Szanowni Państwo!

Pod pomnikiem Wojciecha Korfantego w centrum Katowic, tuż przed Urzędem Marszałkowskim, stanęło sześciu młodych chłopaków. Przed nimi sklecone naprędce z desek niby-szubienice, a na nich zdjęcia, portrety sześciorga europosłów Platformy Obywatelskiej. To szóstka polityków, która kilkanaście dni wcześniej zagłosowała za tym, żeby Komisja Wolności Obywatelskich, Sprawiedliwości i Spraw Wewnętrznych (LIBE) Parlamentu Europejskiego sporządziła raport na temat stanu praworządności w Polsce. Raport – jeśli okaże się dla polskiego rządu niekorzystny – będzie pierwszym krokiem słynnej procedury z art. 7 Traktatu o Unii Europejskiej, który w skrajnym przypadku może doprowadzić do odebrania Polsce głosu w Radzie Europejskiej – zbiorowości szefów rządów wszystkich państw unijnych. Ten radykalny krok jest oczywiście mało prawdopodobny, bo wymagałby jednomyślnej zgody wszystkich pozostałych członków, ale samo wszczęcie procedury i jej kolejne etapy będą dla polskich władz upokorzeniem.

W słynnym już głosowaniu w Parlamencie Europejskim większość europosłów opozycji albo wstrzymała się od głosu, albo – jak przedstawiciele PSL-u – w ogóle nie brała w nim udziału. W Platformie zarządzono w tej sprawie dyscyplinę, wymagając od europosłów wstrzymania się od głosu. Szóstka „powieszona” przez nacjonalistów z ONR-u dyscyplinę złamała. Kierownictwo PO zapowiedziało, że może z tego tytułu wyciągnąć wobec własnych europosłów konsekwencje.

Na całą sprawę można spojrzeć z kilku perspektyw. Po pierwsze, pokazuje ona niebezpieczne związki między zaostrzającą się retoryką władz, a działaniami ekstremistycznej prawicy. Już po głosowaniu premier Beata Szydło zatweetowała, że „politycy szkalujący swój kraj na forum międzynarodowym nie są godni jego reprezentowania”. Szef Klubu Parlamentarnego PiS-u, Ryszard Terlecki, mówił, że powinni kandydować w innych krajach – we Francji lub w Niemczech. Na forach prawicowych zaroiło się od określeń wszystkich posłów mianem zdrajców. Publicysta tygodnika „Do Rzeczy” Rafał Ziemkiewicz napisał na Twitterze do Michała Boniego: „Dziś płacę @JkmMikke [Januszowi Korwin-Mikke, przyp. red.] każde pieniądze, żeby odsprzedał mi część udziałów w strzeleniu pana w pysk”. O tym, jakie są skutki tej radykalizacji języka, mogliśmy się przekonać, czytając transparenty z tegorocznego Marszu Niepodległości.

Ale „akcja” narodowców, podobnie jak i całe publicystyczne wzmożenie po głosowaniu w Parlamencie Europejskim, każe też zadać sobie pytanie o skuteczność działań w Parlamencie Europejskim. Zawieszenie Polski w prawie głosu wymaga jednomyślności wszystkich państw unijnych, a więc jest mało prawdopodobne. Wcześniejsze etapy procedury wymagają „jedynie” zgody większości kwalifikowanych, ale one z kolei – choć upokarzające dla państwa nimi objętego – nie przekładają się na realne sankcje wobec polskich władz. Obniżanie prestiżu i zdolności koalicyjnych Polski w Europie niewątpliwie ma miejsce, ale to proces długotrwały i na co dzień nieodczuwalny dla obywateli w kraju.

Załóżmy jednak, że UE użyje „opcji atomowej” i do sankcji dojdzie – niekoniecznie muszą się one przełożyć na osłabienie poparcia dla PiS-u.

„Niespecjalnie widać powód, dla którego ludzie, którzy dziś popierają PiS, po pojawieniu się hipotetycznych dolegliwości ekonomicznych ze strony Unii Europejskiej mieliby zacząć popierać opozycję”, pisze Jarosław Kuisz, redaktor naczelny „Kultury Liberalnej”. Przekonuje też, że szukanie „pomocy” w instytucjach zachodnich – teraz przez PO, a za rządów Donalda Tuska przez PiS – to dowód niewiary we własne państwo, w jego instytucje i wreszcie, w samo społeczeństwo. Dzisiejsza opozycja, by wytłumaczyć swoje niepowodzenia, tworzy obraz monolitycznego, PiS-owskiego ludu, którego nie sposób już odzyskać. „To kompletne bzdury”, twierdzi Kuisz i przypomina, że ostatecznym testem dla opozycji będą wybory tu, w kraju.

„Dlaczego ja mam się troszczyć o elektorat PiS-u?”, pyta Michał Boni, jeden z europosłów PO, którzy zagłosowali za przyjęciem rezolucji Europarlamentu. „Mam budować przyszły elektorat, który głosując na wolność i demokrację, upominając się o nie, odwróci ten koszmarny trend, jaki PiS serwuje Polsce”, mówi w rozmowie z Łukaszem Pawłowskim i Filipem Rudnikiem. Boni przekonuje, że w rezolucji PE nie chodzi o walkę z PiS-em, ale walkę o demokrację w Polsce. W jaki sposób PE może w tej walce pomóc?

„Nie chodzi o konkret w postaci takiej, że UE zatrzyma to, co się w Polsce dzieje, ale chodzi o budowanie świadomości problemu i poczucie solidarności. Im bardziej walczymy, im bardziej się upominamy, tym bardziej zauważa się, że jest też druga Polska, nie ta PiS-u”. Zdaniem Boniego, paradoksalnie, pokazanie, że jakaś część Polaków na działania rządu się nie zgadza, utrudni instytucjom europejskim wprowadzenie sankcji.

Problem w tym, że tej opinii najwyraźniej nie podziela większość europarlamentarzystów PO, w tym władze partii, które nakazały swoim reprezentantom wstrzymać się od głosu. Ta sytuacja pokazuje wyraźnie, że w PO nie ma w tej kwestii zgody. Zdaniem Boniego to wyraz normalnego ucierania się poglądów w demokratycznej partii. Ale może to być także oznaka poważnego kryzysu tożsamościowego, który nie pozwala partii na zajęcie jednolitego stanowiska w wielu innych, ważnych sprawach, choćby przyjmowania uchodźców czy reformy emerytalnej.

„Debaty zmierzające do rezolucji, która ma na celu odebranie Polsce głosu w instytucjach unijnych, jest przekroczeniem pewnej zasadniczej granicy. […] To zwykłe oszczerstwa, które nie spotykają się niestety z odpowiednimi reakcjami naszych kolegów z PO”, mówi z kolei europoseł PiS-u, Zdzisław Krasnodębski w rozmowie z Adamem Puchejdą.

A jak tłumaczy to, że członkowie PiS-u również krytykowali polski rząd na forum PE, między innymi ustami Antoniego Macierewicza za źle jego zdaniem prowadzone śledztwo ws. katastrofy smoleńskiej? „Można prowadzić rozmowy, wysłuchania publiczne, można dyskutować z kolegami, którzy pytają nas o sytuację w kraju. To są normalne i dopuszczalne rzeczy, ale powtórzę – czym innym są oszczerstwa, jakie się wypowiada, i dążenie do sankcji”, przekonuje Krasnodębski.

Pytanie tylko, czy PiS rzeczywiście nie dążyło do sankcji przeciwko rządowi PO–PSL, czy może nie było w stanie zyskać dla swoich tez odpowiedniego poparcia w Europie, dlatego wydarzenia organizowane przez tę partię były w dużej mierze ignorowane. Poza tym rząd PO–PSL nigdy nie zdecydował się na tak otwarty konflikt z instytucjami europejskimi. Konflikt, z którego jak na razie nie zamierza rezygnować.

Na takiej polityce tracimy wszyscy – niezależnie od poglądów politycznych, chociażby przez to, że w zalewie negatywnych wiadomości o Polsce, do zagranicznych mediów przedostają się informacje nieprawdziwe – jak chociażby wówczas, gdy zagraniczna prasa informowała, że 11 listopada ulicami Warszawy maszerowało 60 tys. faszystów i nacjonalistów. Taką „informację” podał też w swoim wystąpieniu w PE belgijski eurodeputowany Guy Verhofstadt.

Przeciwko takim wypowiedziom powinniśmy zdecydowanie protestować i to niezależnie od naszych sympatii partyjnych, twierdzi Helena Anna Jędrzejczak.

„Brak sprzeciwu wobec alarmistycznych doniesień zagranicznych mediów po Marszu Niepodległości jest oburzający”, pisze autorka „Kultury Liberalnej”. „Nawet najbardziej haniebne rasistowskie hasła i najstraszniejsze okrzyki nie sprawiają, że nasze państwo zmieniło nazwę z Rzeczpospolitej Polskiej na «Polskę PiS»”. A Polska jest naszym dobrem wspólnym, o które jako obywatele mamy obowiązek dbać najlepiej, jak potrafimy.

To nie znaczy, że nie wolno nam mówić o politycznych problemach na forum instytucji, do której sami przystąpiliśmy i której reguł zobowiązaliśmy się stosować. Ważne jednak, by w ferworze walki politycznej pamiętać o dwóch rzeczach. Po pierwsze, to, co dziś mówi się o Polsce, będzie miało wpływ na naszą reputację także po odsunięciu PiS-u od władzy. Po drugie, jedyną drogą do odsunięcia PiS-u od władzy jest wygrana w wyborach w kraju. I każde działanie opozycji – w Polsce i za granicą – powinno ten cel stawiać na pierwszym miejscu.

Zapraszamy do lektury!
Łukasz Pawłowski

Stopka numeru:
Koncepcja Tematu Tygodnia: Redakcja.
Opracowanie: Łukasz Pawłowski, Adam Puchejda, Karolina Wigura, Filip Rudnik, Sandra Stadnik.
Korekta: Marta Bogucka, Dominika Kostecka, Kira Leśków, Ewa Nosarzewska, Anna Olmińska.
Ilustracje: Max Skorwider.