„Pupy, Ogonki i Kuperki” autorstwa Mikołaja Golachowskiego to chyba najbardziej wyczekiwana przez naszą rodzinę książka zeszłego roku. Szczęśliwym trafem dane nam było poznać autora i jego cudowne opowieści o przyrodzie w ramach Projektu Multikulti. Kto widział zdjęcia, filmy, słyszał pełne empatii historie rodem z Antarktydy, ten na pewno nie dziwi się naszej ekscytacji. Kto Mikołaja w akcji nie doświadczył, ma sporo do nadrobienia. Autor „Pup” jest z wykształcenia i powołania przyrodnikiem. Lubi to, co robi, sporo wie i – co najważniejsze – arcyciekawie i przezabawnie potrafi opowiadać o… nauce!
Byłam przekonana, że ta książka dla dzieci wynagrodzi nam długie oczekiwanie. I nie myliłam się. Mikołaj, który przeanalizował trzydzieści zwierzęcych pup, na własnym zadku usiedzieć nie może – sporo czasu spędza m.in. na Antarktydzie, gdzie dwukrotnie zimował. Wiedza przyrodnicza autora jest więc nie tylko teoretyczna. Mikołaj Golachowski żyje swoją pasją i aktywnie włącza się w działania służące ochronie przyrody. Daje temu świadectwo swoją życiową postawą – nawet nie próbujcie w jego obecności wyrzucać śmieci, nie segregując ich! I na dodatek ma bombowe poczucie humoru.
A teraz do rzeczy – za recenzję książki Mikołaja Golachowskiego zabrałam się także „od pupy strony”. I zastanawiam się, jak napisać o trzydziestu godnych uwagi zadkach, nie zdradzając ich tajemnicy. Tak, tak – pupy zwierząt okazują się niezwykle intrygujące! Autor przytacza kilka faktów, o których zapewne mało kto dotąd wiedział, wyjaśnia zachowania, które poznaliśmy, obcując z naszymi pupilami lub po prostu obserwując zwierzaki. Przyznam, że wiele informacji mnie zaskoczyło, nie sądziłam, że będą mnie w stanie aż tak zainteresować czyjekolwiek cztery litery.
Opisy poszczególnych pupek (aczkolwiek niektóre, np. zad hipopotama, trudno nazwać „pupką”…) są krótkie i treściwe. Historyjki raz po raz okraszone zostały dodatkowym okienkiem z pouczającymi informacjami dla ciekawskich. Z jednej strony szkoda, że tak mało. Z drugiej – kondensacja wiedzy pozostawia miejsce na przemyślenia, zachęca do zgłębienia tematu na własną rękę, pozwala zapamiętać to, co najważniejsze, najciekawsze albo najśmieszniejsze. Nie bez znaczenia są też ilustracje Marii „Mroux” Bulikowskiej – świetnie zgrane z delikatnie ironicznym tonem, po który w swojej książce sięgnął Golachowski. Starsi odkryją w tekstach i ilustracjach zabawnie zakamuflowane aluzje, dzieci młodsze, studiując wnikliwie obrazki, bez wątpienia będą ciekawe: co, u licha, łączy zad hipopotama z wiatrakiem? Jak to możliwe, że żuk „strzela bąki” (sic!)? A śledź z kolei bąki śledzi – jakże by inaczej. No i po co to robi?
Tego i wiele więcej dowiecie się, studiując „Pupy” Mikołaja polarnika. W nich też ukryta jest intrygująca tajemnica najtwardszego zadu świata, fenomenu uśmiechniętego tyłka, a nawet ekstremalnej umiejętności oddychania pupą. Okazuje się, że niektóre zwierzęce tyłeczki są zabawnie zakręcone (dosłownie i w przenośni), inne skrywają zabójczą broń, jeszcze inne są ot tak, na odczep (jak np. jaszczurzy ogonek). A niektórych wręcz… brak! Czy wyobrażacie sobie życie bez pupy? Nasza rodzinka w każdym razie nie wyobraża sobie już życia, a przynajmniej nauki biologii, bez „Pup” Mikołaja Golachowskiego. Bardzo serdecznie polecam dla każdej grupy wiekowej. I wraz z żądnymi wiedzy dziećmi czekam na kontynuację tematu już częściowo poruszonego – pupnych wytworów, czyli „zapachów” i wydalin. To dopiero będzie niesamowita kupa wiedzy, w którą na pewno będzie warto wdepnąć!
Książka:
Mikołaj Golachowski, „Pupy, Ogonki i Kuperki”, ilustr. Maria Bulikowska „Mroux”, wyd. Babaryba, Warszawa 2014.
Rubrykę redaguje Katarzyna Sarek.