If you can meet with Triumph and Disaster and
treat those two impostors just the same.
[„Jeżeli”, poemat Rudyarda Kiplinga]
O, mamo, mamo, mamo…
Czy wiesz, dlaczego moje serducho tak bije?
Widziałem Maradonę, Widziałem Maradonę!
I jestem, mamo, w nim zakochany!
[Znana pieśń neapolitańskich kibiców]
Chciałbym znowu cię zobaczyć
Na zielonym prostokącie,
Gdzie słowa umierają
A twoja lewa przemawia do ludzi…
[fragment piosenki Julia Lacarra]
Jak słusznie zauważył Gustavo Bernstein w rozprawie „Maradona. Ikonografia narodu”, „To Maradona jest dla nas głównym punktem odniesienia. Nikt lepiej nie ucieleśnił naszej istoty. […] W ciągu ostatnich dwudziestu lat nikomu innemu nie oddaliśmy tyle naszych uczuć. Argentyna jest Maradoną, Maradona jest Argentyną” [1]. Historia Maradonów, wielodzietnej rodziny pochodzącej z ubogich Favelas i Villa Fiorito, stanowi gotowe i przekonujące tło dla opowieści w rodzaju „od zera do bohatera”. Gdy jeszcze za młodu Diego przejawiał wielki talent sportowy, nikt nie mógł się jednak domyśleć, że w wieku 26 lat uniesie najważniejsze trofeum w piłce nożnej, czyli Złoty Puchar Mistrzostw Świata (Meksyk, 1986). Ciężką pracą piłkarz umożliwił swojej rodzinie awans klasowy i możliwość godnego życia (wyprowadzenie się ze wspomnianych slumsów), ale też podarował Argentyńczykom symboliczną i historyczną dumę. Argentyna dzięki Diegowi pokonała w półfinale wspomnianych Mistrzostw znienawidzoną Anglię, choć uczyniła to za sprawą pewnego inwencyjnego podstępu. Nawet jeśli ktoś nie interesuje się na co dzień piłką, to mógł usłyszeć o „Ręce Boga” (La mano de Dios) [2]. Była to zarazem ręka El Pibe De Oro, czyli Złotego chłopaka – Maradony.
Dualizm „boskiego Diega”
Spektakularna kariera Diega Maradony udowadnia na każdym kroku, że boisko to gladiatorska arena, w której nie walczy się jedynie o punktowe zwycięstwo w tabeli, lecz także o godność i poszanowanie, swoisty „rewanż społeczny” całych narodów i ugrupowań. Piłka nożna w wykonaniu Argentyńczyka to mieszanka poezji i polityki, łez szczęścia i bólu, boskości i diabelskości, komedii i tragedii, oszustwa i geniuszu… Jak pisał w swojej książce znany włoski dziennikarz sportowy Darwin Pastorin: „Największym mistrzem, jakiego kiedykolwiek widziałem, jest Diego Armando Maradona. Uwierz mi, mój synu, nie będzie już nigdy człowieka takiego jak on, i to na wieki wieków. Uczynił z niedoskonałości doskonałość. Mała, spuchnięta, przewlekle zmęczona ofiara «fałszywych przyjaciół» i tej specyficznej chęci wykraczania poza wszelkie reguły. Maradona przekształcił prostą – czy wręcz prostacką – skórzaną piłkę w przepełnionym pięknem skarb” [3]. Ten osobliwy rodzaj podwójności, który charakteryzował argentyńskiego zawodnika na boisku, przedkłada się równocześnie na jego burzliwy życiorys poza nim. I to właśnie ten wzmiankowany, transgresyjny aspekt zdaje się najbardziej interesować twórcę „Diego”.
Choć Asif Kapadia, brytyjski reżyser o indyjskich korzeniach, rozpoczął swoją podróż w świecie kina za sprawą fabuły (najsłynniejsze dzieło tego okresu to „Wojownik”), nie bez przyczyny określa się go dziś mianem współczesnego mistrza docu-filmów. Reżyser z ogromną pasją i precyzją tworzy trzymające w napięciu, wzruszające, biograficzne narracje z materiałów archiwalnych i tak zwanego found footage. W przeszłości filmowiec skierował uwagę w stronę dwóch postaci tragicznie i przedwcześnie zmarłych: gwiazdy formuły 1 Ayrtona Senny [2010] oraz divy muzyki rozrywkowej Amy Winehouse [2015]. Najnowszy film Kapadii pochyla się nad równie spektakularnym życiorysem, lecz postaci jeszcze żyjącej. Prezentowany na tegorocznym festiwalu w Cannes „Diego” to opowieść skupiona wokół najważniejszego epizodu w piłkarskiej karierze „Mozarta piłki nożnej”, czyli lat, które „boski Maradona” spędził w SSC Napoli (1984–1991).
Reżyser nagrodzonej Oscarem „Amy” wspomina w jednym z wywiadów, że „podsumowanie historii Diega było trudne, prawie niemożliwe. Trzeba było wybrać odpowiedni moment jego dramatycznej historii. Każdy wydawał się równie intrygujący i cenny – trudy młodości w slumsach, pierwszy przeskok jakościowy w argentyńskiej lidze (pierwsza ważna drużyna Boca Juniors), kontuzja i brak akceptacji w Barcelonie i tamtejszej La Liga, mundial Mexico ‘86 i Italia ‘90, największe sukcesy w barwach SSC Napoli, upadek mitu i walka z nałogiem, nieudana próba powrotu do zawodowego sportu i skandal antydopingowy podczas mundialu USA ‘94… Gdzie znaleźć koniec i jak spiąć całość w klamrę? Jak poradzić sobie z tym ogromem materiału? Historia Diega to naprawdę bogaty skarb, którego niezbadaną wartość najlepiej podsumowuje znane przysłowie – nie wszystko złoto, co się świeci…” [4].
Spektakularna kariera Diega Maradony udowadnia na każdym kroku, że boisko to gladiatorska arena, w której nie walczy się jedynie o punktowe zwycięstwo w tabeli, lecz o godność i poszanowanie, swoisty „rewanż społeczny” całych narodów i ugrupowań. | Diana Dąbrowska
Święty na opak?
Według oficjalnej narracji biografii Maradony, Diego odnalazł w Neapolu „swój drugi dom i ludzi podobnych do siebie, których za nic nie chciał zawieść”. El Pibe de Oro podarował neapolitańczykom nadzieję na to, by postawić się wreszcie drużynom bogatszej północy (Juventusowi, AC Milanowi, Interowi Mediolan, Fiorentinie…). Konflikt między południem Włoch a tak zwaną Nord Italia sięga czasów przed zjednoczeniowych (1861). Region Kampania, podobnie jak Sycylia czy Kalabria, od zawsze pielęgnował swoją wyjątkowość poprzez silne powiązanie z tradycjami, mówienie we własnym dialekcie i za pomocą „własnych słów”. Południe przez dziesięciolecia utwierdziło się w swojej pozycji największej ofiary procesu unifikacji, ograbionej ze swych licznych bogactw na korzyść bardziej uprzemysłowionej północy. Czas odkupienia dla miasta łączonego z biedą i tak zwaną malavitą („złym życiem”, mafią) przychodzi dopiero w latach 80. Stało się tak za sprawą ogólnokrajowych sukcesów kinowych (przełomowa w ukazywaniu „miasta-wulkanu” w twórczości aktora i reżysera Massima Troisiego), muzycznych (przebojem wdarł się do świata włoskiej muzyki rozrywkowej młodziutki Nino d’Angelo, gwiazdor lokalnie dystrybuowanych filmów muzycznych), ale także spektakularnych sukcesów SSC Napoli pod batutą Maradony. Trudno sobie wyobrazić, jak wiele Argentyńczyk znaczył dla ludzi, którzy na pierwsze scudetto [z wł. tarcza; najważniejsze trofeum włoskiej Serie A] w historii klubu (symboliczna data dla Neapolu – 10 maja 1987 roku), czekali całe swoje życie. Neapolitańczycy jak mantrę powtarzali wtedy jedno imię… Diego stawał się dla nich świętym i wybawicielem, wymarzonym synem, ojcem, bratem czy kochankiem. Podobnie jak w przypadku mundialu w Meksyku, także tym razem Maradona udowodnił, że jest w stanie wywalczyć godność dla tych, którzy przez stulecia byli na samym dnie buta. Diego uświadomił mieszkańcom Południa, że ich niska pozycja geograficzna nie jest w żadnym momencie tożsama z uniżeniem moralnym. Niepozorny, lecz zadziorny Dawid pokonał Goliata i zemścił się wreszcie za wcześniejsze (liczne) upokorzenia.
„Z biegiem czasu oczywistością stanie się fakt, że Maradona był dla futbolu tym, czym Rimbaud był dla poezji, a Mozart dla muzyki” – wyznał w połowie lat 90. Eric Cantona, znany francuski piłkarz związany ze światem kina [5]. O ile nikt nie ma wątpliwości związanych z geniuszem Maradony na boisku, jego odbiór poza nim uległ zasadniczej zmianie. Asif Kapadia nie dekonstruuje w swoim dokumencie mitu, ale zagląda za kulisy jego powstawania, próbuje pokazać, jaką cenę należało zapłacić, aby za życia stać się pomnikiem, legendą, a ostatecznie… internetowym memem. Bardziej niż Maradona, interesują go materiały archiwalne, w których widzimy naiwnego chłopca, urodzonego z piłką przy nodze. Stopniowo jednak okazuje się, że skórzana piłka przemienia się w bardzo ciężką kulę – w pewnym momencie to ona zaczyna mieć panowanie nad Diegiem, nie odwrotnie. Argentyńczyk staje się podczas swojego zwycięskiego pobytu w stolicy Kampanii beniaminkiem jednego z groźniejszych, lokalnych klanów. Swoją twarzą latynoskiego cherubinka reklamuje imprezy niejakiej rodziny Giuliano (inauguracje nowych lokali i restauracji, a także chrzciny, śluby, komunię…). Do dziś nie wiadomo zresztą, skąd władze klubu znalazły kwotę 10 milionów dolarów na sprowadzenie do ówcześnie najbiedniejszej drużyny Europy, najdroższego piłkarza świata. Sam Roberto Saviano znany ze swojego przełomowego reportażu „Gomorra” potwierdza informację, jakoby w ten transfer były uwikłane pieniądze mafijne.
Diego – synonim transgresji
Asif Kapadia nie dostarcza ostatecznej odpowiedzi na powyższe dyskusyjne kwestie (rysy na jakże uładzonej powierzchni boskiego mitu), nie ocenia też motywacji swojego bohatera. Oczywiście przyglądamy się momentom, w których El Pibe de Oro mówi wprost, że pod naporem nieustającej presji chciał odejść z Napoli (tuż po pierwszym scudetto) i przejść do ligi francuskiej (pojawiła się kusząca propozycja ze strony Olympique Marsylia). W dziele Kapadii pojawia się pewnego rodzaju alibi na „narkotykowy nałóg” dostarczający Maradonie wytchnienia i skupienia (po 1987 roku). Jak wspomina Argentyńczyk już po opuszczeniu Napoli: „Wiem, że najpierw zraniłem siebie, a tym samym moją rodzinę, moje córki. Wierzę, że w przyszłości nauczę się kochać siebie bardziej, myśleć więcej o sobie samym. […] Nie chce być już zmuszany do gry, kiedy nie jestem w stanie, dawać sobie wstrzykiwać kortyzon, bo muszę stawić się na boisku, żeby wyrównały się wpływy kasowe, kopać piłkę, żeby zdobyć scudetto albo otrzymać boże zbawienie. W każdym meczu gram o życie. Psychologowie próbują uwolnić mnie od kokainy, lecz nie od chęci życia” [6].
Asif Kapadia nie dekonstruuje w swoim dokumencie mitu, ale zagląda za kulisty jego postawania, próbuje pokazać, jaką cenę należało zapłacić, aby za życia stać się pomnikiem, legendą, a ostatecznie… internetowym memem. | Diana Dąbrowska
„Diego” w ujęciu brytyjskiego reżysera zdaje się przede wszystkim młodzieńcem marzącym o tym, aby się wykazać i udowodnić swoją wartość. Genialny piłkarz, który nigdy też nie zapomniał o swoich korzeniach i stale celebrował swoją „dzikość serca”. Łamiący zasady dla dobra ogółu rewolucjonista, swoisty Robin Hood XX wieku. Maradona staje się tu symbolem wolności, którą każdy stara się stłamsić i wbrew jego naturze podporządkować jednej oficjalnej narracji: albo jako wywyższany pod niebiosa święty albo jako znienawidzony przez wszystkich diabeł – Diego nie może poruszać się po różnych odcieniach szarości jak „normalna jednostka”.
Kapadia pokazuje, że fenomen złotego Argentyńczyka wykracza poza binarne normy moralne, a przy próbie opisania jego istoty umyka to, co nieuchwytne i najbardziej wyjątkowe w jego postaci – swoista jednoczesna obecność jej radykalnie odmiennych odsłon. Jak w swojej recenzji słusznie podsumował ten paradoks włoski krytyk Antonio Cuomo: „«Diego» i «Maradona» nie są tą samą osobą, należą do dwóch różnych porządków postrzegania i przeżywania rzeczywistości, każdy z nich walczył, aby silniej zamanifestować swoją obecność. „«Diego» i «Maradona» – są tak blisko siebie, ale zachowują się tak, jakby się kompletnie nie znali” [7].
Nie sposób nie dać się uwieść tej fascynującej zbitce sprzeczności, która przez dekady stała się obowiązkowym rozdziałem światowej popkultury (niezależnie od tego, czy jest się fanem piłki nożnej). Oglądając Argentyńczyka u szczytu jego kariery, wyprawiającego cuda z futbolówką, można zaś w pełni zgodzić się z tekstem znanej piosenki Manu Chao: „Gdybym był Maradoną, żyłbym tak jak on, tysiące fajerwerków, tysiące przyjaciół. Życie jest loterią… w nocy i za dnia! Życie jest loterią – w górę i w dół! Gdybym był Maradoną, żyłbym tak jak on, bo świat jest piłką!”.
Przypisy:
[1] Gustavo Bernstein, „Maradona: iconografia de la Patria”, Buenos Aires 1997. Cytat za: Tomasz Szerszeń, „Diego Maradona: święta historia” (artykuł), „Konteksty”, nr 3–4/2012, s. 241–249.
[2] Określenie jednego z najsłynniejszych goli w historii piłki nożnej. 22 czerwca 1986 roku na stadionie Azteca Argentyna rozegrała w ramach Mistrzostw Świata półfinał z Anglią. Obie drużyny od dawna toczyły rywalizację, która miała swój początek w kontrowersyjnej decyzji sędziego Rudolfa Kreitleina o wyrzuceniu z boiska kapitana drużyny z Ameryki Południowej Antonia Ubaldo Rattina w ćwierćfinałowym meczu Mistrzostw Świata w 1966 roku; Albicelestes zostali wówczas wyeliminowani z turnieju, podczas gdy Anglia (gospodarz rozgrywek) kontynuowała swoją zwycięską podróż aż do samego końca turnieju. Dwadzieścia lat później napięcie przedmeczowe sięgało zenitu także z powodu wojny o Falklandy, czyli konfliktu zbrojnego pomiędzy Argentyną i Wielką Brytanią, do którego doszło w marcu 1982 roku. Argentyńczycy odnieśli na tym polu sromotną porażkę – pokazanie własnej wyższości na boisku potraktowali jak sprawę największej wagi, o charakterze narodowego rewanżu. Na początku drugiej połowy meczu El Pibe de Oro wykorzystał szansę i nieprzepisowo (ręką) wbił pikę do bramki przeciwników. Maradona skwitował wydarzenie dwuznacznym stwierdzeniem: „Strzeliłem go trochę głową i trochę za sprawą «ręki Boga»”. Gol został uznany, a Argentyna ostatecznie mistrzostwa w Meksyku wygrała.
[3] https://storiedicalcio.altervista.org/blog/darwin_pastorin_lettera_a_mio_figlio_sul_calcio.html
[4] Informacja zaczerpnięta z pressbooka filmu.
[5] Nagranie ze spotkania między Cantoną a Maradoną (Paryż 1995). https://www.youtube.com/watch?v=DqY7fe9qjuM&t=89s
[6] Wypowiedź Maradony z 15 sierpnia 1991 roku, po tym jak potwierdzono oficjalnie obecność kokainy w jego badaniu antydopingowym. https://aforisticamente.com/2018/01/07/frasi-piu-celebri-diego-armando-maradona/
[7] Recenzja dla portalu Movieplayer. https://movieplayer.it/articoli/diego-maradona-recensione_20901/