W styczniu w wieku 88 lat zmarła Ursula K. Le Guin, uznawana za jedną z najbardziej wpływowych współczesnych pisarek fantasy i science fiction, autorka powieści takich jak „Czarnoksiężnik z Archipelagu” czy „Lewa ręka ciemności”. Środowisko czytelników fantastyki przyjęło jej śmierć ze smutkiem, żegnając jedną z ostatnich „żyjących klasyczek” gatunku, do którego literackiego dojrzewania przyłożyła rękę, wpływową wizjonerkę inności i niezrażoną polityczną idealistkę mierzącą się w swojej twórczości z dominacją patriarchatu, kulturową przemocą imperializmu oraz ogłupiającym nas na co dzień dyktatem neoliberalizmu.
Le Guin dała się poznać szerszemu gronu czytelników przede wszystkim za sprawą cyklu fantasy o Ziemiomorzu. Jego pierwszy tom, „Czarnoksiężnik z Archipelagu”, wydany w 1968 r., został opublikowany w Polsce w wybitnym przekładzie Stanisława Barańczaka z wielce aprobującym posłowiem pióra Stanisława Lema. Skierowana do młodszych czytelników powieść – pod wieloma względami wyprzedzająca popularność dzisiejszych młodzieżowych dystopii z nurtu young adult fiction – opowiadała o dojrzewaniu młodego Geda pobierającego nauki w szkole magów. Na tle niezliczonych epigonów fantasy spod znaku Tolkiena powieść młodej Le Guin wyróżniała się oryginalnym ujęciem tematu magii. W świecie Ziemiomorza czarowanie uzależnione jest od znajomości „prawdziwego imienia” każdej rzeczy na świecie. Nauka magii oznacza zatem odsłanianie sekretów języka, który w rzeczywistości kształtuje nasz ogląd świata. Do tego inspirowanego myślą antropologiczną wątku Le Guin powracała w swojej twórczości wielokrotnie, szukając coraz to innych sposobów na ukazanie relatywizmu kulturowego, będącego w kreowanych przez nią światach podstawową barierą komunikacji.
Kosmiczna antropologia
Wątki antropologiczne nie pojawiły się u Ursuli Le Guin przez przypadek. Pisarka była córką znanych amerykańskich badaczy: Alfreda Louisa Kroebera, ucznia Franza Boasa i przedstawiciela amerykańskiej szkoły antropologii kulturowej, oraz Theodory Kroeber, autorki głośnej swego czasu książki „Ishi. Człowiek dwóch światów” (1961), będącej biografią „ostatniego dzikiego Indianina Ameryki Północnej”. Dorastanie w rodzinie profesorów z Uniwersytetu w Berkeley wywarło niezatarty wpływ na pisarstwo Le Guin, szczególnie jej wczesne powieści z nurtu science fiction, w których z uporem odchodziła od tradycji pisania o zaawansowanych technologiach przyszłości na rzecz zgłębiania niezmierzonego kosmosu inności. W centrum swoich opowieści stawiała zawsze człowieka, stanowiącego dla niej symbol prawdziwie niepojętego Obcego.
Bez wątpienia najszerszej komentowaną powieścią science fiction Ursuli Le Guin – utrzymaną w duchu kosmicznej antropologii kulturowej eksploracją różnych wymiarów Inności – jest „Lewa ręka ciemności” (1969), część tzw. cyklu o Ekumenie (znanego też jako cykl Hain). Za sprawą nagrodzonej najważniejszymi branżowymi nagrodami powieści amerykańska pisarka dołączyła do prestiżowego grona „nowych głosów” w gatunku, który w latach 60. przeszedł znaczącą ewolucję. „Lewa ręka ciemności” dobrze ukazuje nowe oblicze „dojrzewającej” literatury science fiction – to utrzymane w niespiesznym tempie, pozbawione spektakularnej akcji złożone studium kulturowej konstrukcji płci, które dla sporej części ówczesnych czytelników było niewątpliwym szokiem poznawczym. Główny bohater Genly Ai jest wysłannikiem Ekumeny, liberalnej federacji planet zrzeszającej wszystkie światy zamieszkałe przez humanoidalnych potomków cywilizacji Hain, która przed tysiącami lat skolonizowała, a następnie pozostawiła na długi czas samym sobie rozliczne zdatne do życia planety. Na każdej z nich cywilizacja rozwinęła się więc w izolacji od pozostałych. Ten światotwórczy zabieg otworzył pisarce pole do eksplorowania kulturowej różnorodności ludzkich społeczeństw, ujmowanych za pomocą fantastycznonaukowych metafor, przybliżających jej powieści i opowiadania do „eksperymentów myślowych”, w których nieskrępowana wyobraźnia napędza proces poznania naszej własnej rzeczywistości.
Większość powieści wchodzących w skład cyklu skonstruowana jest w podobny sposób: wysłannik Ekumeny – międzygwiezdny etnograf – odkrywa tajemnice nieznanej planety, odsłaniając i problematyzując wybrane aspekty odmiennych kultur. W „Lewej ręce ciemności” Genly Ai trafia na skutą lodem planetę Gethen. Jego zadaniem jest ustalenie, czy zamieszkująca ją cywilizacja spełnia normy niezbędne do włączenia jej w struktury kosmicznej federacji. Getheńczycy, chociaż z pozoru niczym nie różnią się od pozostałych ludzkich ras, okazują się społeczeństwem hermafrodytycznym. Le Guin dokonuje tu ciekawego eksperymentu myślowego: kreuje świat, który nie zna pojęcia płci. Miesięczny cykl płciowy każdego mieszkańca Gethenu składa się z długiego okresu someru („seksualnego uśpienia”) oraz zaledwie kilkudniowego kemmeru – „rui”, podczas której osobnik przyjmuje na jakiś czas jedną z dwóch płci, co oznacza m.in. wykształcenie odpowiednich genitaliów. Wybór jest losowy i wcale nie ostateczny. Getheńczyk mężczyzna może w trakcie następnego kemmeru stać się kobietą i na odwrót – kobieta może przybrać postać mężczyzny.
Le Guin w interesujący sposób konfrontuje tu kulturowe konstrukcje kategorii męskości i kobiecości. I chociaż w momencie publikacji jej powieść była niezwykle nowatorska, pisarka nie uniknęła w późniejszym okresie krytyki. Feministycznie nastawieni literaturoznawcy zarzucili Le Guin niezrozumiałą męskocentryczność jej wizji bezpłciowego świata. Dlaczego mieszkańcy Gethen, przez większość czasu nie posiadający żadnej płci, zwracają się do siebie zawsze w formie męskiej? Po latach autorka „Lewej ręki ciemności” tłumaczyła swoją ówczesną decyzję z jednej strony ograniczeniami języka, a z drugiej – nieuświadomioną do końca internalizacją założeń gatunkowych fantastyki, które kierowały ją ku tworzeniu historii opowiadanych z perspektywy bohaterów płci męskiej.
Archipelag słów i idei
Lata 70. były okresem wzmożonej aktywności pisarskiej Le Guin. To w tej dekadzie ukazały się jej najważniejsze powieści, które dość szybko zapewniły jej nie tylko popularność wśród czytelników fantastyki, ale i uznanie krytyki literackiej. Ta ostatnia – z elitarystycznych pozycji, którą Le Guin wielokrotnie wyśmiewała – dostrzegła w nich „prawdziwą” literaturę, wychodzącą poza myślowe schematy kojarzone dotąd z „awanturniczą” i bezkrytycznie entuzjastyczną wobec rozwoju technologicznego fantastyką tzw. złotego wieku. Nie bez znaczenia było tu rosnące zaangażowanie polityczne pisarki, ujawniające się szczególnie w kolejnych tomach z cyklu Ekumeny.
Powieść „Słowo «las» znaczy «świat»” (1972), opowiadająca o bezwzględnej ekologicznej eksploatacji planety-lasu, zamieszkałej przez rasę humanoidalnych obcych blisko związanych z naturą, zawiera krytykę imperializmu i przemocy kolonialnej, które doprowadziły do utraty niepodległości, a potem unicestwienia „słabszych” technologicznie kultur. W momencie publikacji tej książki czytelnicy natychmiast rozpoznali znajdujące się w niej liczne nawiązania – w nikłym stopniu zresztą ukryte – do wojny w Wietnamie. Poza tomem „Słowo «las» znaczy «świat»” proekologiczne wątki Le Guin eksplorowała również w licznych opowiadaniach, choćby w „Szerzej niż imperia i wolniej” (1971), w którym powrócił motyw planetarnego wszechorganizmu przyjmującego formę myślącego i czującego lasu, będącego pułapką dla ludzkich kolonizatorów.
W latach 70. Le Guin mierzyła się też z gatunkiem utopii, starszą siostrą fantastyki naukowej. Najpełniejszy wyraz swoich fascynacji alternatywnymi systemami politycznymi, a także zaangażowania w krytykę imperialistycznego kapitalizmu północnoamerykańskiego, zawarła w powieści „Wydziedziczeni” (1974), w której współczesna historia polityczna Zachodu zostaje rozpisana na fabułę rozgrywającą się w układzie dwóch planet. Większa, bogata w złoża naturalne planeta Urras podzielona jest między dwa państwa: kapitalistyczne A-lo i socjalistyczno-autorytarne Thu. Ich rywalizacja pod wieloma względami odzwierciedla zimnowojenną dynamikę charakteryzującą konflikt pomiędzy USA a Związkiem Radzieckim. Z kolei mniejsza i uboższa planeta Anarres to odizolowana od reszty kosmosu kolonia rewolucjonistów, którzy utworzyli na jej powierzchni anarchistyczno-syndykalistyczny ustrój wzorowany na koncepcjach Piotra Kropotkina. Zgodnie z podtytułem dodanym w późniejszych edycjach książki, „Wydziedziczeni” to „niejednoznaczna utopia”, w której Le Guin tyleż odsłaniania detale swojej wizji możliwej anarchistycznej utopii, ile tropi ograniczenia i wewnętrzne sprzeczności wszelkich systemów politycznych.
Krytyczka kapitalizmu
Z biegiem czasu pisarstwo Le Guin stawało się coraz mniej przystępne dla masowego czytelnika. Mistrzowskie powiązanie formy i treści, charakteryzujące jej wcześniejsze powieści, ustąpiło miejsca eksperymentom i dydaktycznemu tonowi. Pisarkę zaczęło przede wszystkim interesować oddanie głosu mniejszościom oraz krytyczna ocena własnych błędów popełnionych w przeszłości. „Tehanu” (1990), wydana po kilkunastu latach kontynuacja trylogii o czarnoksiężniku Gedzie, pozwoliła jej wpleść w pozornie eskapistyczny świat fantasy niezwykle poruszającą i, paradoksalnie, sportretowaną z realizmem opowieść o codziennych trudach życia bohaterki, której nie przypadło w udziale zbawianie Ziemiomorza i walka z siłami ciemności. Eksponując feministyczną perspektywę głównej bohaterki Tenar, opiekującej się pozbawionym mocy Gedem, Le Guin zaproponowała znaczące przewartościowanie zrębów stworzonego przed laty uniwersum. Pisarka odsłoniła ciemne oblicze patriarchalnej przemocy przenikającej podwaliny wypełnionych magią światów fantastycznych, w których, co prawda, „wszystko jest możliwe”, ale już niekoniecznie – dla wszystkich.
W ostatnich latach życia Le Guin wracała do pisania prozy sporadycznie. Jej ostatnia powieść „Lawinia”, inspirowaną „Eneidą” Wergiliusza, ukazała się w 2008 r. Znacznie chętniej sięgała do krótkiej formy, publikując recenzje i felietony dla „Guardiana”, notki na blogu, tomiki wierszy i retrospektywne kolekcje eseistyki. Paradoksalnie jej najpopularniejszym późnym tekstem miała się okazać treść wystąpienia, jakie wygłosiła w 2014 r. podczas ceremonii przyznania prestiżowego odznaczenia National Book Award. Przyjmując nagrodę z rąk brytyjskiego pisarza Neila Gaimana, 85-letnia wtedy Le Guin w równie poruszającym, co kąśliwym przemówieniu zaatakowała wprost amerykański rynek wydawniczy, którego przedstawiciele zasiadali na sali. Wytknęła im coraz bardziej bezwzględne dążenie do maksymalizowania zysku kosztem wolności artystycznej wypowiedzi. Wyrażając słuszne obawy wobec nieposkromionej żądzy neoliberalnego porządku, przypomniała o roli, jaką w literaturze pełnią autorki i autorzy piszący utwory fantasy i science fiction, jak to ujęła – „realiści większej rzeczywistości” (realists of a larger reality), którzy potrafią jeszcze wyobrażać sobie alternatywy dla obecnej sytuacji politycznej.
Na koniec przypomniała – w zwięzłym i błyskotliwym stylu, jaki znamy z jej powieści – o tym, że nie należy tracić nadziei na możliwość zmiany naszego świata: „Żyjemy w kapitalizmie. Jego moc wydaje się nam nieodparta. Ale tak samo było z boskim prawem królów. Każdej ludzkiej władzy można stawić opór i każdą da się zmienić”. Tuż po jej śmierci to właśnie ten cytat, a nie fragmenty jej dawnych powieści, reprodukowany był we wszystkich zakątkach internetu w postaci memów upamiętniających zmarłą pisarkę. To dowód, że autorka „Lewej ręki ciemności” jak mało kto wśród pisarzy literackiej fantastyki potrafiła za pomocą kilku prostych słów wyrazić zarówno przestrogę, jak i nadzieję wobec tego, co przyniesie przyszłość. Czy raczej: co z przyszłością zrobi człowiek.