Szanowni Państwo!

W ciągu ostatnich trzech lat poświęcono wiele czasu na dyskusje o wyborczych konsekwencjach wprowadzenia przez PiS programu Rodzina 500+. Zastanawiano się nad tym, do jakiego stopnia zapewnia on poparcie partii rządzącej. Mniej wrażliwi przedstawiciele środowisk opozycyjnych mówili, że partia Jarosława Kaczyńskiego kupuje w ten sposób głosy. Zastanawiano się także nad tym, w jaki sposób opozycja powinna zareagować na 500+: zlikwidować, zmodyfikować, zostawić bez zmian?

Ze względu na związane z tematem wielkie emocje polityczne oraz logikę bieżącej potyczki partyjnej, mniej uwagi poświęcano dotąd wpływowi działań PiS-u na polskie społeczeństwo oraz na przyszłość polityki społecznej.

W „Kulturze Liberalnej” pisaliśmy, że skutkiem polityki społecznej partii rządzącej będzie druga fala prywatyzacji. Jak przekonywał Łukasz Pawłowski, PiS nawołuje do solidarności i centralizuje władzę, ale przyjęty przez rząd model polityki społecznej sprzyja indywidualizmowi: „grube miliardy złotych trafiają do kieszeni Polaków po to, żeby na rynku mogli sobie kupić usługi, których nie jest im w stanie dostarczyć państwo”. W tym sensie 500+ to „plaster przykrywający niewydolność państwa”.

Paweł Kowal napisał niedawno w „Rzeczpospolitej”, że program Rodzina 500+ to w pewnym sensie koniec polityki społecznej w naszym kraju. Za nim poszły pomysły takie jak trzynasta emerytura czy wyprawka szkolna i kiedy myślimy dzisiaj o polityce społecznej, od razu przychodzi do głowy transfer pieniężny.

Transfer tego rodzaju może budować więź między wyborcą a partią rządzącą, co PiS w pełni odkryło chyba dopiero z czasem. Program Rodzina 500+ był z początku reklamowany jako odpowiedź na problemy demograficzne. Można powiedzieć, że likwidacja skrajnego ubóstwa wśród dzieci była jego produktem ubocznym i dopiero z czasem program zaczęto przedstawiać jako służący do walki z biedą. Zgodnie z taką logiką, jak pisał na stronach „Nowej Konfederacji” Stefan Sękowski, PiS nie mogło spełnić żądań strajkowych nauczycieli, ponieważ podwyżkę płacy otrzymuje się za pracę, co nie rodzi poczucia wdzięczności wobec władz, jak w przypadku zależnego od uznania transferu celowego.

Na inny problem zwrócił uwagę Grzegorz Sroczyński w niedawnej rozmowie z „Kulturą Liberalną”. Jak mówił dziennikarz, w konsekwencji polityki społecznej PiS-u lewicowa agenda, która „polegałaby na bardzo mocnym wołaniu o jakość usług publicznych w Polsce”, nie ma dzisiaj siły przebicia. Zdaniem Sroczyńskiego program Rodzina 500+ „daje alibi wszystkim siłom politycznym, żeby opędzić tak zwaną agendę równościową. Natomiast usługi publiczne są kompletnie zapuszczone”.

W aktualnym numerze wracamy do pytania o to, co zmienia się w społeczeństwie w konsekwencji realizowania modelu polityki społecznej przyjętego przez PiS. Jak pisze Łukasz Pawłowski, chociaż 500+ ma charakter stosunkowo uniwersalny (gdy wziąć pod uwagę rodziny, które mają dzieci), to środki przekazane w programie umożliwiają zrealizowanie tylko części potrzeb społecznych. Jeśli edukacja czy transport publiczny będą niedofinansowane, ludzie będą uciekać do sfery usług prywatnych.

Jednak, po pierwsze, system prywatny jest dobry dla wybranych, którzy mają dużo pieniędzy. Po drugie, polityka transferów, które nie przekładają się na dobrej jakości usługi publiczne, może doprowadzić do reakcji ze strony klasy średniej i odwrócenia dotychczasowej polityki społecznej. Wreszcie, po trzecie, taki model polityki społecznej podtrzymuje dystans między obywatelem a państwem, bo choć formalnie zmniejsza nierówności, to nie buduje wspólnych instytucji.

Politykę społeczną PiS-u komentuje w rozmowie z Łukaszem Pawłowskim senator Marek Borowski: „Stoimy przed wyborem: 500+ na pierwsze dziecko i dla wszystkich albo pełna dostępność bezpłatnych żłobków i przedszkoli”. Borowski zwraca uwagę, że transfery pieniężne poprawiają sytuację indywidualną obywateli, ale jeśli człowiek zachoruje, to 500 złotych nie wystarczy na leczenie. Wówczas potrzeba sprawnego systemu opieki zdrowotnej.

O znaczeniu programów społecznych PiS-u dla polskiej wsi mówi w rozmowie z Jakubem Bodzionym oraz Łukaszem Pawłowskim profesor Maria Halamska. Jak przekonuje socjolożka, polityka rządu „utrzymuje wieś w bezruchu i obojętności wobec wyzwań rozwojowych”. Halamska jest zdania, że „Polska klasa średnia haruje od rana do nocy, bo ma nadzieję na awans, przynależność do grupy, która ma lepsze życie. A teraz kiedy widzą osobę, która nie podejmuje takiego wysiłku, a może sobie pozwolić na bardzo podobny standard życia, który oni zdobyli dzięki swojej pracy, czują się oszukani”.

Transfery pieniężne poprawiły sytuację finansową znacznej grupy osób. To wartościowa zmiana, dlatego redukowanie znaczenia polityki PiS-u do „kiełbasy wyborczej” albo mitologizowanie wysiłków klasy średniej na rzecz poprawy własnego statusu nie wydaje się roztropne – w demokracji każdy zasługuje na godne życie, co nie powinno być przedmiotem zawiści.

W polityce państwa istnieje natomiast niepokojąca tendencja do spychania problemów społecznych do sfery prywatnej. Dlatego kiedy spojrzeć na całość obrazu, trudno powiedzieć, że PiS naprawdę buduje Polskę solidarną.

Zapraszamy do lektury!

Redakcja „Kultury Liberalnej”