Według Amerykańskiej Akademii Pediatrycznej trzecia klasa podstawówki to tak naprawdę ostatni dzwonek na rozpoczęcie edukacji seksualnej. Za wcześnie? Za trudno? A może właśnie jeszcze w miarę łatwo – choćby na przykładzie zwierząt? Pokazanie dziecku, że rozmnażanie nie jest bynajmniej tematem wstydliwym, bo dotyczy wszystkich organizmów żywych, to według mnie bardzo sensowny pomysł.

Okładkę jednego z podręczników do przyrody klasy 4. szkoły podstawowej zdobi bocian. Podręcznik zawiera rozdział o rozmnażaniu, zaglądam więc z ciekawością, czy okładkowy bocian aby nie wróży bujdy. Na szczęście nie, w książce znajduję rzetelnie opisany i rozrysowany układ rozrodczy człowieka, w opisach sporo fachowych, chociaż dość abstrakcyjnych dla dziecka pojęć (prącie, pochwa, owulacja…). Za to żadnych konkretów! Na trzech stronach wyjaśniono, że budowa kobiety i mężczyzny jest odmienna, bo „w procesie rozmnażania pełnią różne funkcje”, zaś „plemniki z najądrzy są transportowane nasieniowodami do cewki moczowej i wyprowadzane na zewnątrz organizmu mężczyzny oraz do organizmu kobiety”. Tylko nie wiadomo jak! Opis, jak określiła jedna z mam, z którą na ten temat rozmawiałam – o wszystkim i o niczym. Proces powstania życia został w nim zmechanizowany, utechniczniony. A przede wszystkim niczego tak naprawdę nie wyjaśnia. Dlaczego nie można nazwać rzeczy po imieniu? Czy to takie trudne? Przecież wiadomo, że dzieci w wieku 10–11 lat są tego ciekawe, i – nie oszukujmy się – swoje wiedzą. Ze źródeł często wątpliwych. Czy nie lepiej by było wprowadzić je w TE tematy zawczasu, zanim tematyka seksualności urośnie do rangi tabu, zanim sięgną do kiepskich źródeł i posłuchają wątpliwych doradców?

Zośka Papużanka w swojej książce „On” celnie opisuje ekscytację i ciekawość dzieci, które nareszcie mają dowiedzieć się w szkole „prawdy”. A jeszcze celniej realia wprowadzania tejże „prawdy” w szkolnej rzeczywistości. I dziecięce rozczarowanie. „W czwartej klasie świat miał się zmienić. W czwartej klasie miało być rozmnażanie. Mieliśmy się na biologii uczyć o rozmnażaniu, nie rozmnażać, ale przeżywaliśmy to, jakbyśmy się mieli rozmnażać rzeczywiście”. Lekcja przebiegła na modłę opisanego wyżej fragmentu podręcznika. Efekt? „Na następnej biologii mieliśmy z tego sprawdzian, to znaczy pani od biologii sprawdzała, czy się nauczyliśmy, bo umieć to nikt tego nie umiał. Ani rozumieć nie rozumiał. Na pytanie, jaka jest rola kobiet w procesie zapłodnienia, Bubik napisał, że chłopcy zapładniają, a dziewczynki rodzą. I pani od biologii się śmiała. Ale nikt więcej”.

Wobec faktu, że dzieci chcą wiedzieć i się w końcu dowiedzą, optuję za tym, żeby im w tym pomóc, i to jak najwcześniej. Bo im wcześniej, tym więcej mamy możliwości, by je z tematem oswoić. Przetestowałam to na własnych córkach. Pomogły książki. Dzieci z chęcią słuchają o tym, „jak to robią zwierzęta”. Ale nie chodzi tylko o mechanizmy zapłodnienia, rozwoju płodu i przebiegu porodu, lecz o całą – piękną i ciekawą – oprawę zjawiska zalotów, aktu płciowego, wreszcie opieki i wychowania. Temat z wstydliwie zakazanego zmienia się nagle w piękny, wzruszający, NATURALNY! Chichot zażenowanej początkowo młodszej córki ustał prędko. „Intymne życie zwierząt” Kathariny von der Gathen i Anke Kuhl oraz „Amory, zaloty, podboje” Szymona Drobniaka i Marii Łepkowskiej, bo o tych książkach mówię, bez reszty pochłonęły uwagę nie tylko młodszej, ale i starszej córki, a także moją.

Nic dziwnego, zamiast trzech stron drętwych i abstrakcyjnie brzmiących podręcznikowych faktów zaczynamy od przepięknej sztuki uwodzenia. Jak zwierzęta dobierają się w pary, jak starają się przyciągnąć uwagę partnerki/partnera, jak się przygotowują do godów. Jak? Tak jak człowiek na randkę. Stroją się, zabiegają o względy płci przeciwnej, potrafią zmieniać barwy, tańczyć, śpiewać, pięknie pachnieć, dawać prezenty. A nawet walczyć z rywalami o wybrankę.

Kolejnym etapem jest sam akt kopulacji – to dziwne słowo stosowane jest w książce naprzemiennie z (nazwanym po imieniu i zapewne – nie oszukujmy się, znanym naszym dzieciom zwrocie) uprawianiem seksu czy miłości. I tu mamy prawdę najbardziej „brutalną” – czasami dosłownie, bo bywa, że seks w świecie zwierzęcym idzie w parze z narażaniem życia – cały wachlarz seksualnych zachowań, technik, strategii, scenerii: „oszczędnie” jak u mrówek, „seks à la spaghetti” jak u węży, „każdy z każdym” jak u biedronek, w locie – jak u jerzyków, głową w dół – jak u nietoperzy, śmiertelnie – jak u modliszek, skrycie – wiadomo, jak u kretów etc. Autorzy książki nie ograniczają się li tylko do zdawkowego stwierdzenia, że „plemniki zostają przeniesione…” etc. O nie, metody oraz organy służące zwierzętom do rozmnażania zostały przez nich ze szczegółami opisane i rozrysowane jako sprytne narzędzia zapewniające przetrwanie gatunku („genialne genitalia”).

Co dalej? Ciąża. Ale nie tylko czas jej trwania i etapy rozwoju płodu. W omawianych tu książkach ciąża przedstawiona została jako naturalny etap cyklu życia zwierząt i cud – ale cud przyrodniczy, nie metafizyczny. To czas wyjątkowy, wymagający cierpliwości i poświęceń zwłaszcza jednego z rodziców – nie zawsze samicy (przykładem „pan mama” – konik morski) – aż do przyjścia na świat wyczekanego potomstwa. Poród może mieć również różny przebieg. Nigdy dotąd nie myślałam, że żyrafa na świat przychodzi z hukiem. Dzieje się tak, ponieważ mama żyrafa rodzi, stojąc, i żyrafie niemowlę zalicza na start swój pierwszy i bodaj jedyny w życiu lot.

Na tym nie koniec (ach, jakże to aktualny temat!): finału rozmnażania nie należy szukać w porodzie. Rozmnażanie to opieka nad potomstwem, wychowanie, zapewnienie dobrego startu. Rozmnażanie oznacza ogromną odpowiedzialność. Nie tylko matki, ale obojga rodziców, czasami tylko ojca, często całej zwierzęcej społeczności (!).

Autorzy książek nie obawiają się też poruszać wątku homoseksualizmu, czego absolutnie brak w podręcznikach biologii. Niektóre scenariusze lekcji WdŻ, owszem, przedstawiają temat, ale niechętnie, i to jako dewiację, chorobę lub zaburzenie psychiczne będące „efektem odrzucenia społecznego”… Bywa, że młode wychowywane jest przez tatusiów, niekoniecznie homoseksualnych, ale przyjmujących wychowawcze role w komunach jednopłciowych. Dzieje się tak np. u pingwinów cesarskich. Podczas gdy tatusiowie odchowują niemowlęta, samice udają się „do pracy”, by wyżywić rodzinę. Rolę matki, i to dosłownie, poprzez zmianę płci, potrafi też w razie konieczności przejąć tata-błazenek. Co więcej, zwierzęta wiedzą, jak się wspierać w wychowaniu potomstwa, organizować we wspólnoty, zakładać „przedszkola”, a nawet rodziny zastępcze.

Żeby nie mydlić dzieciom oczu sielankową wizją romantycznych, szlachetnych i altruistycznych zwierząt (jakże okrutną istotą wydaje się przy niektórych z nich człowiek), autorzy nie pomijają historii brutalnych, smutnych i, z naszego punktu widzenia, rozczarowujących. Wydawać by się mogło, że zwierzęce rozmnażanie jest wyłącznie owocem miłości – otóż niekoniecznie. Przede wszystkim służy przetrwaniu gatunku i często wiąże się z wyrachowaną strategią. Bywa, że miłość zostaje okupiona cierpieniem, jak u kotów, lub nawet śmiercią jednego z partnerów, jak u modliszek. Nie wszyscy rodzice opiekują się swoim potomstwem, bo na przykład sprytna kukułka ceduje ten obowiązek na innych, podrzucając im do gniazda własne jajo. Nieraz to rodzice stanowią dla dzieci zagrożenie. Troskliwy tata bojownik po wykluciu się młodych nabiera na nie apetytu. Bojowniczątka muszą uciekać, by nie pożarł ich własny ojciec. Ale i dzieci, jak to dzieci, bywają dla swoich rodziców okrutne, ba!, bywa, że symbolicznie wpędzają ich do grobu. Przykładowo ośmiornica olbrzymia tak bardzo poświęca się dla swoich młodych, że całkowicie przestaje dbać o siebie, przestaje jeść. Może to trwać nawet kilka lat, nic dziwnego więc, że w efekcie umiera z wycieńczenia.

Książki przedstawiają mnóstwo przykładów, niesamowitych historii i obyczajów, które szokują nie tyle swą dziwacznością, ile raczej tym, jak bardzo przypominają niektóre ludzkie działania. Słowem, dzięki lekturze takich publikacji [1] można przypomnieć sobie, że człowiek jest przedstawicielem świata zwierząt i nic, co zwierzęce, nie powinno być mu obce.

 

Przypis:

[1] Wydawnictwo Babaryba ma na koncie także znakomite, recenzowane na łamach KL „Gęby, dzioby i nochale” oraz „Pupy, ogonki i kuperki” Mikołaja Golachowskiego.

Książki:

Szymon Drobniak, Maria Łepkowska, „Amory, zaloty i podboje, czyli niesamowite historie o rozmnażaniu w świecie przyrody”, wyd. Babaryba, Warszawa 2018.

Anke Kuhl, Katharina von der Gathen, „Intymne życie zwierząt”, tłum. Bartosz Nowacki, wyd. Prószyński i S-ka, Warszawa 2018.

Rubrykę redaguje Paulina Zaborek.