Szanowni Państwo!
Pył po nowelizacji ustawy o Instytucie Pamięci Narodowej nie zdążył jeszcze opaść, ale ta sytuacja znacząco negatywnie wpłynęła na wizerunek Polski za granicą. „W rzeczywistości stało się to, że zamiast zgasić temat i nawyk słowny do mówienia za granicą o «polskich obozach», zwielokrotniliśmy jego popularność. Jeśli celem było zadbanie o dobre imię Polski, to osiągnęliśmy efekt zdecydowanie odwrotny do zamierzonego”, mówił Radosław Sikorski na naszych łamach krótko po skierowaniu aktu prawnego do Senatu.
To był początek lutego. Od tamtego czasu mogliśmy podziwiać iście artystyczną choreografię decydentów obozu rządzącego: premier Morawiecki z monachijską wypowiedzią o „żydowskich sprawcach”, marszałek Karczewski wykonujący polityczne salto, twierdząc, że ustawa o IPN „nie będzie działać”, czy wreszcie nominalny autor nowelizacji, minister Zbigniew Ziobro, który po jej uchwaleniu apelował do Trybunału Konstytucyjnego o unieważnienie jednego z przepisów. Sama ustawa od końca lutego wciąż nie została rozpatrzona przez TK.
To jednak tylko najbardziej spektakularny przykład. Warto zadać pytanie, czy to tylko wypadek przy pracy?
Teoretycznie partii, która rządzi Polską od 2015 roku, zależy na wizerunku poza krajem. A jednak podejmowane działania są bez wyczucia. Często bez oglądania się na to, co powinno być podstawą podejmowanych działań – czyli bez analizowania odbiorców, zastanawiania się nad tym, co tak naprawdę myślą i czują ludzie poza naszym krajem. W ostatecznym rozrachunku to do nich chcemy dotrzeć.
Pierwsza trudność jest oczywista. Patriotyczna wolta PiS-u, który Polskę zamierza promować poprzez martyrologię, heroizm i mesjanizm, zrywa z propagowanym przez kilka dekad wizerunkiem kraju, który pragnie dołączyć do krajów zachodniej Europy. Efekty są opłakane, co potwierdza wewnętrzna notatka MSZ, w której zagraniczne placówki dyplomatyczne donoszą o braku zrozumienia polskiej polityki zagranicznej. Do obecnej sytuacji doprowadziła radykalna logika, która zakładała nie tylko zwrot ideowy, ale także bezprecedensową wymianę kadr odpowiedzialnych za polską dyplomację kulturalną. To właśnie w dziedzinie polityki historycznej, która wymaga długofalowych, ostrożnych i pozbawionych radykalizmu działań. Zamiast tego, postanowiono zerwać z wypracowywaną przez lata strategią wizerunkową.
Druga trudność jest mniej widoczna. To monstrualne kłopoty organizacyjne, zupełnie podstawowe. Rzuca się w oczy – na przekór deklaracjom – brak państwotwórczego instynktu, przekładanie krótkotrwałych korzyści nad długofalowe strategie czy skrajne upartyjnienie sfery publicznej po 2015 roku. Konsekwencje takiego postępowania w sferze zagranicznej są szczególnie zauważalne. Co ważne, krytyka polityki wizerunkowej nie pochodzi tylko od osób związanych z Platformą Obywatelską.
„Świat urzędów podlega zbyt często partyjnej, wręcz plemiennej logice, a kryteria merytoryczne są tylko jednymi z wielu możliwych”, mówi „Kulturze Liberalnej” Hanna Radziejowska, muzealniczka, którą odwołano z funkcji kierownika berlińskiego Instytutu Polskiego w lutym bieżącego roku, po blisko sześciu miesiącach pracy – jak mówi, bez podania żadnego uzasadnienia.
Doświadczenia Radziejowskiej ilustrują, jak w praktyce wygląda rozchodzenie się słów i czynów. Osoba, która chciała reformować polskie państwo, opowiada o zderzeniu się z „pluralizmem reglamentowanym” i „rzeczywistością państwopodobną”, która, jej zdaniem, w najlepsze trwa pod rządami PiS-u. Plemienne podziały w polityce prowadzą do sytuacji tragikomicznych w sferze, która wymyka się podziałom partyjnym. Radziejowska mówi, że obecnie „nie wierzymy z założenia «drugiej stronie» i nawet najbardziej rzetelna informacja w prasie nielubianej przez daną grupę jest traktowana z góry jako nieprawdziwa. Trudno się w takiej sytuacji dziwić, że donosy mogą stać się bardziej wiarygodnym źródłem informacji niż kanały oficjalne”. I ostrzega, że „nie ma przecież w życiu państwowym żadnych dróg na skróty. Budowanie dobrego wizerunku Polski polega na ciężkiej, wieloletniej pracy instytucjonalnej i zarazem demokratycznych i merytorycznych działaniach w obszarze nauki i kultury. A u nas wszystko wygląda jak w tym filmie animowanym, gdzie król Julian mówi: «Róbmy prędko, zanim zrozumiemy, że to nie ma sensu»”.
Promowanie wizerunku Polski za granicą nie służy także coraz to szerzej zakrojona ingerencja państwa w działania historyków – nie dość, że podkopuje to pozycję Polski za granicą, to jeszcze rodzi zagrożenie związane z traktowaniem historii jako narzędzia czysto politycznego, nie zezwalając przy tym na polifoniczność różnych wizji. „[…] świetnie, że istnieje Muzeum Powstania Warszawskiego, które prezentuje heroiczną wizję postaw Polaków. Powinno być jednak także miejsce na inne placówki – między innymi Muzeum II Wojny Światowej, które prezentowało bardziej zrównoważone podejście. Okazuje się jednak, że w sferze publicznej jest miejsce tylko na jeden dyktat, konstruowany przez rządzących. To w istocie zabójcze dla świadomości historycznej”, mówi Paweł Machcewicz, w latach 2008–2017 dyrektor Muzeum II Wojny Światowej.
Sytuacji z pewnością nie poprawia nieudolność Polskiej Fundacji Narodowej, „która do swoich sukcesów zalicza wydanie 300 tysięcy złotych na album o Janie Pawle II i rozsyłanie go do znanych osób”, pisze w tekście odredakcyjnym Jakub Bodziony. W zeszłym tygodniu wysłaliśmy do PFN pytania dotyczące obecnego stanu prowadzonych przez nią projektów, jednak do dzisiaj nie otrzymaliśmy odpowiedzi. „Aktualnie w polskim przypadku dyplomacja kulturalna zamiast współpracy przypomina wściekły monolog, który wygłaszany jest do pustej widowni. Kultura nie jest obuchem, którym można walić na oślep. Używając jej w ten sposób, można jedynie znokautować samego siebie”, pisze dalej Bodziony.
Obecnie MSZ wprowadza pewne korekty do swoich działań, czego symbolem był dymisja wiceministra Jana Dziedziczaka odpowiedzialnego za kwestie dyplomacji kulturalnej. Czy to wystarczy, żeby odbudować wizerunek Polski za granicą?
Z opisu Radziejowskiej wynikałoby raczej, że jedna dymisja problemu nie rozwiąże.
Prośbę o rozmowę na temat polskiej dyplomacji kulturalnej zwróciliśmy się w zeszłym tygodniu do ministra spraw zagranicznych Jacka Czaputowicza, wiceministra spraw zagranicznych ds. dyplomacji publicznej Andrzeja Papierza oraz dyrektora Instytutu Adama Mickiewicza – Krzysztofa Olendzkiego. Liczymy, że osoby będące obecnie odpowiedzialne za promocję polskiej kultury za granicą udzielą nam komentarza w tej sprawie.
Zapraszamy do lektury!