traktujemy jak uwierającą nas przeszkodę. Autorki zawarły w książce krytyczną ocenę rzeczywistości, w której priorytetem jest „mieć”, podczas gdy „być” przestaje cokolwiek znaczyć. Zadają czytelnikowi pytanie dotyczące celu, do którego wszyscy zmierzamy, pędząc przed siebie bez oglądania się na nikogo i na nic. Wspólnie snują refleksję dotyczącą duszy, którą nieustannie gdzieś gubimy i przed którą niepotrzebnie uciekamy.
„Zgubiona dusza” to książka idealna na czas świątecznych przygotowań. Książka o odradzaniu się, powstawaniu jak feniks z popiołów. Daje nadzieję, że po zimie zawsze następuje wiosna, a dla każdego z nas istnieje druga szansa. Pozwala zatrzymać się na dłużej niż chwilę, pobyć sam na sam ze sobą, może odnaleźć coś, co się kiedyś zgubiło. Zachęca do czytania, analizowania obrazów, wodzenia wzrokiem za wizją ilustratorki. Niespiesznego, refleksyjnego. To doskonała lektura dla tych, którzy chcą, by święta nie były tylko czasem wolnym od pracy, czerwoną kartką w kalendarzu, lecz także tym, czym zawsze być powinny. Czasem spędzanym z innymi i z samym sobą. Polecam tę piękną książkę zagubionym dorosłym do wspólnego czytania z dziećmi. By wspólna lektura i pomoc, jaką daje dziecięca wrażliwość, stały się okazją do odnajdywania na nowo sensu świąt i samego życia. By w święta jedyną myślą pojawiającą się w naszych głowach nie była ta, że nadeszły, jak zwykle, „za wcześnie za późno nie w porę”.
Książka:
Olga Tokarczuk, Joanna Concejo, „Zgubiona dusza”, wyd. Format, Wrocław 2017.
Rubrykę redaguje Paulina Zaborek.