Pomysł budowy „miejskiej dżungli” na placu Defilad odbił się szerokim echem w ogólnopolskich mediach. W przeciwieństwie do Wojciecha Kacperskiego, który na łamach „Kultury Liberalnej” krytycznie odniósł się do tej koncepcji, uważam, że zarówno z architektonicznego, jak i urbanistycznego punktu widzenia jest to świetny pomysł. Warszawa jest jedyną dużą europejską stolicą z niezabudowanym i jedynie spontanicznie zagospodarowanym ścisłym centrum miasta. Stwarza to niepowtarzalną szansę dla eksperymentów i budowy nowych miejskich form. Zamiast kopiować założenia dziewiętnastowieczne (gęsta zabudowa kwartałowa) albo późno dwudziestowieczne (wianuszek wieżowców wokół PKiN-u) bez obaw możemy sobie pozwolić na wykorzystanie tej przestrzeni w sposób wyjątkowy.

Już teraz urbanistycznym symbolem Warszawy – przedstawianym w wielu specjalistycznych zachodnich mediach – jest ikoniczny ogród na dachu Biblioteki Uniwersytetu Warszawskiego oraz na wpół dzika plaża nad Wisłą – oba doskonale budujące obraz stolicy jako miasta ekologicznego i zielonego, a zarazem młodego i pełnego świeżych rozwiązań. Czyż nie tym samym byłaby decyzja o budowie „miejskiej dżungli”?

Byłby to pierwszy obraz, przed jakim stawałby turysta opuszczający modernistyczny gmach Dworca Centralnego. Jak inny byłby to widok, zwłaszcza jeśli przypomnimy sobie ciasną śródmiejską zabudowę Paryża czy Londynu! Jak bardzo byłby też odmienny od, dajmy na to, pompatycznej dzielnicy rządowej otaczającej centralny dworzec w Berlinie. Prawdziwe miasto z XXI w.! Miasto zrównoważonego rozwoju i zielonej architektury.

Tak duża przestrzeń zielona w centrum miasta byłaby również ogromnym żywym naturalnym filtrem powietrza. Chyba każdy może sobie wyobrazić jak ogromną ilość CO2 byłby w stanie pochłonąć duży śródmiejski las. Nie trzeba byłoby też inwestować w szalenie kosztowne zazielenianie dachów czy elewacji budynków, a jest to właśnie rozwiązanie, które od lat z raczej mizernym skutkiem lansuje Londyn, by walczyć ze smogiem, pyłem i miejską wyspą ciepła w zabetonowanej i gęsto zaludnionej metropolii.

Niektórzy mogą spytać, czy to w ogóle – technicznie – da się zrobić? Jak najbardziej, nie ma po temu żadnych przeciwskazań. W podziemiach placu można stworzyć komercyjne parkingi podziemne, nad nimi zasiewając łąkę i pojedyncze drzewa. Rozwiązanie to jest swobodnie stosowane przez deweloperów w kompleksach komercyjnych. Tereny w parku można zagospodarować poprzez budowę przeszklonych kubików i pawilonów (wzorem może być tu projekt przeniesienia i przebudowy pawilonu Emilia biura BBGK Architekci). Rozświetlone, przezroczyste bryły, mieszczące wiele funkcji i usług (sklepy, muzeum, galerie sztuki, coworking, nowoczesne biura) zapewniałyby masę krytyczną, dzięki której pod Pałacem przez całą dobę tętniłoby życie. Dzięki temu po zmroku te tereny nie byłyby tylko ciemnym koczowiskiem dla bezdomnych. Także właścicielom działek na placu Defilad łatwiej byłoby uzyskać pozwolenie na budowę niewielkich komercyjnych szklanych pawilonów, zamiast zbierania setek milionów złotych na budowę kolejnych kontrowersyjnych wieżowców.

Łatwo można by rozwiązać także kwestie dojazdów do Pałacu, choćby poprzez odpowiednie rozplanowanie kilku podziemnych dróg i tuneli. Ale nade wszystko, czy biologicznie czynna łąka, gdzie latem można wyjść ze znajomymi na grilla i zorganizować koncert, nie byłaby przyjaźniejszym rozwiązaniem niż poprzetykany parkingami i barierkami plac wyłożony kamieniem pamiętającym Bieruta?

Podsumowując swoje doświadczenie i wieloletnią pracę planistyczną w Niemczech, mogę powiedzieć jednoznacznie: Warszawa stoi dziś przed niepowtarzalną szansą zagospodarowania wyjątkowej przestrzeni w swoim centrum. Możemy zrobić tam coś na miarę XXI w. Przestrzeń zieloną, nowoczesną, ekologiczną i przyjazną mieszkańcom. Nie zepsujmy tego, próbując zrobić z Warszawy Dubaj lub London City.

 

Fot. wykorzystana jako ikona wpisu: Warszawa – widok z tarasu widokowego PKiN. Źródło: fotopolska.eu, Creative Commons Attribution-Share Alike 3.0 Unported license.