Wśród krytyków rządu Prawa i Sprawiedliwości istnieją dwie konkurencyjne diagnozy w kwestii tego, jak należy owe rządy rozumieć. Pierwsza diagnoza kładzie nacisk na różnice między Platformą a PiS-em. Jej zwolennicy podkreślają PiS-owski autorytaryzm, który miałby prowadzić do stopniowego upadku liberalnej demokracji. Zwolenników owej diagnozy można więc określić mianem „obrońców demokracji”. Ich przywódcą politycznym jest Grzegorz Schetyna.
Druga diagnoza kładzie nacisk na podobieństwa między PiS-em oraz Platformą. Jej zwolennicy stawiają tezę, że PiS jedynie powiela lub potęguje znane dotąd patologie III RP. Z tej perspektywy, największym problemem politycznym jest wyniszczająca dynamika konfliktu w obrębie szerszej formacji politycznej, jaką jest PO–PiS. Zwolenników owej diagnozy potocznie określa się mianem „symetrystów”. Można powiedzieć, że ich przywódcą politycznym jest Robert Biedroń. Obie diagnozy są niepełne i przez to błędne.
[promobox_publikacja link=”https://www.motyleksiazkowe.pl/nauki-polityczne/34572-nowy-liberalizm-9788394995041.html” txt1=”Biblioteka Kultury Liberalnej” txt2=”Tomasz Sawczuk
Nowy liberalizm
Jak zrozumieć i wykorzystać kryzys III RP” txt3=”27,99 zł” pix=”https://kulturaliberalna.pl/wp-content/uploads/2018/12/nowy_liberalizm_2-1-423×600.jpg”]
PiS i Frankenstate
Symetryzm jest błędny, ponieważ suma działań żadnego z poprzednich rządów w III RP nie mogłaby doprowadzić do zwyrodnienia demokracji konstytucyjnej jako takiej.
Amerykańska socjolożka Kim Lane Scheppele ukuła w ostatnich latach pojęcie, które świetnie oddaje problem, z którym mamy tutaj do czynienia. Scheppele twierdzi mianowicie, że współcześni politycy antyliberalni tworzą coś na kształt „Frankenstate”.
Jak wiemy, oryginalny potwór doktora Frankensteina składał się w całości z ludzkich fragmentów. Państwo, które tworzą współcześni antyliberałowie, także składa się z części, które mogą posiadać uzasadnienie odwołujące się do reguł normalnego demokratycznego państwa prawa. Politycy PiS-u często tak właśnie uzasadniają swoje działania. PiS przekonywało przecież w mediach społecznościowych, że w Luksemburgu sędziów sądu kasacyjnego powołuje Wielki Książę Luksemburga, czemu zatem sędziów Sądu Najwyższego nie mógłby wybierać Zbigniew Ziobro? Analogicznie można powiedzieć, że w Holandii nie ma klasycznego sądu konstytucyjnego, a w Wielkiej Brytanii nie ma nawet konstytucji, więc parlamentarna większość może przegłosować wszystko.
Istota problemu nie polega więc na tym, że między działaniami PiS-u i Platformy występują w różnych kwestiach podobieństwa; nie jest nawet kwestią zasadniczą, że Platforma także popełniała błędy, a PiS powiela błędy Platformy w nieznanej dotąd skali. Problem polega na tym, że Frankenstate jako całość złożona z rzekomo demokratycznych części nie będzie już w pełni demokratyczne.
Totalna i zjednoczona
Problem z diagnozą „obrońców demokracji” jest zgoła odwrotny. O ile symetryzm dokonuje nadmiernego uogólnienia rzeczywistości politycznej, zamiast oddać każdemu, co mu się należy, o tyle „obrońcy demokracji” wyznają pisocentryczną wizję świata – nie widzą świata poza PiS-em.
Ich diagnoza jest błędna, ponieważ jest tak zafiksowana na PiS-ie, że skłania do ignorowania niewygodnych faktów. Jako ideologia całkowicie reaktywna wobec działań partii rządzącej, pisocentryzm utrudnia analizę niedostatków III RP oraz nie zawiera perspektywy lepszej przyszłości. Podejście takie nie pozwala więc zrozumieć, dlaczego PiS wygrało wybory ani jak należy mu odpowiadać. Obronę demokracji wystarczy utożsamić z postawą przeciwną rządowi – i gotowe. Opozycja powinna być totalna i zjednoczona.
Paradoksalnie, diagnoza „obrońców demokracji” świetnie wpisywała się w dwubiegunowy podział na elity i lud, który forsowała partia rządząca. Jako że opozycja broniła dawnego porządku, łatwo było przedstawiać ją jako elity walczące o zachowanie przywilejów.
Postawa opozycji ułatwiała partii rządzącej demontaż III RP, ponieważ PiS posiadało w tak ustawionym konflikcie naturalną przewagę. Co więcej, hasło „obrony demokracji” miało ograniczoną skuteczność, ponieważ nie mobilizowało osób, które nie widzą poważnego zagrożenia dla demokracji albo zachowują wobec działań PiS-u obojętność.
Oddać każdemu, co mu się należy
W przeszłości pisałem, że hasło symetryzmu jest mylące, a „symetryzm” jako taki nie istnieje – i w dalszym ciągu tak uważam. Hasło to pojawia się w debatach publicystycznych głównie z tego powodu, że „obrońcom demokracji” łatwiej rozprawić się z wyobrażonymi symetrystami niż z PiS-em.
Ze sporów o politykę opozycji można jednak wyciągnąć pewną naukę. Z jednej strony, Grzegorz Schetyna ma słuszną intuicję, kiedy próbuje budować największą siłę opozycyjną konkurencyjną wobec PiS-u. PiS może upaść, potykając się o własne nogi, a wówczas strategia wyborcza „obrońców demokracji” przypuszczalnie może okazać się skuteczna. Z drugiej strony, Robert Biedroń ma słuszną intuicję, kiedy w wywiadzie dla „Kultury Liberalnej” mówi, że chce opowiedzieć „inną historię”, która „nie jest kierowana do tych czy tamtych”, lecz „jest po prostu kompletnie inna”. Warto starać się nie tylko o to, by zmienić obecny rząd, ale jednocześnie myśleć o tym, jak uczynić Polskę lepszym miejscem do życia na lata do przodu.