Konkursy, nagrody, plebiscyty książek historycznych – śmiało można dziś stwierdzić, że zainteresowanie przeszłością w Polsce nie słabnie, a być może jest ono nawet większe niż na początku lat 90. Książek historycznych przybywa, a znaczna ich część to pogłębione, dobrze napisane i skłaniające do dyskusji prace. Ważne nie tylko z punktu widzenia historiografii, lecz także refleksji nad polską i europejską tożsamością.

O wielu z nich pisaliśmy w „Kulturze Liberalnej” w ostatnich dwunastu miesiącach. Kilka obszernych recenzji mamy jeszcze w zanadrzu. Dziś chcielibyśmy przypomnieć trzy ciekawe tytuły, które umknęły naszej uwadze w mijającym roku, a po które warto sięgnąć: korespondencję Frei i Helmuta Jamesa von Moltke, monografię Anety Prymaki-Oniszk poświęconą bieżeńcom oraz książkę Marty Kurkowskiej-Budzan i Marcina Stasiaka o modernizacyjnej sile sportu w PRL-u. Wszystkie z nich przyjmują perspektywę oddolną, a jednocześnie rzucają nowe światło na Wielką Historię.

 


 

moltke

Bardzo długie pożegnanie

„Będę stara i inna, ale Ty zawsze będziesz we mnie, aż i ja umrę i znowu będę Cię mogła odnaleźć” – pisała we wrześniu 1944 r. Freya von Moltke do swojego męża, który przebywał w więzieniu śledczym w berlińskiej dzielnicy Tegel, gdzie oczekiwał na proces o zdradę stanu i na niechybną egzekucję. Helmut James von Moltke był „sercem i kołem napędowym” Kręgu z Krzyżowej, tajnej niemieckiej organizacji antyhitlerowskiej, której członkowie spotykali się w Berlinie i na Dolnym Śląsku, by snuć plany demokratyzacji Niemiec i budowy przyszłej zjednoczonej Europy. Kilku z nich wzięło udział w zamachu na Hitlera, a gdy wyszło na jaw, że spotykali się w majątku rodziny von Moltke, podejrzenie padło również na Helmuta. W styczniu 1945 r. został skazany na śmierć i powieszony. Zanim jednak doszło do wydania wyroku, Freya i Helmut zdążyli wymienić ze sobą ok. 160 listów. Przypadek sprawił, że więziennym pastorem był inny członek Kręgu z Krzyżowej, Harald Poelchau, który przez 4 miesiące szmuglował żywność, lekarstwa i listy właśnie.

Pożegnalna korespondencja ukazała się w Niemczech dopiero w 2010 r., po śmierci Frei, i przebojem wdarła się na listy bestsellerów. W Polsce wydane przez wydawnictwo Znak listy więzienne przeszły niemal bez echa, choć jest to nie tylko ciekawe źródło historyczne dające wgląd w mentalność kluczowych figur antynazistowskiego ruchu oporu w III Rzeszy, lecz także poruszające świadectwo głębokiego przywiązania i miłości. Małżonkowie z jednej strony omawiają konkrety codzienności, opracowują potajemnie strategię obrony (oboje są prawnikami), z drugiej wspólnie przygotowują się na rozstanie. Oparciem są dla nich wiara i chrześcijaństwo, choć przed wybuchem wojny ich związki z Kościołem były dosyć słabe. Wspólną praktyką staje się dla nich lektura Pisma Świętego, którego te same fragmenty czytają w tym samym czasie.

Przywiązanie do chrześcijaństwa objawiło się u von Moltkego w jeszcze jeden sposób. Był on przeciwnikiem zamachu na Hitlera i uważał, że niepodobna tworzyć demokracji, opierając się na przemocy. W trakcie procesu dążył do tego, by być sądzonym za swoje czyny i przemyślenia, a nie za sam udział w spisku płk. Clausa von Stauffenberga. W końcu dopiął swego i sprowokował przewodniczącego Trybunału Ludowego do wyznania: jedno nas, narodowych socjalistów, łączy z chrześcijanami – domagamy się całego człowieka. A więc – pisał Helmut James do żony – stoję tu nie jako protestant, ziemianin, Prusak, arystokrata, Niemiec, lecz jako chrześcijanin. I z tą identyfikacją się utożsamiał.

 

Książka:

Helmut James von Moltke i Freya von Moltke, „Listy na pożegnanie”, Znak, Kraków 2017.

 


 

biezenstwo

Polscy uchodźcy sprzed wieku

Gdy półtora roku temu rozmawialiśmy z Lechem Nijakowskim o polityce historycznej, doświadczenie bieżeństwa posłużyło nam jako przykład historii nieobecnej, wykluczonej ze zbiorowej pamięci. Pomimo tego, że w 1915 r. za wycofującą się armią carską ruszyło na wschód dwa miliony ludzi, głównie chłopów, to niewiele się o tym mówiło i pisało. Przez ostatni rok sporo się jednak zmieniło, a to za sprawą książki Anety Prymaki-Oniszk, która wychodząc od historii swojej rodziny i losów babci Nadzi spod Sokołówki, oddała głos nie tylko bieżeńcom, ale zwróciła uwagę na losy „milczącej większości”, czyli mieszkańców wsi. Opisała doświadczenie tych, którzy uciekali ze strachu przed zbliżającym się frontem, w odruchu zbiorowej paniki, pchani stadnym impulsem – „bo wsie jechali”, uchodzili przed śmiercią i pożogą, łudząc się, że w ten sposób uratują część dobytku, a przynajmniej ocalą własne życie. Po drodze dziesiątkowały ich choroby i głód, a tradycyjny porządek, który organizował ich świat, obrócił się w gruzy. Gdy wybuchła rewolucja w Rosji, ruszyli w drogę powrotną, do powstającego państwa polskiego, które nie zawsze przyjmowało ich z otwartymi ramionami.

„Bieżeństwo 1915” doczekało się już drugiego wydania i licznych słów uznania oraz wyróżnień zarówno literackich, jak i historycznych. Ten reportaż drażni miejscami nazbyt emocjonalnym językiem, ocierającym się o sensację, a niekiedy pozostawia niedosyt głębszego wglądu w opisywane zjawiska historyczne. Imponuje jednak benedyktyńska praca autorki, która z rozsypanych elementów zbudowała zajmującą opowieść i przywróciła fragment ludowej historii Polski – niezwykle potrzebny i ważny.

 

Książka:

Aneta Prymaka-Oniszk, „Bieżeństwo 1915. Zapomniani uchodźcy”, wyd. Czarne, Wołowiec 2017.

 


 

stadiony

Gra w modernizację

Hasło „Sport w PRL-u” od razu przywodzi na myśl dokonania Ireny Szewińskiej, sukcesy złotej drużyny Kazimierza Górskiego czy Wyścigi Pokoju śledzone z zapartym tchem przez miliony widzów przed telewizorami. Świetnie rymuje się z modną dziś nostalgią za PRL-em. Jednocześnie w ogóle nie stoi w sprzeczności z dominującą polityczną narracją o ponurej historii reżimu komunistycznego, w której nie ma miejsca na złożone procesy społeczne i modernizacyjne oraz niejednoznaczne postawy ludzi. Książka „Stadion na peryferiach” rozsadza obie narracje, a nawet idzie jeszcze dalej, bo podważa ugruntowany wśród historyków sposób patrzenia na społeczeństwo PRL-u z perspektywy miast – urbanizacji, robotników i miejskiego stylu życia. Opowiada nam ona bowiem o codzienności wsi i miasteczek w II poł. XX w. (a nawet jeszcze szerzej, bo analizuje tradycje i doświadczenia okresu międzywojennego) i roli, jaką w życiu ich mieszkańców odgrywał sport – uprawiany zarówno na „dzikich boiskach”, jak i w wybudowanych przez państwo obiektach sportowych.

Opisy gry w gałę i palanta, wyścigów na kolarzówkach czy powiatowych zawodów lekkoatletycznych oddają nie tylko koloryt „świata na peryferiach”, ale także przybliżają nam lokalne relacje, aspiracje i ścieżki awansu sportowców amatorów. Moda na sport prowokowała procesy unowocześniania i emancypacji – była ważną częścią generacyjnych przemian i kulturalnej rewolucji, zmieniających tradycyjne przyzwyczajenia. Dziewczęta i chłopcy, „wybierając sport – czy jako wyczyn, czy rekreację – stawali się w swoim środowisku przykładami bardziej «miejskiego», bardziej «nowoczesnego» stylu życia”. Połączenie warsztatu historyka, socjologa i antropologa daje w „Stadionie na peryferiach” doskonałe efekty, a dynamiczna i barwna narracja wciąga i zachęca do refleksji nad modernizacją, jakiej doświadczyły w XX w. polskie wioski i miasteczka.

 

Książka:

Marta Kurkowska-Budzan, Marcin Stasiak, „Stadion na peryferiach”, wyd. Universitas, Kraków 2016.