W ubiegłą środę Paul Donovan nagrał podcast, w którym odniósł się do rosnącej inflacji w Chinach i szalejącego tam afrykańskiego pomoru świń. Gdyby, omawiając te zjawiska, użył zwyczajowego żargonu ekonomicznego, podał procenty, zatroskał się słupkami giełdowymi i zasypał garściami cyferek, pewnie pies z kulawą nogą by się nie zainteresował, co myśli i co przepowiada. Donovan jednak wkroczył na grząski dla bankierów grunt i komentując wpływ ASF na globalną gospodarkę, sięgnął po pewną figurę retoryczną. „Czy to ma znaczenie? Ma, jeśli jesteś chińską świnią. Ma, jeśli lubisz jeść wieprzowinę w Chinach. Ale nie ma większego znaczenia dla reszty świata”. Dodał jeszcze, że Chiny nie są eksporterem żywności, więc chińskie kłopoty z ASF nie będą miały bezpośredniego przełożenia na globalną gospodarkę.

Kilka godzin później Donovan dowiedział się, że właśnie popełnił błąd swojego życia. Słowa „chińska świnia” Chińczycy odebrali jednoznacznie i personalnie. Ekonomista wprost porównał ich do świń i zdeptał uczucia narodu chińskiego. Zdanie, które w oryginale i zamyśle odnosiło się hekatomby pogłowia i do niesprecyzowanych etnicznie miłośników wieprzowiny rezydujących w Chinach, w tłumaczeniu na język chiński zmieniło się w czystą obelgę. Gdyby tłumacz inaczej zbudował kluczową frazę, „chińska świnia” nie zabrzmiałaby personalnie, a jedynie… zwierzęco. Niestety czyjś brak refleksji sprawił, że brytyjski ekonomista został uznany za ohydnego rasistę otwarcie poniżającego obywateli Chin.

Chiński internet w takich chwilach zmienia się w pulsujący wolnością słowa ocean myśli i poglądów. Słowa Donovana przytoczono, rozpowszechniono i potępiono, oczywiście przypomniano wojny opiumowe i ówczesne świńskopochodne obelgi, którymi Brytyjczycy hojnie obrzucali Chińczyków. Oburzenie szybko wyraziły oficjalne media i kilka państwowych koncernów. Podcast szybko zniknął ze strony banku, Donovan oficjalnie przeprosił za wygłoszenie (bez żadnych złych intencji, ale kulturowo niewłaściwych) słów, a pracodawca wysłał go na urlop. Przeprosiny jednak okazały się zbyt małym zadośćuczynieniem w porównaniu do wagi przewinienia. Kilka dni później mimo dwojenia się i trojenia przedstawicieli banku w przeprosinach państwowy moloch kolejowy China Railway Construction Corporation ogłosił, że zrezygnował z usług UBS przy swoich międzynarodowych transakcjach.

Kontekst jest najważniejszy – to wie każdy czynny tłumacz. To samo słowo może być pieszczotliwe, jak i obraźliwe. Zakochani mogą się do siebie zwracać per „świnko”, ale rzucone w złości „ty świnio!” nie wybrzmi przyjaźnie i intymnie. Niezbyt zręczne wyrażenie „chińskie świnie” kilka lat temu zapewne przeszłoby niezauważone, lecz w obecnej napiętej sytuacji stało się przyczyną bardzo realnych i kosztownych konsekwencji. Kiedy Brytyjczyk pracujący w europejskim banku używa języka rodem z wojen opiumowych – to musiało się tak skończyć. I nie ma znaczenia, że rasistowski wydźwięk to „zasługa” tłumacza, a szwajcarscy bankierzy są ostatnimi osobami na świecie, które chciałyby obrazić delikatny i majętny naród chiński…

O przewrażliwieniu Chińczyków na własnym punkcie i nieumiejętności przyjęcia jakiejkolwiek krytyki pisałam już wielokrotnie (na przykład tu czy tu). Za każdym razem, gdy można dojść do wniosku, że w obrażaniu się obywatele Chin doszli już do mistrzostwa i ściany, okazuje się, że zły świat znów szkaluje i obraża. Władze Chin zdają się nie dostrzegać ponoszonych przy okazji walki o honor strat wizerunkowych i erozji soft power. Może jednak warto uważniej czytać Konfucjusza, który miał swoje zdanie na temat przejmowania się brakiem uznania i szacunku: „Czyż nie jest jednak prawdziwie szlachetny ten, kto się nie smuci, choć się na nim ludzie nie poznali?”.