Oprócz niego można było usłyszeć koncert monograficzny z utworami Stanisława Moniuszki w wykonaniu barytona Mariusza Godlewskiego przy akompaniamencie Radosława Kurka, a dzieła Franza Schuberta oraz Ignacego Jana Paderewskiego śpiewał niemiecki tenor Christoph Prégardien w towarzystwie Christopha Schnackertza. Konieczny i Napierała zaprezentowali natomiast cykl wierszy „Podróż zimowa” Stanisława Barańczaka do muzyki Schuberta – swoją interpretację zarejestrowali również w studio na płycie CD, która ukazała się nakładem Narodowego Instytutu Fryderyka Chopina (2018).
Warto doprecyzować, że wbrew temu, co w programie koncertu oraz książeczce do płyty podali organizatorzy, nie jest to cykl pieśni Schuberta do poezji Barańczaka – austriacki kompozytor, zmarły w 1828 roku, ze zrozumiałych względów nie mógł umuzycznić wierszy polskiego poety powstałych w 1994, lecz cykl napisał do strof swojego rówieśnika, Wilhelma Müllera.
Stanisław Barańczak zasłynął jako poeta i jako wyjątkowo uważny tłumacz, przede wszystkim literatury anglojęzycznej na polski; był również (współ)autorem przekładów literatury polskiej na angielski. Wydawałoby się więc szczególnie pożądane, aby cykl jego oryginalnych i nowoczesnych wierszy do muzyki Schuberta udostępnić szerszej, zagranicznej publiczności, doskonale zaznajomionej z tym pomnikiem romantycznej liryki wokalnej. Niestety, ani program koncertu promującego płytę, ani książeczka do samego nagrania nie dają takiej możliwości – w tej ostatniej w ogóle brak przekładu cyklu na angielski, choć zamieszczanie tłumaczeń na ten język jest dzisiaj absolutną normą, a sama płyta zawiera omówienie w dwóch wersjach językowych. W programie koncertu natomiast pojawił się przekład anglojęzyczny pióra Johna Combera, doświadczonego tłumacza stale współpracującego z organizatorami, miejscami udany, bardzo jednak niekonsekwentny pod względem stosowania rymów i rytmów. Wymagający zatem przerobienia z tłumaczenia filologicznego na w pełni poetyckie. To ogromna szkoda, że nie skorzystano z okazji, by przy publikacji tej płyty wyasygnować niewielkie w skali całego przedsięwzięcia środki na przygotowanie takiego przekładu, dzięki czemu powstałoby wydawnictwo prawdziwie synkretyczne i w oddające sprawiedliwość wizji artystycznej Barańczaka.
Nawet najlepsze tłumaczenie nie byłoby jednak w stanie uratować ani koncertu, ani płyty, a to z uwagi na osobę śpiewaka. Tomasz Konieczny to wykonawca nadzwyczaj nieliryczny – w zupełności zasługuje na określenie „dramatyczny baryton” (dokładnie w tym szyku). Oczywiście, w pewnych rolach się to do pewnego stopnia sprawdza – tam, gdzie wybija się pogarda, gniew, poczucie wyższości, czyli u Telramunda z „Lohengrina” czy w niewielkiej mierze u Wotana z „Pierścienia Nibelunga”. Konieczny zwykle jednak prezentuje te emocje w nadmiarze lub jako jedyne, co daje efekt karykaturalny, pasujący lepiej – a może i wyłącznie – do partii takich jak chciwy karzeł Alberyk czy odpychający Hunding z „Ringu” albo na przykład okrutny naczelnik Don Pizarro z „Fidelia”.
Nawet najlepsze tłumaczenie nie byłoby jednak w stanie uratować ani koncertu, ani płyty, a to z uwagi na osobę śpiewaka. Tomasz Konieczny to wykonawca nadzwyczaj nieliryczny – w zupełności zasługuje na określenie „dramatyczny baryton”. | Szymon Żuchowski, Gniewomir Zajączkowski
Podczas koncertu usłyszeliśmy interpretacje ograniczone do wyżej wymienionych afektów – które akurat wpasowały się w klimat takich pieśni jak II, VII czy X. Śpiewak stosował jednak fortissimo prawie wszędzie bez umiaru i bez większego sensu ani uzasadnienia w tekście poetyckim i muzycznym. Piana z kolei były przeważnie zamarkowane, a tekst w takich momentach nie zaśpiewany, lecz powiedziany, a wbrew pozorom to właśnie piano jest trudne, a forte łatwiejsze – ale żeby zrobić wrażenie cichym śpiewem, trzeba idealnie panować nad głosem. Barytonowi zabrakło dokładności intonacyjnej, a w momentach, gdy śpiewak upajał się, niewątpliwą skądinąd, mocą swojego głosu, nazbyt często zdarzało mu się zahaczać o przypadkowe dźwięki.
Nieestetyczność tego wykonania pogłębiała trudna akustyka Sal Redutowych Teatru Wielkiego – Opery Narodowej, którą można by określić jako „szpachlującą”: dźwięki zlewają się ze sobą i trzeba bardzo uważnie kontrolować dykcję, emisję i dynamikę, aby zrównoważyć ograniczenia tego wnętrza. Konieczny ani myślał skupić się na tych aspektach. Jeśli ktoś chciałby twierdzić, że akustyka tych sal jest nie do opanowania, to warto przywołać wspomniany koncert Prégardiena i Schnackertza, który odbył się kilka dni później. Artyści dowiedli wówczas, że da się w tym pomieszczeniu śpiewać i selektywnie, i komunikatywnie, trzeba tylko chwilę zastanowić się nad doborem temp i dynamiki.
U Koniecznego widać było braki w technice i głównie to, że próbuje się on przypodobać publiczności. Jego interpretacja nie jest zakorzeniona w samej muzyce, lecz zasadza się na mimice i gestykulacji, ograniczających się zresztą do kilku prostych zabiegów – a określić je mianem aktorstwa byłoby sporym nadużyciem. W interpretacji Koniecznego więcej było sarmackiej gawędy niż Barańczakowskiej błyskotliwości i więcej topornych dowcipów niż egzystencjalnej ironii poety. A zamiast rozpaczliwej samotności wędrowca, którego sportretowali Müller i Schubert, Barańczak zaś wyposażył w ekwipunek nowej alienacji rodem z przełomu tysiącleci, dostaliśmy wujcia ze swadą zanudzającego gości na imieninach za głośno i zbyt rozwlekle opowiadanymi bajdami. W nagraniu studyjnym Koniecznego problem z akustyką oczywiście nie wystąpił i dlatego jeszcze silniej obnaża ono wady podejścia solisty do materii pieśni i miałkość jego interpretacji.
W interpretacji Koniecznego więcej było sarmackiej gawędy niż Barańczakowskiej błyskotliwości i więcej topornych dowcipów niż egzystencjalnej ironii poety. | Szymon Żuchowski, Gniewomir Zajączkowski
Jeśli coś jakkolwiek ratowało ten występ i płytę, to była to obecność Lecha Napierały przy fortepianie. W przypadku pieśni, nie tylko zresztą romantycznej, partia instrumentu to coś znacznie więcej niż wyłącznie tło muzyczne dla popisów wokalnych. Dobry akompaniator działa jak osobisty redaktor, korektor i dyrygent śpiewaka – nie sposób oprzeć się wrażeniu, że wielokroć to głównie pianista odpowiada za jakość wykonania, a przynajmniej za to, co w nim najlepsze. Jego rola w muzyce przypomina rolę tłumacza w przypadku literatury i wciąż bywa równie niedoceniana. Akompaniator, podobnie jak tłumacz, może „podreperować” oryginał lub ochronić solistę, niekiedy przed nim samym. Napierała starał się, towarzysząc śpiewakowi, ocalić tyle idiomu pieśniarskiego, ile się dało. W odróżnieniu od solisty bardzo dbał o realizację Schubertowskiej partytury i uważał nie tylko na dźwięk, który wydobywa, ale też na to, jak rozchodzi się on po sali. To właśnie ta wrażliwość na informację zwrotną cechuje najlepszych akompaniatorów.
Koncert reklamowany był niefortunną grafiką o treści „Barańczak & Schubert vs. Konieczny & Napierała”, ze składnią typową dla zapowiedzi walk bokserskich (versus znaczy tyle co „kontra”). Był to nie najlepszy prognostyk, sugerujący, że wykonawcy będą walczyć przeciwko autorom tekstu i muzyki. W rezultacie okazało się jednak, że przeciw twórcom walczył tylko jeden z wykonawców, Tomasz Konieczny, a drugi, Lech Napierała, wystąpił w drużynie autorów. We trzech okazali się jednak za słabi, żeby pokonać ego barytona. Tak oto szansa na zaprezentowanie polskiej i światowej publiczności niezwykłego artystycznego kolażu, jakim jest „Podróż zimowa” Schuberta z wierszami Barańczaka, została zmarnowana.
Koncert:
„Podróż zimowa”
muzyka: Franz Schubert, słowa: Stanisław Barańczak
wykonawcy: Tomasz Konieczny, Lech Napierała
Teatr Wielki – Opera Narodowa, 17 sierpnia 2018
Płyta CD:
„Schubert: Winterreise to Stanisław Barańczak’s Poetry”, T. Konieczny, L. Napierała, NIFC 2018.