Szanowni Państwo!

Wyobraźmy sobie rodaka, który w październiku 2015, tuż po zwycięstwie wyborczym Prawa i Sprawiedliwości, wyjechał z kraju lub zapadł w długi sen, z którego właśnie się budzi. Załóżmy też, że – z sobie tylko wiadomych powodów – po przebudzeniu zapytałby nas, co zmieniło się w obozie opozycji. Czyż najkrótsza odpowiedź nie powinna brzmieć: „nic”?

Walczyliśmy do ostatniej minuty” – mówiła Ewa Kopacz w czasie wieczoru wyborczego w 2015 roku, po ogłoszeniu sondażowych wyników wyborów parlamentarnych. Ta „walka do ostatniej minuty” zagwarantowała Platformie Obywatelskiej 138 mandatów, o 69 mniej niż w Sejmie poprzedniej kadencji. Co gorsza jednak z punktu widzenia Platformy, wskutek porażki lewicowej koalicji, która nie weszła do Sejmu, Prawo i Sprawiedliwość mogło się cieszyć samodzielną większością. Większość ta byłaby jeszcze większa, ale Polskie Stronnictwo Ludowe, jak zawsze w ciągu ostatnich 30 lat, z niewielkim zapasem zdołało przekroczyć próg wyborczy.

Od tamtego momentu minęły niemal cztery lata, miało miejsce wiele ważnych wydarzeń, rozbłysły i zgasły polityczne gwiazdy, powstały nowe partie i ruchy społeczne, z których niektóre już zdążyły stracić zaufanie. I to nawet, jeśli jeszcze 2–3 lata temu notowały ogromne poparcie (Nowoczesna) lub przyciągały na ulice dziesiątki tysięcy ludzi (KOD). Wiele się zmieniło, jeśli jednak opozycja nie zacznie walczyć, to w październiku Grzegorz Schetyna będzie mógł powtórzyć słowa Ewy Kopacz.

Wniosek? Partie opozycyjne są mniej więcej tam, gdzie były cztery lata temu.

Przede wszystkim, opozycja jest ponownie podzielona, mimo że przez ponad trzy lata próbowała się jednoczyć, a przed zaledwie dwoma miesiącami była zjednoczona. Początki były nieśmiałe, zaczęło się od porozumienia Nowoczesnej i Platformy Obywatelskiej o wspólnym starcie do sejmików wojewódzkich. Koalicję następnie poszerzono o Inicjatywę Polską Barbary Nowackiej i w takim formacie wzięła udział w wyborach samorządowych. Sukces odniosła przede wszystkim w miastach, a w wyborach do sejmików uzyskała łącznie 26,97 procent głosów. Był to drugi wynik w skali kraju po Prawie i Sprawiedliwości. PiS potwierdziło swoją siłę, ale zwycięstwa Koalicji w dużych miastach, takie jak Rafała Trzaskowskiego w Warszawie lub Hanny Zdanowskiej w Łodzi, pokazały, że opozycja nadal ma potencjał i poparcie społeczne.

Na początku 2019 roku podjęto decyzję o utworzeniu Koalicji Europejskiej, w skład której weszły również PSL, SLD i Zieloni. Twór, który obejmował polityków od lewicy po umiarkowaną prawicę, dał opozycji szansę na zwycięstwo w nadchodzących wyborach. Koalicja była powołana – na co wskazywała sama nazwa – jedynie na wybory europejskie, ale ewentualny triumf z pewnością przedłużyłby jej istnienie.

Nie udało się. Koalicja Europejska uzyskała 38,47 procent, czyli ponad pięć milionów głosów, jednak mobilizacja wyborców i rekordowo wysoka frekwencja przyczyniła się do zwycięstwa Prawa i Sprawiedliwości, które uzyskało rekordowe, blisko 6,2 miliona głosów. Blok opozycji zaczął trzeszczeć w szwach.

Nadal jednak istniała nadzieja na jego przetrwanie. SLD, doświadczony wynikiem poprzednich wyborów parlamentarnych, lansował ideę szerokiego porozumienia, które zagwarantuje lewicy miejsca w Sejmie. Z takiej formuły zrezygnowało jednak Polskie Stronnictwo Ludowe, które – z dnia na dzień – zdecydowało się na samotny start w poszukiwaniu utraconego elektoratu.

Ryzykowana decyzja PSL-u, którą da się wytłumaczyć interesem partii, a szczególnie jej struktur lokalnych, pogrzebała ostatecznie szansę na jesienną, szeroką koalicję. Platforma Obywatelska nie zdecydowała się na start z SLD, uznając, że korzyści nie będą większe od potencjalnych strat wizerunkowych. Decyzja PO oznacza, że na lewo od Prawa i Sprawiedliwości wystartują najprawdopodobniej trzy bloki opozycyjne: PSL, Koalicja Obywatelska i zjednoczona Lewica. Niemal tak samo było cztery lata temu. Wyjątkiem jest Partia Razem, wówczas debiutująca, dziś wchodząca w skład lewicowej grupy, oraz Nowoczesna, pozbawiona dawnego lidera i wchłonięta przez Platformę.

Powrót do punktu wyjścia to nowe szanse, ale też ryzyko. Z jednej strony, szansa pojawia się dla lewicy, która na podziale na trzy bloki może zyskać najwięcej. Kilka opozycyjnych bloków ma również szansę znacznie dokładniej zdefiniować odbiorcę docelowego programu i trafić do niego z przesłaniem. Może, dzięki precyzyjnie skierowanej ofercie, również skuteczniej zmobilizować konkretne grupy społeczne. Jednak, z drugiej strony, opozycja podejmuje nierówną walkę z… ordynacją wyborczą, która promuje duże ugrupowania. Paradoksalnie, nawet sumarycznie wyższy wynik opozycji niż Zjednoczonej Prawicy może nie dać jej władzy. Ponadto, opozycja musi uważać, by nie popaść w konflikty wewnętrzne. Największe ugrupowanie opozycyjne, Platforma Obywatelska, od poprzednich wyborów nie zwiększyło poparcia, a niezłe wyniki projektów, takich jak KO czy KE, nie mogą przysłonić słabości ugrupowania Grzegorza Schetyny. Próbą ratunku było powołanie nowego sztabu na czele z, coraz bardziej popularnym, posłem Krzysztofem Brejzą. W rozmowie z Tomaszem Sawczukiem twierdzi on, że są to „najważniejsze dni w moim życiu” i zapewnia, że Koalicja Obywatelska wygra z PiS-em. „Po forum programowym Platformy, po dwóch bardzo dobrych wystąpieniach szefa, w partii wyzwoliły się wielkie pokłady energii”, przekonuje poseł.

Ciekawie o wydarzeniach ostatnich kilkunastu tygodni opowiada przewodniczący SLD, Włodzimierz Czarzasty, który twierdzi, że Koalicja Europejska to „najlepszy projekt polityczny, jaki powstał od czasu transformacji”. Co zatem sądzi o koalicji lewicowej, której powstanie przed kilkoma dniami ogłosili liderzy Wiosny, Razem i właśnie SLD? „Nie udało mi się obronić projektu, w który zaangażowałem się z wielkim entuzjazmem, w związku tym, z tak samo wielkim entuzjazmem, z głową pełną myśli i pomysłów, idę w następny projekt!”, mówi w rozmowie z Łukaszem Pawłowskim i Jakubem Bodzionym.

Polskie Stronnictwo Ludowe nie podziela opinii Czarzastego. „Błędem był start PSL-u w Koalicji Europejskiej i błędem byłby wspólny start teraz. My po prostu musimy mieć swoich wyborców i swoje miejsce na scenie politycznej”, wprost mówi szefowa lubuskich struktur tej partii i była minister pracy i polityki społecznej Jolanta Fedak w rozmowie z Łukaszem Pawłowskim. I dodaje, że „samodzielny start PSL-u jest absolutnie naturalny”.

Można byłoby te słowa zrozumieć. A jednak na ironię zakrawa fakt, że twierdzenia Fedak brzmią jak żywcem wyjęte z wypowiedzi… Roberta Biedronia tuż przed wyborami do Parlamentu Europejskiego. Były prezydent Słupska także domagał się wówczas prawa do samodzielnego startu i protestował przeciwko zaganianiu go do Koalicji Europejskiej. Dziś partia Biedronia wchodzi do koalicji lewicowej, ale pięć minut temu współpracy z Grzegorzem Schetyną również nie wykluczała. Skąd ta zmiana?

„Wynik Wiosny nie był oszałamiającym sukcesem”, przyznaje szef sztabu tej partii Krzysztof Gawkowski w rozmowie z Łukaszem Pawłowski i Tomaszem Sawczukiem. Czy teraz będzie inaczej? Jego zdaniem „złożenie w jeden projekt doświadczenia SLD, pragmatyzmu, ale i ideowości Razem, a także świeżości Wiosny, uzupełnione przez zaangażowanie Zielonych, Unii Pracy, Polskiej Partii Socjalistycznej, ruchów miejskich oraz innych środowisk, daje perspektywę walki nie o kilka procent, ale znacznie więcej”. Kłopot w tym, że większość z wymienionych podmiotów w ogóle jeszcze nie dołączyła do lewicowej koalicji.

Opozycja jest w trudnym położeniu. Są, szanse, są ryzyka, ale jest przede wszystkim obraz niewykorzystanych czterech lat, które – w wypadku klęski – zostaną rozliczone po wyborach. Bo, jak przyznaje wspomniany już Krzysztof Gawkowski: „Jeśli na trzy miesiące przed wyborami szeroko rozumiana opozycja wciąż rozmawia o tym, z jakich list będzie startować, to znaczy, że głupio wykorzystała te cztery lata”.

Nic dodać, nic ująć.

Zapraszamy do lektury!
Redakcja „Kultury Liberalnej”