11 grudnia Prezydent RP podpisał ustawę powołującą nową instytucję – Instytut Solidarności i Męstwa, który tuż przed Bożym Narodzeniem formalnie rozpoczął działalność. Pomysł jego powołania spotkał się z ostrą krytyką – tak w sejmowej debacie, jak i w komentarzach; podnoszono kwestie budżetu i celowości powoływania kolejnej instytucji zajmującej się pamięcią. Nie bardzo rozumiem krytykę powstania Instytutu. Abstrahuję tu od kwestii finansowych (budżet) czy personalnych (przyszłe kierownictwo). Są one wtórne wobec idei i dyskusji o celach funkcjonowania tej konkretnej instytucji czy szerzej – o całokształcie działań prowadzonych w ramach kształtowania narracji o polskiej historii.
Oczywiście, kształtowanie dyskursu dotyczącego historii i polityki pamięci nie odbywa się w próżni. Instytut nie powstaje poza polityką, w tym zwłaszcza w oderwaniu od prowadzonego od dwóch lat rozmontowywania polskiego wymiaru sprawiedliwości czy szerzej – odchodzenia od zapisanej w Konstytucji idei demokratycznego państwa prawa. W tym miejscu chciałabym jednak zająć się instytucją jako taką i problematyką, której jej działalność ma dotyczyć.
Godność, czyli co?
Leszek Kołakowski w 1973 r. pisał, że „każdy wie – każdy bez wyjątku – jak wielki jest nacisk, który ma go godności pozbawić; każdy wie, kiedy przechowuje godność, a kiedy ją traci i mało jest tych, co w dobrej wierze ośmielą się powiedzieć, że godności w żadnych warunkach nie utracili, że za cenę jej ocalenia oparli się wszystkim drobnym i dużym lękom, drobnym i dużym oczekiwaniom” [1]. Esej nie dotyczy rachunku krzywd czy poszukiwania przejawów braku godności. Piętnuje jednak pogodzenie się ze zniewoleniem i bezsiłą narodu, brakiem myślenia politycznego i składanie go na ołtarzu mitu jedności narodowej.
W eseju Kołakowskiego godność jest rozumiana jako postawa albo sposób działania, właściwa tak jednostkom, jak narodom. Godność łatwo jest utracić, wymaga wysiłku i odwagi, nie jest dana, tylko zadana. Jest działaniem, które można podjąć lub nie i które u drugiego można dostrzec lub przeoczyć. Lecz jest też godność podstawą, na której buduje się podmiotowość – bo, pisze Kołakowski, „[…] dla narodu «żyć w godności» tyle oznacza, co uznać na serio, że naród może zginąć tylko z własnej bezwoli, że nie może – pod pretekstem, iż jest małoliczny, osłabiony, zewnętrzną siłą zniewolony – wyrzekać się swojej woli bycia dla siebie podmiotem; że uprawnienie narodu do bycia sobą nie przedawnia się, chyba za jego zgodą” [2].
To, czym – przynajmniej w teorii – ma się zajmować Instytut, jest moim zdaniem z godnością i dostrzeganiem godności najgłębiej związane. A jako takie wpływa na podmiotowość, sprzyjając budowaniu tożsamości i pojednania. Pojednania, czyli prowadzenia refleksji i działań pozwalających uczynić zadość społecznemu poczuciu sprawiedliwości obydwu zwaśnionych stron, opartych na przyznaniu się do win i skrusze, poruszających emocje, ale także realizowanych za pomocą odpowiednich politycznych gestów, będących elementem strategii prowadzenia polityki państwa [3].
Takimi gestami były Memorandum Wschodnie Kościołów Ewangelickich w Niemczech i późniejsze orędzie biskupów polskich do ich niemieckich braci w Chrystusowym urzędzie pasterskim, uklęknięcie Willy’ego Brandta pod pomnikiem Bohaterów Getta i uścisk premiera Tadeusza Mazowieckiego i kanclerza Helmutha Kohla podczas Mszy Pojednania w Krzyżowej. Opierały się na refleksji nad historią każdego z narodów i społeczeństw, uznania historycznych win i na otwartości na potrzeby drugiej strony. Podsumowywały ją i dawały możliwość dalszej pracy nad pojednaniem. Powołanie Instytutu traktuję jako wstęp do takiej refleksji, pozwalający dostrzegać i budować godność pojedynczych ludzi, sprzyjając budowaniu tożsamości opartej na wartościach.
W tym kontekście nie można pominąć toczącej się debaty na temat polityki historycznej – powołanie Instytutu jest jej elementem. Ilustracją z jednej strony może być tekst Cezarego Michalskiego „Jak martyrologia zabiła III RP”, który w działaniach związanych z budowaniem pamięci widzi przyczynę wszelkiego zła na świecie, a przede wszystkim wyniku ostatnich wyborów, zaś prowadzenie polityki historycznej właściwie utożsamia z tańcem na grobach i gotowością do ich ponownego wypełnienia.
Z drugiej strony mamy perspektywę Dariusza Gawina, który zwraca uwagę na rolę polityki historycznej w kształtowaniu demokracji liberalnej, ale także w prowadzeniu skutecznej polityki zagranicznej: „sam powrót do przeszłości wzmacnia demokrację liberalną jako pewien system dlatego, że wzmacnia zakorzenienie w przeszłości, pomaga obywatelom odnaleźć się, utożsamić się z państwem i ze wspólnotą […]” [4]. To budowanie tożsamości wewnętrznej i wizerunku zewnętrznego jest niezbędne do prowadzenia prac nad pojednaniem opartych na godności wszystkich zaangażowanych stron. Mamy wreszcie ujęcie krytyczne wobec budowania jednorodnej narracji, jednak nie jest to krytyka koncepcji, ale sposobu prowadzenia polityki historycznej, o czym mówił Lech Nijakowski w rozmowie z Izą Mrzygłód i Łukaszem Bertramem.
Godność jako przedmiot badań
Zgodnie z powołującą Instytut ustawą, celem jego działalności jest „inicjowanie, podejmowanie i wspieranie działań mających na celu upamiętnienie i uhonorowanie osób żyjących, zmarłych lub zamordowanych, zasłużonych dla Narodu Polskiego, zarówno w kraju, jak i za granicą, w dziele pielęgnowania pamięci lub niesienia pomocy osobom narodowości polskiej lub obywatelom polskim innych narodowości będącym ofiarami zbrodni sowieckich, nazistowskich zbrodni niemieckich, zbrodni z pobudek nacjonalistycznych lub innych przestępstw stanowiących zbrodnie przeciwko pokojowi, ludzkości lub zbrodni wojennych, w okresie od dnia 8 listopada 1917 r. do dnia 31 lipca 1990 r.”. Podstawowe cele Instytutu są więc dwa: z jednej strony praca badawcza, której efekty będą upowszechniane, z drugiej – upamiętnienie i uhonorowanie osób, które niosły pomoc obywatelom polskim prześladowanym przez totalitaryzmy XX w.
Posługując się kategorią zaczerpniętą z cytowanego eseju Kołakowskiego – Instytut ma prowadzić badania nad godnością. Pokazywać tych, którzy oparli się naciskowi, którzy „oparli się wszystkim drobnym i dużym lękom, drobnym i dużym oczekiwaniom” i zdecydowali się zachować godność własną i tych, którym pomagali. Promować postawy, prowadzić debaty, pobudzać do refleksji nad tym, co świadczy o cnocie i braterstwie, w oparciu o prowadzone badania naukowe, prace archiwistyczne i dokumentacyjne. Wreszcie – współpracować z krajowymi, zagranicznymi i międzynarodowymi instytucjami o podobnym charakterze.
Można oczywiście twierdzić, że nadawanie odznaczeń (medal Virtus et Fraternitas – łac. cnota i braterstwo – oraz ustanowione wcześniej krzyże: Wschodni i Zachodni) zagranicznym Sprawiedliwym to albo imitowanie Yad Vashem (a więc znowu stawianie się w roli ofiary), albo puste gesty (bo cóż im po medalach, gdy rodacy uważają ich za zdrajców). Ja zwróciłabym jednak uwagę na zupełnie inne kwestie. Powołanie instytucji o tak zakreślonych celach pokazuje, że po stronie polskiej jest wola nie tylko do prowadzenia badań nad skalą ludobójstwa czy liczenia wojennych strat, lecz także do badań nad bohaterstwem m.in. Ukraińców. To spojrzenie z innej perspektywy, pokazanie tego, co łączy obydwa narody, także – pobudzenie do refleksji nad przyczynami sytuacji, w której tylko nieliczni zdecydowali się na bohaterstwo.
Godność jako element polityki
Prowadzenie badań naukowych w tym obszarze może pojednaniu raczej sprzyjać, niż je utrudniać. Pokazuje ludzką godność jako działanie jednostek, lecz jednostki te są członkami narodów, a te funkcjonują w państwach. Cele funkcjonowania instytutu badawczego, mającego także liczne obowiązki popularyzatorskie, należą do dwóch porządków.
Z jednej strony jest to porządek moralny, związany z oddaniem czci i sprawiedliwości tym, którym się ona po prostu należy. To obowiązek, który ciąży na państwie i społeczeństwie i który jako wspólnota powinniśmy wypełnić.
Z drugiej – jest to porządek polityczny, rozumiany w kategoriach polityki zewnętrznej i wewnętrznej. Może sprzyjać kreowaniu wizerunku Polski jako kraju, który nie tylko oczekuje upamiętniania swoich ofiar i podkreśla liczbę drzewek w Yad Vashem, ale także dostrzega bohaterstwo innych. Który inicjuje debatę na ten temat i skłania do refleksji własne społeczeństwo, dając podstawę do budowania pojednania z sąsiadami. I który, nawet jeśli potwierdzą się obawy krytyków, skłania do namysłu nad tym, co znaczy zachować się godnie, czym jest międzyludzkie braterstwo i na jakich podstawach zbudowana jest polska tożsamość.
Te kwestie są w moim odczuciu niezmiernie ważne. Spojrzenie w przeszłość, prowadzenie nad nią badań, przypominanie o sprawiedliwych i popularyzowanie tej wiedzy odbywa się nie w próżni, ale w konkretnej, współczesnej nam rzeczywistości. Mam nadzieję, że prace te będą także stanowiły kontekst, w którym podejmujemy refleksję nad obecną sytuacją polityczną, wartościami, na których ufundowany jest porządek państwowy i które zapisane są w Konstytucji. A także, że skłoni nas do zastanowienia się nad, rolą, jaką każdy z obywateli odgrywa w ich kształtowaniu i podejmowaniu działań z tych wartości wynikających.
*/Fot. wykorzystana jako ikona wpisu: Polish Army – Encyklopedia Powszechna PWN 1975, Wikiemdia Commons
*// Tekst wyraża poglądy autorki.
Przypisy:
[1] L. Kołakowski, „Sprawa polska” [1973], tekst za „Kulturą” paryską nr 4/1973 [dostępny na stronie: http://wyborcza.pl/magazyn/1,124059,6834616,Sprawa_polska.html; dostęp: 26.12.2017].
[2] Ibidem.
[3] Por. K. Wigura, „Wina narodów. Przebaczenie jako strategia prowadzenia polityki”, Wydawnictwo Naukowe Scholar, Warszawa 2011.
[4] D. Gawin, „Polityka historyczna” [2006], referat z Seminarium Lucieńskiego [dostępny na stronie: http://www.teologiapolityczna.pl/dariusz-gawin-polityka-historyczna-tpct-5-; dostęp: 27.12.2017].