„Faworyta” czekała na realizację 20 lat – napisana w 1989 roku przez nieznaną wtedy jeszcze nikomu Deborę Davis, funkcjonowała pierwotnie jako sztuka radiowa. Producenci filmu, zachwyceni „Kłem” [2009], zaproponowali greckiemu reżyserowi realizację scenariusza, który w ich założeniu miał wkrótce stać się jego anglojęzycznym debiutem. Lanthimos jednak musiał poświęcić więcej czasu temu projektowi. Chciał przede wszystkim zmniejszyć ciężar polityczny opowieści, uwypuklić postacie trzech kobiet oraz dostosować historię do własnego, charakterystycznego stylu. Do współpracy zaprosił australijskiego scenarzystę Tony’ego McNamarę, który wzbogacił historię o czarny humor. Lanthimos tym razem pracował nad gotowym scenariuszem, którego wyjątkowo nie przygotował jego stały współpracownik Efthimis Filippou, nazywany ojcem greckiej nowej fali. To prawdopodobnie jeden z powodów, dla których „Faworyta” nie jest w żadnym fragmencie hermetyczna, lecz okazuje się jednym z najbardziej przystępnych filmów nakręconych do tej pory przez greckiego reżysera.
Arthousowe rytuały władzy
Lanthimos z powodzeniem przenosi typową dla „greckiej nowej fali” dziwność z dotychczas eksploatowanej i nadużywanej przez niego przestrzeni językowej (typowej dla scenariuszy Filippou) w sferę wizualną. Świadczy to o dużej dojrzałości i wrażliwości reżyserskiej, dzięki której twórcę nie bez powodu przyrównuje się do Stanleya Kubricka [„Barry Lyndon”, 1975] czy Petera Greenawaya [„Kontrakt rysownika”, 1982]. We wcześniejszych filmach Lanthimosa widzowie musieli przebijać się nie tylko przez niezrozumiałe i ciężkostrawne meandry zawiłej fabuły, ale również pokłady surowej estetyki typowej dla kina arthousowego. Tym razem otrzymujemy dość czytelną opowieść o bezkompromisowym dążeniu do władzy, ubraną w ekscentryczne szaty filmu kostiumowego. Taka konstrukcja doskonale oswaja obecną od zawsze u Lanthimosa dziwaczność, która zaczyna być wreszcie usprawiedliwiona, odnajduje uzasadnienie w osobliwym stylu życia XVIII-wiecznych elit. Efekt niesamowitości potęgowany jest również przez ciekawą pracę kamery, która często w „Zabiciu świętego jelenia” przyjmowała żabią perspektywę. Natomiast w „Faworycie” wiele scen nakręcono przy pomocy tak zwanego rybiego oka (typ obiektywu szerokokątnego), który jeszcze bardziej wykrzywia samą w sobie koślawą rzeczywistość przedstawioną w filmie. Uświadamia nam to, że bohaterki zamknięte są w filmowej przestrzeni niczym ryby w akwarium lub ulubione zwierzęta królowej – króliki w klatce.
Filmowa historia przypomina do złudzenia karierę samego Lanthimosa, który niczym Abigail, tytułowa faworyta, przechodzi zadziwiającą metamorfozę. | Andrzej Marzec
Władza oraz jej specyficzne karykaturalne rytuały właściwie od samego początku filmowej przygody Lanthimosa należą do najbardziej fascynujących i najmocniej prześladujących go tematów. Jednak do tej pory reżysera interesowały głównie dramatyczne losy ofiar systemu. Jego filmy pełne są ludzi poruszających się z niezwykłym trudem po nałożonym na nich przemocą, opresyjnym i dziwacznym porządku symbolicznym lub bohaterów, którzy beznadziejnie, niemalże na oślep (w „Lobster”) pragną się z niego wydostać. „Faworyta” mówi o tym samym co pozostałe obrazy greckiego reżysera, ale radykalnie zmienia perspektywę, co przekłada się na szeroki odbiór oraz sukces filmu. Lanthimos doszedł nie bez powodu do wniosku, że widzowie być może nie lubią oglądać na dużym ekranie samych ofiar władzy, od samego początku przegranych, nieustannie nadzorowanych bohaterów znajdujących się w sytuacji bez wyjścia, którzy zbyt mocno przypominają nas samych. Od wieków najbardziej ekscytujące i budzące największe emocje wydaje się podglądanie życia władzy, wraz z jej codziennymi dziwnymi rytuałami (tak między innymi można wyjaśnić kasowy sukces „Kleru” Wojciecha Smarzowskiego w Polsce).
Pastisz intelektualisty
Lanthimos, decydując się na kręcenie filmu kostiumowego, zrobił zdecydowany krok w stronę szerokiej publiczności, co od samego początku wydawało się ryzykownym, by nie powiedzieć kontrowersyjnym, posunięciem. Najważniejsze jest zaś to, że reżyser nie utracił przy tym wyrazistego, trudnego filmowego charakteru, lecz raczej zainfekował swoimi pomysłami kulturę popularną. Porządek symboliczny, nadmiar słów, system nakazów i zakazów, które krępowały do tej pory bohaterów jego filmów, zostały zastąpione ornamentem. Gorsety, bryczesy, peruki, dziwaczny makijaż oraz cały szereg utrudniających poruszanie się ubrań są oznaką statusu społecznego ich nosicieli, świadczą o miejscu w hierarchii, ale jednocześnie czynią z nich pośmiewisko, tworzą komiczny spektakl.
Lanthimos doszedł nie bez powodu do wniosku, że widzowie być może nie lubią oglądać na dużym ekranie samych ofiar władzy, od samego początku przegranych, nieustannie nadzorowanych bohaterów znajdujących się w sytuacji bez wyjścia, którzy zbyt mocno przypominają nas samych. | Andrzej Marzec
„Faworyta” skupia się na losach trzech kobiet: kapryśnej, zazdrosnej i schorowanej królowej (Olivia Colman) oraz dwóch walczących ze sobą o tytuł jej faworyty bohaterek – księżnej Marlborough (Rachel Weisz), która posiada ustaloną w hierarchii pozycję, oraz młodej, zdolnej do wszystkiego Abigail Hill (Emma Stone). We wcześniejszych filmach Lanthimosa główni bohaterowie najczęściej chcieli po prostu uciec władzy, znikając zarazem z pola widzenia, osuwając się poza granice przedstawialnego. Tymczasem w „Faworycie” po raz pierwszy zauważamy odwrotny ruch, czyli konsekwentne i zdeterminowane pragnienie Abigail, by dostać się do wyższych sfer, dla których początkowo w ogóle nie istnieje. Grecki reżyser odwraca kolejność wydarzeń, do której przez lata zdążył nas przyzwyczaić, i pokazuje nam przemocową rodzinno-królewską strukturę od strony wejścia. Parodia życia dworskiego dotyka również samego Lanthimosa, który dokonuje pastiszu własnego, przeintelektualizowanego i zazwyczaj wyniosłego, kina. W „Faworycie” znajdziemy przynajmniej dwa autocytaty z „Kła”. Pierwszy z nich to moment, w którym Abigail uderza się bezlitośnie w twarz książką, aż z jej czoła tryska krew, co w konsekwencji sprawia, że zyskuje sympatię oraz przychylność królowej. W „Kle” widzieliśmy scenę o podobnym ładunku emocjonalnym, gdy starsza córka (Aggeliki Papoulia) chciała pozbyć się zęba po to, aby osiągając dojrzałość, opuścić dom ojca. Abigail powtarza ten gest tylko po to, by przeniknąć do hierarchicznej struktury, stać się częścią sadomasochistycznej wspólnoty, która pozwala jej zaistnieć.
Drugi cytat stanowi scena dziwacznego, dzikiego, nieprzewidywalnego tańca księżnej Marlborough, za który królowa natychmiast ją karci i przywołuje do porządku. To jeden z niewielu momentów dowolności, braku skrępowania nakazami i zakazami, czy wręcz chwila, w której bohaterki same postanawiają tworzyć reguły swojego postępowania, zamiast za nimi ślepo podążać. Dwie córki w „Kle”, tańczące podobny ekstatyczny, subwersywny taniec, wciąż jeszcze wierzą, że zawieszenie prawa lub wyjście poza nie jest możliwe lub godne pragnienia. W „Faworycie” wszyscy bohaterowie chcą wejść do przestrzeni prawa, gdyż zdają sobie sprawę z tego, że poza nim nie ma przestrzeni na indywidualizację, istnieje jedynie błoto – kałuża niejednostkowego, nagiego życia (w przeciwieństwie do życia kostiumowego), które nie posiada znaczenia, dlatego w każdej chwili można je zakończyć. Być może najbardziej interesujące w „Faworycie” są te przestrzenie, w których prawo nie działa: znajdujące się poza pałacem błota, pole bitwy czy też dom publiczny, do którego przypadkiem trafia księżna Marlborough. Te wszystkie miejsca uciekają nam sprzed oczu, stają się nieprzedstawialne, podobnie jak prawdziwa miłość w „Lobsterze”, która umyka wzrokowi, nie da się jej zobaczyć czy zapanować nad nią. Lanthimos pokazuje w swoich filmach, że instytucje co prawda dają nam poczucie bezpieczeństwa, ale równocześnie odbierają nam ekstatyczną wolność, niebezpieczny, lecz pociągający żywioł życia, który ujawnia się w tańcu księżnej Malborough. Reżyser tym razem koncentruje się całkowicie na pragnieniu wejścia w hegemoniczną sferę uprzywilejowaną. Można je spełnić przez przypodobanie się królowej – słowami (wkupieniem się w jej łaski) oraz czynami (aktem seksualnym).
Parodia życia dworskiego dotyka również samego Lanthimosa, który dokonuje pastiszu własnego przeintelektualizowanego i zazwyczaj wyniosłego kina. | Andrzej Marzec
Oscarowy dwór królowej
Warto dodać, że filmowa historia przypomina do złudzenia karierę samego Lanthimosa, który niczym Abigail, tytułowa faworyta, przechodzi zadziwiającą metamorfozę. Pojawia się nagle, można powiedzieć znikąd, rozpoczyna jako kinematograficzny enfant terrible, tworzy obrazy, które fascynująco szokują, brzydzą i odpychają, by w krótkim czasie porzucić pogrążoną w ekonomicznych długach Grecję, trafić na filmowe, międzynarodowe salony i zachwycić sobą szeroką publiczność (10 nominacji do Oscarów). Lanthimos pokazuje, że transgresja nie jest wcale sposobem na opuszczenie z porządku symbolicznego, wręcz przeciwnie – pozwala nam jeszcze mocniej się w nim umocować. Podobnie jak ruchome piaski lub bagno, im mocniej się ruszamy, tym mocniej zapadamy się w pochłaniającą nas strukturę. Gala wręczenia Oscarów do złudzenia przypomina dwór królowej, w której XVIII-wieczne kostiumy zostają zastąpione nie mniej dziwacznymi, lecz podobnie krępującymi ruchy współczesnymi kreacjami wieczorowymi.
Wydawało się przez chwilę, że Lanthimos jako twórca kina niezależnego chciał wyjść poza granice klasycznie rozumianego kina. Jednak jego hermetyczna estetyka i niezrozumiały styl paradoksalnie pomogły mu dostać się na salony, gdzie nagrody, podobnie jak królewskie zaszczyty, rozdaje bardzo kapryśne i nieprzewidywalne jury, któremu „Faworyta” nieśmiało, lecz konsekwentnie się podlizuje. Pozostaje zapytać, co znajduje się poza hierarchicznym porządkiem gali, w miejscu, którego oscarowe gremium nie jest w stanie dostrzec? Odpowiedź jest prosta: to, czego prawdopodobnie większość z nas nie chciałaby lub nie potrafiłaby oglądać…
Film:
„Faworyta” (The Favourite), reż. Giorgos Lanthimos, Irlandia–USA–Wielka Brytania 2018.