Szanowni Państwo!
Nawet 300 tysięcy ludzi na ulicach miast w całej Francji w listopadzie 2018 roku, milion ludzi na ulicach Londynu w marcu 2019 roku, ćwierć miliona ludzi na ulicach Pragi w czerwcu, 60 tysięcy na ulicach Moskwy w sierpniu, najwięcej od opozycyjnych protestów w roku 2011, wreszcie regularne, trwające od miesięcy i przyciągające nawet 1,5 miliona uczestników demonstracje na ulicach Hongkongu.
Wszystkie te manifestacje mają wspólną cechę – wszystkie były prowadzone w imię obrony demokracji, jej przywrócenia oraz realizacji jej ideałów. Czy to oznacza, że w XXI wieku demokracja ma się lepiej? Pozytywna odpowiedź na to pytanie jest jak najdalsza od oczywistości. Większość analityków chętnie pisze dziś raczej o „kryzysie demokracji”, „zmierzchu Zachodu”, „końcu liberalizmu”.
Czy można aż tak lekceważyć hasła protestujących obywateli? Demonstranci w Czechach wyrażali swoje obawy o trwałość demokracji z powodu nadmiernej koncentracji władzy w rękach premiera Andreja Babiša oraz oskarżeń o korupcję pod jego adresem. Przeciwnicy brexitu w Wielkiej Brytanii domagają się uwzględnienia ich głosu w negocjacjach Londynu z Brukselą, a niektórzy chcą, by wobec niemożliwości uzyskania porozumienia, referendum odbyło się raz jeszcze. We Francji uczestnicy ruchu „żółtych kamizelek” protestowali przeciwko nowym podatkom i obojętności władzy na trudności finansowe, z którymi muszą się borykać przeciętni Francuzi. W Hongkongu demonstranci obawiają się utraty praw i wolności obywatelskich na rzecz autorytarnej władzy Komunistycznej Partii Chin. W Rosji domagają się możliwości udziału partii opozycyjnych w uczciwych wyborach, bez strachu o własne bezpieczeństwo.
Gdyby na wszystkie te wydarzenia spojrzeć z perspektywy powyższych haseł, można uznać, że demokracja ma się dziś znakomicie – skoro tak wiele osób staje w jej obronie lub po prostu się jej domaga.
A jednak mamy i drugą stronę medalu. Zdecydowanie mroczniejszą.
Fakt, iż trzeba stawać w obronie „rządów ludu”, oznacza, że ich przyszłość wydaje się niepewna – że ktoś im zagraża. Kto? Bardzo często partie i politycy wybrani głosami innej części tego samego ludu. Wszak milionom Brytyjczyków domagających się pozostania w Unii odpowiadają miliony, którzy chcą wyjść jak najszybciej, właściwie bez względu na koszty. W Rosji 60 tysięcy ludzi na demonstracjach antyrządowych robi wrażenie, ale to wciąż kropla w morzu zwolenników obecnego systemu. W Czechach partia Andreja Babiša jest wciąż najpopularniejszym ugrupowaniem. Małgorzata Jacyno w rozmowie z „Kulturą Liberalną” zwracała uwagę, że jedną z przyczyn dzisiejszych napięć może być to, iż „większa część klasy średniej dołącza w tej chwili do ludu”.
Warto zatem serio wziąć przejawy buntu ludu – i wielkie ruchy protestu w Europie. Czy to przejaw nieprzemijającej atrakcyjności ideałów liberalnej demokracji? A może konwulsje systemu, który się kończy, bo nie pasuje do naszej ludzkiej natury – stawiającej walkę i dominację nad innymi wyżej niż kompromis? Czy warto – w imię demokratyzacji – buntować się wobec elit?
Takie pytanie zadamy już niedługo uczestnikom konferencji „Bunt ludu. O nowych podstawach Unii Europejskiej”, która rozpoczyna się już w czwartek, 19 września o godzinie 16.00 w Teatrze Polskim przy ulicy Kazimierza Karasia 2 w Warszawie.
[promobox_wydarzenie link=”https://kulturaliberalna.pl/konferencja/” txt1=”Już 19 września konferencja „Bunt ludu! O nowych podstawach Unii Europejskiej”” txt2=”Zapisz się tutaj!” pix=”https://kulturaliberalna.pl/wp-content/uploads/2019/08/43070517_1583791888392630_2108398376159543296_o-550×367.jpg”]
Zanim jednak zaczniemy dyskusję, chcemy przedstawić Państwu część naszych gości oraz sytuację polityczną w krajach, z których pochodzą. Czeski dziennikarz Jakub Patočka w rozmowie z Łukaszem Pawłowskim wyjaśnia nie tylko źródła tamtejszych protestów, ale przede wszystkim tłumaczy drogę Andreja Babiša do władzy i fenomen jego popularności. \
Wreszcie szef francuskiego think tanku liberalnego Generation Libre, Gaspard Koenig, mówi Tomaszowi Sawczukowi, co zostało z ruchu „żółtych kamizelek” i jaki wpływ miały te protesty na stan francuskiej demokracji.
Co ważne, w odróżnieniu od wielu autorów piszących o kryzysie współczesnych demokracji, Mounk nie uchyla się od szukania rozwiązań naszych współczesnych problemów. Jakie ma propozycje?
Po pierwsze, fundamentalne reformy gospodarcze przywracające wiarę w możliwość poprawy naszego bytu, ale przede wszystkim – redukujące nierówności majątkowe. Funkcjonująca demokracja wymaga minimum poczucia wspólnoty obywatelskiej i wzajemnego kontaktu. Trudno o to, gdy rozmaite grupy obywateli żyją w światach odległych od siebie o miliony dolarów.
Po drugie, przywrócenie do łask pojęcia państwa narodowego. Nie znaczy to bynajmniej, że ma to być państwo oddzielone granicznym murem, samowystarczalne i wrogie innym. Wręcz przeciwnie – to właśnie podzielane poczucie przynależności do jednego państwa, poczucie współobywatelstwa może być tym, co utrzyma razem nasze coraz bardziej zróżnicowane etnicznie społeczeństwa i stworzy podstawę do międzyludzkiej solidarności.
Po trzecie wreszcie, konieczność ściślejszej regulacji rynku nowych mediów. Tak aby narzędzie, które miało uczynić demokrację bardziej demokratyczną, nie okazało się ostatecznie jej grabarzem.
Zapraszamy do lektury!
Redakcja „Kultury Liberalnej”