Tomasz Sawczuk: Od pewnego czasu w mediach pojawiają się informacje o nadchodzących wzrostach cen energii. O co tutaj właściwie chodzi?

Joanna Maćkowiak-Pandera: Musimy odróżnić dwie sprawy. Ceny dla gospodarstw domowych, czyli zwykłego Kowalskiego, są regulowane przez państwo. Prezes Urzędu Regulacji Energetyki co roku zatwierdza ceny energii dla gospodarstw domowych w kolejnym roku. Ministerstwo Energii zapowiada, że ceny energii dla Kowalskiego nie wzrosną albo wzrosną w minimalnym stopniu.

Inaczej jest z cenami energii dla przemysłu, które kształtują się na giełdzie. W tym przypadku, jeżeli rosną ceny węgla albo ceny uprawnień do emisji CO2, od razu jest to odzwierciedlone w cenach energii. I rzeczywiście, hurtowe ceny energii elektrycznej w kontraktach na przyszły rok wzrosły nawet o 70 procent.

Jak rozumiem, chociaż wzrost cen w przyszłym roku na razie jest pewny jedynie dla przedsiębiorstw, wyższe ceny energii dla firm i tak pośrednio mają wpływ na Kowalskiego, na przykład poprzez wzrost cen produktów?

Oczywiście, ceny energii mają przełożenie na całą gospodarkę. Sytuacja jest skomplikowana, ponieważ na wzrost cen złożyło się wiele czynników. O prawie 300 procent wzrosły ceny uprawnień do emisji CO2, a cena węgla poszła ostatnio w górę aż o 80 procent. Co więcej, na giełdzie jest mniej podmiotów, ponieważ część zagranicznych firm wycofała się z Polski. Mamy więc mniejszą konkurencję, co także winduje ceny. Choć ceny energii wzrosły w całej Unii Europejskiej, w Polsce jest to szczególnie odczuwalny skok.

Fot. Cory Doctorow. Źródło: Clickr.com [CC BY-SA 2.0]

Mówiła pani o tym, skąd się biorą bieżące podwyżki. Z kolei Instytut Energetyki Odnawialnej szacuje, że po 2020 roku będziemy mieli najwyższe ceny energii w Unii dla wszystkich grup odbiorców. Czy energia w Polsce rzeczywiście będzie droższa niż w innych krajach?

To znowu zależy od tego, czy mówimy o odbiorcach przemysłowych, czy o Kowalskim. Jeśli chodzi o ceny dla gospodarstw domowych, to u nas jest raczej tanio – jesteśmy w UE na dziewiątym miejscu od końca. Jeżeli chodzi o odbiorców przemysłowych, to na tle sąsiadów, takich jak Szwecja, Niemcy i Czechy, jest u nas drogo.

Dlaczego w Niemczech jest taniej?

Przemysł za zachodnią granicą ma taniej ze względu na duży udział odnawialnych źródeł energii (OZE) w miksie energetycznym. To aż 30 procent energii elektrycznej. Tymczasem za rozwój źródeł odnawialnych płacą przede wszystkim gospodarstwa domowe. Poza tym przemysł, a już zwłaszcza ten, który zużywa dużo prądu, jest zwolniony z szeregu opłat i podatków.

W Polsce również funkcjonuje szereg mechanizmów wsparcia, na przykład niedługo wejdzie nowy tak zwany „mechanizm mocy energetyki konwencjonalnej”. Rosnącymi kosztami obciążone są głównie małe i średnie przedsiębiorstwa, w przypadku których energia elektryczna stanowi 1–3 procent kosztów. W dużym przemyśle udział ten wynosi 10–15 procent.

A co z Kowalskim?

Licząc w cenach nominalnych, Kowalski płaci w tej chwili mniej niż Schmidt. Ceny dla odbiorców indywidualnych są za zachodnią granicą dwukrotnie wyższe niż w Polsce. Jednak w przyszłości może być inaczej.

Kiedyś węgiel był najtańszą formą wytwarzania energii, ale to się zmienia. Po pierwsze, do ceny energii produkowanej z węgla doliczane są koszty emisji CO2, który negatywnie wpływa na klimat. Ale nie tylko. Energetyka węglowa musi też inwestować w ograniczenie zanieczyszczenia powietrza czy wód. Nasze elektrownie węglowe są stare i wymagają inwestycji, które stają się coraz bardziej kosztowne w związku z wymogami środowiskowymi.

Trzeba też płacić za węgiel. Kiedy jego cena jest niska, to trzeba dotować kopalnie, bo nie mogą na siebie zarobić. Jak jest wysoka, trzeba dotować wytwórców, bo nie są w stanie pokryć swoich kosztów. Banki widzą te ryzyka i wycofują się z finansowania inwestycji węglowych. Nie mają pewności, czy zainwestowane pieniądze kiedykolwiek się zwrócą.

W tym samym czasie spadają koszty wytwarzania prądu ze źródeł odnawialnych – głównie w elektrowniach słonecznych i wiatrowych. Słońce i wiatr to darmowe paliwo, elektrownie takie nie emitują także CO2. Niemcy, którzy zaczęli rozwijać energetykę odnawialną, kiedy była bardzo droga, przez kolejne lata będą ponosić spore koszty. Jednak nowe instalacje solarne są o 90 procent tańsze niż te budowane 10 lat temu. Dlatego można się spodziewać, że ceny energii za kilkanaście lat w Niemczech będą spadać.

Mamy więc perspektywę, że ceny energii będą w Polsce wyższe niż w innych krajach UE. Skoro wiemy, że istnieje taki problem, to czy polski rząd w jakiś sposób reaguje na sytuację?

Moim zdaniem, od wielu lat politycy nie nadążają za zmianami w energetyce. Ostatnia strategia energetyczna Polski pochodzi z 2009 roku. Chociaż powinna zostać zaktualizowana 4 lata później, to nie ma jej do dzisiaj. Mówię to z żalem, bo pracowałam kiedyś przez 4 lata w administracji rządowej i widziałam, jak trudno jest wprowadzać zmiany.

Moim zdaniem, od wielu lat politycy nie nadążają za zmianami w energetyce. Ostatnia strategia energetyczna Polski pochodzi z 2009 roku. Chociaż powinna zostać zaktualizowana 4 lata później, to nie ma jej do dzisiaj. | Joanna Maćkowiak-Pandera

Jak wygląda polska polityka energetyczna na tle unijnego tak zwanego „pakietu zimowego”, który ma regulować politykę energetyczną UE do 2030 roku?

W tej chwili kończą się negocjacje dotyczące pakietu i rząd będzie miał kilka lat na ich wdrożenie. Już w tej chwili widać jednak kilka rzeczy. Przede wszystkim UE stawia na odnawialne źródła energii (OZE). W 2030 roku powinniśmy jako Unia pozyskiwać w ten sposób 32 procent energii. UE przedstawia wizję rezygnacji z paliw kopalnych nie tylko ze względu na CO2, lecz także ze względu na rosnący import węgla spoza wspólnoty. Wydobycie węgla kamiennego w Europie, głównie ze względu na uwarunkowania geologiczne, staje się nieopłacalne. Otwieranie nowych kopalń napotyka coraz więcej barier.

Pakiet zimowy zawiera także ambitne plany poprawy efektywności energetycznej. Obejmuje także postanowienia dotyczące tego, jak Europa ma sobie radzić z coraz większym rozproszeniem energetyki. Ze względu na zmiany technologiczne i spadek kosztów, będzie rosła liczba małych, niskoemisyjnych instalacji. Wielkie bloki energetyczne będą odchodzić do lamusa.

Coraz ważniejszy staje się odbiorca energii. Konsument stanie się aktywnym graczem, będzie mógł wytwarzać energię i sprzedawać ją do sieci. Oczywiście, nie wydarzy się to z dnia na dzień, ale system będzie z czasem coraz bardziej inteligentny. Będziemy także lepiej rozumieć, jak korzystamy z energii. Obecnie nie rozumiemy przecież naszych rachunków za prąd i nie do końca wiemy, za co płacimy.

Polska energetyka jest na tle Unii dość specyficzna. Mamy bardzo wysoki udział węgla w koszyku energetycznym. Planuje się nawet otwarcie nowego bloku węglowego w Ostrołęce, co wydaje się dziwne w kontekście tego, o czym pani mówi.

Polska jest wyjątkowa nie tylko na tle Unii. Jesteśmy trzecim najbardziej uzależnionym od węgla krajem na świecie. W tym kontekście nasza sytuacja jest oczywiście trudna. Skoro Unia odchodzi od węgla, to musimy na to jakoś zareagować.

Przez lata było tak, że węgiel gwarantował Polsce niezależność energetyczną. Obecnie z powodów ekonomicznych oraz geologicznych wydobywamy go jednak coraz mniej. Od roku 2018 mamy nawet problem z pokryciem krajowego zapotrzebowania. W konsekwencji importujemy coraz więcej, przede wszystkim z Rosji.

Dziesięć czy dwadzieścia lat temu w kwestii źródeł pozyskiwania energii istniały trzy opcje: węgiel, gaz oraz atom. OZE ani magazyny energii nie odgrywały żadnej roli – były wynalazkiem dla bogatych. Sytuacja się jednak zmieniła.

Gdyby Polska miała aktualną politykę energetyczną, to jakie powinny być jej założenia?

Po pierwsze, dywersyfikacja źródeł energii.

Węgiel na pewno będzie w Polsce istotny jeszcze przez wiele lat, ale budowanie nowych, wielkich elektrowni węglowych może okazać się nietrafioną inwestycją. Ważniejsza jest modernizacja istniejących elektrowni konwencjonalnych. Polska dywersyfikuje źródła dostaw gazu, ale gaz ma perspektywy głównie w ciepłownictwie. Jeśli chodzi o atom, musielibyśmy w całości polegać na zagranicznym partnerze, a obecnie nie ma ich wielu na świecie. Barierą są również koszty.

Dlatego, po drugie, warto przemyśleć ponownie źródła odnawialne. Jest to lokalne źródło energii, a do tego coraz tańsze. W tym celu trzeba by zaś na nowo skonstruować rynek energii, tak aby wynagradzał elastyczność – nie zawsze wieje i świeci.

Po trzecie, musimy poprawiać efektywność energetyczną. Kiedy energia była tania, nie opłacało się inwestować w bardziej efektywne instalacje. Kiedy jednak robi się drożej, efektywność staje się bardzo ważna – ze względu na mniejsze koszty i ograniczenie emisji CO2.

Od dłuższego czasu wskazuje się na zły stan naszej infrastruktury przesyłowej. Wiadomo za to, że popyt na energię będzie rósł. Przedstawiała pani ostatnio nowy raport na temat ryzyka tak zwanych „blackoutów”, czyli przerw w dostawach prądu spowodowanych przeciążeniem systemu. Czy można powiedzieć, że bieżące dostawy energii są w Polsce bezpieczne?

System energetyczny to dość wrażliwy organizm, ponieważ nie da się na dużą skalę magazynować energii. Wyzwanie polega na tym, że zawsze trzeba wytwarzać tyle samo energii, ile się konsumuje.

Przez większą część roku w Polsce nie ma problemu ze zbilansowaniem systemu. Bardzo duży problem pojawia się natomiast latem. Po pierwsze, lata są coraz bardziej gorące, ze względu na globalne ocieplenie klimatu. Po drugie, inwestujemy w klimatyzację i urządzenia chłodzące, które zużywają dużo prądu. Do tego latem nie wieje, więc mamy mniej energii z elektrowni wiatrowych. Nie działają także elektrociepłownie, a niektóre bloki węglowe są w remoncie. Latem w godzinach popołudniowych, kiedy mamy do czynienia ze szczytowym zapotrzebowaniem na energię, mamy problem z zasobami, które mogą zaspokoić rosnący popyt. Już w 2015 roku w Polsce wystąpiły znaczące ograniczenia dostaw prądu dla obiorców przemysłowych.

Dyskusja o tym, co będzie za piętnaście lat, jest bardzo ważna, bo w tej perspektywie planuje się projekty w energetyce. Nie bardzo nam jednak wychodzi. Może więc warto najpierw zająć się rozwiązaniem problemu zapotrzebowania na energię latem.

Co można zrobić?

Tu – wyjątkowo – panuje konsensus. Zarówno polski operator systemu przesyłowego, jak i eksperci, a ostatnio nawet minister energii, twierdzą, że potrzebujemy energetyki słonecznej. Kiedy lato jest gorące i mamy problemy z chłodzeniem dużych elektrowni termicznych, zawsze świeci słońce. A kiedy będzie wystarczająco dużo mocy w systemie, ceny energii nie będą szybowały w górę.

[promobox_artykul link=”https://kulturaliberalna.pl/2018/10/30/zubowski-pis-energetyka-wegiel-polska/” txt1=”Czytaj również Wojciechem Zubowskim, przewodniczącym sejmowej Komisji do Spraw Energii i Skarbu Państwa” txt2=”Nie demonizujmy węgla!”]

Wróćmy do perspektywy Kowalskiego. Jak to jest, że o wszystkich problemach z polską energetyką, o których rozmawiamy, wiadomo od lat, można nawet przewidzieć, co wydarzy się dalej, a mimo to Polska nie ma nawet sensownej polityki energetycznej? A jeśli już jakąś politykę ma, to opiera się ona na pozyskiwaniu energii z węgla.

W Polsce nadal uważa się, że Unia Europejska wymyśliła politykę klimatyczną, żeby wyeliminować polski węgiel. Takie podejście stawia nas w pozycji ofiary i uniemożliwia rozmowę na temat tego, jak sprawić, żeby transformacja energetyczna w naszym kraju się udała, była akceptowalna społecznie i pod względem kosztów, przyczyniła się rozwoju miejsc pracy oraz innowacji w energetyce. Myślę, że politycy uważają, że taka transformacja jest niemożliwa i w sumie łatwiej jest nic nie robić.

Jakie będą tego konsekwencje?

Pogarszająca się konkurencyjność polskiego sektora energetycznego, a co za tym idzie – przemysłu. Do tego rosnący import energii, jeżeli tylko będą możliwości sprowadzenia jej do Polski. W najgorszym przypadku czekają nas przerwy w dostawach prądu.

Co więcej, jeżeli duża energetyka nie będzie mieć atrakcyjnej oferty, to w przyszłości może się okazać, że odbiorcy energii będą się odłączać od systemu i będą inwestować we własne źródła energii. Osoby mniej zamożne będą zmuszone do korzystania z krajowego systemu energetycznego. Ten natomiast będzie coraz droższy, ponieważ skurczy się grupa jego klientów. Jest to dość czarna wizja, ale przy tak szybkich zmianach technologicznych i prawnych trzeba brać ją pod uwagę.

Brak porządnej polityki energetycznej wydaje się w takim razie nie tylko czymś niezrozumiałym, ale i zupełnie nieodpowiedzialnym.

Za dużo rozmawiamy o tym, czy zmiany klimatu są faktem, za mało inwestujemy w wiedzę i koncepcje, jak można na nie reagować. Skoro zielone technologie tak szybko się rozwijają, ukierunkujmy nasz przemysł na innowacje w tym obszarze.

Po raz czwarty – zresztą jako jedyny kraj na świecie – Polska organizuje w tym roku globalny szczyt klimatyczny w ramach ONZ, tym razem w Katowicach. W sumie na organizację tych czterech spotkań wydaliśmy prawie pół miliarda złotych. Połowę tych środków można było przeznaczyć na stworzenie nowoczesnego ośrodka analitycznego, który mógłby wesprzeć administrację rządową w opracowaniu nowej koncepcji energetyki. Nie chcę nikogo urazić, ale jeżeli nie chcemy być jedynie peryferiami Europy, to nasza administracja potrzebuje radykalnego wzmocnienia.

Za dużo rozmawiamy o tym, czy zmiany klimatu są faktem, a za mało inwestujemy w wiedzę i koncepcje, jak można na nie reagować. | Joanna Maćkowiak-Pandera

Czy te kilka lat później, kiedy wiemy już więcej, dostrzega pani oznaki zmiany na lepsze?

Tak. Dyskusja o czystym powietrzu pozytywnie wpływa na świadomość społeczną. Coraz więcej osób ma poczucie, że to, czym oddychamy albo co pijemy, to ważna sprawa; że są źródła energii, które mogą mniej lub bardziej oddziaływać na środowisko.

Ogromna zmiana nastąpiła w ostatnich latach w dużych firmach energetycznych. Widzą one, że konieczne jest nowe podejście, bo bez niego utoną. Pewne sygnały zmiany myślenia dochodzą także z administracji państwowej. Nadal brakuje jednak konkretnych działań. Powinniśmy powiedzieć sobie, że damy radę i wziąć byka za rogi!