Trzeba przyznać, że Miejska Galeria Sztuki w Częstochowie uwielbia rozpieszczać zarówno swoich wiernych widzów, jak i fanów twórczości Beksińskiego. Organizuje cykliczne wydarzenia wokół jego postaci i zachęca do pogłębiania wiedzy na temat interdyscyplinarnych, trudnych do jednoznacznej klasyfikacji prac artysty, które stały się prawdziwym fenomenem na skalę światową. Od dłuższego czasu trwa zresztą w Polsce w najlepsze prawdziwa beksomania, którą rozpętały nie tylko liczne bestsellerowe książki na temat twórczości Beksińskiego, ale również słynny film „Ostatnia rodzina” [2016] w reżyserii Jana P. Matuszyńskiego, który zdobył uznanie wielu krytyków oraz samej publiczności, zafascynowanej tragiczną biografią Beksińskich. Pośród widowni znaleźli się co prawda maruderzy, którzy stwierdzili, że obraz ten zawiera wiele przekłamań na temat życia artysty i jego syna Tomasza. Zarzuty te nie umniejszają jednak w żaden sposób walorów artystycznych filmu, który nie stał się na szczęście pretensjonalnym pomnikiem wybitnego malarza, lecz dojrzałym obrazem o codziennej egzystencji Beksińskich, zmagających się z własnymi demonami.
Wystawa w częstochowskiej galerii, na której można oglądać także obrazy artysty z kolekcji Muzeum Narodowego w Krakowie, Muzeum Narodowego w Kielcach oraz tych prywatnych, skupia się przede wszystkim na dorobku fotograficznym Beksińskiego, którego on sam specjalnie nie doceniał. Często żalił się w listach do Jerzego Lewczyńskiego, jednego z najwybitniejszych polskich fotografików, że nie potrafi znaleźć sobie w fotografii twórczego miejsca, że medium to zaczyna się szybko wyczerpywać w zderzeniu z jego nieokiełznaną wyobraźnią. Jednak to ponad setka fotografii powstałych w latach 50. ubiegłego wieku stanowi w opinii historyków i krytyków sztuki jego największe dzieło.
Fotografia jako malarstwo
„W fotografii, zdaje się, nie będzie ze mnie «ludzi», choćby z tego powodu, że proces twórczy następuje u mnie przeważnie w sposób malarski: najpierw obmyślam, potem realizuję” [1] – pisał w jednym z listów do Lewczyńskiego rozczarowany Beksiński, którego „nigdy nie interesował realny kształt świata, tylko wizje, skojarzenia, poszukiwania formalne”, jak trafnie zauważył Tadeusz Nyczek [2]. Zdanie to demonstruje przede wszystkim ciągłą chęć eksperymentowania, przekraczania ograniczeń tkwiących we własnej głowie, nieustanną chęć poszukiwania nowych środków wyrazu, którym Beksiński dał wyraz zwłaszcza w swoich mrocznych, dotykających śmierci i przemijania obrazach, utrzymanych na granicy koszmarnego snu i równie przytłaczającej jawy. Justyna Budzik, badaczka kultury oraz filmoznawczyni, dostrzega w tym trochę autoironicznym komentarzu Beksińskiego sposób myślenia artysty o fotografii jako medium, które raczej jest bliższe malarstwu, niż realnie dokumentuje rzeczywistość [3].
Trzeba wspomnieć w tym miejscu, że kadry Beksińskiego to jednak nie tylko awangardowe eksperymenty, ale także zdjęcia wojenne i reporterskie. Budzik podkreśla, że fotografia jako tworzywo malarskie pojawia się w dyskursie o fotografii już w początkach jej historii [4]. „Obok nurtu «mimetycznego», uznającego fotografię za medium idealnego odwzorowania rzeczywistości, zaistniał też drugi nurt, który rzeczywistość uznawał za tworzywo, jakie fotograf może przekształcić, by stworzyć nowy obraz […]. Mistyfikacja utkana z rzeczywistości okazała się możliwa. Autodiagnoza Beksińskiego wydaje się nieco zbyt surowa, gdyż – jak pokazuje historia – malarski sposób tworzenia zdjęć pozostaje jak najbardziej uprawniony” [5] – konstatuje Budzik. Tak naprawdę to właśnie sposób myślenia artysty o fotografii przyczynił się do jej ostatecznego porzucenia.
Beksiński każdym obrazem zmusza do dłuższej kontemplacji, nie pozwala na prześlizgiwanie się po nim wzroku widza. Fotografie skłaniają do zatrzymania się, intensywnego wpatrywania, dostrzegania wszystkich szczegółów, rozwiązywania wizualnych zagadek, które Beksiński tak lubił przemycać do swoich prac. | Zuzanna Sokołowska
Powidoki snów
Beksiński to przede wszystkim fotograf kontrastów, które podkreślił za pomocą czarno-białej stylistyki zdjęć. Kadrował to, co przykuwało jego uwagę: odrapane mury, poprzecinane zmarszczkami twarze starców, drzewa, dachy, płoty. Najistotniejszą bohaterką fotograficznych eksploracji była jednak jego żona Zofia. Zdjęcia Beksińskiego to od początku do końca szczegółowo przemyślana, formalna procedura. Nie chodziło w nich o zachłanne zapisywanie świata, tylko o wyjście poza ustaloną konwencję reportażu czy dokumentu, a nawet i portretu. Brak w nich spontaniczności, za to obecna jest laboratoryjna wręcz precyzja w przenoszeniu intymnych, prywatnych skojarzeń i metafor. Można oczywiście zarzucić Beksińskiemu, że nie odwzorowuje prawdy, że uciekał od łapania migawką mikromomentów rzeczywistości. Jednak to właśnie eksperymenty z oświetleniem czy nakładaniem się obrazów stanowiły trzon tej odsłony jego twórczości, w której nie grała roli prawdziwość jako taka, tylko autorski styl myślenia – redefiniowanie pojęcia fotografii, po swojemu, korzystając oczywiście z dorobku innych twórców, w tym surrealistów i abstrakcjonistów.
Kadry Beksińskiego, które można oglądać na częstochowskiej wystawie dzięki uprzejmości Nowohuckiego Centrum Kultury w Krakowie, od początku uwodzą widza. Mimowolnie wychwytuje on ów wszechobecny mrok Beksińskiego, powlekający niemal cały jego artystyczno-literacki dorobek. Ekspozycja nie bez powodu została zatytułowana „Granice realności” – organizatorzy przedsięwzięcia położyli szczególny nacisk na zacieranie się rozróżnienia pomiędzy halucynacjami a marzeniami sennymi. Ten zabieg pogłębił jeszcze bardziej wrażenie, że w fotografiach artysty kryje się coś kompletnie nierealnego, nadnaturalnego. Niektóre z nich zresztą przypominają powidoki snów, nieuszeregowane w sensowną całość odpadki obrazów, które ulatują z pamięci niemal natychmiast po wybudzeniu.
Beksiński każdym obrazem zmusza do dłuższej kontemplacji, nie pozwala na szybkie prześlizgiwanie się po nim wzroku widza. Fotografie skłaniają do zatrzymania się, intensywnego wpatrywania, dostrzegania wszystkich szczegółów, rozwiązywania wizualnych zagadek, które Beksiński tak lubił przemycać do swoich prac. Pamiętam wspaniałą anegdotę dyrektorki Miejskiej Galerii Sztuki w Częstochowie, Anny Paleczek-Szumlas. Opowiadała mi o pewnym tajemniczym widzu, który uwielbiał odwiedzać Muzeum Beksińskiego mieszczące się właśnie w budynku MGS. Przebywał tam całymi dniami, siadał na podłodze i przyglądał się prezentowanym tam na stałe obrazom artysty, nie zważając na zmęczenie czy głód. Trwał tak aż do zmęczenia wzroku, w totalnym milczeniu i odosobnieniu, kiedy muzeum nie nawiedzały tłumy turystów czy mieszkańcy Częstochowy. Obrazy wprawiały go w stan kontemplacji, wzbudzały chęć dokonania prywatnej wiwisekcji nie tylko samej wyobraźni Beksińskiego, którą starał się za wszelką cenę przeniknąć, ale i własnej, skrywającej osobiste tajemnice czy traumy.
Niektóre z obrazów Beksińskiego przypominają powidoki snów, nieuszeregowane w sensowną całość odpadki obrazów, które ulatują z pamięci niemal natychmiast po wybudzeniu. | Zuzanna Sokołowska
Przekorne portrety
Podobnie dzieje się w przypadku zdjęć artysty, które długo jeszcze zostają pod powiekami po opuszczeniu galerii. Na szczególną uwagę zasługują bez wątpienia pokazywane na wystawie portrety, które zawierają zarówno pierwiastek perwersyjnej wręcz ciekawości, jak i stanowią chłodną wizualną kalkulację tego, co należy pokazać, a co skrzętnie ukryć. Beksiński nie zawsze pokazuje oficjalne oblicze swoich modeli. Dokonuje pewnego rodzaju fotograficznej agresji – ciało jest przycinane, rozbijane na fragmenty, formowane od nowa na potrzeby kadru. Czasem widać jedynie wybrany element fizyczności, czasem twarz ginie w mroku, a rozpoznanie jej rysów jest kompletnie niemożliwe. Można doszukiwać się tutaj motywów przemijania, obcości, seksualności, jakiegoś podskórnie odczuwanego smutku, jednak te przekorne portrety to błyskotliwy i ironiczny komentarz artysty do obowiązującej definicji portretu, który nie zawsze według niego musiał ujawniać prawdziwą tożsamość człowieka. W jednym z listów do Lewczyńskiego zdradził pomysł na zrobienie autoportretu, portretu samego Lewczyńskiego oraz fotografa Bronisława Schlabsa w ramach przygotowywanej przez nich wystawy. „Autoportrety nie musiałyby być podobne ani zawierać twarzy we frontalnym ujęciu. Mogłyby to być zdjęcia, na przykład plecy i karku gościa malującego obraz (mój) […]” [6]. Innymi słowy na fotograficzną twórczość Beksińskiego nie należy nakładać tylko wspomnianych wcześniej klisz mroku, śmierci, przemijalności czy seksualności, które oczywiście są w niej silnie obecne. Czasem jednak warto spojrzeć na zdjęcia artysty z przymrużeniem oka, z przekornego dystansu, by odkryć w nich zaskakujący potencjał innowacyjności, który do dziś nie stracił na swojej aktualności. Przede wszystkim zaś należy pamiętać, że fotografia stała się dla Beksińskiego ideą, głębszym zamysłem, który nie polegał tylko na obserwacji i uruchomieniu migawki. Beksiński stworzył zupełnie nową uniwersalną przestrzeń, w której forma miesza się ze snem, jawa z halucynacją, duchowość z perwersją, a seksualność z nieuchronnym przemijaniem.
Fotografia stała się dla Beksińskiego ideą, głębszym zamysłem, który nie polegał tylko na obserwacji i uruchomieniu migawki. Beksiński stworzył zupełnie nową uniwersalną przestrzeń, w której forma miesza się ze snem, jawa z halucynacją, duchowość z perwersją, a seksualność z nieuchronnym przemijaniem. | Zuzanna Sokołowska
Bez wątpienia częstochowska wystawa „Beksiński. Granice realności” jest propozycją obowiązkową zarówno dla wszystkich wielbicieli twórczości sanockiego artysty, jak i dla tych, którzy dopiero odkrywają dorobek Beksińskiego, stanowiący przykład sztuki totalnej, wymykającej się łatwym interpretacjom. Sztuki skrywającej tajemnicę, która w tym przypadku jest pojęciem zarówno uniwersalnym, jak i partykularnym – artystyczny język Beksińskiego bowiem przemawia do każdego z osobna. Być może właśnie dzięki temu jego twórczość nie przestanie fascynować i zadziwiać.
„Granice realności” to nie ostatnia związana z Beksińskim propozycja Miejskiej Galerii Sztuki w Częstochowie. Już niebawem, 23 września, we współpracy z Muzeum Śląskim zostanie otwarta kolejna ekspozycja, „Beksiński–Lewczyński. Dopełnienie konieczne”, która przybliży niezwykłą przyjaźń tych wyjątkowych twórców. W tej odsłonie będzie można zobaczyć ponownie kadry Beksińskiego, a także fotograficzne realizacje Lewczyńskiego pochodzące ze zbiorów Muzeum Śląskiego.
Przypisy:
[1] Z. Beksiński, Listy do Jerzego Lewczyńskiego, Gliwice 2015, s.38.
[2] T. Nyczek, Fotograf, [w:] Beksiński. Galeria Zdzisława Beksińskiego w Krakowie, Nowohuckie Centrum Kultury, Kraków 2016. s.4
[3] J. H. Budzik, W fotografii, zdaje się, nie będzie ze mnie »ludzi« […]”. Zdzisława Beksińskiego przetwarzanie widzenia [w]: http://www.grupakulturalna.pl/pliki/PiW-13_budzik.pdf [data dostępu: 15.09.2018]
[4] Tamże
[5] Tamże
[6] Tamże
Wystawa:
„Beksiński. Granice realności”
9 czerwca – 7 października 2018 roku
Miejska Galeria Sztuki w Częstochowie