„Oni” [tytuł oryg. „Loro”] to kolejna już biografia polityczna w dorobku Paola Sorrentina, mierzącego się z władcami „Republiki cnót” [1]. W oddalonym o dekadę „Boskim” [2008], o którym nie sposób tutaj nie wspomnieć, reżyser szczegółowo wprowadzał odbiorcę w meandry kariery Giulia Andreottiego, który obok Berlusconiego, jest dzisiaj z pewnością najbardziej kontrowersyjną twarzą włoskiej sceny politycznej. „Boski Juliusz” był prominentnym członkiem powojennej, nielegalnej loży faszystowskiej Propaganda Due, która za cel wzięła sobie uniemożliwienie dojścia do władzy komunistom. „Wieki Silvio” również do niej należał.
W swoim najnowszym filmie twórca „Młodego papieża” [2016] informuje nas na samym początku o artystycznym, niedokumentalnym spojrzeniu na sylwetkę kontrowersyjnego premiera. Reżyser sugeruje, że powinniśmy traktować z odpowiednim dystansem część wydarzeń przedstawionych w fabule i zapowiada wprowadzenie postaci fikcyjnych na równi z prawdziwymi do swojego filmu. Takie informacje to z jednej strony zaskakująca asekuracja ze strony Sorrentina, niebojącego się zazwyczaj uwypuklić wstydliwych przywar swoich rodaków; z drugiej – być może znak, iż wszechmocny magnat medialny nadal ma w ojczyźnie dużo do powiedzenia, a artyści mają się czego bać. W kontekście dzisiejszych Włoch trudno mówić o jakiejś formie autocenzury, ale podglądając w filmie metody, jakimi posługuje się Berlusconi, nic nie jest ostatecznie pewne. Koniec końców, jeszcze przed pierwszym ujęciem, Sorrentino przekornie wrzuca na ekran ironiczną dewizę swej opowieści: „Wszystko udokumentowane. Wszystko arbitralne”.
Na tego typu ambiwalencji, między sarkazmem a powagą faktów, będzie budowana cała konstrukcja „Loro”. Wzięcie na warsztat ekstrawaganckiego celebryty, który przy okazji rządził krajem, wydaje się odważnym, ale i naturalnym krokiem w twórczości włoskiego reżysera. Sorrentino otwarcie przyznał, że ponownie chciał nakręcić film o rodakach, a Berlusconi to przecież doskonały archetyp tego, co „włoskie”, ucieleśnienie italian dream. Mimo powracających skandali na tle seksualnym i finansowym, polityk trzykrotnie stawał na czele rządu, co może być dowodem na specyficzną mentalność południowców, podziwiających charyzmatycznych przywódców. To przecież nie „On”, a właśnie „Oni” – jako obywatele decydujący o przyszłości swojego kraju przyczynili się poniekąd do stworzenia legendy Berlusconiego.
Stary papież
Trzeba od razu zaznaczyć, że „Kajman” włoskiej polityki nie jest w „Loro” postacią przedstawioną w złym świetle. Pozytywną także nie jest. „Nie możesz czegoś/kogoś mieć? Ale możesz to kupić” – wyzna bohater, którego charyzma jest w stanie przekonać nawet osobę z innego obozu politycznego. Berlusconi to nieuchwytna i wielowymiarowa figura, w której jak w soczewce skupia się trudna, powojenna przeszłość oraz złudne marzenia o stabilnej przyszłości Półwyspu Apenińskiego. Berlusconi wygrywa, bo zrodził się z pragnień swojego elektoratu, którego nie poucza. To jednocześnie człowiek z zasadami, ale bez zasad.
Dlatego Sorrentino zgrabnie wymyka się publicystycznemu wymiarowi na pozór płynącemu z jego dzieła, w którym tak dwuznaczną postać można by łatwo z góry poddać krytyce. Unika też stworzenia laurki, szkolnie streszczającej życiorys bohatera (vide „Wałęsa. Człowiek z nadziei” Wajdy) – taki pomysł na biografię polityka to od początku do końca największa zaleta „Nich”. Twórca „Młodości” [2015] przygląda się swojemu obiektowi zainteresowania z różnych stron, wydobywając zarówno jego najlepszą wersję siebie znaną z anegdot i medialnych doniesień, jak i ujawniając jego kompleks niższości, momenty słabości czy gniewu.
Fenomen Berlusconiego najlepiej wytłumaczyć (co czyni także Sorrentino), posługując się teorią człowieka wielu masek [3]. Zarówno tych przywdziewanych przezeń na potrzeby osiągania sukcesów, jak i tych nakładanych mu przez społeczeństwo. Jego teatrem jest polityka, która zasadami niewiele różni się od świata filmu, a jeszcze mniej telewizyjnego show. W filmie pojawiają się programy rozrywkowe z założonej przez Berlusconiego stacji Mediaset, która pomogła zamienić jego kampanie wyborcze w prawdziwy spektakl medialny. Kiedy atrakcyjna aktorka dzwoni do premiera w sprawie obiecanej roli w dużej produkcji, bohater odpowiada: „ co z moją rolą w polityce?”.
Porno z morałem
Struktura filmu jest równie złożona, jak jego protagonista. Stworzony jako ponad dwustuminutowy dyptyk pokazywany wyłącznie we Włoszech, „Loro” zostało ostatecznie skrócone aż o godzinę w światowej wersji kinowej. Niestety, stało się to z niekorzyścią dla samej dramaturgii dzieła, ponieważ wiele sekwencji składających się na typowe dla Sorrentina rozbudowane alegorie, zostaje ostatecznie brutalnie poucinanych bądź skróconych. Widoczne gołym okiem szwy łączące poszczególne sekwencje niekompletnego filmu, zmieniają go w chaotyczny zlepek kilku nowel o życiu szalonego męża stanu.
Sorrentino skupia się na okresie największych skandali polityka, domykając historię w roku 2009. By uczynić z Berlusconiego postać epicką, każe nam czekać na pojawienie się na ekranie sprawcy całego zamieszania prawie godzinę. W tym czasie poznajemy Sergia Morrę (Riccardo Scamarcio), zagorzałego wielbiciela i młodszą wersję Silvia. Włosi utożsamią jego bohatera z Gianpaolem Tarantinim, biznesmenem skazanym za pozyskiwanie dla Berlusconiego prostytutek. On, podobnie jak wielu Włochów (czy bardziej Włoszek, których różnorodne nastawienie do byłego premiera odzwierciedla nastroje całego narodu), pragnie za wszelką cenę wkroczyć do jego świata, zrobić odpowiednie pierwsze wrażenie i choć na chwilę wiedzieć, „jak trzeba żyć”. Dlatego organizuje wielki casting na najpiękniejsze kobiety całego Lacjum, by w wynajętej willi naprzeciwko sardyńskiej posiadłości Silvia, urządzić imprezę zdolną przyciągnąć jego uwagę.
Stopniowo poznajemy osoby z najbliższego kręgu Berlusconiego, siatkę politycznych i towarzyskich zależności, gdzie korupcja to podstawowe narzędzie negocjacji, a wszystko można załatwić przez łóżko. Z każdą sceną orgii, kreską kokainy i deszczem ecstasy coraz bardziej wyczekujemy – jak bohaterowie filmu – nadejścia króla tej filmowej imprezy, „king of my castle” (króla mojego zamku). Pojawiają się tu celebryci, ministrowie, biznesmeni i tłum kobiet – w tym ta jedna, sygnowana na wkrótce najważniejszą – zjawiskowa Kira (Kasia Smutniak). Na osobny tekst zasługuje fenomenalna główna rola Tony’ego Servilla, który jednym spojrzeniem, sztucznym uśmiechem czy szczerym zafrasowaniem, potrafi oddać każdy niuans i skrajność chaotycznej postaci Berlusconiego. Męska muza Sorrentina wznosi w tym filmie współpracę reżyser-aktor na poziom duetu Scorsese i De Niro.
Fenomen Berlusconiego najlepiej wytłumaczyć (co czyni także Sorrentino), posługując się teorią człowieka wielu masek – zarówno tych przywdziewanych przezeń na potrzeby osiągania sukcesów, jak i tych nakładanych mu przez społeczeństwo. Jego teatrem jest polityka, która zasadami niewiele różni się od świata filmu, a jeszcze mniej od telewizyjnego show. | Piotr Szczyszyk
All’italiana
Świetnie zarysowane wątki współpracowników Berlusconiego muszą w pewnym momencie w całości ustąpić głównemu bohaterowi – wprowadzonemu wprawdzie ekscentrycznie, ale bez polotu. Długo wyczekiwany moment nadejścia Berlusconiego okazuje się po prostu kolejną, bardziej dosłowną maską – reakcja widzów może wyglądać podobnie jak zgaszona mina Veroniki Lario (Elena Sofia Ricci), jego sfrustrowanej, bliskiej załamania nerwowego żony, skłonnej odbyć pieszą pielgrzymkę do Kambodży. Film od tego momentu będzie raz tracił, innym razem przybierał na tempie.
Sorrentino jednak wciąż, jak mało kto we współczesnym kinie, potrafi za pomocą szalonej inscenizacji wyrażonej (ponownie) pięknymi zdjęciami Luki Bigazziego, kapitalnego soundtracku i montażu skojarzeniowego, oddać ducha czasu, przełożyć na ekran najdziwniejsze wyobrażenia na temat słynnych „bunga-bunga”, ze zrozumieniem pochylić się nad bohaterem, a zarazem zobrazować wyuzdaną euforię oraz imprezę, jakiej nie widział nikt. Autor „Wszystkich odlotów Cheyenne’a” [2011] nie pierwszy raz okazuje się największym erudytą wtedy, kiedy opowiada wyłącznie obrazem. Musical, dramat obyczajowy, eksperyment i film polityczny w jednym – Włoch szafuje gatunkami, czyniąc z „Loro” współczesną, jeszcze bardziej podkręconą wersję „Rzymu” [1972]; w końcu o filmie mówi się jako „«Wilku z Wall Street» wyreżyserowanym przez Felliniego” [4].
Odbiór „Loro” we Włoszech był zapewne równie podzielony, co opinie na temat kontrowersyjnego polityka. Dziwi na pewno fakt pominięcia tytułu na festiwalach w Cannes i rodzimej Wenecji, a premierę zaplanowano dopiero na wrześniowe Toronto. Może to być kwestia szacunku reżysera do własnej widowni – priorytetem okazały się pokazy wydłużonej wersji dostępnej tylko we włoskich kinach, nie zaś prestiżowe imprezy filmowe.
Tony Servillo potrafi jednym spojrzeniem, sztucznym uśmiechem czy szczerym zafrasowaniem oddać każdy niuans i skrajność chaotycznej postaci Berlusconiego. Męska muza Sorrentina wznosi w tym filmie współpracę reżyser-aktor na poziom duetu Scorsese i De Niro. | Piotr Szczyszyk
„Loro” z pewnością wpisze się w emploi Sorrentina jako tytuł niejednoznaczny, przypuszczalnie najodważniejszy. Znajdziemy tu zarówno oryginalny symbolizm, przypominający środki zastosowane w „Młodości”, jak i ostre wymiany zdań znane z „Boskiego”, czy wreszcie huczne imprezy i montażową maestrię rodem z „Wielkiego piękna”. Ponadto artysta sięga po tony stricte melancholijne, by nie powiedzieć, patetyczne. W zaskakującej końcówce filmu – całkowicie odmiennej od reszty pod względem stylistycznym – zadłużony w barokowej stylistyce Sorrentino pochyla się nad Włochami z innego świata (dosłownie: z innej klasy społecznej), a mimo to pozostaje spójny ze swą wizją. O tak nagłej zmianie tonu decydują sceny reakcji Silvia na klęskę żywiołową – moment decydujący dla każdego wysoko postawionego polityka. Kiedy Silvio we własnej osobie przybywa do zniszczonej trzęsieniami ziemi Abruzji, jedynie umacnia swoją popularność przez troskę okazaną ofiarom przed kamerami. Wilk syty i metaforyczna owieczka (występująca w prologu) zdaje się cała. Nie zmienia to jednak faktu, że po kolejnym zdobyciu przez Niego władzy, Oni ostatecznie popadają w ruinę.
Przypisy:
[1] Wypowiedź Berlusconiego odpierającego zarzut prokuratora o korzystanie z usług nieletniej prostytutki.
[2] Wypowiedź pochodzi z rozmowy podczas festiwalu filmowego w Cannes w 2017 roku, gdzie reżyser zasiadał w jury konkursu głównego.
[3] Erving Goffman, „Człowiek w teatrze życia codziennego”, Warszawa 2011.
[4] Źródło: https://cine-vue.com/2018/09/toronto-2018-loro-review.html
Film:
„Oni”, reż. Paolo Sorrentino, Francja–Włochy 2018.