„Nie jesteśmy jeszcze w połowie wielkiej roboty, chociaż już dawno słychać szum maszyn pracujących w Stalowej Woli, chociaż tysiące małorolnych chłopów znalazło pracę. Walka z przeciwnościami trwa. Wiemy, dlaczego walczymy, wiemy, o co walczymy. Nikt nie ustaje w tej walce. Tym radośniejsze są te zmagania, że walczymy przecież o nową Polskę, Polskę sprawiedliwości podziału chleba, Polskę gotowości bojowej żołnierza i pracy” – pisał w albumie „Budujemy Polskę” Józef Radzimiński. Wbrew pozorom, nie jest to cytat wielbiący forsowną industrializację lat 50., a laurka wystawiona polskiemu rządowi w 1939 roku. Obok głośnej „Sztafety” Melchiora Wańkowicza i reportaży malarskich Rafała Malczewskiego był to kolejny kamyczek do wielkiego kopca sławy i chwały wznoszonego na cześć Centralnego Okręgu Przemysłowego i planów inwestycyjnych wicepremiera i ministra skarbu Eugeniusza Kwiatkowskiego. Nie trzeba dodawać, że duża część tych peanów powstawała na zamówienie władz, uprawiających standardową propagandę sukcesu i próbujących tchnąć nowego ducha w znękane kryzysem gospodarczym społeczeństwo II RP.

Na stalowym korzeniu

Wielki Kryzys, który z pełną bezwzględnością obnażył niedomagania struktury społecznej i niedorozwój Polski, kazał inaczej spojrzeć na rolę państwa w gospodarce i był jednym z bodźców do opracowania programu modernizacji na szeroka skalę.

Pierwsze założenia inwestycyjne Kwiatkowski przedstawił na komisji sejmowej w połowie 1936 roku, początkowo koncentrowały się one na rozbudowie infrastruktury i programie mieszkaniowym, przedsięwzięcia przemysłowe pozostawiając inicjatywie prywatnej. Szybko jednak się okazało, że zainteresowanie i możliwości tego sektora są ograniczone, a konieczność dozbrojenia armii staje się potrzebą palącą w obliczu szybko rozbudowującego się zaplecza militarnego III Rzeszy i ZSRR oraz zmieniającej się na niekorzyść Polski sytuacji międzynarodowej – wobec tego zaangażowanie państwa okazało się niezbędne.

Plan organizacji Centralnego Okręgu Przemysłowego zaprezentował Kwiatkowski w lutym 1937 roku, a pierwsza sosna ścięta pod budowę sztandarowej inwestycji COP-u – Zakładów Południowych i osiedla Stalowa Wola – miała paść w lasach otaczających wieś Pławo nad Sanem już pod koniec marca 1937 roku. Ostatecznie okręg objął tereny województw lwowskiego, krakowskiego, lubelskiego i kieleckiego, łącznie 46 powiatów o powierzchni 59,9 tysiąca km², co stanowiło blisko 15 procent powierzchni kraju zamieszkane przez około 5,9 miliona osób. Te liczby, powracające w reportażach i powtarzane w propagandowych filmach i broszurach, robiły wrażenie i fascynowały. Powstanie COP-u miało w pierwszej kolejności wzmocnić obronność, jednak równie ważnym celem był „modernizacyjny skok” całego państwa – wyrównanie dramatycznych nieraz różnic regionalnych oraz przebudowa społeczno-gospodarcza. Wytypowany obszar, poza korzystnym usytuowaniem strategicznym, był słabo rozwinięty, typowy krajobraz stanowiły przeludnione wsie, w których blisko połowa gospodarstw miała nie więcej niż 2 hektary, a liczbę „ludzi zbędnych” stanowiących rezerwuar wolnej siły roboczej, szacowano na około 500 tysięcy osób. Forsowna industrializacja pod kuratelą państwa miała zmienić oblicze regionu.

Rząd rozpoczął budowę elektrowni wodnej w Rożnowie na Dunajcu, zapór w Porąbce i w Czchowie. Inwestowano w elektrownie cieplne i gazociągi, przede wszystkim zaś budowano zakłady przemysłowe, takie jak słynny kombinat w Stalowej Woli, fabryka kauczuku w Dębicy, zakłady lotnicze w Mielcu czy fabryka amunicji w Kraśniku i wytwórnia silników lotniczych w Rzeszowie. Rozbudowywano istniejące zakłady zbrojeniowe, na przykład w Starachowicach. Planowano i budowano nowoczesne osiedla robotnicze i kolonie dla inżynierów, którzy napływali w widły Wisły i Sanu z całego kraju.

Duch czasu zgodnie z planem

Atmosferę powstałą wokół budowy COP-u trafnie zinterpretował Adam Leszczyński: „Rozwój nie jest czymś, co nastąpi w nieokreślonej przyszłości: dzieje się już, teraz, na oczach reportera, dzięki dalekowzrocznej i ambitnej polityce rządu” [1]. Powstanie okręgu miało być pierwszym krokiem na drodze tej wielkiej przebudowy. Piętnastoletni plan inwestycyjny ogłoszony przez wicepremiera Kwiatkowskiego w Sejmie w grudniu 1938 roku zakładał kontynuację działań i był podzielony na pięć trzyletnich okresów. Planowano rozbudowę potencjału obronnego oraz infrastruktury komunikacyjnej, a w dalszej kolejności rozwój motoryzacji, urbanizację i reformę wsi. W długiej perspektywie przewidywano poprawę sytuacji oświatowej, kulturalnej i zdrowotnej ludności oraz wyrównanie dysproporcji między poszczególnymi częściami kraju. „Planowano” pozostaje tu słowem kluczowym – i to w podwójnym wymiarze.

Po pierwsze, planowanie na szeroką skalę oraz interwencjonizm państwowy wchodziły na scenę polskiej polityki i gospodarki wraz z zaczynającym święcić triumfy nowym etatystycznym paradygmatem. Zepchnął on z piedestału założenia liberalnej ekonomii, stawiającej na samoregulację, czy obecną jeszcze w latach 20. wśród części polskich konserwatystów niechęć do industrializacji. Eugeniusz Kwiatkowski jak wielu przedstawicieli elit krajów peryferyjnych w wieku XX, o których Adam Leszczyński pisze obszernie w książce „Skok w nowoczesność”, wypracował model modernizacji zacofanej gospodarki oparty na uprzemysłowieniu i urbanizacji, do których bodźcem miały być inwestycje państwowe prowadzone planowo na szeroką skalę. Miały one przeobrazić oblicze Polski z kraju rolniczego w kraj przemysłowo-rolniczy, zapewniający godne warunki pracy i wynagrodzenia. Opierało się to na jego diagnozie podrzędnego miejsca Polski w globalnym łańcuchu produkcji i koncepcji „państwa rozwojowego”, aktywnego w sferze społeczno-ekonomicznej. Ktoś mógłby powiedzieć – i słusznie – że już we wcześniejszych latach II RP władze aktywnie angażowały się w gospodarkę, były to jednak działania doraźne lub dotyczące wysp nowoczesności,  takich jak Górny Śląsk lub Gdynia. Do 1936 roku nie istniał projekt modernizacyjny zmierzający do przekształcenia struktury społecznej, ekonomicznej i politycznej, choć niekiedy zaangażowanie państwa przybierało pokaźne rozmiary – jak w przypadku bałtyckiego portu.

Po drugie, inwestycje państwowe projektowane przez Eugeniusza Kwiatkowskiego w dużej części pozostały tylko w sferze planów. Już pierwszą fazę realizacji Piętnastoletniego Planu Inwestycyjnego przerwał wybuch wojny w 1939 roku. Co prawda, w ostatnich latach II RP wzrost gospodarczy osiągnął zawrotne tempo ponad 10 procent rocznie, przypomnijmy jednak, że Polska startowała z niezwykle niskiego pułapu. Jeszcze w 1939 roku PKB na jednego mieszkańca nie osiągnęło poziomu z roku 1913 roku i nie przekroczyło połowy PKB na głowę w Europie Zachodniej. Nie wiadomo też, czy wzrost z końcówki lat 30. by się utrzymał. Historyk gospodarki Piotr Koryś twierdzi, że w 1939 roku proste rezerwy były już w dużej mierze wykorzystane, a na dodatek szybko mogłoby się ujawnić bariery finansowe w postaci wzrostu zadłużenia oraz inflacji [2]. Warto mieć to w pamięci, gdy przyjdzie nam po raz wtóry świętować powołanie COP-u, jak miało to miejsce w roku 2012, czy też słuchać demagogicznych słów prezydenta Dudy o wielkim rozwoju na miarę II RP. W miejsce tromtadrackich gestów o minionej potędze i planowaniu wielkich inwestycji nie do końca przystających do współczesności, warto zastanowić się na relacjami między sektorem państwowym i prywatnym oraz rolą, jaką ten pierwszy powinien odgrywać w przystosowaniu gospodarki do potrzeb pracowników/konsumentów czy wyzwań ekologicznych. Refleksja taka byłaby szczególnia przydatna w kraju, w którym państwo wycofało się z (nazbyt) wielu sfer życia, o czym pisaliśmy chociażby w Temacie Tygodnia poświęconym zbiorowemu transportowi. Ekonomiczne rozważania Eugeniusza Kwiatkowskiego o państwie aktywnym, które działa tam, gdzie inicjatywa prywatna „nie może, nie chce, lub działa ze szkodą społeczną”, mogłyby by być tutaj szczególnie inspirujące [3]. Może wówczas lepiej – jak marzył Tony Judt – miałby się kraj.

 

Przypisy:

[1] A. Leszczyński, „Skok w nowoczesność. Polityka wzrostu w krajach peryferyjnych 1943–1980”, Wydawnictwo Krytyki Politycznej, Warszawa 2013.
[2] P. Koryś, „The State as an Entrepreneur: Reorientation of the Economic Policy of the Republic of Poland in Late 1930s and the Development of State Capitalism”, „Ekonomia”, 4/2015.
[3] O refleksjach Eugeniusza Kwiatkowskiego ciekawie pisał Piotr Kaszczyszyn na stronach Klubu Jagiellońskiego.

 

Tekst powstał dzięki wsparciu finansowemu Fundacji Towarzystwa Dziennikarskiego „Fundusz Mediów”.