22 maja 2018 roku Międzynarodowa Nagroda Brookera (The Man Booker International Prize) po raz pierwszy w historii przyznana została polskiej powieści – pochodzącym z 2007 roku „Biegunom” Olgi Tokarczuk, które w maju ubiegłego roku ukazały się w Wielkiej Brytanii jako „Flights” w przekładzie Jennifer Croft. Co ciekawe, kapituła nie po raz pierwszy zwróciła uwagę na książki napisane oryginalnie w języku polskim. Dość przypomnieć, że nominacjami do istniejącej od 2005 roku nagrody wyróżnieni zostali w przeszłości Stanisław Lem i Wioletta Grzegorzewska.
Właściwie nie do końca wiadomo, czym są „Bieguni” – ani to bowiem wielka narracja, ani dziennik podróży, ani tym bardziej esej, przypowieść czy powiastka filozoficzna. Najlepiej jest chyba odłożyć na bok wszystkie klasyczne terminy literackie i powiedzieć ogólnie, że to konglomerat tego, co orientalne, egzotyczne, prowincjonalne, wschodnioeuropejskie, z tym, co kontynentalne, wysokomodernistyczne, zachodnie i progresywne. Słowem, to wymyślony przez Tokarczuk podgatunek powieści psychologiczno-obyczajowo-filozoficznej, której osią są nieodmiennie figury bycia „pomiędzy”.
Bohaterowie „Biegunów” – bez względu na to, czy zamieszkują prowincję, a nawet uosabiają tak zwany margines społeczny, czy też są eksploratorami przestrzeni, obywatelami zmodernizowanych terminali, użytkownikami rozmaitych sieci komunikacyjnych (w tym także internetowej), naukowcami przekraczającymi horyzont tego, co znane, ludzkie i wyrażalne – cechują się zawsze swoistą ambiwalencją. Pielgrzymując – uciekają; eksplorując – interioryzują; osiągając coś – jeszcze więcej tracą. Przede wszystkim jednak pozostają w ciągłym ruchu, co odsyła wprost do tytułu książki.
„Bieguni” to nazwa wywodzącej się z XVII wieku prawosławnej sekty starowierców, dla których bezustanna wędrówka jest sposobem na ucieczkę przed złem. Spotykani na kartach tej wielowątkowej powieści bohaterowie (współcześni nomadzi i migranci, naukowcy i podróżnicy, dalekosiężni idealiści i świeccy święci) również żyją w drodze, są jednak ludźmi na wskroś nowoczesnymi – poszukującymi, ryzykującymi, bezustannie renegocjonującymi własne granice. Ich nowoczesne doświadczenie podpowiada im, że ruch to za mało, by uniknąć niespełnienia i zakleszczenia we własnych niemożnościach, a nawet więcej – że ruch to samo niespełnienie, stan, który jest istotą nowoczesności.
Opisać kondycję nowoczesną, pokazać, czym jest dojmująco obecna (a przecież tak trudno definiowalna) współczesna podmiotowość – oto temat „Biegunów”. Nowoczesność podmiotu jest w nich ukazana jako stan ciągłego negocjowania własnych granic – próba zrozumienia, skąd się wyszło oraz dokąd się zmierza, którą w sferze fizycznej najlepiej wyraża się w niekończącym się nigdzie i nigdy (a przez to znów – trudno definiowalnym) ruchu:
„Myślę, że takich jak ja jest wielu. Znikniętych, nieobecnych. Pojawiają się nagle w terminalach przylotów i zaczynają istnieć, gdy urzędnicy wbiją im do paszportu stempel albo gdy uprzejmy recepcjonista w jakimś hotelu wręczy im klucz. Zapewne odkryli już swoją niestałość i zależność od miejsc, pór dnia, od języka czy miasta i jego klimatu. Płynność, mobilność, iluzoryczność — to właśnie znaczy być cywilizowanym”.
Czy człowiek nowoczesny już na zawsze jest skazany na niedomknięcie, niespełnienie? Bohaterowie powieści Tokarczuk nigdzie nie potrafią zagrzać miejsca, są jednak w stanie skupić się na rzeczach najmniejszych, najzwyklejszych, najoczywistszych i w ten sposób poszerzyć granice – nie bójmy się tego słowa – własnej duchowości. Stawką pisarstwa Tokarczuk jest kontemplacja paradoksalności i intensywności naszego bycia w świecie. O życiu można zasadnie powiedzieć tylko jedno: że jest nierozstrzygalne – wynika bowiem z aporii, tajemnic, niedających się unieważnić czy zneutralizować bezwzględności. I chociaż życie oraz czas to przychodzące skądinąd i na wskroś przenikające nas żywioły – to jednak mówiąca w „Biegunach” wierzy, że ich dojmująca obecność koniec końców przepoczwarza się w „ja” – w wysnuwającą się (tudzież w „wypluwaną”) z własnego wnętrza opowieść:
„Godziny znikają w lecącym samolocie, świt następuje błyskawicznie i już depcze mu po piętach południe i wieczór. Hektyczny czas wielkich miast, gdzie przybywa się tylko na chwilę, żeby oddać się w niewolę jakiegoś wieczoru, i leniwy — nie zamieszkanych równin widzianych z samolotu. Myślę też, że świat mieści się w środku, w bruździe mózgu, w szyszynce, stoi w gardle, ten globus. Właściwie można by go odkaszlnąć i wypluć”.
Na koniec z recenzenckiej uczciwości należy podkreślić jeszcze jedną rzecz. Zacytowany wyżej fragment wskazuje miejsce, w którym, jak chce Tokarczuk, rodzi się współczesna podmiotowość, a którym jest „wymacany” „przez przypadek” („w czasie zabawy, niechcący”) „kraniec świata”, lecz przy okazji unaocznia także zasadniczy kłopot z uhonorowaną Bookerem powieścią. „Bieguni” są bowiem anty-eposem: powieścią nie tylko celowo niespełnioną, niedomkniętą, nijak nieskładającą się w (samowystarczalny, pełen, kompletny) obraz świata, ale miejscami także i nieporadną stylistycznie, wypełnioną kliszami, banałami oraz pseudomądrościami. Moim zdaniem, to sylwa wtórna wobec książek publikowanych przez Tokarczuk w latach 90. i słabsza literacko od chociażby „Prawieku i innych czasów” oraz „Domu dziennego, domu nocnego”. Co, rzecz jasna, nie oznacza, że Tokarczuk na Bookera nie zasługuje. Szkoda tylko, że autorka nie otrzymała tej nagrody za którąś ze swoich najwybitniejszych książek.
Fot. wykorzystana jako ikona wpisu: Wroclaw Kawiarnia Falanster, spotkanie z pisarką Olgą Tokarczuk promujące książkę “Prowadź swój plug przez kości umarłych”. Autor: Borys Nieśpielak / DeFacto