W pierwszym ujęciu „Russian Doll” Nadia Vulvokov (Natasha Lyonne) spogląda prosto w obiektyw kamery, który po chwili okazuje się lustrem. Bohaterka znajduje się w toalecie loftu na Manhattanie. W tle słyszymy stłumione odgłosy imprezy z okazji 36. urodzin Nadii oraz pierwsze wersy radosnej piosenki Harry’ego Nilssona „Gotta Get Up”. Na drzwiach widać jasnoniebieską, rozświetloną od środka, dziwaczną ozdobę, przypominającą otwierający się portal do innej rzeczywistości. Klamka ma kształt rewolweru. Ktoś puka do drzwi. Wszystkie szczegóły tej otwierającej cały serial sceny są istotne, ponieważ jeszcze wielokrotnie do niej powrócimy, a utwór „Gotta Get Up” bezpowrotnie zagnieździ się w naszych głowach. Wkrótce okaże się, że Nadia, podobnie jak bohaterowie „Dnia Świstaka”, „Na skraju jutra” czy „Kodu nieśmiertelności”, została uwięziona pewnego rodzaju pętli czasowej. Poszukując swojego zagubionego kota, zostanie potrącona przez samochód, jednak będzie to tylko pierwsza z serii tragicznych, slapstickowych i zawsze zaskakujących śmierci głównej bohaterki. Po każdej z nich Nadia ponownie stanie przed lustrem, patrząc sobie i widzom prosto w oczy.

„Gotta get home before the morning comes…”

Temat podjęty przez autorki „Russian Doll” – Natashę Lyonne, Leslye Headland oraz Amy Poehler – na pierwszy rzut oka może wydawać się dość ograny. Śledziliśmy już losy wielu bohaterów uwięzionych w rozmaitych metaforycznych pętlach, starających się dotrzeć do źródła swojego niecodziennego problemu. To temat stary jak samo science-fiction. Scenarzystkom „Russian Doll” udało się jednak odnaleźć świeżą interpretację tego dobrze znanego motywu. Już sama główna bohaterka sprawia, że jej egzystencjalne śledztwo nie przypomina żadnego innego.

Nadia, z charakterystyczną burzą włosów i nieodłączną chrypką, z którą wyrzuca z siebie całe serie ironicznych wypowiedzi, podchodzi do swojego problemu z dużą dozą dystansu. Jednocześnie działa metodycznie i po kolei eliminuje kolejne teorie objaśniające jej problem. Czy to kwestia skręta z domieszką kokainy, którego wypaliła na początku imprezy? Czy cały budynek, który kiedyś był jesziwą, jest nawiedzony? Czy jest martwa i to jej osobiste piekło? Czy łazienka, w której dokonuje się restart, to jakiś portal do innego wymiaru? Czy to kolejna wariacja na temat „Gry” Davida Finchera, w której Nadia odgrywa rolę Michaela Douglasa? Czy znajomość programowania gier komputerowych pomoże Nadii w rozwikłaniu zagadki błędu systemu pojawiającego się w jej rzeczywistości? Serial roztacza przed widzami szerokie pole potencjalnych interpretacji, nie udzielając jednoznacznych odpowiedzi.

„What if I’m late, gotta big date…”

„Russian Doll” składa się z ośmiu niespełna półgodzinnych odcinków – idealna długość, żeby zaintrygować widza, wciągnąć go w świat przedstawiony i zakończyć opowieść w takim momencie, który pozostawia dojmujące poczucie niedosytu. Serial Netflixa szanuje nasz czas i każdy epizod trwa dokładnie tyle, ile powinien, a scenarzystki wraz z reżyserkami wypełniają go znaczeniami i ukrytymi detalami, dzięki którym fani serialu będą mieli o czym dyskutować aż do premiery kolejnego sezonu. „Russian Doll” to z jednej strony klasyczny serial-zagadka, zachęcający do obsesyjnego, analitycznego trybu odbioru dzieła, który zakłada, że całość można rozwikłać niczym rebus. Z drugiej strony produkcja Netflixa zgrabnie unika licznych pułapek czyhających na fabuły tego rodzaju, stawiając na bohaterów. „Russian Doll” to pełna empatii opowieść, w której nawet drugoplanowe postacie sprawiają wrażenie prawdziwych ludzi, wiodących niezależne, pozakadrowe życie. Widzom, którym mechanizmy pętli czasowych i tropienie zakamuflowanych wskazówek nie spędza snu z powiek, serial oferuje ciekawych bohaterów, pogłębianych z każdym kolejnym odcinkiem. „Russian Doll” to narracyjny labirynt, przez który biegnie także wyrazista, emocjonalna nić.

Widzom, którym mechanizmy pętli czasowych i tropienie zakamuflowanych wskazówek nie spędza snu z powiek, serial oferuje ciekawych bohaterów, pogłębianych z każdym kolejnym odcinkiem. „Russian Doll” to narracyjny labirynt, przez który biegnie także wyrazista, emocjonalna nić. | Karol Kućmierz

„Gotta get home before the sun comes up…”

„Russian Doll” to mieszanka gatunkowo-estetyczna, w której świetnie wyważono wszystkie elementy. To imponujące, szczególnie biorąc pod uwagę zwięzłość całego serialu. Scenariusz z odpowiednią częstotliwością dozuje kolejne części układanki i zwroty akcji, jednocześnie uzupełniając luki w historiach głównych bohaterów. Serial płynnie przechodzi od czarnej komedii, opartej na niespodziewanych zgonach i wymianie błyskotliwych dialogów, do emocjonalnego, introspektywnego dramatu, wplatając w to wszystko momenty filozofującego science-fiction i wieloznaczne wizualne metafory. To także popis w zakresie montażu, zdjęć i reżyserii. W serialu możemy znaleźć jedno z najbardziej kreatywnych zastosowań podzielonego ekranu, który jest ściśle zintegrowany z opowiadaną historią i rezonuje na wszystkich możliwych poziomach: estetycznym, narracyjnym oraz emocjonalnym. Niemal każda śmierć Nadii to dopracowana w najmniejszych szczegółach perełka. Za każdym razem twórcy są w stanie nas zaskoczyć, a kiedy pierwszy szok mija, pozostaje pokiwać głową i stwierdzić, że przecież można się było tego spodziewać. Natasha Lyonne trafiła w końcu na rolę na miarę swoich ogromnych możliwości i rozświetla każdą scenę swoją obecnością.

„Up and away, got a big day…”

Jednak o czym właściwie jest „Russian Doll”? Odpowiedzi na to pytanie może być wiele, co tylko potwierdza, jak przemyślany jest to serial. Możemy go potraktować jako metaopowieść o powtarzalności wszelkich narracji, entropii i jedynym możliwym zakończeniu, jakim jest śmierć. „Russian Doll” mówi także o wyborach, które mają fundamentalny wpływ na przebieg życia jednostki, nawet jeśli ta nie zdaje sobie z tego sprawy. O przemijaniu, godzeniu się ze stratą i przeszłością, żeby móc pójść dalej. O empatii dla drugiego człowieka, którą coraz trudniej w sobie znaleźć, gdy rzeczywistość późnego kapitalizmu skłania do patrzenia także na relacje międzyludzkie w kategoriach zysków i strat.

Na szczęście „Russian Doll” nie prawi nam morałów, chociaż niewątpliwie jest to serial zainteresowany moralną kondycją człowieka, jakkolwiek górnolotnie to brzmi w kontekście czarnej komedii dotyczącej pętli czasowych. W tym aspekcie serial przypomina sitcom „Dobre miejsce”, w którym złożone koncepcje filozoficzne zostają podane w przystępnej, pełnej humoru formie. W „Russian Doll” wszystkie poważniejsze tematy przewijają się przez cały serial mimochodem, można je podjąć, ale nie jest to konieczne, żeby czerpać przyjemność z oglądania. Podobnie jak matrioszka, do której odnosi się tytuł, „Russian Doll” skrywa w sobie możliwość, żeby zajrzeć pod powierzchnię. To, jak głęboko dotrzemy, zależy tylko od naszej inicjatywy.

„Sorry can’t stay, I gotta run, run, yeah…”

Premiera „Russian Doll” trafiła w ciekawy moment, w którym twórcy seriali próbują za pomocą nowych narzędzi streamingowych flirtować z interaktywnością czy formatem w stylu „wybierz swoją własną przygodę”. Niedawno pod banerem antologii „Czarne Lustro” mieliśmy do czynienia z filmem „Bandersnatch”, w którym widzowie w odpowiednich momentach wybierali jedną z dwóch dostępnych ścieżek, kierując w ten sposób poczynaniami bohatera i przebiegiem fabuły. Widz nie ma wpływu na narrację w „Russian Doll”, ale serial również nawiązuje do struktury gier komputerowych, a nieustanne powracanie do określonego punktu, żeby odkryć tę jedną drogę czy sekwencję, która pozwoli przejść dalej, nie umierając, to doświadczenie znajome wszystkim graczom.

Nieprzypadkowo główna bohaterka serialu tworzy gry komputerowe i w jednej scenie wspomina o umieszczaniu w nich ukrytych treści [easter eggs], których w „Russian Doll” także znajdziemy bardzo wiele. W serialu powtarza się też charakterystyczne ujęcie: kamera zostaje umiejscowiona tuż za plecami Nadii, która przygląda się otaczającej ją przestrzeni jakby rozpościerały się przed nią różne możliwości do wyboru.

Przewaga serialu Natashy Lyonne, Leslye Headland i Amy Poehler nad próbami w rodzaju „Bandersnatch” polega na tym, że powiązanie z grami to jeden z wielu elementów całości, a fabuła serialu to nie tylko intelektualne ćwiczenie, ale opowieść z krwi i kości, z wyrazistymi bohaterami i podróżą emocjonalną. Ponadto kwestia wyboru w „Russian Doll” nie sprowadza się wyłącznie do dwóch alternatywnych ścieżek, ale do całego spektrum możliwych decyzji, których konsekwencje nie są wcale oczywiste. Serial na każdym kroku daje nam odczuć wagę decyzji podejmowanych przez bohaterów i związane z nimi komplikacje.

Podobnie jak matrioszka, do której odnosi się tytuł, „Russian Doll” skrywa w sobie możliwość, żeby zajrzeć pod powierzchnię. To, jak głęboko dotrzemy, zależy tylko od naszej inicjatywy. | Karol Kućmierz

„Gotta get home, pick up the phone, I gotta let the people know I’m gonna be late…”

To, co pozwala wyróżnić „Russian Doll” spośród podobnych propozycji filmowych czy telewizyjnych, to odpowiednie przesunięcie pewnych kluczowych akcentów. Tam, gdzie spodziewalibyśmy się, że tajemnica u źródeł serialu będzie najważniejsza, okazuje się, że nie jest ona celem samym w sobie. Potencjalny wątek miłosny okazuje się czymś zupełnie innym i znacznie ciekawszym. A kiedy już nam się wydaje, że wiemy, dokąd zmierza cała historia, serial nagle zbacza z obranego kursu. Nie bez znaczenia pozostaje też fakt, że scenarzystkami i reżyserkami „Russian Doll” są wyłącznie kobiety, co sprzyja przełamywaniu stereotypów – na przykład poprzez obsadzanie mężczyzn w zwyczajowo żeńskich, drugoplanowych rolach. Wszystkie te elementy sprawiają, że serial oferuje całkiem nową perspektywę na opowieść, którą znamy przede wszystkim z męskiego, skoncentrowanego na akcji punktu widzenia. Dzięki temu znajomy temat zyskuje wrażenie świeżości.

Nawet jeśli nigdy się nie dowiemy, co spowodowało pętlę czasu, w której znalazła się Nadia – i lepiej, żeby tak się właśnie stało, bo jakiekolwiek wyjaśnienie grozi rozczarowaniem – wciąż mamy do czynienia ze świetnym serialem. Przykład „Russian Doll” pokazuje, że w ślad za ekscytującym pomysłem wyjściowym musi iść solidne rzemiosło oraz świeże spojrzenie. Inaczej twórcy mogą wpaść w innego rodzaju pętlę – powielania stereotypów i utartych schematów fabularnych w służbie powierzchownych przyjemności.

 

Serial:

„Russian Doll”, twórczynie: Natasha Lyonne, Leslye Headland, Amy Poehler. Stany Zjednoczone 2019.